Ton głosu mówiącej prawie niedostrzegalnie się zmienił. Zniknęła z niego wrogość, która dominowała w poprzednich zdaniach. Zygmunt wiedział, że wygrał.
– Właściwie to za nic. Uważamy, że pani należą się te pieniądze. W zamian prosimy o pomoc. Jeżeli pani odmówi, obejdziemy się bez niej. Ale wtedy moi koledzy na pewno nie zgodzą się, aby uwzględnić panią przy podziale. Mogę panią zapewnić, że w tym, co proponuję, nie ma najmniejszego ryzyka. Sam jestem aż do przesady ostrożny i nigdy bym nie narażał się na niebezpieczeństwo.
– Napije się pan kawy? – pani domu wyraźnie chciała zyskać na czasie.
– Z prawdziwą przyjemnością – odpowiedział Lipień. – Chętnie pani pomogę.
– O, dziękuję. Sama dam sobie radę.
Jadwiga wstała i wyszła do kuchni. Zygmunt dopiero w tej chwili ocenił, ile zalet mają te, budowane jeszcze do niedawna przez „genialnych” architektów, kuchnie bez okien. Nie było obawy, aby kobieta mogła wszcząć alarm. Wygodniej rozsiadł się w fotelu i spokojnie zapalił papierosa.
Wkrótce pani Jadwiga przyniosła z kuchni tackę z dwiema filiżankami kawy i dwoma kieliszkami.
– Mam trochę koniaku. Napije się pan?
– Z panią zawsze.
Kobieta podeszła do małego kredensiku i wydobyła butelkę w połowie wypełnioną. Napełniła kieliszki…
– Za ten szczęśliwy milion – Zygmunt podniósł kieliszek.
Stuknęli się szkłem. Wypili.
– Doprawdy sama nie wiem… – Jadwiga wróciła do przerwanej rozmowy.
– Ależ proszę pani! – Lipień bez oporu ze strony pani domu ucałował jej rękę. – Nie ma się co wahać. Przecież to niczyje pieniądze. Bank na tym nie stracił, bo jest ubezpieczony. Zresztą – roześmiał się – jak się dorobimy następnych milionów, to odeślemy mu ten pierwszy.
– Podobno o ten pierwszy jest najtrudniej. Tak twierdzą amerykańscy milionerzy.
– A pani będzie go miała najdalej za pół godziny. – Za pół godziny?
– Może jeszcze prędzej. Za dziesięć minut.
– Sądzę, że w ogóle pan sobie ze mnie żarty stroi. Cała ta rozmowa to zapewne jakiś niemądry dowcip albo głupi zakład. Dowiedział się pan jakimś cudem, że byłam żoną Strzelczyka, i przyszedł pan zabawić się moim kosztem.
– Nic podobnego. Przysięgam, że mówię prawdę. Jako dowód powiem pani, że wieczorem, w dniu, w którym dokonano napadu, Kazik był tutaj. Przyjechał czarną wołgą z tabliczką CD. Na chwilę pod jakimś pozorem wstąpił do pani. Czy tak nie było?
– Spotkałam go, kiedy wchodziłam do domu. To się zgadza, miał jakiś czarny samochód. Zapraszałam go na gorę, ale powiedział, że – już nie ma czasu. Mówił, że potrzebny mu jest wyrok sądu w naszej sprawie rozwodowej, bo swój egzemplarz zgubił. Zapytałam, czy się drugi raz żeni. Zaprzeczył. Miał wpaść za parę dni. Odszukałam i przygotowałam mu ten papierek.
– Widzi więc pani, że nie kłamię.
– Sama nie wiem, co robić…
– A zatem zgoda? – Lipień wyciągnął rękę, a kobieta podała mu swoją.
Teraz mężczyzna napełnił kieliszki.
– Wypijemy za naszą szczęśliwą współpracę.
Jadwiga nie odmówiła.
– Kiedy już doszliśmy do porozumienia, będę z panią zupełnie szczery. Od dawna znałem Kazika. Dużo wiedziałem o waszym małżeństwie i o jego zakończeniu. Kiedy Kazik wyprowadzał się stąd, pomagałem mu. Pani wówczas nie było w mieszkaniu.
– Wolałam nie być obecna. Znowu mogłoby dojść do jakichś nieporozumień. Ostatecznie nie zależało mi tak bardzo na tych paru gratach. On je zresztą zabrał tylko przez złość.
– To są dawne dzieje. Nie wracajmy do nich. Dzieląc rzeczy i zostawiając pani mieszkanie, Kazik zastrzegł sobie, że piwnica pozostanie do jego dyspozycji. Tam przecież złożyliśmy te meble, które zabrał stąd rzeczywiście przez złość, na czym to mieszkanie bardzo zyskało.
