– Hiik – powiedział Edmund i próbował uśmiechać się jak Paul Drake. – Co o tym myślisz? Berra Albertson i powiązanie między jednym a drugim.
– Nie wiem – odrzekłem.
– Ale masz brata, niech to szlag – powiedział Edmund, ale wyraźnie się słyszało, że był bardziej zaniepokojony, niż chciał to pokazać.
– Ma źle w głowie – stwierdziłem.
– Hiik – odezwał się Edmund.
RAK – TREBLINKA… – zacząłem się zastanawiać, ale zapomniałem, gdzie umieściłem ojca Edmunda.
– Najlepiej będzie się wykąpać – zaproponowałem.
– To lecimy – zgodził się Edmund.
Kąpaliśmy się, aż słońce zupełnie zaszło, a komary na brzegu zaczęły głośno bzyczeć. Ewa Kaludis i Henry byli na pomoście, by go wypróbować, a Ewa pochwaliła, że to solidna konstrukcja.
Solidna konstrukcja. Leżałem w wodzie na plecach i poczerwieniałem na całym ciele. Pomyślałem nagle, jak to będzie w nocy.
– Właśnie tak – powiedział Edmund i wypluł wodę jak jakaś głupia foka. – Zbudowany na wieczność, hiik. Ni mniej, ni więcej.
Ewa Kaludis roześmiała się.
– Zabawny z ciebie chłopak, Edmund – stwierdziła.
Potem wzięła Henry’ego pod ramię i zaczęli iść w stronę domu.
Henry, mój brat, i Ewa Kaludis. Nie wykąpała się, chociaż dzień był taki upalny. Może nie miała ze sobą kostiumu kąpielowego.
Ale pomost wypróbowała. Solidna robota.
Zanim moja matka zachorowała na raka, mówiła czasem dziwne rzeczy. Dokładnie w czasie tygodni poprzedzających odbieranie wyników; być może przeczuwała nieszczęście i chciała przekazać nam trochę mądrości. Powiedzieć kilka rzeczy, zanim będzie za późno.
Tak, prawdopodobnie tak właśnie było.
– Jesteś gołębiem, Erik – potrafiła powiedzieć i spojrzeć na mnie swoimi łagodnymi, wodnistymi oczami. – Henry jest jastrzębiem, on zawsze sobie poradzi. Ale o ciebie musimy się obawiać, ty musisz uważać.
Właśnie te słowa przypomniały mi się, gdy dla Edmunda i dla mnie stawało się jasne, że Henry ma romans z Ewą Kaludis. Że są razem. Zastanawiałem się nad tym o gołębiu i jastrzębiu i że Henry miał szczęście być drapieżnym ptakiem, biorąc pod uwagę Berrę Albertssona. Bo kiedy ten się dowie, co łączy jego Ewę i mojego brata, tak… wtedy na pewno może się to i owo wydarzyć.
Tak w każdym razie oceniłem sytuację, ale zrozumiałem też, jakim beznadziejnym amatorem byłem, jeśli chodzi o labirynty miłości.
A Edmund na pewno nie był ani trochę lepszy. Ani trochę.
Miłość jest jak pociąg, powiedziała kiedyś matka Benny’ego. Przychodzi i odchodzi. Zamyśliłem się nad tym. Coś w tym może było, ale trzeba pamiętać, że matka Benny’ego też nie była profesjonalistką w dziedzinie miłości.
Tak naprawdę jednak nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo, trudno było znaleźć na to słowa i myśleć o tym. Mój brat i Ewa Kaludis. Kim Novak na czerwonym puchu. Jej piersi na moim ramieniu w klasie. Berra Albertsson i Mulle o nabrzmiałej pijackiej twarzy w parku Lacka.
Tego było za wiele, po prostu.
Tak czy owak, tej nocy słyszeliśmy niewiele. W każdym razie nic, co by wskazywało na to, że leżą i to robią. Na dole grał cicho magnetofon, a Ewa od czasu do czasu się śmiała. Jakby trochę zalotnie. Zachrypnięty rechot Henry’ego kilka razy przebijał się przez deski podłogowe, ale nic poza tym. Może tylko siedzieli i rozmawiali, co ja tam wiem. Może tak się czasem robiło, pomyślałem. Kiedy nie było nastroju.
Ale i tak leżeliśmy w ciemności, nie śpiąc, Edmund i ja. Leżeliśmy całkiem cicho, każdy w swoim łóżku i udawaliśmy, że śpimy, aż usłyszeliśmy Ewę i Henry’ego, jak się żegnają przed domem. Upłynęła minuta i usłyszeliśmy dźwięk uruchamianego pucha dobiegający z parkingu. Edmund głęboko westchnął i obrócił się do ściany. Spojrzałem na fluorescencyjną tarczę mojego zegarka. Wskazywał wpół do trzeciej; zaczęło już prawdopodobnie świtać, ale jak zwykle mieliśmy opuszczone rolety.
