– Pan jednak rozmawiał z Szaf larem, kiedy on już otrzymał pieniądze od Perssona.
– Naturalnie. Dostałem od szefa polecenie wykonania zdjęć, musiałem się więc dowiadywać, kiedy je będę mógł zrobić.
– I co?
– Jak przewidywałem, kiedy Andrzej dowiedział się w jakie szambo chce go mój miły szefunio wpakować, natychmiast go odrzuciło od Gunhild. Chłopak miał jednak sporo długów i postanowił wykantować Perssona na tę sumę, jaką dostał tytułem zaliczki. Moim zdaniem miał stuprocentową rację. Ze świniami trzeba postępować po świńsku. Panie pułkowniku, proszę tego nie ujmować dosłownie w waszym protokole. W ogóle bardzo proszę o nie umieszczanie w nim moich opinii o dyrektorze.
– Dobrze – zgodził się Janusz Kaczanowski – zaprotokołujemy tylko podawane przez pana fakty.
– Szaflar przyjął prostą, ale dobrą taktykę. Udawał, że bardzo się stara zdobyć względy Gunhild, ale nie może przełamać jej oporu. Wiadomo, w tym ambaras, żeby dwoje chciało naraz. Na wycieczkach zabawiał Gunhild rozmową, trochę z nią flirtował. Na dansingu w „Nosalu” obtańcowywał dziewczynę i ulatniał się. Sądzę, że pani Gunhild pojęła jego grę i dostosowała się do jej reguł. W ten sposób Andrzej na jakiekolwiek zarzuty Perssona mógł zawsze powiedzieć „starałem się, ale nic z tego nie wyszło”. O zwrocie pieniędzy nie mogło być mowy. Zresztą mój szef na ten temat nawet by słówka nie pisnął, aby rzecz się nie wydała przed jego żoną. Wtedy Gunhild wyrzuciłaby Rolfa z posady na pierwszym zebraniu rady nadzorczej. Przecież rozporządzała tam bezwzględną większością głosów. Zresztą cóż „to dla Perssona znaczyło te siedemset dolarów? I tak by je jakoś wpakował w koszta handlowe koncernu. Do takich finansowych machlojek na szkodę skarbu państwa on był niezastąpiony.
– Teraz proszę nam szczegółowo opowiedzieć – zażądał podpułkownik – jaki był przebieg tamtego tragicznego wieczoru w „Nosalu”?
– Jak zwykle przyjechaliśmy do lokalu gdzieś około godziny ósmej wieczorem. Jeździliśmy tam codziennie. To był pomysł pani Gunhild. Lubiła tańczyć i tam najwygodniej jej było spotykać się z Szaflarem. Stolik mieliśmy stale zarezerwowany. Kelnerzy czekali na zamówienia. Wiedzieli, że dostaną wysokie napiwki. Już nie bardzo pamiętam, co nam podano na kolację. Jakieś przekąski i chyba pstrągi. Orkiestra, grała. W czasie kolacji zjawił się Szaflar. Pan Persson zaprosił go do naszego stolika i częstował. Andrzej wymawiał się jak mógł, wreszcie wypił kieliszek koniaku. Kiedy muzyka znowu zaczęła grać, Persson natychmiast wypchnął żonę i Szaflara na parkiet. To było takie niezręczne! Ślepy by się domyślił całej intrygi. Żeby zatuszować niedźwiedziowatość szefa, natychmiast poprosiłem Margaretę, zaś Ostermanowie tańczyli ze sobą. Potem Szaflar odprowadził Gunhild na miejsce i gdzieś znikł. Ja chyba jeszcze raz czy dwa razy zatańczyłem z Ingą Osterman, a później siedziałem przy stoliku.
– A inni?
– Gunhild nie tańczyła, najwidoczniej czekała na Szaflara, on zaś długo nie przychodził. Persson w ogóle nie lubi tańczyć, i tym razem nie zrobił wyjątku. Margareta dotrzymywała mu towarzystwa. Pan Osterman także nie jest ani wybitnym tancerzem, ani specjalnym amatorem tego rodzaju zabawy.
– W jakim to się mniej więcej działo czasie?
– Od naszego przyjścia, to jest około ósmej wieczorem aż do po dziewiątej. Potem Andrzej znowu się zjawił i poprosił panią Gunhild. W parę minut później mój szef zaproponował pani Andersson małą wyprawę do barku. Przy stoliku zostaliśmy we trójkę, Ostermanowie i ja. Kiedy muzycy zrobili krótką przerwę, pani Gunhild już nie wróciła do naszego stołu.
– A Persson i Margareta?
