Co do mnie, pragnę stwierdzić jeszcze jedną rzecz, rzucającą ogólniejsze a dość niewesołe światło na naszą współczesną kulturę. Mianowicie że, aby znaleźć obszerne omówienie, wyczerpującą i szlachetną definicję pocałunku, trzeba nam było sięgnąć aż do roku 1860, do najstarszego Orgelbranda! Już nowy Orgelbrand uboższy jest w tym paragrafie i bardziej powierzchowny. Bałamutne definicje Arcta ( dotykaćczy przyciskać?) świadczą, jak mu ta kwestia jest w gruncie obojętna. Ale czy może być coś bardziej znamiennego niż to, że w wydanej w roku 1928 encyklopedii Trzaski, Everta i Michalskiego słowo pocałunekw ogóle znika, podczas gdy o słowie „ penis” jest cała stronica, trzy razy tyle co o Słowackim? Czy trzeba wymowniejszego dokumentu świadczącego o zmaterializowaniu, aby nie powiedzieć zezwierzęceniu miłosnym naszej epoki!
Wymieniłem tu same szanowne nazwiska księgarzy: oni wzięli na siebie niejako odpowiedzialność za traktowanie tej materii; kwestią ich zawodowego honoru jest tedy wypełnić tę lukę, uzgodnić te rozbieżności i nieścisłości. Proponuję zwołanie posiedzenia najpoważniejszych firm księgarskich w tym celu: to będzie godne zamknięcie „miesiąca książki polskiej”. Porządek dzienny: pocałunek. Już widzę, jak Wolff 22 22 Wolff, Gustaw a. Wolff, Kazimierz Gustaw (1872–1951) – pisarz, księgarz i wydawca, syn Augusta Roberta Wolffa (1833–1910), współzałożyciela wydawnictwa Gebethner i Wolff. [przypis edytorski]
, obrany przewodniczącym, rumieni się po białka, zagajając obrady, jak Mortkowicz 23 23 Mortkowicz, Jakub (1876–1931) – księgarz, popularyzator czytelnictwa, wydawca m.in. polskich tłumaczeń Nietschego. Współzałożyciel Polskiego Towarzystwa Księgarń Kolejowych RUCH. [przypis edytorski]
gładzi poważną brodę… A Marian Steinsberg 24 24 Steinsberg, Marian (1887–1943) – księgarz, wydawca m.in. Skamandrytów i Witkacego. [przypis edytorski]
patrzy wilgotnymi oczyma w dal i szepce strofę Heinego: Am Tische war noch ein Plaetzchen, – da hast du, mein Liebchen, gefehlt 25 25 Am Tische war noch ein Plaetzchen, da hast du, mein Liebchen, gefehlt (niem.) – Przy stoliku było jedno puste miejsce, brakowało tam ciebie, kochanie; cytat z wiersza Heinricha Heinego Sie saßen und tranken am Teetisch ( Siedzieli i pili herbatkę ), opisującego salonową dyskusję na temat miłości. Cytat pochodzi z ostatniej strofki i wskazuje na niedopowiedzenie: ten, kto wie naprawdę, czym jest miłość, milczy. [przypis edytorski]
…
O wyzyskaniu dóbr naturalnych
Miło jest, patrząc na świat, stwierdzać niewątpliwy postęp na wszystkich polach. W każdej dziedzinie dzieją się rzeczy, o których nam się nie śniło. Tak na przykład ja, wychowanek dawnej barbarzyńskiej szkoły, podziwiam instytucję lekarzy szkolnych, którzy badają periodycznie uczniów. Ale skoro się powiedziało a, trzeba powiedzieć b. Pragnąłbym rozszerzyć tę instytucję. Zdaliby się mianowicie lekarze szkolni dla badania periodycznego profesorów. Choroba ucznia – pomijając sprawy zakaźne – to, bądź co bądź, rzecz osobista; stan zdrowia profesora, człowieka, który ma w ręku los kilkuset dzieciaków, to sprawa o wiele donioślejsza. Na przykład paraliż postępowy 26 26 paraliż postępowy (daw.) – porażenie postępujące, późne objawy kiły obejmujące narządy wewnętrzne i układ nerwowy. [przypis edytorski]
, cierpienie, które zaczyna się nieznacznie, drąży organizm na kilka lat nim wybuchnie, i zrazu ujawnia się jedynie nieokreślonymi zmianami charakteru – to rzecz, która może być bardzo poważna w skutkach.
