– W porządku. – Ze znużeniem zaczęła układać kartki w chronologicznym porządku. Roger nastawił budzik na siódmą. Wyczerpani, spali trzy godziny.
O siódmej zszedł na dół, aby przygotować herbatę. Glenda wsunęła tabletkę nitrogliceryny pod język, poszła do łazienki, obmyła twarz, wróciła do łóżka i wzięła do ręki blok.
O dziewiątej przyjechała Marian. Piętnaście minut później weszła na górę, aby zobaczyć się z Glendą.
– Przykro mi, że źle się pani czuje, pani Perry – powiedziała. – Nie będę się pani naprzykrzać. Jeśli to pani odpowiada, zajmę się pokojami na dole.
– Bardzo dobrze – zgodziła się Glenda.
– W ten sposób do końca tygodnia na dole będzie jak w pudełeczku. Już ja potrafię utrzymać w domu porządek.
– Tak, wiem. Dziękuję.
– Cieszę się, że tu jestem, że nie zawiodłam pani z powodu kłopotów, jakie mieliśmy z samochodem…
– Mąż coś mi wspominał. – Glenda ostentacyjnie uniosła pióro i trzymała je gotowe do pisania.
– To naprawdę okropne. Dopiero co wydaliśmy czterysta dolarów na naprawę. Normalnie nie wydalibyśmy tyle pieniędzy na stare auto, ale mój mąż powiedział, że warto. No cóż, widzę, że pani jest zajęta. Nie powinnam tyle paplać. Chciałaby pani coś na śniadanie?
– Nie, dziękuję, pani Vogler.
Drzwi zamknęły się za nią. Parę minut później wszedł Roger.
– Rozmawiałem z kilkoma osobami w biurze. Powiedziałem, że zaraziłem się grypą.
– Roger… poczekaj chwilę. – Glenda włączyła magnetofon. W pokoju rozległ się znajomy głos: „Bądź na stacji Exxon…”. Glenda pstryknęła wyłącznikiem.
– Roger, kiedy odebraliśmy mój samochód z naprawy?
– Wydaje mi się, że ponad miesiąc temu. Bili Lufts zabrał go do tego mechanika, którego tak zachwalał.
– Tak, a ty mnie podrzuciłeś tam w drodze do pracy, kiedy już był gotowy… Arty, tak miał na imię ten człowiek, prawda?
– Tak mi się wydaje. Dlaczego pytasz?
– Samochód był gotowy, ale on miał jeszcze dolać benzyny. Rozmawiałam z nim. Zauważyłam, że na szyldzie było napisane: A. R. Taggert, i spytałam, czy A oznacza „Arthur”… bo słyszałam, że Bili mówi do niego „Arty”. Roger… – Głos Glendy przybrał wysokie tony. Usiadła i chwyciła go za rękę. – Roger, on mi powiedział, że ludzie tutaj zaczęli go nazywać „Arty” z powodu tego szyldu, ale jego prawdziwe imiona to August Rommel Taggert. Zapytałam: „Rommel… Czy to nie ten sławny, niemiecki generał?”. A on, że tak i że Rommel był Lisem Pustyni. To, jak powiedział wtedy „lis”… I sposób, w jaki wymówił to słowo przez telefon tamtej nocy. Roger, przysięgam ci, że ten mechanik to Foxy i to on porwał Neila i Sharon!
Była godzina dziewiąta trzydzieści jeden rano.
Szła do swojego pokoju. Olendorf miał dzisiaj wolne, a ten drugi strażnik nie będzie jej przeszkadzał. Lally nie spała całą noc. Czuła nadchodzącą chorobę. Dokuczał jej artretyzm, ale to nie wszystko. Coś się w niej załamało, rozumiała to. Chciała po prostu znaleźć się w swoim pokoju, położyć na łóżku i zamknąć oczy.
Zeszła na dół, wmieszała się między pasażerów pociągu, przyjeżdżającego o ósmej czterdzieści, i przekradła do rampy. Niosła w torbie dodatkowe gazety do przykrycia się. Nie miała ochoty na nic, nie wstąpiła nawet na kawę. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swojej kryjówce. Nie miało nawet znaczenia, czy ów człowiek tam jest. Zaryzykuje. Przywitały ją znajome hałasy generatora i pomp. Było tu ponuro jak zwykle, ale jej to nie przeszkadzało. Ciężkie trampki przesuwały się bezgłośnie, gdy dreptała do schodów. Wtedy usłyszała stłumiony dźwięk otwieranych powoli drzwi. Jej drzwi. Lally skurczyła się w cieniu za generatorem.
