Francis Dick - Dowód

Здесь есть возможность читать онлайн «Francis Dick - Dowód» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dowód: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dowód»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tony Beach, po śmierci żony Emmy, sam prowadzi sklep z winami. I jak co roku na podsumowanie sezonu wyścigów konnych w domu Jacka Hawthorna dostarcza alkohol. Ale tym razem huczne przyjęcie kończy się tragedią. Rozpędzony furgon do przewozu koni trafia w tłum i tratuje gości.
Wypadek czy celowe działanie? Zwłaszcza że ginie Larry Trent, właściciel lokalu, gdzie podaje się podrabianą whisky. I gdzie policja była już bliska zamknięcia sprawy. Prowadzącemu śledztwo Ridgerowi potrzebny jest teraz Tony Beach – jako ten, który zna się na alkoholach. A uciekający od samotności Tony przyjmuje tę rolę ochoczo. Dopóki nie pojawi się kolejna ofiara w tej sprawie. Tym razem bestialsko uduszona…

Dowód — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dowód», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wyłączające się ciało, pomyślałem. Efekty szoku, równie groźne jak same obrażenia.

Nie bardzo mogłem jej pomóc, miałem jednak w kieszeni scyzoryk z maleńkimi nożyczkami. Westchnąłem głęboko, podciągnąłem kamizelkę i wyciąłem kawał koszuli aż do kołnierzyka, z przodu wyglądało to tak, jakbym pod spodem miał całą koszulę. Myślałem przy tym, że moje postępowanie jest śmieszne, mimo to nie przerywałem.

Przód koszuli przedarty na dwa szerokie pasy tworzył niezły bandaż. Wsunąłem obydwa kawałki podjej nogę i naciągnąłem mięso na miejsce, związując je wokół kości jak pieczeń. Kilkakrotnie spoglądałem z niepokojem na twarz dziewczyny, zdawało się jednak, że nie w pełni czuje moje działania. Leżała z otwartymi oczami, rękę zgiętą w łokciu trzymała nad głową, w pewnym momencie powiedziała tylko: „Gdzie to jest?”, a później „nie rozumiem”.

– Wszystko w porządku.

– Naprawdę? To dobrze.

Pomocnicy powrócili, niosąc stół, koc podróżny i ręcznik.

– Uznałem, że możemy tym podwiązać ranę – powiedział pierwszy z nich – ale widzę, że już pan to zrobił.

Jednak owinęliśmy jej nogę dodatkowo tym ręcznikiem dla pewności, przykryliśmy ją kocem i zostawiliśmy pod osłoną stołu, a sami z niepokojem poczołgaliśmy się dalej. Nie znaleźliśmy jednak nikogo, komu moglibyśmy pomóc. Odkryliśmy natomiast jedną z kelnerek, leżała martwa na tacy z kanapkami, gładka młoda twarzyczka była kredowobiała; natknęliśmy się też na wystające nogi innego Araba, a pod furgonem widać było straszliwe czerwone kształty, do których nie moglibyśmy dotrzeć mimo najlepszych chęci.

Wszyscy czterej wycofaliśmy się zgodnie na błogosławioną świeżość powietrza i w tym momencie rozległy się klaksony i sygnały oficjalnych ratowników zjeżdżających właśnie ze wzgórza.

Podszedłem do Flory siedzącej na kuchennym krześle, które ktoś jej przyniósł; jakieś kobiety próbowały ją pocieszać, ale jej oczy były mroczne i wpatrzone w przestrzeń, a ciałem targały dreszcze.

– Z Jackiem nie najgorzej – powiedziałem. – Przewrócił go słup. Może mieć złamaną nogę, ale poza tym wszystko w porządku.

Spojrzała na mnie niewidzącymi oczami. Zdjąłem marynarkę i okryłem ją.

– Flora… Jack żyje.

– Wszyscy ci ludzie… nasi goście… – Jej głos brzmiał słabo. – Wiesz na pewno… o Jacku?

Nie zabrzmiało w tym żadne prawdziwe pocieszenie. Potwierdziłem moje informacje i wziąłem ją w objęcia, kołysząc w ramionach jak dziecko; w milczeniu przytuliła głowę do mojego ramienia, nadal zbyt wstrząśnięta, by płakać.

Wszystko, co działo się potem, wydaje się niewyraźne; czas płynął szybko, choć nie odnosiło się takiego wrażenia.

Policja przywiozła dużo odpowiedniego sprzętu i w krótkim czasie odkryła brezent namiotu wokół furgonu, zasłaniając to miejsce wysokimi parawanami, aby ukryć całą jego grozę.

Jack, całkowicie przytomny, leżał na noszach, lekko odurzony środkiem przeciwbólowym, bronił się niezbyt energicznie przed jazdą do szpitala, tłumacząc, że nie może zostawić swoich gości, swoich koni, nie może pozwolić, by żona radziła sobie ze wszystkim sama. Protestował jeszcze, kiedy wnoszono go do karetki wraz z nieprzytomnym Jimmym. Karetka powoli odjechała.

Goście snuli się po domu lub siedzieli w samochodach, pragnąc jak najszybciej wrócić do domów. Jednak gdzieś na łączach telefonicznych powstała straszliwa afera z powodu śmierci szejka i mundurowych policjantów poinstruowano, że nikomu nie wolno odjechać przed przybyciem ekipy śledczej.

