Gunder nie miał najmniejszej ochoty wracać do pustego domu. Wolałby spędzić noc na komendzie, w pokoju inspektora Sejera. Blisko biżuterii. Chciał być pod ręką, gdyby dowiedzieli się czegoś o zamordowanej kobiecie. To nie mogła być Poona! Bądź co bądź, nie pozwolili mu jej zidentyfikować. Jestem tchórzem, pomyślał. Powinienem był tego zażądać. Podziękował policjantce i powłócząc nogami, wszedł po schodkach. Nie zadał sobie trudu, by zamknąć za sobą drzwi na zamek. Wszedł do salonu i wyjął z szuflady swoje zdjęcie z Pooną. Żółta torebka. A jeśli to pomyłka? Przecież z pewnością wyprodukowano setki tysięcy takich torebek. Marie. Moja praca. Wszystko się rozpada. Co powiedział ten człowiek w samolocie? Dusza zostaje na lotnisku. Teraz zrozumiał, co tamten miał na myśli. Załamany, siedział jeszcze przez jakiś czas przy biurku. Wstał, usiadł ponownie, wstał po raz drugi i wyruszył w bezcelową wędrówkę po domu. Był jak ćma szukająca światła.
W komendzie huczało jak w ulu. Trzydziestu ludzi pracowało na pełnych obrotach. Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co się stało. Cudzoziemka, niedawno po ślubie, przyjechała do Norwegii, do swojego nowego domu, i nigdy do niego nie dotarła. Padła ofiarą brutalnego ataku. Wszyscy pałali żądzą odnalezienia i aresztowania sprawcy. Najpierw konferencja prasowa. Co prawda, oznaczało to stratę cennego czasu, ale chcieli spojrzeć rodakom w oczy i powiedzieć im, jasno i wyraźnie: „Zajmiemy się tym".
Sejer wolałby nie stawać twarzą w twarz z dziennikarzami i kamerzystami, nie widzieć lasu mikrofonów na biurku. Czuł złowróżbne swędzenie; cierpiał na egzemę, która nasilała się w chwilach stresu. Po jego lewej ręce siedział Holthemann, szef departamentu, a po prawej Karlsen. Nie miał możliwości ucieczki. Oczekiwania mediów i obywateli musiały zostać zaspokojone: zdjęcia, plan śledztwa, najświeższe informacje, skład zespołu, wcześniejsze dokonania jego członków…
A potem się zaczęło: Czy mają już podejrzanego? Czy znają motyw zbrodni? Czy napad miał podłoże seksualne? Czy zidentyfikowano ofiarę? Czy na miejscu zbrodni znaleziono jakieś istotne ślady? Czy ustalono wiek i pochodzenie kobiety? Ile wersji zdarzenia bierze się pod uwagę? Czy przeprowadzono zakrojone na szeroką skałę przesłuchania? Jak duże jest niebezpieczeństwo, że morderca zaatakuje ponownie?
A skąd niby mam to wiedzieć, do diabła?! – przemknęło Sejerowi przez głowę. Czy może coś powiedzieć o narzędziu zbrodni? Czy to możliwe, żeby zabójca nie zostawił żadnych śladów? Czy ten świadek na rowerze to ktoś miejscowy? Reporterzy notowali pospiesznie. Sejer włożył do ust dropsa. Łzawiły mu oczy.
– Kiedy będą wyniki sekcji zwłok?
– Jeszcze nie teraz. Czekamy na wyczerpujący raport.
– Czy będzie można zrobić zdjęcia ofierze?
– Wykluczone.
Na chwilę zapadła cisza. Wyobraźnia zebranych pracowała na najwyższych obrotach.
– Czy dobrze zrozumieliśmy, że policja uważa to zabójstwo za jedno z najbardziej brutalnych w dziejach norweskiej kryminalistyki?
Sejer przesunął wzrokiem po ich twarzach.
– Nie wydaje mi się, żeby porównywanie niezwiązanych ze sobą przestępstw pod kątem brutalności czynu miało jakikolwiek sens. Nie powinniśmy tego robić, choćby przez szacunek dla ofiar. Niemniej muszę przyznać, że w mojej dotychczasowej karierze nie spotkałem się z równie brutalną zbrodnią.
Wiedział już, jakie będą nagłówki w prasie. Z tyłu głowy cały czas kołatały mu myśli o różnych pożytecznych rzeczach, którymi mógłby się zająć, gdyby nie musiał tutaj siedzieć.
– Czy zakładacie, że sprawca lub sprawcy pochodzą z najbliższej okolicy?
– Bierzemy pod uwagę różne możliwości.
