– Wiesz, prawda? – spytała ponuro Dianę. – Złamałam nasze ustalenia i się wtrąciłam. Do cholery, miałam prawo. Jestem twoją żoną. Myślałam, że jakoś to wytrzymam, ale ona przeszkadza w naszym życiu i ja się na to nie godzę. Czy wiesz, co ludzie mówią? Dlaczego wciągnęła cię w to wszystko? To niesprawiedliwe. Wystarczy, że sama wiem, jak mało się dla ciebie liczę. Pokazałeś całemu światu, że nic cię nie obchodzę…
– To prawda – powiedział łagodnie. – Wszystko, co mówisz, jest prawdą, Dianę. Byłem dla ciebie niesprawiedliwy, a ty wykazałaś się dużą cierpliwością. Przepraszam, iż tak się stało. Miałem nadzieję, że nam się uda.
Dianę milczała przez chwilę.
– Nadal może się udać. Musisz tylko… – Oblizała usta. – Zdenerwowałam się i powiedziałam coś, czego nie powinnam mówić. Musimy porozmawiać i osiągnąć jakiś kompromis.
Prosiła o kompromis, na który Joe nie mógł pójść. Już dość ją rozczarował i zranił.
– Zamknij drzwi i chodź tutaj – powiedział cicho. – Masz rację, musimy porozmawiać.
– Wszystko dobrze? – spytał Logan. Eve wyglądała przez okno samolotu. – Zaciskasz dłonie na poręczach fotela, jakbyś się bała, że odleci bez ciebie.
– Trochę się dziwnie czuję, że lecę tak daleko. Nigdy nie wyjeżdżałam ze Stanów.
– Naprawdę? – Logan usiadł przy Eve. – Nie wiedziałem. Zresztą nie wiem o tobie całej masy rzeczy. Przed nami długi lot. Może porozmawiamy.
– Chcesz, żebym zdradziła ci moje dziewczęce marzenia, Logan?
– Czemu nie?
– Nie pamiętam niczego ze swoich dziewczęcych marzeń. Nigdy nie wierzyłam w te wymyślone, płaczliwe bzdury.
– A marzenia dorosłe?
– Nie ma mowy.
– Boże, trudna z ciebie kobieta. – Spojrzał na metalowe pudełko na podłodze. – Czy to jest to, co ja myślę?
– Mandy.
– Dobrze się składa, że lecimy prywatnym samolotem. Przeraziłabyś na śmierć lotniskową służbę bezpieczeństwa, gdybyś to puściła przez bramkę. Zupełnie o niej zapomniałem. Ty, oczywiście, pamiętałaś.
– Ja nie zapominam.
– Brzmi to zarówno obiecująco, jak i przerażająco. Mam nadzieję, że nie będziesz się nią zajmowała podczas lotu.
– To byłoby niebezpieczne ze względu na turbulencje.
– Jakże się cieszę. Już sobie wyobraziłem latające kości. Dobrze, że postanowiłaś zaczekać, aż się znajdziemy na wyspie. Skoro nie pracujesz i nie chcesz mi zdradzić swych najtajniejszych sekretów, może zagramy w karty?
Logan uśmiechał się, chcąc ją wprowadzić w lepszy nastrój. Poczuła przypływ cieplejszego uczucia. Miał rację. Czekał ich długi lot. A czas spędzony razem, przed jej powrotem do prawdziwego świata, będzie jeszcze dłuższy. Powinna zatem być dla niego równie miła jak on dla niej.
– Zagrajmy.
– Pierwsza szczelina w twojej zbroi – mruknął. – Jeśli będę miał szczęście, to może się nawet do mnie uśmiechniesz, nim dolecimy na Tahiti.
– Tylko jeśli będziesz miał bardzo dużo szczęścia, Logan – odparła i uśmiechnęła się do niego.
Ta plaża jest inna niż plaża koło Pensacoli – powiedziała Bonnie. – Jest ładna, ale tam była lepsza woda. Lepsze fale.
Eve odwróciła głowę i zobaczyła, że parę metrów od niej Bonnie buduje zamek z piasku.
– Dawno cię nie widziałam. Myślałam, że już nie będziesz mi się śniła.
– Postanowiłam, że przez jakiś czas nie będę przychodziła i dam ci szansę, abyś pozwoliła mi się na dobre oddalić. – Bonnie przebiła palcem ścianę zamku i zaczęła robić okno. – Przynajmniej tyle mogłam zrobić, gdy Joe tak się starał.