RAK – TREBLINKA – MIŁOŚĆ – PIEPRZENIE SIĘ – ŚMIERĆ – pomyślałem ze zmęczeniem.
I ojciec Edmunda. I Henry, i Ewa Kaludis.
Nie, to było, jak powiedziałem, trochę za ciężkie. Nie opłacało się nad tym zastanawiać.
Nic, czym delikatny gołąb powinien zaprzątać sobie głowę.
***
– To trochę delikatna sprawa, zakładam, że to rozumiecie. Delikatna.
Henry poważnie spojrzał na nas znad stołu. Najpierw na mnie, potem na Edmunda. My też spojrzeliśmy na niego poważnie, przełykając każdy swoją grudę rozgotowanego makaronu. O wiele łatwiej wyglądać poważnie i w sposób wzbudzający zaufanie, jeśli nie ma się ust pełnych makaronu. Zwłaszcza jeśli w czasie przyrządzania dodało się przypadkiem za dużo mąki, a tak zrobił tym razem Edmund.
– Jasne – powiedziałem.
– Dyskrecja to sprawa honorowa – rzekł Edmund.
Nie miałem pojęcia, co to oznaczało, ale on zawsze rzucał takimi dziwnymi wyrażeniami, ten Edmund.
Dyskrecja to sprawa honorowa.
Coś się popsuło w Danii.
Nie mówiąc o norlandzkich powiedzonkach.
– Dobrze – odezwał się Henry. – Ufam wam. Ale pamiętajcie, że nawet jeśli myślicie, że dużo wiecie, to i tak mało rozumiecie. – Nie tylko was to dotyczy, mnie także – dodał po chwili. – To dotyczy wszystkich.
Pomachał sobie przed oczami widelcem, jakby chciał zapisać w pustce to, co powiedział.
– Wszyscy czulibyśmy się o wiele lepiej, my, ludzie, gdybyśmy przestali budować te przeklęte zależności, jak tylko nadarzy się okazja. Zamiast tego powinniśmy nauczyć się żyć w upływającej teraźniejszości.
Umilkł i zapalił lucky strike’a. Siedział, wyglądał na zamyślonego i wydmuchiwał dym ponad stołem. Rzadko kiedy Henry wydobywał z siebie kilka zdań z rzędu, przynajmniej nie do nas, i miało się wrażenie, że zmęczył go ten wysiłek.
– Upływająca teraźniejszość – powiedział Edmund. – Dokładnie tak to sobie zawsze wyobrażałem.
– Jak idzie książka? – zapytałem ni stąd, ni zowąd.
– Co? – spytał Henry, gapiąc się na Edmunda.
– Książka – powiedziałem. – Twoja książka.
Henry zdjął wzrok z Edmunda i zaciągnął się.
– Świetnie – odparł i wyciągnął ręce nad głową. – Ale wolno ci ją będzie przeczytać dopiero, gdy skończysz dwadzieścia lat, pamiętaj.
– Dlaczego?
– Dlatego, że to taka książka – powiedział Henry, mój brat.
Jastrząb chroni gołębia, pomyślałem, a przed oczami pojawiła mi się tamta połowa strony. Ta, którą przeczytałem przed mniej więcej ośmioma, dziesięcioma dniami; o ciele, które upadło na żwir, gęstym letnim wieczorze i tak dalej. Nagle zawstydziłem się; tak, jakbym bez ostrzeżenia został przyłapany na czymś zakazanym i zabronionym dla dzieci, nie wiem dlaczego. Mruknąłem coś niewyraźnie w odpowiedzi, chociaż wcale nie musiałem, i pośpiesznie zacząłem wciągać makaron.
– Jutro mam zamiar odwiedzić matkę – oświadczył Henry, gasząc papierosa. – Chcesz się przyłączyć?
Dalej przeżuwałem.
– Nie, dziękuję – powiedziałem. – Nie sądzę. Może jakoś za tydzień.
– Jak chcesz – rzekł Henry.
– Pozdrów ją ode mnie – powiedziałem.
– Pewnie – odparł Henry.
***
Dusza znajduje się tuż za krtanią – to inna rzecz, jaką powiedziała moja mama, zanim trafiła do szpitala. – Jeśli tam się sprawdza, zawsze wie się, co jest właściwe, a co nie. Pamiętaj o tym, Eriku.
Читать дальше