– Już wychodzę! – krzyknął. – Niech Hanna odłoży słuchawkę na stolik! Słyszy Hanna? Na stolik, nie na widełki!
Włożył szlafrok i wyszedł do przedpokoju, zostawiając za sobą mokre ślady ku zgrozie Hanny, która patrzyła na wszystko z niedowierzaniem.
– Teeen, jak mu taaam, cholera, teeen Bójko… Zdechł jak pies – Popielski usłyszał bełkotliwy głos Bajdyka. – Nie wieem, jak to się stało…
– Przyznał się do winy?
– Taak, i jedną, i druugą ukatruupił… A pootem gadał, że winni są dzieeennikarze…
Winni czego?
– No jak, kurwa, czego?! – Bajdyk w swym krzyku przestał przeciągać sylaby. – Ich śmierci…
– Wytłumacz to bliżej!
Rozległ się sygnał ciągły. Popielski wcisnął widełki.
– A widzi pan, że to jakiś nachirany [70]łachabunda [71]! – krzyknęła Hanna triumfująco. – Bih mel [72] A pan takich śladów tu mokrych narobił!
„Współudział!” – szepnął jakiś demon w głowie Popielskiego. Dostarczenie mordercy ofiary to współudział. Zagrożony karą wielu lat więzienia. Oparł się o ścianę i zamknął oczy. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Teraz trzeba dostarczyć sądowi innego zabójcę. Trzeba ocalić samego siebie.
Sięgnął po telefon. Połączył się z Bajdykiem i wypowiedział jedną tylko frazę.
– Podwaja pan „generalskie” honorarium.
– Taaak jest, szefuuńciu. Dziesięć tysiaaaczków – odpowiedział inżynier.
– A potem jeszcze więcej. Dużo więcej, rozumiesz? Bardzo dużo kosztuje wywinięcie się od stryczka.
– Ile tyyylko chcesz…
– Będę niedługo. Nie ruszaj się z domu.
Popielski starannie się ogolił i jeszcze staranniej ubrał. Włożył jasnopopielate popelinowe spodnie i beżowe trzewiki z guziczkami. Perłowego krawata nie zaciągał do końca pod kołnierzykiem białej koszuli. Na ramiona narzucił lnianą marynarkę, na głowę – biały włoski kapelusz.
– Dokądże idziesz, że tak się wystroiłeś? – Leokadia minęła go z filiżanką pachnącej kawy i usiadła w salonie. – Jednak zadzwoniła twoja piękna Renatka?
– Jestem umówiony – odparł Edward. – Ale nie z Renatą Sperling… Z kimś o wiele mniej powabnym i nie przywiązującym wielkiej wagi do higieny osobistej. A wcześniej muszę napisać na maszynie pewien list… Wiesz, jak uwielbiam stukanie w klawisze. – Uśmiechnął się.
Leokadia spojrzała uważnie w zawartość swej filiżanki. Była zbyt dystyngowana, by pokazać kuzynowi swe zmieszanie. Znała go od dziecka i wiedziała, że często kłamie, by ją zdenerwować. Wymyśla niestworzone historie, by ją pognębić, a potem śmiać się z tego pognębienia jak z najlepszego dowcipu.
Podniosła na niego wzrok. Jego piwnozielone oczy nie były szydercze, nie były roześmiane. Były takie jak zawsze. Spokojne, nieprzeniknione i zmącone bezsennością. Nagle nabrała pewności, że tym razem kuzyn jej nie okłamał.
Nie myliła się. Popielskiego czekał bardzo pracowity dzień.
JÓZEF HRABIA BEKIERSKI GWAŁTOWNIE SIĘ OBUDZIŁ. Zaczerpnął głęboko tchu i wciągnął do płuc rozgrzane powietrze, które trąciło sianem i nawozem. Do stodoły wpadały pasma światła, rozświetlały kłęby wirującego kurzu i zamieniały się w jasne słupy, które zawsze mu się kojarzyły ze strumieniem wysyłanym przez filmowy projektor.
