Bolesław Prus - Lalka, tom drugi
Здесь есть возможность читать онлайн «Bolesław Prus - Lalka, tom drugi» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Мифы. Легенды. Эпос, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Lalka, tom drugi
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Lalka, tom drugi: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lalka, tom drugi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Lalka, tom drugi — читать онлайн ознакомительный отрывок
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lalka, tom drugi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Obu paniom łzy nabiegły do oczu: matce z gniewu, a córce… Czy ja wiem?… Może z żalu za złamanym życiem.
Nagle przeleciała mi przez głowę myśl, którą (gdyby nie o mnie chodziło) poczytałbym za genialną. Zresztą mniejsza o jej nazwę. Dość, że było w mojej twarzy i całej postaci coś takiego, że gdy poprawiłem się na krześle, założyłem nogę na nogę i odchrząknąłem, wszyscy wlepili we mnie spojrzenia – nawet mała Helenka.
– Znajomość nasza – rzekłem – zbyt jest krótka, ażebym śmiał…
– Wszystko jedno! – przerwał mi pan Wirski. – Dobre usługi przyjmuje się nawet od nieznajomych.
– Znajomość nasza – mówiłem skarciwszy go wzrokiem – jest wprawdzie niedługa. Pozwolą panie jednak, ażebym nie tylko ja, ile pan Wokulski użył swoich wpływów do odszukania małżonka pani…
– Aaa!… – jęknęła starsza dama w sposób, którego nie mógłbym uważać za objaw radości.
– Mateczko! – wtrąciła pani Stawska.
– Heluniu – rzekła babcia stanowczo – idź do swojej lalki i rób jej kaftanik. Oczko już znalazłam, idź…
Dziewczynka była trochę zdziwiona, może nawet zaciekawiona, ale ucałowała ręce babci i matce i wyszła ze swymi drutami.
– Proszę pana – ciągnęła staruszka – jeżeli mamy mówić szczerze, to mnie nie tyle chodzi… To jest… nie wierzę, ażeby Ludwik żył. Kto przez dwa lata nie pisze…
– Mamo, dosyć!…
– O nie! – przerwała matka. – Jeżeli ty jeszcze nie czujesz swego położenia, to już ja je rozumiem. Nie można żyć z taką wieczną nadzieją czy groźbą…
– Mamo droga, o moim szczęściu i obowiązkach ja tylko mam prawo…
– Nie mów mi o szczęściu – wybuchnęła matka. – Ono skończyło się w dniu, kiedy twój mąż uciekł przed sądem, który dowiedział się o jakichś ciemnych jego stosunkach z lichwiarką. Że był niewinny, wiem, na to gotowa byłam przysiąc. Ale nie rozumiem ani ja, ani ty, po co on u niej bywał.
– Mamo! – przecież ci panowie są obcy… – zawołała z desperacją pani Stawska.
– Ja obcy?… – spytał rządca tonem wymówki; ale powstał z krzesełka i ukłonił się.
– I pan nie jesteś obcy, i ten pan – rzekła staruszka wskazując na mnie. – To musi być uczciwy człowiek…
Teraz ja ukłoniłem się.
– Więc mówię panu – ciągnęła staruszka, bystro patrząc mi w oczy – żyjemy w ciągłej niepewności co do mego zięcia i niepewność ta zatruwa nam spokój. Ale ja, wyznam szczerze, więcej boję się jego powrotu…
Pani Stawska zasłoniła twarz chustką i wybiegła do swego pokoju.
– Płacz sobie, płacz… – mówiła grożąc za nią rozdrażniona staruszka. – Takie łzy, chociaż bolesne, lepsze są od tych, które co dzień wylewasz…
– Panie – zwróciła się do mnie – przyjmę wszystko, co nam Bóg zeszle, ale czuję, że gdyby ten człowiek wrócił, zabiłby do reszty szczęście mojego dziecka. Przysięgnę – dodała ciszej – że ona go już nie kocha, choć sama nie wie o tym, ale jestem pewna, że… pojechałaby do niego, gdyby ją wezwał!…
Tłumione łkanie przerwało jej mowę. Spojrzeliśmy po sobie z Wirskim i pożegnaliśmy sędziwą damę.
– Pani – rzekłem na odchodnym – nim rok upłynie, przyniosę wiadomość o jej zięciu. A może – szepnąłem z mimowolnym uśmiechem – sprawy ułożą się tak, że… wszyscy będziemy zadowoleni… Wszyscy… nawet ci, których tu nie ma!…
Staruszka spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, alem nic nie odpowiedział. Jeszcze raz pożegnałem ją i wyszliśmy obaj z rządcą nie dopytując się już o panią Stawską.
– A niechże pan zagląda do nas choćby co wieczór!… – zawołała sędziwa dama, gdy już byliśmy w kuchni.
Naturalnie, że będę zaglądał… Czy uda mi się moja kombinacja ze Stachem? Bóg raczy wiedzieć. Tam gdzie serce wchodzi w grę, na nic wszelkie rachuby. Ale spróbuję rozwiązać ręce kobiecie, a i to coś znaczy.