– Czy dużo jest spraw, o których nie chcecie nam powiedzieć?
Sejer nie zdołał powstrzymać uśmiechu.
– Kilka.
W głębi sali dostrzegł Skarrego. Miał zmierzwione włosy i najwyraźniej nie mógł się doczekać końca pytań. Holthemann także go zauważył, ponieważ nachylił się do Sejera i szepnął mu do ucha:
– Skarre chyba coś ma. Jest czerwony jak burak.
Wreszcie było po wszystkim. Sejer wyciągnął kolegę na korytarz.
– Mów! – wysapał.
– Zdaje się, że na coś trafiłem. W firmie taksówkowej. Dwudziestego sierpnia o 18.40 jeden z ich samochodów miał kurs z lotniska Gardermoen do Elvestad. Kierownik podał mi nazwisko kierowcy. Zadzwoniłem, rozmawiałem z jego żoną. Mąż powinien być w domu lada chwila. Natychmiast do nas oddzwoni.
– Gdyby miał choć trochę oleju w głowie, już dawno by się z nami skontaktował. Jak się nazywa?
– Anders Kolding.
– Taksówka z Gardermoen do Elvestad? To musiało kosztować fortunę!
– Od tysiąca do półtora tysiąca koron – odparł Skarre. – Nie zapominajcie, że Jomann dał jej pieniądze. Korony i marki.
Czekali, lecz telefon milczał. Po pół godzinie Sejer sam wybrał numer. Odebrał mężczyzna.
– Kolding, słucham?
– Tu policja. Podaliśmy pańskiej żonie nasz numer i czekaliśmy na telefon od pana.
– Wiem, wiem.
Młody głos, w tle słychać było jakieś zamieszanie i płacz dziecka.
– Chcielibyśmy, żeby przyjechał pan do komendy.
– Teraz?
– Natychmiast, jeśli to możliwe. A tymczasem niech mi pan opowie o tym kursie z Gardermoen.
– To była młoda kobieta z zagranicy, jechała do Elvestad, dokładnie na Blindveien, ale nikogo nie zastała w domu, więc wróciła do taksówki i poprosiła, żebym zostawił ją w centrum Elvestad. Przy kawiarni.
– No i?
– No i tam wysiadła.
– Przy kawiarni?
– Dokładnie rzecz biorąc, od razu do niej weszła. Kawiarnia nazywa się „U Einara".
– Widział ją pan potem?
– Do licha, nie. Zaraz wróciłem.
– Miała bagaż?
– Ciężką brązową walizkę. Z trudem wciągnęła ją po schodkach.
Sejer zastanawiał się przez chwilę.
– Nie pomógł jej pan?
Hałas w tle przybrał na sile.
– O co chodzi?
– Pytam, czy nie pomógł jej pan z tą walizką.
– Nie. Spieszyłem się z powrotem do miasta. To długa droga i nie ma klientów.
– I wtedy widział ją pan po raz ostatni?
– Tak.
– Czekam na pana, Kolding. Musimy porozmawiać.
– Ale ja nie mam nic więcej do powiedzenia! Żona musi wyjść, a dzieciak dostał histerii. Nie możecie z tym zaczekać?
– Niedawno został pan ojcem?
– Trzy miesiące temu. To chłopiec.
Nie sprawiał wrażenia szczególnie zachwyconego.
– Więc proszę po prostu zabrać go ze sobą.
– Zabrać małego?
– Chyba ma pan nosidełko? – Sejer odłożył słuchawkę i odwrócił się do Skarrego: – Ja zajmę się Andersem Koldingiem, a ty jedź do kawiarni.
Gunder z trudem dowlókł się do telefonu i zadzwonił do pracy. Odebrał Bjørnsson.
– Zdaje się, że muszę jeszcze zostać kilka dni w domu – wymamrotał. – Nie jestem całkiem zdrowy, a moja siostra wciąż nie odzyskała przytomności. Wezmę zwolnienie.
Bjørnsson nie ukrywał zdziwienia.
– Może złapałeś coś w Indiach?
– Możliwe. Było bardzo gorąco.
Kolega życzył mu szybkiego powrotu do zdrowia, ciesząc się w duchu z szansy podebrania mu paru klientów. Zaraz potem Gunder zatelefonował do szpitala. Odebrała ta miła pielęgniarka.
– Obawiam się, że nic się nie zmieniło. Jej mąż właśnie wyszedł. Miał kilka spraw do załatwienia.
– Zaraz przyjadę.
– Tylko jeśli pan może. Zadzwonimy, jeżeli coś się będzie działo.
Читать дальше