Matthew uprzątnął stół, naczynia włożył do zmywarki i usiedli, by dokończyć wino. Była jedenasta. Nagle wyciągnął rękę i dotknął gipsu.
– To dla nas wielka szansa – zaczął. – Może ten twój wypadek miał być dla nas jakimś znakiem.
Joanna domyślała się już, co Matthew chce powiedzieć.
– Mogłabyś sprzedać ten dom i zamieszkać u mnie – ciągnął, rozglądając się dokoła. – A po moim rozwodzie kupilibyśmy sobie jakiś własny kąt.
Na jego twarzy malowała się stanowczość. Joanna uświadomiła sobie, że Matthew zaplanował to już wcześniej, a jej wypadek okazał się dobrym pretekstem, by wreszcie poruszyć ten temat. Nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. Kocham go, przyznała w duchu, ale czy naprawdę jestem gotowa się z nim związać? Zdawała sobie sprawę, że wtedy musiałaby dzielić swój czas między pracę a Matthew, a jakieś złe przeczucie podpowiadało jej, że jedno wykluczałoby drugie. Popatrzyła na niego niepewnie.
Przysunął się bliżej i objął ją ramieniem.
– Tak będzie najlepiej dla nas obojga, Jo – przekonywał ją. – Proszę cię, zgódź się. Wiesz przecież, że sama nie dasz sobie rady. Gips zdejmą ci dopiero za dwa miesiące. Mamy teraz niepowtarzalną okazję, by zacząć wszystko od nowa – dodał stanowczo z poważną miną.
Joanna dobrze go znała i wiedziała, że kiedy Matthew już coś postanowi, to nie sposób go od tego odwieść.
– Kocham cię, Jo – powiedział głosem ściszonym prawie do szeptu, wpatrując się w nią bez mrugnięcia.
Poczuła suchość w ustach i przełknęła ślinę.
Zapadła chwila milczenia, po czym Matthew odsunął się.
– Rozumiem – rzucił. – A przynajmniej tak mi się wydaje.
Przez resztę wieczoru siedzieli zakłopotani, a o północy Matthew wyszedł. Tę noc miał spędzić w ogromnym domu znajomego, gdzie od dawna wynajmował całe ostatnie piętro.
Joanna położyła się do łóżka przygnębiona i zrezygnowana, ale po środkach znieczulających od razu zasnęła i spała jak zabita. «
Rano, przed ósmą, rozległo się głośne pukanie do drzwi. To był Mike. Otworzyła mu, owinięta białym szlafrokiem.
Ziewnęła, przeciągając się.
– Dzięki, że przyjechałeś – rzuciła. – A skoro jesteś taki szybki i punktualny, to zdążysz jeszcze zaparzyć nam kawę – dodała przyjaźnie, widząc jego skrępowanie.
Wtedy wszedł za nią do środka.
Idąc schodami na górę, odwróciła głowę.
– No i co? Znaleźli go? – zawołała.
– Nie – padła odpowiedź, a zaraz potem rozległ się szum nalewanej do czajnika wody. – Nasi ludzie przesłuchali wszystkich taksówkarzy i okazuje się, że tamtej nocy żaden go nie wiózł.
Joanna pobiegła szybko się umyć, ubrać i uczesać. Zdążyła nawet nałożyć lekki makijaż. Zeszła na dół, usiadła przy stole naprzeciwko Mike’a i upiła łyk kawy.
– Po mojemu facet wpadł do kanału – orzekł Mike. – Chyba powinniśmy wysłać tam kilku nurków.
– To jakieś siedem kilometrów od szpitala. Trzeba będzie przeszukać ten kanał.
Po chwili wyszli i wsiedli do samochodu.
– Nie wiedziałem, czy mam przyjechać – odezwał się Mike. – Myślałem, że może Levin cię podrzuci. Widziałem wczoraj przed twoim domem jego auto – dodał.
– Siedział tu do późna – odparła, rzucając mu gniewne spojrzenie. – A zresztą to chyba nie twój zakichany interes.
Przez całą drogę oboje już milczeli.
Nadinspektor Arthur Colclough czekał na nich w drzwiach. Szczęki mu drgały jak u buldoga.
– Dzwoniłem do was – zakomunikował. – Ruszajcie zaraz do Gallows Wood. Chyba się znalazł.
– Kto? Selkirk? – spytali jednocześnie.
– Na to wygląda – przytaknął.