Uważałem, że cała ta afera jest tak naprawdę nonsensowna. Nikt przecież nie mógł przewidzieć, w którym miejscu namiotu ustawi się szejk. Nikt nie mógł świadomie nacelować furgonu. Puściły hamulce i stoczył się ze wzgórza… równie wybiórczy wobec swoich ofiar jak trzęsienie ziemi.

Oszołomiona para młodych ludzi, którzy przyjechali furgonem i zaparkowali go na wzgórzu, nie mogła opanować łez. Słyszałem, jak mężczyzna powtarzał z uporem: – Przecież zostawiłem go na biegu z zaciągniętym hamulcem… jestem pewien… zawsze bardzo uważam… jak to się mogło stać… w jaki sposób?

Przesłuchiwał ich mundurowy policjant, nie okazujący nadmiernego współczucia.

Powędrowałem z powrotem do mojej furgonetki, obok której zostawiłem skrzynkę szampana. Zniknęła. Podobnie jak szósta i siódma skrzynka ze środka. Podobnie jak zapasowy gin i whisky z przedniego siedzenia.

Obrzydliwe, pomyślałem i wzruszyłem ramionami. Po jatkach złodziejstwo. Odwieczny sposób zachowania ludzi. Nie miało to większego znaczenia, choć wolałbym wszystko rozdać, niż w ten sposób stracić.

Flora była w domu, odpoczywała w pozycji leżącej. Zauważyłem, że ktoś przyniósł moją marynarkę z pokrwawionymi rękawami. Krew była także na mankietach koszuli, na jasnoniebieskiej kamizelce. Wyschnięta krew na moich dłoniach.

Ze wzgórza zjeżdżał powoli olbrzymi dźwig na gąsienicach, ustawiono go w pobliżu furgonu. Po pewnym czasie za pomocą łańcuchów uniesiono niezbyt wysoko w powietrze ciężki zielony pojazd, a po chwili już uniósł się wyżej i przehuśtał się na skrawek pustego trawnika.

W końcu sprowadzono po rampie ciągle wierzgającego konia, czym zajął się jeden ze stajennych Jacka, a dwaj policjanci pilnowali furgonu przed okiem ciekawskich.

Niewielka, przerażająca grupka ludzi czekała bez ruchu, wpatrzona w milczeniu w miłosierne parawany. Wiedzieli, musieli wiedzieć, że ci, których oczekują, nie żyją, a jednak stali, nie płacząc, a ich twarze żłobiła uparta nadzieja. Pięć ton metalu wbiło się w zbity tłum, a oni mimo wszystko mieli nadzieję.

Jeden z czekających odwrócił głowę, zobaczył mnie i niepewnie ruszył w moją stronę, jakby jego stopy podlegały innym prawom niż reszta nóg. Ubrany był w dżinsy i brudną koszulkę trykotową, wyglądem i zachowaniem nie sprawiał wrażenia gościa. Przypominał raczej jednego z chłopców stajennych Jacka podczas wolnej niedzieli.

– Pan był w środku, prawda? – spytał. – Pan jest tym facetem od napojów, tak? Ktoś mówił, że pan był w środku… – Wykonał nieokreślony gest w stronę pozostałości namiotu. – Widział pan moją żonę? Była tam? Widział ją pan?

– Nie wiem. – Pokręciłem głową.

– Roznosiła napoje i tak dalej. Ona lubi tę pracę… widywanie ludzi. Jedna z kelnerek. Zauważył zmianę wyrazu mojej twarzy i zinterpretował ją bezzwłocznie.

– Ona tam jest… prawda?

Nie odpowiadałem przez chwilę, dodał więc z jakąś mieszaniną dumy i rozpaczy:

– Ona jest bardzo ładna, wie pan. Naprawdę ładna. Skinąłem głową i przełknąłem ślinę.

– Jest ładna.

– O nie! – Jego rozpacz wyraziła się w rozdzierającym krzyku. – Nie!

Wtrąciłem szybko, beznadziejnie: – Moja żona umarła nie tak dawno. Wiem, jak to jest… tak strasznie mi przykro.

Popatrzył na mnie tępo i wrócił do pozostałych, by wpatrywać się w parawany, a ja poczułem się bezużyteczny i niepotrzebny, przytłoczony litością.

Furgon zaatakował tuż przed pierwszą trzydzieści, ale dopiero przed piątą nowa ekipa śledcza pozwoliła ludziom się rozjechać. W końcu rozpowszechniono informację, że wszyscy mogą się oddalić, ale każdy samochód musi zatrzymać się przy bramie, a jego pasażerowie podać swoje nazwiska.

Zmęczeni, głodni, wymiętoszeni, często z zabandażowanymi skaleczeniami w kompletnym milczeniu wjeżdżali na wzgórze goście, którzy tak niedawno zjeżdżali w dół pełni oczekiwań. Jak uchodźcy, pomyślałem. Słychać było chór uruchamianych równocześnie silników, zaczynały się obracać pierwsze koła.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dowód»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dowód» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dowód»

Обсуждение, отзывы о книге «Dowód» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x