Mówił tak przez trzy kwadranse.
Następnie kardynał arcybiskup wtrącił:
– Wiedzieć należy, że samobójcę znaleziono w kruchcie, po stronie lekcji.
– Czy wewnętrzne drzwi kruchty były zamknięte? – zapytał ksiądz Lantaigne.
– Hm, hm! – odrzekł kardynał. – Nie były zupełnie otwarte, ale nie były też całkowicie zamknięte.
– Uchylone zatem, Eminencjo?
– Tak, tak właśnie! Uchylone.
– A czy wisielec znajdował się w przestrzeni objętej kruchtą? Jest to punkt, który należy ściśle określić. Wasza Eminencja odczuwa całą jego doniosłość.
– Bez wątpienia, księże rektorze… Księże de Goulet, czy jedno ramię wisielca nie wystawało poza kruchtę na kościół?
Ksiądz de Goulet rumieniąc się odpowiedział jakimiś niezrozumiałymi dźwiękami.
– Zdaje mi się – rzekł kardynał – że wystawało ramię albo przynajmniej część ramienia.
Ksiądz Lantaigne wywnioskował z tych danych, że kościół Św. Eksuperego jest sprofanowany. Przypomniał precedensy i opowiedział, jak postąpiono po ohydnym zabójstwie arcybiskupa paryskiego w kościele Św. Szczepana. Przebiegł minione wieki, przeszedł rewolucję, kiedy bazyliki zamieniano na składy broni, przypomniał Tomasza Becketa 38 38 Thomas Becket (1117–1170) – ang. polityk i arcybiskup Canterbury; na skutek konfliktu z królem Henrykiem II został zamordowany w katedrze w Canterbury. [przypis edytorski]
i bezbożnego Heliodora 39 39 Heliodor – postać biblijna (1Mch 3:1–40), wielkorządca, który w imieniu króla Syrii próbował rekwirować bogactwa zgromadzone w świątyni jerozolimskiej w II w. p.n.e. [przypis edytorski]
.
– Co za wiedza! Jaka prawidłowa doktryna – powiedział kardynał.
Wstał i podał księdzu rękę do ucałowania.
– Oddałeś mi nieocenioną przysługę, księże Lantaigne; wiedz, że wysoko cenię twą wiedzę, i przyjmij moje pasterskie błogosławieństwo. Z Bogiem.
I tak odprawiony ksiądz Lantaigne spostrzegł, że nie mógł był powiedzieć ani słowa w doniosłej sprawie, w której przyszedł. Ale cały przejęty własną przemową, przepełniony swą wiedzą i rozumem, ujęty pochlebstwami arcybiskupa, zeszedł po okazałych schodach, argumentując sam sobie konieczność pilnego oczyszczenia kościoła parafialnego Św. Eksuperego po samobójstwie. Na ulicy jeszcze myślał o tym.
Schodząc krętą uliczką des Tintelleries spotkał proboszcza Św. Eksuperego, czcigodnego księdza Laprune'a, który zatrzymał się przed sklepem bednarza Lenfant i przyglądał się korkom. Wino jego kwaśniało, a on tę szkodę przypisywał wadliwemu korkowaniu butelek.
– To przykre – mruczał – to przykre!
– A wasz wisielec? – zapytał ksiądz Lantaigne.
Na to pytanie zacny proboszcz Św. Eksuperego otworzył szeroko oczy i spytał zdziwiony:
– Jaki wisielec?
– Ten nieszczęśliwy samobójca, którego znaleźliście dziś rano w kruchcie waszego kościoła.
Usłyszawszy to przerażony ksiądz Laprune pomyślał, że jeden z nich, on albo ksiądz Lantaigne, postradał zmysły, i odrzekł, że nie znalazł żadnego wisielca.
– Jak to!? – zapytał ksiądz Lantaigne, także teraz zdziwiony. – Nie znaleziono dziś rano wisielca w kruchcie waszego kościoła?
Proboszcz na znak przeczenia pokręcił dwa razy głową, na twarzy jego odbijała się najświętsza prawda.
Ksiądz Lantaigne wyglądał teraz tak, jakby dostał zawrotu głowy.
– Ależ Jego Eminencja kardynał arcybiskup sam przed chwilą powiedział mi, że znaleźliście wisielca w swoim kościele!
– Och! – odrzekł proboszcz Laprune, nagle uspokojony – Jego Eminencja chciał się zabawić. Lubi takie żarty. Celuje w tym i umie utrzymać się w granicach przyzwoitości. Och, on umie żartować!