Niewielki lasek Gallows Wood znajdował się za jednym z nowych osiedli. Do tej pory nie przysparzał policji większych problemów niż inne dzikie zamiejskie tereny – lasek upodobali sobie pijacy, młodzi uciekinierzy i zakochane pary, ale ostatnio jakaś spółka ekologiczna zainteresowała się tamtejszym siedliskiem borsuków i wykupiła od miasta kawałek ziemi na tym terenie.
Gdy Mike włączył silnik, Joanna spojrzała na niego zasępionym wzrokiem.
– W życiu nie spodziewałabym się, że znajdą go na takim odludziu – rzekła. – To ładne parę kilometrów stąd.
– Widocznie ktoś wywiózł go samochodem.
– Zaraz, przecież tam można dojść pieszo na skróty – przypomniała sobie. – Od osiedla przez teren starej fabryki biegnie ścieżka. – Zmarszczyła czoło w zamyśleniu. – Tylko czy w takim stanie facet rzeczywiście dałby radę przejść boso dwa kilometry przez to ciemne pustkowie?
Mike posłał jej zaciekawione spojrzenie.
– Sam nie wiem. Ale zaczekaj, zaraz wszystkiego się dowiemy. – Włączył syrenę, dodał gazu i za jakieś pięć minut byli już na miejscu.
Stały tam dwa inne wozy policyjne z błyskającymi kogutami. Mike zaparkował tuż za nimi i skręcił szybę.
– Gdzie ciało? – spytał jednego z funkcjonariuszy.
– Tam – odparł policjant, wskazując palcem w stronę lasku. – Trzeba przejść przez furtkę i pójść tą ścieżką. Leży na polanie – dodał.
Jego pobladła twarz zdradzała, że widok trupa był dla niego dużym szokiem.
– Pan go znalazł? – spytała Joanna.
– Tak, pani inspektor.
– To świetnie – rzuciła. – Dobra robota. Całe szczęście, że nie leżał tam dłużej.
Funkcjonariusz skinął głową, a Mike i Joanna wysiedli z wozu i rozejrzeli się. To był uroczy zakątek, wart inwestycji spółki ekologicznej. Latem na pewno rozbrzmiewał tu śpiew ptaków, a w długie, jasne wieczory harcowały borsuki, lecz o tej porze roku, gdy słońce skryło się pod grubą warstwą szarych chmur, było tu ponuro i dżdżyście.
– W sumie to facet wybrał sobie dobre miejsce – przyznała Joanna, wodząc wzrokiem po zmokłych liściach zarośli jeżynowych i po znikającej wśród nich ciemnej wstędze ścieżki.
– Rzeczywiście, to prawdziwy raj dla samobójców – zgodził się Mike.
– Cholernie przykra sprawa – rzuciła jeszcze Joanna, gdy przeciskali się przez furtkę.
Mike przeskoczył jakiś słupek. Zerknęła na niego.
– Samobójstwa strasznie mnie dołują – dodała, wciągając głęboko powietrze. – To tak, jakby jeden człowiek miał przeciwko sobie cały świat. A jeszcze bardziej dobija mnie to, że przeważnie to my znajdujemy jego ciało.
– Ten przynajmniej miał poczucie humoru – zauważył Mike, próbując ją pocieszyć. – Specjalnie wybrał Gallows Wood. Czyli las wisielców… Domyślasz się już, jak ze sobą skończył?
Pokiwała głową.
Oboje nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo się mylą.
Ciężkie krople deszczu kapały z drzew, rozpryskując się wokoło, gdy przedzierali się wśród zarośli. Niespodziewanie na niebie zajaśniało wrześniowe słońce, oblewając okolicę bladym, iluzorycznym światłem. Lasek był niewielki, a wiodąca na polanę wąska, błotnista ścieżka kluczyła wśród gęstych zarośli. Joanna zerknęła na swoje buty.
– Piekielne błoto – mruknęła. – Przez ten gips nie dam rady ich wyczyścić.
Mike odwrócił głowę.
– To może Levin ci je wypomaduje?
Spiorunowała go wzrokiem.
Po paru minutach dotarli wreszcie na polanę. Rozejrzeli się dookoła: zaszyta wśród drzew polana była niewidoczna od strony drogi i pobliskiego osiedla. Tam, gdzie ścieżka skręcała ostrym łukiem w prawo, dostrzegli grupkę policjantów, otaczających nienaturalnie zwinięte zwłoki w niemodnej, pasiastej piżamie.
Oboje przyśpieszyli kroku, a Joanna wzięła głęboki oddech.
Читать дальше