– Czy to jest broszka, którą ofiarował pan żonie? – powtórzył Sejer.
Gunder zachwiał się na krześle.
– Jeśli podejrzewa pan, że tak, to musimy skontaktować się z jej bratem w New Delhi i poprosić go o pomoc. Nie znaleźliśmy żadnych dokumentów. Może zna pan nazwisko stomatologa żony?
– Nie sądzę, żeby zbyt często do niego chodziła – odparł smętnie Gunder.
– A jakieś znaki szczególne? – nie poddawał się Sejer. – Znamiona, cokolwiek?
Gunder przełknął ślinę. Poona miała bliznę na łopatce: długą, wąską, jaśniejszą od skóry. Została jej po odłamku szkła, który kiedyś tam utkwił. Założono jej cztery szwy. Myślał o tym intensywnie, ale nie odezwał się ani słowem.
– Może blizny? – nalegał Sejer. – Ofiara miała bliznę na lewej łopatce.
W Gunderze jakby coś pękło.
– A walizka?! – wykrzyknął. – Nikt nie leci z Indii do Norwegii bez walizki!
– Jeszcze jej nie znaleźliśmy – przyznał Sejer. – Napastnik przypuszczalnie się jej pozbył. Ale miała przy sobie coś bardzo charakterystycznego.
Sięgnął po papierową torbę i wyjął z niej żółtą torebkę. Los, zwykle okrutny, tym razem okazał się łaskawy: nie było na niej śladów krwi.
– Jomann, czy to jest torebka pańskiej żony?
Aż do tego momentu Gunder jakoś się trzymał. Na przekór wszystkiemu wciąż miał nadzieję. Teraz, kiedy wreszcie się poddał, poczuł niemal ulgę.
Sejera prześladowało wspomnienie tego człowieka, jego głosu, kiedy błagał, żeby pozwolono mu zobaczyć zwłoki żony. Był kompletnie załamany. Mam swoje prawa, powtarzał. Nie możecie mi tego odmówić. Oczywiście że nie mogli. Prosili tylko, by oszczędził sobie kolejnego wstrząsającego przeżycia. Pańska żona na pewno nie chciałaby, żeby widział ją pan w takim stanie, przekonywał go Sejer. Idąc korytarzem, Gunder wyglądał jak własny cień. Policjantka miała odwieźć go do domu. Pustego domu. Czekając na żonę, był podekscytowany jak dziecko, z dumą pokazywał świadectwo ślubu, oficjalny dokument potwierdzający zmianę stanu cywilnego.
– Nazywała się Poona Bai – powiedział później Sejer, stając w otwartych drzwiach pokoju. – Pochodziła z Indii. Nigdy wcześniej nie była w Norwegii.
Siedzący przy telefonie Soot uniósł brwi.
– Ogłosimy to oficjalnie?
– Nie. Nie mamy dowodów, tylko zeznania jednego z mieszkańców Elvestad. Pobrali się w Indiach czwartego sierpnia. Przyleciała tu do męża. – Pochylił się i spojrzał na ekran monitora. – Co masz?
– Młoda kobieta, zadzwoniła przed chwilą – odparł podekscytowany Soot. – Musi pan tam pojechać. Linda Carling, szesnaście lat. Dwudziestego, parę minut po dziewiątej wieczorem, jechała rowerem przez Hvitemoen. Na poboczu zobaczyła czerwony samochód, a na łące mężczyznę i kobietę. Dziwnie się zachowywali.
Sejer nastawił uszu.
– To znaczy?
– Miała problemy ze znalezieniem właściwych słów. Odniosła wrażenie, jakby zamierzali uprawiać seks. Gonili się po łące jak podczas zabawy, a potem upadli w trawę. Później uświadomiła sobie, że on mógł być zabójcą, a ona ofiarą, że być może najpierw się kochali, a potem on ją zamordował. Żadne z nich jej nie zauważyło.
– Nie doszło do stosunku – stwierdził sucho Sejer. – Chociaż oczywiście mógł próbować. A co z tym samochodem?
Podświadomie zacisnął pięści.
– Był czerwony. Co ciekawe, Karlsen powiedział, że wczoraj wieczorem na miejscu zbrodni pojawił się czerwony samochód. Kierowca nic nie robił, tylko siedział. Spisali go, bo jego zachowanie wydało im się podejrzane.
– Jak się nazywał?
– Gunder Jomann.
W dyżurce zapadła cisza.
– To jej mąż – wyjaśnił Sejer. – To nie on jest sprawcą.
– Skąd ta pewność?
– Podejrzewam, że w chwili popełnienia zbrodni był w szpitalu, u siostry. Sprawdzę to jeszcze. Skarre, pojedź do Lindy Carling i wyciśnij z niej, co się da. Przecież widziała ten samochód.
– Jasne. Ale czy nie jest trochę za późno?
– Nie zamierzam nikogo oszczędzać. – Spojrzał na Soota. – Coś jeszcze?
– Nic ważnego.
