Henryk Sienkiewicz - Krzyżacy
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - Krzyżacy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2016, Издательство: Array Иностранный паблик, Жанр: foreign_antique, foreign_prose, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Krzyżacy
- Автор:
- Издательство:Array Иностранный паблик
- Жанр:
- Год:2016
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Krzyżacy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Krzyżacy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Krzyżacy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Krzyżacy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Stracił wreszcie rachubę czasu, przestał całkiem rozmawiać ze stróżą [555]i tylko z pajęczyny, pokrywającej coraz obficiej żelazną kratę w oknie, miarkował, że na świecie nadchodzi jesień. Siadywał teraz całymi godzinami na łożu, z łokciami na kolanach, z palcami we włosach, które mu już daleko za ramiona sięgały – i w półśnie, w półodrętwieniu nie podnosił głowy nawet i wówczas, gdy strażnik zagadał do niego, przynosząc spyżę [556]. Aż pewnego dnia skrzypnęły wrzeciądze i znajomy głos zawołał od progu więzienia:
– Zbyszku!
– Stryjko! – krzyknął Zbyszko, zerwawszy się z tapczana [557].
Maciek chwycił go w ramiona, po czym objął mu jasną głowę dłońmi i począł ją całować. Żal, gorycz i tęsknota tak wezbrały w sercu młodzianka, że począł płakać na piersiach stryjca jak małe dziecko.
– Myślałem, że już nie wrócicie – rzekł łkając.
– Boć i niewiele brakło – odrzekł Maciek.
Dopieroż Zbyszko podniósł głowę i spojrzawszy na niego, zawołał:
– A z wami co się stało?
I patrzył ze zdumieniem na wynędzniałą, zapadłą i bladą jak płótno twarz starego wojownika, na jego pochyloną postać i na posiwiałe włosy.
– Co z wami? – powtórzył.
Maćko siadł na tapczanie i przez chwilę oddychał ciężko.
– Co się stało? – rzekł wreszcie. – Ledwiem granicę przejechał, postrzelili mnie w boru Niemcy z kuszy. Zbóje-rycerze! – wiesz? Ciężko mi jeszcze dychać... Bóg zesłał mi pomoc – inaczej byś mnie tu nie widział.
– Któż was zratował?
– Jurand ze Spychowa – odrzekł Maćko.
Nastała chwila milczenia.
– Oni napadli mnie, a w pół dzionka później on ich. Ledwie połowa mu ich uszła. Mnie wziął do gródka, i tam w Spychowie ze śmiercią-m się przez trzy niedziele [558]zmagał. Bóg nie dał skonać – i choć mi jeszcze ciężko, alem wrócił.
– A to nie byliście w Malborgu?
– Z czymżem miał jechać? Obdarli mnie do cna [559]i list z innymi rzeczami zabrali. Wróciłem prosić księżny Ziemowitowej o drugi, alem się z nią w drodze rozminął – i czy ją zgonię [560]– nie wiem – bo mi się też na tamten świat wybierać.
To rzekłszy, splunął na dłoń i wyciągnąwszy ją ku Zbyszkowi, ukazał na niej czystą krew mówiąc:
– Widzisz?
A po chwili dodał:
– Widać wola boska.
Czas jakiś milczeli obaj pod brzemieniem posępnych myśli, po czym Zbyszko rzekł:
– To tak ciągle krwią plwacie [561]?
– Jakoże nie mam plwać, kiedy mi na pół piędzi [562]grota między żebrami utkwiło! Plwałbyś i ty – nie bój się. Ale u Juranda ze Spychowa już mi się lepiej uczyniło, jeno żem się ninie [563]okrutnie znów zmęczył, bo droga długa, a pilnom [564]jechał.
– Hej! po co wam się było spieszyć?
– Bom chciał księżnę Aleksandrę [565]zdybać [566]i brać od niej drugie pisanie. A Jurand ze Spychowa prawił [567]tak: „Jedźcie – powiada – i wracajcie z listem do Spychowa. Ja – prawi – mam kilku Niemców pod podłogą, to jednego na słowo rycerskie uwolnię i ten list do mistrza powiezie”. A on ich tam zawsze kilku przez pomstę za śmierć żony pod sobą trzyma i rad słucha, jako mu nocami jęczą a żelaziwem brzękają, gdyż jest człek zawzięty. Rozumiesz?
– Rozumiem. Jeno to mi dziwno, żeście pierwszy list stracili, bo skoro Jurand ułapił tych, którzy was napadli, to list powinien był być przy nich.
– Nie ułapił ci ich wszystkich. Uszło coś z pięciu. Taka już dola nasza.
To rzekłszy, Maćko odchrząknął, splunął znów krwią i stęknął trochę z bólu w piersiach.
– Ciężko was postrzelili – rzekł Zbyszko. – Jakże to? Z zasadzki?