Po opuszczeniu mieszkania pani Stawskiej i jej matki rozeszliśmy się z rządcą domu, bardzo z siebie zadowoleni. To jakiś dobry człeczyna. Ale kiedy wróciwszy do siebie zastanowiłem się nad skutkami mego przeglądu lokatorów, ażem się schwycił za głowę.
Miałem uregulować finanse kamienicy i otóż uregulowałem je tak, że na pewno dochód zmniejszył się o trzysta rubli rocznie. Ha! może tym rychlej Stach opatrzy się i sprzeda swój nabytek, który wcale nie był mu potrzebny.
Ir wciąż mi niedomaga. Polityka stoi w jednej mierze: ciągła niepewność…
II. Szare dnie i krwawe godziny
W kwadrans po wyjeździe z Warszawy koleją warszawsko–bydgoską 29 29 kolej warszawsko–bydgoska – linia kolejowa Skierniewice–Łowicz–Kutno–Włocławek zbudowana w r. 1862. [przypis redakcyjny]
Wokulski doznał dwu szczególnych, choć zupełnie różnych uczuć: owionęło go świeże powietrze, a on sam wpadł w jakiś dziwny letarg.
Poruszał się swobodnie, był trzeźwy, myślał jasno i szybko, tylko nic go nie obchodziło; ani kto z nim jedzie, ani którędy jedzie, ani dokąd jedzie. Apatia ta rosła w miarę oddalania się od Warszawy. Za Pruszkowem 30 30 Pruszków – miasto i stacja kolejowa, 16 km na zachód od Warszawy w kierunku Skierniewic. [przypis redakcyjny]
prawie ucieszyły go krople deszczu, przez otwarte okno padające do wnętrza wagonu; później nieco ożywiła go gwałtowna burza za Grodziskiem; miał nawet pragnienie, ażeby go piorun zabił. Ale gdy burza przeszła, wpadł znowu w obojętność i nie interesował się niczym; nawet tym, że jego sąsiad z prawej strony spał mu na ramieniu, a sąsiad z przeciwka zdjął kamasze i oparł mu na kolanach nogi, w czystych zresztą skarpetkach.
Około północy napadło na niego coś, jakby sen, a może tylko jeszcze większa obojętność. Zasłonił firanką latarnię wagonu, przymknął oczy i myślał, że ta osobliwa apatia skończy się ze wschodem słońca. Ale nie skończyła się; owszem, do rana wzrosła i rosła coraz bardziej. Nie było mu z nią dobrze ani źle; tak sobie.
Potem wzięto od niego paszport, potem zjadł śniadanie, kupił nowy bilet, kazał przenieść rzeczy do innego pociągu i ruszyli dalej. Nowa stacja, nowa zmiana pociągów, nowa jazda… Wagon drżał i turkotał, lokomotywa co pewien czas świstała, zatrzymywała się… Do przedziału zaczęli siadać ludzie mówiący po niemiecku, dwoje, troje… Potem całkiem zniknęli ludzie mówiący po polsku i wagon napełnił się samymi Niemcami.
Zmieniał się też krajobraz. Ukazały się lasy otoczone wałami i złożone z drzew stojących w tak równej odległości jak żołnierze. Znikły drewniane chaty kryte słomą i coraz częściej zaczęły się pojawiać piętrowe domki kryte dachówką, otoczone ogródkami. Znowu postój, znowu jedzenie. Jakieś ogromne miasto… Ach! To chyba Berlin… Znowu jazda… Do wagonu siadają ludzie wciąż mówiący po niemiecku, ale jakby innym akcentem. Potem noc i sen… Nie, to nie sen, to tylko apatia.
Zjawia się dwu Francuzów w przedziale. Krajobraz całkiem odmienny; szerokie horyzonty, wzgórza, winnice. Tu i owdzie wielki dom piętrowy, stary, ale krzepki, zasłonięty drzewami, zawinięty jakby w bluszcze. Znowu rewizja walizki. Zmiana pociągów, do wagonu wchodzi dwu Francuzów i jedna Francuzka i robią taki hałas, jakby ich było z dziesięcioro. Są to ludzie widocznie dobrze wychowani; pomimo to śmieją się, kilka razy zmieniają miejsca i przepraszają Wokulskiego, lecz za co, on sam nie wie.
Na jednej ze stacyj Wokulski pisze kartkę do Suzina: „Paris – Grand Hotel” 31 31 Grand Hotel – jeden z największych i najwytworniejszych hoteli paryskich, przy bulwarze Kapucyńskim, koło Opery. Posiadał ok. 70 wspaniale umeblowanych salonów i 700 pokoi. [przypis redakcyjny]
, i daje ją konduktorowi wagonu razem z jakimś banknotem, nie troszcząc się ani o to, ile dał, ani o to, czy depesza dojdzie. Na następnej stacji ktoś wsuwa mu w rękę cały zwitek banknotów i jadą dalej. Wokulski spostrzega, że znowu jest noc, i znowu zapada w stan, który może być snem, a może tylko utratą przytomności.
Интервал:
Закладка:
Похожие книги на «Lalka, tom drugi»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lalka, tom drugi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Lalka, tom drugi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.