– Z mieszkaniem mój były mąż łaski mi nie zrobił. Było moje, po rodzicach. A ponadto musiałam mu jeszcze wypłacić pewną sumę. Dość dużą. Za uprzejme opuszczenie mojego lokalu.
– To już nieważne – Zygmunt machnął ręką. – Co to znaczy – wobec miliona, który za chwilę będzie leżał na tym stole.
– Za chwilę? – Jadwiga przyjęła z niedowierzaniem słowa dziwnego gościa.
– Tak, za chwilę. Kazimierz zażądał tej piwnicy prawdopodobnie także na złość pani. Później jednak zaczął jej używać do przechowywania rzeczy, o których wolał, żeby nikt, zwłaszcza jego sąsiedzi z domu przy ulicy Solec nie wiedzieli. Dlatego wtedy stosunki między wami nieco się poprawiły. Kazik panią odwiedzał, bo zależało mu na tym, aby ludzie przyzwyczaili się do jego widoku i mieli go za mieszkańca tego domu. To mu pozwalało spokojnie wchodzić do piwnicy bez konieczności tłumaczenia się z tego innym lokatorom.
– Pan myśli? – kobieta zaczynała pojmować sens tych słów.
– Naturalnie – potwierdził Lipień. – Pani piwnica to świetne schowanko dla tych milionów. Nikt tu ich nie będzie szukał. Nikt w ogóle, poza nami dwojgiem, nie wie, że Kazik miał piwnicę w tym domu.
– To prawda.
– A dlaczego Strzelczyk zjawił się tutaj w dniu napadu? Akurat właśnie w tym dniu potrzebny był mu wyrok rozwodowy? Sześć lat go nie potrzebował. To był pretekst na wypadek spotkania pani. Podjechał samochodem, wyjął walizkę z bagażnika, zszedł do piwnicy, otworzył swój boks, wcisnął walizę pod do tej pory leżące tam graty i uwolniony od balastu wrócił do warsztatu. Mądrze to obmyślił.
– Kiedyś zupełnie przypadkowo zeszłam na dół i ze zdumieniem zauważyłam przez drzwi, a tam są duże szpary między deskami, że te wszystkie meble, o które się tak pieklił, nadal leżą. Już w rozpaczliwym stanie. Rzeczywiście, jak pan powiedział, kupa gratów. Pan ma dar przekonywania. Zaczynam wierzyć, że ta walizka z pieniędzmi jest tam na dole.
– Zaraz zejdziemy na dół i ta wiara zamieni się w pewność.
– A co ja mam robić w piwnicy?
– Nic. Po prostu wystarczy pani obecność. Nikogo nie zdziwi, nawet jeżeli kogoś tam spotkamy, że właścicielka mieszkania chce się dostać do swojej piwnicy. Natomiast ja jestem tu obcy. Moja obecność w suterenie mogłaby się wydać podejrzana. A kto? A po co? Ktoś bardziej przezorny mógłby zamknąć drzwi klatki schodowej i wezwać milicję. Ze zrozumiałych względów wolałbym tego uniknąć.
– Ja myślę – Jadwiga uśmiechnęła się. – Ale nie mam kluczy do tej piwnicy.
– To też nieważne. Jestem na to przygotowany. Klucze miał Kazik, ale nie wiem, co z nimi zrobił. Na pewno, leżą w jego mieszkaniu przy Solcu, lecz tam nie pójdziemy. Ukręcę kłódkę albo ją przepiłuję. Pani mogła przecież zgubić klucz do swojej piwnicy i wezwać na pomoc ślusarza, aby otworzył drzwi. Przygotowałem drugą kłódkę, na którą zamkniemy później nasz boks, już po wydobyciu z niego cennej walizeczki.
– W pana słowach to wszystko jest takie proste.
– Bo tak jest naprawdę. Całkowita pewność, żadnego ryzyka, to moja zasada.
– W banku jednak ryzykowaliście.
– Absolutnie nie. Wszystko przemyślałem w najmniejszych szczegółach. Każdy nasz krok był obliczony ze stoperem w ręku.
– Chyba jednak baliście się? Musi pan przyznać.
– Ale skądże znowu! Byliśmy spokojni i zimni jak lód. Jedynie Kazik, który zresztą spełniał pomocniczą rolę, denerwował się czekając na nas w samochodzie. Gdyby nie ja, nie ruszylibyśmy z miejsca, bo zapomniał zwolnić ręczny hamulec. Na szczęście siedziałem obok niego i w porę to spostrzegłem. Dalej wszystko potoczyło się zgodnie z planem.
Читать дальше