– Urzędowali w barku. Ponieważ siedziałem twarzą w tamtą stronę, to ich widziałem. Potem orkiestra znowu zagrała coś do tańca, ale Gunhild i Szaflara na parkiecie nie zauważyłem. Również, kiedy muzycy grali ostatnie utwory przed przerwą na kolację, tej pary tańczącej nie widziałem.
– A para przy barku?
– Tańczący mi ją zasłaniali. Zresztą nie zwracałem na nich uwagi, bo byłem zajęty rozmową z Ostermanami. Pani Inga Osterman jest bardzo sympatyczną kobietą. Bez pretensji i bez pozowania na milionerkę. Zupełne przeciwieństwo Gunhild, która lubiła się popisywać swoim bogactwem.
– Co było dalej?
– Na krótko przed przerwą zobaczyłem pana Perssona. Znajdował się niedaleko naszego stolika i rozmawiał z pewnym Austriakiem. Zamienił z nim parę słów i dosiadł się do nas. Persson był zdenerwowany. Nic nie mówiąc nalał sobie kolejno dwa pełne kieliszki koniaku i wychylił je jednym haustem. Potem także łapczywie wypił stojącą przy jego nakryciu już na wpół wystygłą kawę. Powiedział do mnie, że jest zmęczony i źle się czuje. Zaproponowałem, aby uregulować rachunek i wrócić do „Kasprowego”, ale on się na to nie zgodził i twierdził, że ten mały kryzys powinien zaraz przejść.
– Pani Andersson wróciła do stołu razem z Perssonem?
– Nie. Przyszła nieco później. Za jakieś trzy, cztery minuty. Trudno mi określić dokładny czas, ponieważ tego nie sprawdzałem. Robiła wyrzuty Perssonowi, że sam się ulotnił i zostawił ją w barku. Bardzo się tym drobnym incydentem zdenerwowała i nawet doszło do małej awantury. Aż pani Osterman musiała interweniować. Opowiadała, że ktoś ją siedzącą samotnie przy barku wziął za „dewizówkę” i zrobił jej niedwuznaczną propozycję. Byłem zdziwiony tym wybuchem, bo to raczej spokojna i opanowana dziewczyna. A tym bardziej nie powinna się narażać mojemu szefowi. Przecież ta cała sprawa rozwodowa wynikła przede wszystkim z jej powodu. Persson zupełnie zgłupiał na punkcie tej dziewczyny, a ona, jak to się mówi, „szła na całość”.
– Czy pani Gunhild wiedziała o tym?
– Może się domyślała. Ze zrozumiałych względów, ciągle ten testament i zależność Perssona od żony, bardzo się z tym kryli. Ja nie byłem wtajemniczony w sprawy tego układu. Tutaj w Zakopanem Persson udawał, że to lekki, niewinny flircik i tak to przyjmowaliśmy. Nigdy na ten temat nie było najmniejszych komentarzy czy żarcików.
– Co było dalej?
– Kiedy orkiestra przestała grać, usłyszeliśmy jak jakaś pani krzyczała na sali, że w toalecie leży zamordowana kobieta. Przetłumaczyłem te słowa na szwedzki. A że pani Gunhild nie było z nami co najmniej od pół godziny, powiedziałem, że pójdę sprawdzić, co tam naprawdę się stało. Persson także wstał i poszedł ze mną. Wydaje mi się, że nie był zbyt zaskoczony tym wypadkiem. Mniej się zdenerwował śmiercią żony, niż można się było tego spodziewać. Kiedy przyszedł z barku, był w znacznie gorszym stanie.
– Tak pan myśli?
– Ja nic nie myślę – odpowiedział Marek Daniec – ja tylko odpowiadam na pytanie pana pułkownika, jaki był przebieg tamtego wieczoru. Nie będę przecież oskarżał swojego szefa o zamordowanie żony.
– Jak to się stało – zapytał Kaczanowski – że wasze pierwsze zeznania brzmiały prawie jednomyślnie. Twierdziliście, że co najmniej na pół godziny przed wykryciem zbrodni siedzieliście w piątkę przy stoliku?
– Pan porucznik tamtego wieczoru spisał nasze personalia i polecił nam przyjść do komendy następnego dnia. Ktoś z nas, nie pamiętani już kto, ale chyba Ragnar Osterman zauważył, że najlepiej będzie właśnie w ten sposób opowiadać całą historię. Oszczędzi to nam nie kończącej się serii przesłuchań i wyjaśnień. Zresztą ta wersja nie różniła się zbytnio od prawdy. Nasza trójka, ja i Ostermanowie, siedziała cały czas przy stole, zaś Persson i Margareta także byli na sali przy barku i wrócili przed wypadkiem.
Читать дальше