Długo siedział bez ruchu, patrząc na łąkę i wsłuchując się w jej odgłosy. Linda powiedziała, że nic nie było słychać. Odezwał się pager: na wyświetlaczu pojawił się numer Snorassona. Sejer sięgnął po komórkę.
– Znalazłem coś – powiedział Snorasson. – To może być ważne.
– Tak?
– Niewielka ilość białego proszku.
– Mów dalej.
– Na torebce i we włosach. Naprawdę niewiele, lecz wystarczyło, żeby posłać do laboratorium.
Sejer podziękował mu. Kollberg podniósł się z ziemi. Biały proszek. Coś, co może naprowadzić ich na trop. Narkotyki? Jeszcze raz spojrzał na ścianę lasu. Czy kobieta biegła przez łąkę, bo zobaczyła dom Gunwalda i liczyła na to, że znajdzie tam ocalenie? Tylko tam mogła uciekać. Dlaczego nie krzyczała? Gunwald słyszał coś, jakby słabe wołanie, ale może się przesłyszał. Dlaczego sprawca zostawił samochód w widocznym miejscu? Może kobieta otworzyła drzwi podczas jazdy i próbowała wyskoczyć? Według zeznań Lindy drzwi po stronie pasażera były otwarte. Czyżby zauważyła polną drogę po drugiej stronie szosy, prowadzącą do jeziora Norevann?
Wpuścił psa do samochodu, po czym usiadł za kierownicą i zamknął oczy. Często to robił. Rzeczywistość znikała, a zamiast niej pojawiały się obrazy, jasne i wyraźne. Ze statystyk wynika, że sprawca jest mężczyzną w wieku od dwudziestu do pięćdziesięciu lat. Przypuszczalnie pracuje, ale nie ma wykształcenia. Ma kłopoty z mówieniem o sobie i swoich uczuciach. Być może ma przyjaciół, lecz z nikim nie jest szczególnie blisko. Ma problemy w relacjach z kobietami i czuje się skrzywdzony.
Skręcił w boczną drogę. Po około pięciuset metrach dotarł do małej zatoczki z kamienistą plażą. Żadnych domów ani innych zabudowań. Wysiadł i przez jakiś czas stał nieruchomo, patrząc na przeciwległy brzeg. Ani żywej duszy. Zanurzył rękę, woda była lodowato zimna. Przesunął mokrą dłonią po czole. Po prawej stronie ciągnął się gęsty las, po lewej zaczynał się wąski półwysep. Doszedł na sam jego koniec. Znalazł resztki ogniska, rozgarnął je stopą. Woda była ciemna, raczej głęboka. Mógł ją przecież ukryć. Wielu tak robiło: wrzucali ciało do wody albo zakopywali. Jednak w tym przypadku sprawca nie zrobił niczego, żeby ukryć zbrodnię, żeby zmylić tropy. To musiał być ktoś niezorganizowany, kto ma problemy z samokontrolą.
Sejer ruszył z powrotem na komendę.
Skarre wszedł szybkim krokiem. Jak zwykle ssał żelka.
– I co z Andersem Koldingiem? To chyba nie on? – zapytał.
– Raczej nie. Chyba że zabił ją akumulatorem, który podobno kupił na stacji benzynowej w Elvestad. Pogadam z nimi. Aha, czeka nas jeszcze jedno niezbyt przyjemne zadanie. Musimy sprawdzić wszystkich, którzy byli kiedyś skazani za przestępstwa na tle seksualnym.
– Przecież jej nie zgwałcił, prawda?
– Ale mógł mieć taki zamiar. Wiem, że zabrzmi to okropnie, jednak szkoda, że mu się nie udało. Mielibyśmy więcej materiału dowodowego – odpowiedział Sejer.
– Jakie jest prawdopodobieństwo, że już kiedyś zrobił coś takiego?
– Spore. Lecz jeśli jest młody, być może jeszcze nigdy do tej pory nie posunął się tak daleko.
– A jest młody?
– Ta niesłychana wściekłość… Kojarzy mi się z młodością. Ja mam pięćdziesiąt lat. Nie wydaje mi się, żeby sprawca miał tyle. Najwyżej trzydzieści.
– Jest bardzo silny.
– I ciężko zraniony. Może przez jedną kobietę, może przez kobiety w ogóle. Kiedy ogarnia go wściekłość, staje się jeszcze silniejszy. Ma też niezwykle skuteczną broń. Co wozisz w samochodzie, Jacob?
Skarre podrapał się po głowie.
– Metalową skrzynkę z narzędziami. Łyżkę do opon. Trójkąt ostrzegawczy. Czasem wieszak na marynarkę.