Ale ksiądz Lantaigne wznosząc w niebo swój wzrok płomienny i ponury zawołał:
– Arcybiskup oszukał mnie! Ten człowiek chyba nigdy nie mówi prawdy, wyjąwszy wypadek, gdy u stopni ołtarza biorąc w ręce świętą hostię wymawia słowa: Domine, non sum dignus ! 40 40 Domine, non sum dignus (łac.) – Panie, nie jestem godzien. [przypis edytorski]
Odkąd generał Cartier de Chalmot zaniechał konnej jazdy, a chętnie przebywał w domu, całą swoją dywizję wypisał na kartkach i ułożył w tekturowych pudełkach, które co rano ustawiał na biurku, a co wieczór przenosił na półki z białego drzewa, umieszczone nad żelaznym łóżkiem. Skrupulatnie i porządnie utrzymywał swych tekturowych żołnierzy i to napełniało go zadowoleniem. Każda kartka wyobrażała jednego żołnierza. Ten sposób dowodzenia oficerami, podoficerami i żołnierzami zadowalał jego poczucie ładu i odpowiadał jego pojęciom o świecie. Cartier de Chalmot uchodził zawsze za świetnego oficera. Generał Parroy, pod którego rozkazami służył niegdyś, mówił: „U kapitana Chalmot zdolność posłuszeństwa i zdolność rozkazywania równoważą się. Jest to rzadki i cenny przymiot prawdziwie wojskowego usposobienia”.
Cartier de Chalmot zawsze był człowiekiem obowiązku. Uczciwy i nieśmiały, doskonały kaligraf, znalazł wreszcie metodę odpowiadającą jego nieprzeciętnym zdolnościom i stosował ją z krańcową dokładnością, dowodząc swą dywizją żołnierzy na kartkach.
Tego dnia, wstawszy jak zwykle przed piątą rano, generał prosto z kąpieli przeszedł do biurka; podczas gdy słońce uroczyście i powoli wschodziło nad wiązami arcybiskupstwa, generał organizował manewry, przestawiając pudełka, które wyobrażały rzeczywistość i dla tego umysłu, nadmiernie szanującego wszelkie godła, istotnie były identyczne z rzeczywistością.
Już przeszło od trzech godzin nachylał nad kartkami swe myśli i oblicze tak smutne i blade jak tektura sama, gdy służący zameldował mu księdza de Lalonde. Generał zdjął okulary, przetarł zaczerwienione od pracy oczy, wstał i prawie uśmiechnięty zwrócił ku drzwiom twarz niegdyś piękną, która i w starości zachowała czystość i prawidłowość rysów. Wyciągnął do gościa szeroką rękę o dłoni prawie bez zmarszczek i głosem gwałtownym i bełkocącym, zdradzającym jednocześnie nieśmiałość człowieka i nieomylność wodza, powitał księdza:
– A, kochany kapelanie, jak się macie! Bardzo rad jestem, że was widzę!
I ręką wskazał mu jedno z krzeseł wypchanych włosiem; wraz z biurkiem i żelaznym łóżkiem były one całym umeblowaniem tego pokoju, czystego, jasnego i bez ozdób.
Ksiądz usiadł. Był to staruszek zadziwiająco ruchliwy. W jego ceglastej, zwiędłej, jakby pokruszonej twarzy tkwiły, jak dwa klejnoty, dziecięce błękitne oczy.
Patrzyli chwilę na siebie z sympatią, nic nie mówiąc. Byli to dwaj starzy przyjaciele, dwaj towarzysze broni. Ksiądz de Lalonde, obecnie kapelan Zgromadzenia Sióstr Zbawienia, był dawniej kapelanem wojskowym. Jako kapelan został przydzielony do pułku gwardii, w którym Cartier de Chalmot był pułkownikiem w roku 1870. Pułk ten należał do dywizji *** i z armią Bazaine'a 41 41 François Achille Bazaine (1811–1888) – fr. generał, uhonorowany tytułem marszałka Francji. Podczas wojny francusko-pruskiej w 1871 r. dowodził nieudolnie i ostatecznie poddał Prusakom twierdzę Metz. Skazany na śmierć i degradację, zbiegł do Hiszpanii. [przypis edytorski]
był zamknięty w Metzu.
Wspomnienie tych żałosnych i epicznych tygodni zawsze przychodziło na myśl obu przyjaciołom, ilekroć się spotykali, za każdym razem też wypowiadali te same słowa. Tego ranka zaczął kapelan:
– Pamiętacie, generale, gdy byliśmy pod Metzem, jak to nam brakowało lekarstw, paszy i soli?…
Читать дальше