Nie mówię tego na wiatr. Będąc w gimnazjum, miałem profesora niemczyzny – a niemczyzna była jednym z najgroźniejszych przedmiotów – prof. Feuchtingera. Pamięta go z pewnością niejeden z mojej generacji. Otóż profesor ten więcej niż dwa lata chodził swobodnie z objawami paraliżu postępowego i uczył do ostatniej chwili, zanim, w trzy dni po klasyfikacji, na której „spalił” przeszło pół naszej klasy, umarł na atak ostrego szału. Wówczas dopiero zmiarkowano, co to było i dyrektor miał na tyle rozsądku, że nie formalizując zbytnio, anulował jego klasyfikacje. Ale zważmy, co to musiała być za kolekcja oryginałów ci ówcześni profesorowie, skoro ten „paralityk postępowy” mógł chodzić niepoznany, uchodząc po prostu za jednego dziwaka więcej w owym gronie. Mówię „niepoznany”: otóż niezupełnie, bo uczniowie mieli o tym sąd dość jasny; uważali go za wariata, bali się panicznie jego strasznych błędnych oczu, kiedy zdejmował na chwilę wypukłe czarne okulary, same przez się już dające mu upiorny wygląd. Widziałem potem wielu wariatów, ale rzadko widziałem tak typowy wzrok obłąkanego. Miał ataki wściekłej srogości, potem znów skarżył się przed nami, płakał, opowiadał wciąż o jakimś parasolu, który mu ukradli, etc. Pamiętam raz, za jakieś przekroczenie zostawił mnie w „kozie”; zadał mi z trzydzieści stronic niemieckiej prozy do nauczenia się na pamięć, oczywiste szaleństwo! Było to niewykonalne; nauczywszy się z pół stronicy, zrezygnowałem; odłożyłem książkę i czekałem mego losu. Kiedy wszedł i popatrzył na mnie swymi strasznymi oczami, rozpłakałem się: miałem uczucie, że jestem w klatce dzikiego zwierza. Wariata coś tknęło; obudziło się w nim jakieś ludzkie uczucie, nic nie powiedział i puścił mnie. Na podstawie tego doświadczenia, uważam za wskazane badanie, przynajmniej co pół roku, reakcji źrenicowej ciała nauczycielskiego z dyrektorem na czele. Wszyscy jesteśmy ludźmi!
Nieraz zastanawiała mnie ta olbrzymia ilość oryginałów, jakich pamiętam z moich czasów szkolnych. Czy dziwacy ciągną do tego zawodu, czy też w nim dziwaczeją? Może i jedno i drugie. Obierają ten fach zapewne ludzie rozmiłowani we własnym autorytecie; a namiętność ta rozwija się z czasem niepomiernie, z groźnymi następstwami. Mieć zawsze rację, tego żaden człowiek nie wytrzyma; zawsze mieć rację może tylko Bóg. Przykłady sadyzmu też – o ile pamiętam – nie były odosobnione. Oczywiście mówię o szkole dawniejszej, z moich czasów: a ta kolekcja dziwaków, jaką ja zastałem, była niczym w porównaniu do tych, o których się słyszało z opowiadań starszych. I w tym zatem postęp jest niewątpliwy.
Mówi się często, że do tego zawodu trzeba zamiłowania, trzeba kochać młodzież. Otóż słowo „kochać młodzież” prowadzi nas dość prostą drogą do kwestii, która musiała mnie interesować zarówno jako lekarza, jak jako mędrca, mianowicie do kwestii homoseksualizmu w stosunkach między wychowawcą a uczniem. Proszę mnie źle nie rozumieć; nie chcę insynuować nic zdrożnego; ale z drugiej strony niepodobna przez pruderię zamykać oczu na to, co życie przynosi lub może przynieść. Nie zapominajmy, że cała pedagogia grecka w swoich najpiękniejszych przejawach na tym się opierała; dość czytać Platona, aby widzieć, że ten charakter może się „sublimować” w najszczytniejsze wartości. Pamiętam z moich wspomnień coś podobnego, a raczej pamiętam dwa typy, jeden ujemny a drugi dodatni. Nie chcę się chwalić, ale prawda każe wyznać, że byłem ulubieńcem obu.
Jeden to wspomnienie z moich niższych klas. Był to katecheta, ksiądz N., człowiek rubaszny, z gruba ciosany, podobno był wprzódy wojskowym, niezły człowiek, nie pozbawiony pewnego humoru, zabarwiający swoje lekcje i egzorty jaskrawym kolorytem, coś w rodzaju księdza Robaka, coś z Proboszcza wśród bogaczy 27 27 Proboszcz wśród bogaczy – Mon curé chez les riches , sztuka napisana przez André de Lorde'a i Pierre'a Chaine'a na postawie powieści Clémenta Vautela. [przypis edytorski]
, ale bez ich cnót. Miał on w klasie swoich ulubieńców, których obdarzał cukierkami i pieszczotami, ale kiedy taki faworyt, zaufany w swój wpływ, przebrał miarę w psotach i zuchwalstwie (można wśród takich dzieciaków obserwować wszystkie typy kurtyzan, z panią du Barry włącznie), wówczas ksiądz puszczał w ruch trzcinkę. „Pani Trzcinkowska potańcuje ci tramblampolkę po sempiternie 28 28 sempiterna (daw. żart.) – tyłek. [przypis edytorski]
”, krzyczał tubalnym głosem swoim obrazowym językiem. Trzcinka była wówczas jeszcze oficjalnym narzędziem kary i spoczywała stale w szufladzie „katedry”. Ale wystarczało, aby skarcony chłopiec złożył głowę na ławce w rękach, płacząc lub udając, że płacze, a skutek był niezawodny: zrazu ksiądz udawał że nie widzi, ale w końcu nigdy nie mógł wytrzymać, zbliżał się delikatnie na palcach, siadał obok w ławce, tulił płaczącego draba, obnażał mu rękę do łokcia, okrywał ją pocałunkami, podsuwał cukierki etc. Jednego dnia nie pojawił się w klasie; dowiedziawszy 29 29 dowiedziawszy się – tu właśc.: dowiedzieliśmy się. [przypis edytorski]
się, że nie żyje, chodziły wieści, że się otruł wskutek jakiegoś doniesienia do władz. Wówczas były to rzeczy bardzo poważne.
Читать дальше