– A niech mnie!
– Termos, jeśli jadę gdzieś dalej. Latarkę.
– Za mała.
– Moja jest duża i ciężka. Największa Maglite na rynku, ponad trzydzieści centymetrów długości.
– Zbyt kanciasta, poza tym obrażenia wyglądałyby inaczej.
– Oprócz tego ze czterdzieści kaset magnetofonowych w schowku, a czasem torbę z pustymi butelkami w bagażniku, jeśli zapomnę wyrzucić je do pojemnika na szkło. A ty?
– Ja wożę Kollberga – odparł Sejer.
Podszedł do okna. Skarre stanął obok niego i przez jakiś czas rozmyślali w milczeniu.
– On liczy godziny – odezwał się wreszcie Sejer.
– Kolekcjonuje je – dodał Skarre.
– Ma obsesję na punkcie czasu. Codziennie rano gazeta. Wiadomości. Śledzi je, zwraca uwagę na wszystko, stara się domyślić, jak dużo wiemy.
– A nie ma tego wiele – westchnął Skarre. – Co z Jomannem?
– Tego wieczoru wyszedł ze szpitala około dziewiątej. Potwierdzili to. Do domu ma pół godziny jazdy.
– Zauważył coś po drodze?
– Tylko białego saaba. Mało się nie zderzyli.
Skarre uśmiechnął się.
– Cóż, czasem lubię dodać gazu.
Do pokoju wszedł jakiś mężczyzna. Gunder puścił rękę Marie i cofnął dłoń. Rozpoznał Sejera i nagle przyszło mu do głowy, że cała ta sytuacja jest jakimś straszliwym nieporozumieniem. Muszą być przecież tysiące takich torebek w kształcie półksiężyca. Sejer przez chwilę w milczeniu przyglądał się pochylonemu nad łóżkiem mężczyźnie.
– Jak się pan czuje?
Gunder spojrzał na niego bezradnie.
– Nie wiem, co mam robić. Powiedzieli mi, że muszą wprowadzić tę tubę przez szyję, bo gardło jest za bardzo podrażnione. Wytną tam dziurę i po prostu wsadzą rurę… Nie wiem, co to będzie – powtórzył.
W pokoju zapadła cisza.
– Znaleźliście jej brata? – zapytał wreszcie Gunder.
– Nie – odparł Sejer. – Ale ciągle szukamy. W New Delhi mieszka mnóstwo ludzi. Musimy mieć pewność, że znaleźliśmy właściwą osobę.
– Nie chciał, żeby Poona wyjeżdżała do Norwegii – powiedział Gunder ze smutkiem. – Aha, jak już go znajdziecie, powiedzcie mu, że zapłacę za jego bilet. To mój obowiązek.
Sejer obiecał, że poinformuje go o rozwoju sytuacji. Gunder potarł kark zimną dłonią.
– Dacie mi znać, kiedy już będę mógł ją pochować, dobrze?
Sejer zawahał się.
– To jeszcze trochę potrwa. Musimy najpierw wyjaśnić mnóstwo rzeczy. Trzeba będzie też porozmawiać na ten temat z jej bratem. Proszę przygotować się na to, że będzie chciał zabrać ją z powrotem do Indii.
Gunder pobladł.
– Och, nie! Musi być pochowana tutaj, w Elvestad! Przecież jest moją żoną. – Poklepał się po kieszeni na piersi. – Mam na to dokumenty.
– Wiem. Po prostu uprzedzam pana, że istnieje taka możliwość. Tak czy inaczej, potrzebujemy jeszcze trochę czasu.
– To moja żona, więc tylko ja mogę podjąć decyzję!
Gunder zdenerwował się. Bardzo rzadko to mu się zdarzało. Drżał na całym ciele.
– O ile się nie mylę, w Indiach istnieje zwyczaj kremacji zwłok, prawda? – zapytał ostrożnie Sejer. – Jakiego była wyznania?
– Była hinduistką – odparł cicho Gunder. – Ale nie praktykowała. Jestem pewien, że chciałaby zostać blisko mnie. – W pokoju ponownie zapadła cisza. – Ale co zrobię, jeśli jej brat jednak się uprze, by zabrać ją do Indii? – zapytał z rozpaczą.
– Z pewnością istnieją przepisy regulujące takie sprawy – pocieszył go Sejer. – Oczywiście, ma pan swoje prawa. Proszę nie martwić się na zapas. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zapewnimy panu pomoc prawną. Na razie proszę myśleć o sobie i siostrze. Żonie, niestety, nie może pan już pomóc.
Читать дальше