– Z kuszczów [568]tak gęstych, że na krok nie było nic widać. A jechałem bez zbroi, bo mi kupcy mówili, że kraj bezpieczny – i upał był.
– Któż zbójom przywodził? Krzyżak?
– Nie zakonnik, ale Niemiec, Chełmińczyk z Lentzu, wsławion z rozbojów i grabieży.
– Cóż się z nim stało?
– U Juranda na łańcuchu. Ale on też ma w podziemiu dwóch szlachty Mazurów, których chce za siebie oddać.
Znów zapadło milczenie.
– Miły Jezu – rzekł wreszcie Zbyszko – to Lichtenstein będzie żyw i ów z Lentzu także, a nam trzeba ginąć bez pomsty. Mnie głowę utną, a i wy pewnikiem już się nie przezimujecie.
– Ba! i do zimy nie dociągnę. Żeby choć ciebie jako zratować...
– Widzieliście tu kogo?
– Byłem u kasztelana [569]krakowskiego, bo jakem się dowiedział, że Lichtenstein wyjechał, myślałem, że ci pofolgują [570].
– A to Lichtenstein wyjechał?
– Zaraz po śmierci królowej, do Malborga. Byłem tedy u kasztelana, ale on powiedział tak: „Nie dlatego waszemu bratankowi głowę utnę, aby się Lichtensteinowi pochlebić, jeno że taki jest wyrok, a czy Lichtenstein tu jest, czy go nie ma, to wszystko jedno. Choćby też Krzyżak i umarł, nic to nie zmieni, bo – powiada – prawo jest wedle sprawiedliwości – nie tak jako kubrak, któren [571]możesz do góry podszewką przewrócić. Król – prawi – może łaskę okazać, ale nikt inny”.
– A gdzie król?
– Pojechał po pogrzebie aż na Ruś.
– No, to i nie ma rady.
– Nijakiej. Kasztelan powiadał jeszcze: „Żal mi go, bo i księżna Anna [572]za nim prosi, ale jak nie mogę, to nie mogę...”
– A księżna Anna jeszcze też jest?...
– Niech jej ta Bóg zapłaci! To dobra pani. Jeszcze tu jest, bo Jurandówna zachorzała, a księżna ją miłuje jak własne dziecko.
– O, dla Boga! To i Danuśkę chorość napadła. Coże jej takiego?
– Bo ja wiem!... księżna powiada, że ją ktoś urzekł [573].
– Pewnie Lichtenstein! nikt inny, jeno Lichtenstein – sobacza mać!
– Może i on. Ale co mu zrobisz? – nic.
– To dlatego wszyscy mnie tu zabaczyli [574], że i ona była chora...
To rzekłszy, Zbyszko jął chodzić wielkimi krokami po izbie, a wreszcie chwycił rękę Maćka, ucałował ją i rzekł:
– Bóg wam zapłać za wszystko, boć z mojej przyczyny pomrzecie, ale skoroście jeździli aż do Prus, to póki do reszty nie zesłabniecie, uczyńcież jeszcze dla mnie jedną rzecz. Pójdźcie do kasztelana i proście, żeby mnie na słowo rycerskie puścił choć na dwanaście niedziel [575]. Potem wrócę i niech mi szyję utną, ale – to przecie tak nie może być, byśmy bez nijakiej pomsty poginęli. Wiecie... pojadę do Malborga i zara [576]zapowiedź Lichtensteinowi poślę. Już też nie może być inaczej. Jego śmierć albo moja! Maćko począł trzeć czoło:
– Pójść pójdę, ale czy kasztelan pozwoli?
– Słowo rycerskie dam. Na dwanaście niedziel – więcej mi nie trza...
– Co ta gadać: na dwanaście niedziel! A jak będziesz ranny i nie wrócisz, co pomyślą?...
– To choćby na czworakach wrócę. Ale nie bójcie się! I widzicie, może przez ten czas zjedzie król z Rusi; to mu się będzie można o zmiłowanie pokłonić.
– Prawda jest – rzekł Maćko.
Lecz po chwili dodał:
– Bo mnie kasztelan i to jeszcze powiadał: „Przepomnieliśmy [577]o waszym bratanku z przyczyny śmierci królowej, ale teraz niechże się to już skończy”.
– Ej, pozwoli – odpowiedział z otuchą Zbyszko. – Jużci przecie wie, że szlachcic mu słowo zdzierży [578], a czy mi teraz głowę utną, czy po świętym Michale, to mu wszystko jedno.
– Ha! pójdę dziś jeszcze.
– Dziś idźcie do Amyleja i legnijcie trochę. Niech wam jakowej driakwi [579]na ranę przyłożą, a jutro pójdźcie do kasztelana.
– No, to z Bogiem!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Krzyżacy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Krzyżacy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Krzyżacy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.