Delikatne, ciche kroki. Schodził po metalowych stopniach. Ten sam mężczyzna. Wtopiła się w ciemność, przywierając całym ciałem do ściany. Czy powinna mu się pokazać? Nie… nie. Instynkt kazał jej się ukryć. Obserwowała, jak intruz staje, nasłuchuje uważnie, a potem szybko oddala się w stronę rampy. Za moment zniknie, a ona będzie w swoim pokoju. Jeśli dziewczyna jeszcze tam jest, to trzeba ją wypędzić. Pokręconymi przez artretyzm palcami zaczęła wyciągać klucz z kieszeni tak niezdarnie, że upadł z brzękiem u jej stóp.
Wstrzymała oddech. Czy on to usłyszał? Nie miała odwagi się obejrzeć. Odgłos kroków umilkł zupełnie. Nie było słychać, aby ktoś wracał. Odczekała dziesięć minut, dziesięć długich minut, starając się uspokoić bicie serca. Potem wolno, z bólem schyliła się i przesuwając ręką, szukała klucza. Niewiele widziała w ciemności. Wyczuła pod palcami znajomy kształt i odetchnęła z ulgą – Właśnie zaczynała się prostować, gdy coś otarło się o jej plecy, coś przeraźliwie zimnego. Westchnęła głęboko, gdy to coś dotknęło jej skóry i wbiło się w ciało tak mocno, tak szybko, że ledwie poczuła oślepiający ból i strumień ciepłej krwi, gdy niezgrabnie opadła na kolana z wygiętą w łuk lewą ręką. Tracąc przytomność, w prawej dłoni zaciskała klucz do pokoju.
O dziewiątej trzydzieści agent z kwatery FBI zadzwonił do domu Steve’a, aby porozmawiać z Taylorem.
– Zdaje się, że coś mamy, Hughie – powiedział.
– Co takiego? – zainteresował się Taylor.
– Ten Arty… Mechanik… Arty Taggert.
– No… – niecierpliwie ponaglał go Hugh.
– Był taki facet, znany jako Gus Taggert, zgarnięty za to, że kręcił się koło kapitanatu portu jakieś dwanaście lat temu. Podejrzany w sprawie zaginięcia szesnastolatki, która uciekła z domu. Nie mogliśmy się do niego przyczepić, ale wielu chłopaków uważało, że on jej coś zrobił. Był przesłuchiwany również w sprawie zniknięcia innych młodych dziewczyn. Jego rysopis zgadza się z tym, co dostaliśmy od was.
– Dobra robota. Co jeszcze na niego masz?
– Próbujemy sprawdzić, gdzie on mieszkał. Pracował w kilku miejscach w Nowym Jorku. Pompował benzynę na West Side, sprzątał stoliki w knajpie przy Ósmej Alei, zmywał naczynia w barze Ostryga.
– Skoncentrujcie się na jego miejscu zamieszkania, sprawdźcie, czy miał jakąś rodzinę – polecił Hugh i odłożył słuchawkę. – Panie Peterson – powiedział z wahaniem – jest szansa, że mamy nowy trop. Mechanik, który kręci się w barze Mill Tavern, prawdopodobnie był podejrzany w paru przypadkach zniknięcia młodych dziewcząt jakieś dwanaście lat temu. Nazywa się Arty Taggert.
– Mechanik. – Steve podniósł głos. – Mechanik!
– Właśnie. Wiem, o czym pan myśli. Słaba to nadzieja, ale jeśli ktoś tego dnia naprawiał koło przy samochodzie pańskiej żony, czy jest możliwe, że zapłaciła czekiem? Czy ma pan zrealizowane czeki albo odcinki czekowe ze stycznia sprzed dwóch lat?
– Tak. Zaraz poszukam.
– Proszę pamiętać, że sprawdzamy jedynie wszystkie poszlaki, jakie mamy. Brak nam jakiegokolwiek dowodu, jeśli chodzi o tego Arty’ego, poza tym, że dawno temu był przesłuchiwany.
– Rozumiem. – Steve podszedł do biurka.
Zadzwonił telefon. Roger Perry wykrzyczał do słuchawki wiadomość, że Glenda jest pewna, iż mechanik A. R. Taggert to Foxy.
Hugh odłożył z trzaskiem słuchawkę i miał zamiar podnieść ją znowu, aby wykręcić numer do Nowego Jorku, gdy telefon ponownie zadzwonił.
– Tak – rzucił niecierpliwie, ale po chwili wyraz jego twarzy uległ zmianie, stał się nieprzenikniony. – Co? Poczekaj… Powtórz jeszcze raz.
Steve widział, jak oczy Taylora zwężają się w szparki. Agent wyszarpnął z kieszeni pióro i w tej samej chwili Steve podsunął mu notatnik. Nie zważając na to, że Hugh próbuje zasłonić przed nim to, co pisze, Peterson wpatrywał się w kartkę notatnika, chłonąc kolejno zapisywane słowa.
Читать дальше