Miał on oboje rodziców, ale ojciec wygnał matkę z domu, a Józia zatrzymał przy sobie, pragnąc sam kierować jego edukacją. Sam chciał odprowadzać syna do szkoły, chodzić z nim na spacer, dawać mu korepetycje, ale nie robił tego z powodu braku czasu, który mu dziwnie prędko ginął w handlu trunków i owsianego piwa u Moszka Lipy.
Tym sposobem Józio nie miał żadnej opieki, a mnie się niekiedy wydawało, że na takiego malca nawet Bóg niechętnie patrzy z nieba.
Swoją drogą Józio miewał pieniądze, po sześć i po dziesięć groszy na dzień. Za to miał sobie kupować w czasie pauzy po dwie bułki i po serdelku. Ale że go wszyscy prześladowali, więc on, chcąc się jako tako zabezpieczyć, kupował po pięć bułek i rozdawał je najsilniejszym kolegom, ażeby mieli dla niego łaskawe serce.
Podatek ten nie na wiele się przydał, bo poza pięcioma zjednanymi, stało trzy razy tylu nieprzejednanych. Dokuczali mu bez ustanku. Ten go uszczypnął, tamten pociągnął za włosy, inny ukłuł, czwarty dał byka w ucho, a najmniej odważny nazywał go przynajmniej – garbusem.
Józio tylko uśmiechał się na te koleżeńskie żarty, czasami prosił: „Dajcie już spokój!…” – a czasami i nic nie mówił, tylko opierał się na chudych rękach i szlochał.
Koledzy wołali wtedy: „Patrzcie! jak mu się garb trzęsie!…” – i dokuczali mu jeszcze zawzięciej.
Ja z początku mało zwracałem uwagi na garbuska, który wydał mi się niemrawym. Ale raz ten duży kolega, który golił wąsy brzytwą, usiadł za Józiem i począł mu palić byki w oba uszy. Garbus zanosił się od płaczu, a klasa trzęsła się od śmiechu. Wtedy coś mnie ukłuło w serce. Schwyciłem otworzony scyzoryk i drągala, który dawał garbusowi byki, pchnąłem w rękę do kości wołając, że tak zrobię każdemu, kto Józia dotknie palcem!…
Drągalowi trysnęła krew, zbladł jak ściana i zdawało się, że zemdleje. Cała klasa nagle przestała się śmiać, a potem zaczęła krzyczeć: „Dobrze mu tak, niech nie dokucza kalece!…”. W tej chwili wszedł profesor, a dowiedziawszy się, żem zranił nożem kolegę, chciał sprowadzić inspektora z diadkiemi z rózgą. Ale wszyscy zaczęli za mną prosić, nawet sam zraniony drągal; więc pocałowaliśmy się naprzód ja z drągalem, potem on z Józiem, potem Józio ze mną – i tak mi się upiekło.
Uważałem, że przez całą lekcją 11 11 przez całą lekcją (daw.) – dziś: przez całą lekcję. [przypis edytorski]
garbusek odwracał głowę w moją stronę i uśmiechał się zapewne dlatego, że przez ten czas nie dostał ani jednego byka. Na pauzie także mu nikt nie dokuczał, a kilku oświadczyło, że będą go bronili. On dziękował im, ale – przybiegł do mnie i chciał mi dać bułkę z masłem. Nie wziąłem, więc trochę zawstydził się, a potem rzekł cicho:
– Wiesz co, Leśniewski, powiem ci sekret.
– Gadaj! – odparłem – ale prędko…
Garbusek stropił się, a potem zapytał:
– Czy ty już masz przyjaciela?
– A mnie co po tym?…
– Bo widzisz, gdybyś chciał, to ja mógłbym być twoim przyjacielem.
Spojrzałem na niego z góry. On zmieszał się jeszcze bardziej i znowu zapytał cienkim i stłumionym głosikiem.
– Dlaczegóż ty nie chcesz, żebym był twoim przyjacielem?
– Bo ja nie wdaję się z takimi trutniami jak ty!… – odpowiedziałem.
Garbusowi bardziej niż zwykle posiniał nosek. Już chciał odejść, ale zwrócił się jeszcze raz do mnie, mówiąc:
– To może chcesz, żebym przy tobie siedział?… Widzisz, ja uważam, co belfry zadają, robiłbym za ciebie przykłady… Umiem dobrze podpowiadać.
Ta argumentacja wydała mi się poważną 12 12 wydała (…) się poważną (daw.) – dziś: wydała się poważna. [przypis edytorski]
. Po namyśle przyjąłem garbuska do ławki, a mój sąsiad zgodził się, za pięć bułek, odstąpić mu swego miejsca.
Już po południu Józio przeniósł się do mnie. Był to mój najszczerszy pomocnik, powiernik i chwalca. On wybierał słówka i robił wszelkie tłumaczenia, on notował zadawane przykłady, nosił kałamarz, pióra i ołówki dla nas obu. A jak podpowiadał!… Przez czas pobytu w szkołach wielu mi podpowiadało, niektórzy nawet klęczeli za to, ale żaden w tej sztuce ani się umywał do Józia. W podpowiadaniu garbusek był mistrzem, bo umiał mówić z zaciśniętymi zębami i robił przy tym tak niewinną minę, że żaden z profesorów nawet nie podejrzewał…
Ile razy osadzono mnie w kozie, garbusek przynosił ukradkiem chleb i mięso ze swego obiadu. A gdy mnie spotkała jaka większa nieprzyjemność, ze łzami w oczach zapewniał kolegów, że ja nie dam sobie zrobić krzywdy.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.
bardzom (…) tęsknił – konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: bardzo tęskniłem. [przypis edytorski]
niedająca się wymienić – tu: niedająca się nazwać; nie do nazwania. [przypis edytorski]
wartujący (daw.) – warty, mający wartość. [przypis edytorski]
ma (…) fuzją (daw.) – dziś: ma fuzję. [przypis edytorski]
lekcyj – daw. forma D.lm., dziś raczej: lekcji. [przypis edytorski]
korcy (daw.) – dziś forma D.lm.: korców; korzec : daw. jednostka objętości produktów sypkich (ziarna, mąki itp.), licząca w XIX w. ok. 128 litrów i podzielna na 32 garnce. [przypis edytorski]
ordynaria – część zapłaty uiszczana w naturze (zbożu, kartoflach itp.). [przypis edytorski]
deklinacyj i koniugacyj – daw. forma D.lm., dziś raczej: koniugacji, deklinacji. [przypis edytorski]
lekcyj – daw. forma D.lm.; dziś raczej: lekcji. [przypis edytorski]
przeciem nic nie zrobił – konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: przecie(ż) nic nie zrobiłem. [przypis edytorski]
przez całą lekcją (daw.) – dziś: przez całą lekcję. [przypis edytorski]
wydała (…) się poważną (daw.) – dziś: wydała się poważna. [przypis edytorski]