– Joe?
– I Logan też. Obaj chcą dla ciebie jak najlepiej. – Zrobiła kolejne okno. – Dobrze się tu czujesz, prawda? Jesteś znacznie bardziej wypoczęta i rozluźniona niż na początku, kiedy przyjechałaś.
Eve spojrzała na światło migocące na błękitnej powierzchni oceanu.
– Lubię słońce.
– A Logan jest dla ciebie naprawdę dobry.
– Tak.
Co za niedomówienie. Przez cały ten czas starała się trzymać Logana na dystans, a on się na to nie godził. Przyciągał ją do siebie coraz bliżej, zarówno duchowo, jak i fizycznie, aż się na dobre zadomowił w jej życiu. To napełniło ją mieszaniną komfortu i niepewności.
– Martwisz się o niego. Nie trzeba. Wszystko się przesuwa i zmienia w czasie. Czasami sprawy zaczynają się tak, a kończą zupełnie inaczej.
– Nie bądź śmieszna, wcale się o niego nie martwię. W przyszłym miesiącu muszę wracać, żeby zeznawać w sądzie przeciwko Lisie Chadbourne. Boję się tego. Detwil zgodził się zeznawać przeciwko niej, ale ona cały czas walczy.
– Myślę, że nie będziesz musiała zeznawać.
– Oczywiście, że będę.
Bonnie potrząsnęła głową.
– Wydaje mi się, że ona doszła do wniosku, iż należy się poddać. Zrobiła dla Bena, co mogła. Nie będzie chciała, żeby wszystko to wyszło na jaw w sądzie.
– Przyzna się?
– Me, ale sprawa się skończy.
„Wiem, kiedy zrezygnować i odejść… Tak jak Ben” – powiedziała wtedy Lisa.
– Nie myśl o tym – poradziła Bonnie. – Jesteś smutna.
– Nie z jej powodu. Zrobiła wiele strasznych rzeczy.
– Trudno ci przejść nad tym do porządku, bo ona nie jest taka jak Fraser. Przeraża cię to, że z najlepszych chęci może wypływać zło. A ona jest uosobieniem zła, mamo.
– Myślę, że znalazłaby cię, dziecino. Myślę, że dotrzymałaby obietnicy.
– A ciebie by zabiła.
– Niekoniecznie. Znalazłabym sposób… Przepraszam, Bonnie. Gdybym tak bardzo nie chciała jej złapać, mogłabym zrobić coś…
– Przestali. Cały czas ci mówię, że to jest ważne tylko dla ciebie.
– Bo jest. Dla ciebie też. Myślałam, że kiedy nie przyszłaś… To znaczy, kiedy mi się nie śniłaś, że jesteś na mnie zła. Ze nie zdecydowałam, aby cię sprowadzić do domu, gdy miałam szansę.
– Na litość boską, byłam bardzo zadowolona, że jej nie ustąpiłaś. Ale te wszystkie późniejsze psychiczne rozterki szalenie mnie rozczarowały. Joe ma rację, zrobiłaś pewien postęp. Wybrałaś życie, a nie kupkę kości, wciąż jednak masz przed sobą daleką drogę.
– Ostatnio nie miałam wiadomości od Joego – powiedziała Eve, marszcząc brwi.
– Już niedługo się odezwie. Wydaje mi się, że znalazł Timwicka.
– Kolejna sprawa sądowa. Bonnie potrząsnęła głową.
– Co to znaczy?
– Nie zechce cię denerwować, mamo. Timwick po prostu zniknie. – Bonnie przechyliła głowę i przyjrzała się Eve. – Dobrze to przyjmujesz. Zaakceptowałaś tę cechę Joego.
– Nie podoba mi się to, ale wolę się już nie oszukiwać.
– Myślę, że zaakceptowałabyś wszystko, aby tylko Joe nie zniknął z twojego życia. Każdy mógłby odejść, ale nie Joe, prawda? Czy zastanawiałaś się kiedyś nad tym, dlaczego tak jest?
– Jest moim przyjacielem.
Bonnie roześmiała się głośno.
– Wielki Boże, strasznie jesteś uparta. Wydaje mi się, że twój „przyjaciel” niebawem się tu zjawi.
Eve powściągnęła okrzyk radości.
– Skąd wiesz? Usłyszałaś w szumie wiatru, co? A może dowiedziałaś się z błyskawic nocnej burzy?
Читать дальше