Te filmowe asocjacje skierowały jego myśli w stronę tajemnej kinematografii, która go najbardziej ekscytowała i którą podziwiał w swej piwnicznej salce. Zaciągał tam takie młode, dorodne chłopki jak ta, która teraz głośno chrapie przy jego boku, i kazał im naśladować zachowania rozpustnic na ekranie. Lubił patrzeć na przerażenie w wielkich, cielęcych oczach rusińskich dziewcząt, gdy opierał im ręce na ramionach i zmuszał, by uklękły u jego stóp. Ciskając monety na ich twarze i zalane łzami policzki, starał się zarejestrować ten znamienny moment, gdy przerażenie ustępuje chciwości i udawanemu pożądaniu. Potem dopłacał jeszcze za inne zachowania – takie, których na darmo by szukać w twórczości pornograficznych wytwórni. Najbardziej go podniecały ostatnie chwile – kiedy dziewczęta wychodziły z piwnicy, często kuśtykając i krztusząc się od łez, krwi i śliny. Gdyby je wówczas wezwał z powrotem, natychmiast by wróciły i zrobiły wszystko, czego by zapragnął. Ale to i tak nie rozładowałoby jego pożądania Było ono tak wielkie, że ekstaza mogła nastąpić jedynie wśród śmiertelnych drgawek.
Podniósł się na łokciu. Obnażył krtań i uda dziewczyny. Zacharczała przez sen. Tak, gdyby mu tylko wczoraj wystarczyło odwagi, dziewka leżałaby teraz w ciszy i nie wydawałaby z siebie tych chrapliwych jęków. Fioletowe pręgi na jej szyi, które wykwitły wczoraj pod jego palcami, byłyby teraz pewnie czarne. Tłuste, trzęsące się szynki, w które wczoraj wrzynały się jego naostrzone pilnikiem paznokcie, byłyby teraz lodowate. Pomasował się powoli po kroczu. „Kiedyś nadejdzie ta chwila – myślał – jedna z tych suk rozsiądzie się na mnie wygodnie, a kiedy zacznie skakać i rzęzić, mój rosyjski siepacz jednym cięciem odetnie jej głowę. A ona dalej, jak kura, będzie się rzucała w drgawkach, dostarczając mi zakazanej rozkoszy”.
Naciągnął spodnie i pogardliwym ruchem rzucił banknot pomiędzy rozlane cycki śpiącej kobiety. Zdejmując z koszuli źdźbła, śmiał się w duchu – wyobrażał sobie sytuację, kiedy ta maciora się obudzi, przekręci na bok, a banknot wpadnie w siano. Jak zabawnie będzie wtedy ryła w kopcu, wypinając potężny zad!
Ubrał się i wyszedł ze stodoły tylnymi wrotami, wychodzącymi na pole żyta. Ruszył miedzą w stronę gęstej brzeziny, za którą rozpościerał się piękny widok na pałac. Poranne słońce mocno przygrzewało. Przeciągnął się tak mocno, aż zatrzeszczały mu kości. Był szczęśliwy i przepojony poczuciem władzy. Jego pieniądze zamieniają tych pozornie wolnych chłopów w skretyniałych parobów, a ich żony w mokre lubieżnice. O tak, ma wielką władzę, a będzie miał jeszcze większą!
Utwierdził się w tym przekonaniu na widok kilku aut stojących na podjeździe pałacu. Oto przyjechali goście, jego przyjaciele ze Stronnictwa Narodowego zaproszeni na polityczną konferencję! Trochę wcześniej! Nie szkodzi, będą mieli więcej czasu na debatę, która ma wyłonić kandydata do sejmu, i może mu się uda wszystkich przekonać do swojej kandydatury. On już im przedstawi odpowiednie argumenty i po dzisiejszym, już ostatnim, politycznym mityngu w Stratynie uczyni pierwszy krok w kierunku władzy: na pierwszym miejscu na liście narodowców, kandydatów do sejmu z województwa lwowskiego, pojawi się jego hrabiowskie nazwisko!
Poprawił i rozprostował pogniecione lniane ubranie. Przyczesał włosy i z uwielbieniem spoglądał na pałac bielejący w porannym słońcu. Dwie zębate baszty upodabniały go do średniowiecznego zamczyska. Wszystko w nim i wokół niego było takie jak on sam – męskie, kanciaste i twarde: zielone klocki żywopłotów, prostokątne okna, główne drzwi wejściowe ozdobione geometrycznymi ornamentami, kwadratowy podjazd z granitowych płyt. Na jednej z wieżyc obracał się na wietrze kanciasty kogut ze strzałką, na drugiej kurant zegara rozpoczął suche, krótkie, metaliczne odliczanie.
Bekierski zdumiał się liczbą uderzeń kuranta. Po upojnej nocy stracił rachubę czasu. Spojrzał na samochody stojące na podjeździe. To nie mogli być jego przyjaciele ze Stronnictwa Narodowego. Żaden z nich nie przyjechałby z aż pięciogodzinnym wyprzedzeniem. Żaden nie darłby się tak głośno i nie rzucał się tak prostacko w stronę stratyńskiego gospodarza. Żaden z nich nie dźwigałby ciężkich przedmiotów, które co chwila błyskały białym światłem.
Читать дальше