– Jedna rzecz nie daje mi spokoju – powiedział Skarre, zakładając skórzaną kurtkę. – Narzędzie zbrodni. Czym ją uderzył? Na łące nie ma dużych kamieni, a nawet jeśli założymy, że skorzystał z czegoś, co miał w samochodzie, to też nic mi nie pasuje. Jakie narzędzia ludzie wożą w samochodach?
– Lewarki, łyżki do opon, śrubokręty… – wyliczał Sejer. – Snorasson twierdzi, że to było coś ciężkiego. Musimy ponownie przeszukać teren. Po drugiej stronie szosy jest jezioro Norevann. Mógł tam wrzucić narzędzie zbrodni i walizkę. I musimy też odszukać jej brata.
– Brata? – zdziwił się Soot.
– To jej jedyny krewny, szwagier Jomanna. Musimy odnaleźć go najszybciej jak to możliwe.
– Więc bierzmy się do roboty – powiedział z zapałem Skarre.
Linda uwielbiała zwracać na siebie uwagę, być wśród ludzi, znajdować się w centrum zainteresowania. Kiedy zostawała sama, wydawało jej się, że pozostaje w cieniu. Teraz jednak, ponad wszelką wątpliwość, znowu stanęła w pełnym słońcu. Wkrótce miał się u niej zjawić policjant! Przez chwilę miotała się w poszukiwaniu szczotki do włosów, skropiła się należącymi do matki perfumami Lagerfelda i wybiegła przed dom, by spojrzeć w kierunku szosy. Ani śladu samochodu. Wróciła do domu, otworzyła okno, żeby zawczasu go usłyszeć, i posprzątała ze stolika do kawy. Cisnęła w kąt egzemplarz „Girls" otwarty na rozkładówce z Leonardem DiCaprio. Zrzuciła kapcie i chodziła w tę i z powrotem na bosaka, zastanawiając się, co powinna powiedzieć. Najważniejsze to zachować spokój i mówić dokładnie o tym, co widziała, a nie o tym, co jej się wydawało, że widzi. Najgorsze było to, że w gruncie rzeczy pamiętała bardzo niewiele. Układając w głowie zeznania, równocześnie odtwarzała w pamięci swoją podróż na rowerze. Szkoda, że ma tak niewiele do powiedzenia. Z pewnością przyślą mężczyznę. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że to mogłaby być kobieta, choć oczywiście wiedziała, iż w policji pracują także kobiety. Kiedy wreszcie usłyszała warkot silnika i chrzęst opon na żwirze, serce zabiło jej gwałtownie. Zaraz potem rozległ się dzwonek; nie otworzyła od razu, nie chciała biec do drzwi jak jakiś dzieciak. W ostatniej chwili przestraszyła się, że może za bardzo się wyszykowała, i popędziła do łazienki. Kiedy wreszcie drzwi się otworzyły, Skarre ujrzał zdyszaną dziewczynę z rumieńcami na policzkach i twarzą okoloną burzą potarganych włosów. Poczuł mocną woń perfum.
– Linda Carling? – zapytał z uśmiechem.
Linda zamarła. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w młodego funkcjonariusza. Lampa na ganku oświetlała jasne loki Skarrego i jego błyszczącą czarną kurtkę. Spojrzenie jego błękitnych oczu przeszyło ją niczym sztylet. Zakręciło jej się w głowie. Nagle poczuła się bardzo ważna. Zaniemówiła, a jej ciało stężało w oczekiwaniu.
Skarre przyglądał się dziewczynie z zaciekawieniem. Być może przejeżdżała przez Hvitemoen w chwili, kiedy popełniano tam morderstwo. Czy jednak mogła być wiarygodnym świadkiem? Wiedział, że zeznania kobiet są z reguły bardziej precyzyjne niż zeznania mężczyzn. Była młoda, zapewne miała dobry wzrok. Poza tym około dziewiątej jest jeszcze całkiem jasno. Jechała rowerem, nie samochodem. Jadąc samochodem, minęłaby to miejsce w cztery albo pięć sekund. Wiedział też, że dziewczyna powie mu teraz wszystko, co rzeczywiście zapamiętała; to, co przypomni sobie później, nie będzie już równie wiarygodne. Ludzie odczuwają wewnętrzną potrzebę uzupełniania luk we wspomnieniach, tworzenia harmonijnej całości. To, co teraz było jedynie zbiorem oderwanych epizodów, z biegiem czasu może się stać pełną szczegółów historią. Nie wątpił w szczerość jej chęci. Doskonale znał psychikę świadków, wiedział, jakie rzeczy wpływają na ich interpretację tego, co widzieli. Wiek, płeć, pochodzenie, nastrój, sposób zadawania pytań. Dziewczyna sprawiała wrażenie rozkojarzonej i nerwowej. Bez przerwy się poruszała, gestykulowała i odrzucała włosy gwałtownymi ruchami głowy. Otaczał ją ciężki aromat perfum.
Читать дальше