Henryk Sienkiewicz - Szkice węglem
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - Szkice węglem» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2016, Издательство: Array Иностранный паблик, Жанр: foreign_antique, foreign_prose, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Szkice węglem
- Автор:
- Издательство:Array Иностранный паблик
- Жанр:
- Год:2016
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Szkice węglem: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szkice węglem»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Szkice węglem — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szkice węglem», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Henryk Sienkiewicz
SZKICE WĘGLEM
Rozdział pierwszy. W którym zabieramy znajomość z bohaterami i zaczynamy się spodziewać, że coś więcej nastąpi
czyli epopeja pod tytułem: Co się działo w Baraniej Głowie
We wsi Barania Głowa w kancelarii wójta gminy cicho było jak makiem siał. Wójt gminy, niemłody już włościanin nazwiskiem Franciszek Burak, siedział przy stole i z natężoną uwagą gryzmolił coś na papierze; pisarz zaś gminny, młody i pełen nadziei pan Zołzikiewicz, stał pod oknem i dłubał w nosie lub opędzał się od much.
Much było w kancelarii jak w oborze. Wszystkie ściany, popstrzone od nich, straciły swój dawny kolor. Również popstrzone było szkło na obrazie wiszącym nad stołem, papier, pieczęcie, krucyfiks i urzędowe księgi wójtowskie.
Muchy łaziły i po wójcie, tak jakby po jakim zwyczajnym sobie ławniku, ale szczególniej nęciła je wypomadowana, woniejąca goździkami głowa pana Zołzikiewicza... Nad tą głową unosił się ich cały rój: siadały na rozbiorze włosów tworząc żywe, ruchome, czarne plamy. Pan Zołzikiewicz podnosił od czasu do czasu ostrożnie rękę, a potem spuszczał ją nagle; dawał się słyszeć plask dłoni o głowę, rój wzbijał się, brzęcząc, w powietrze, a pan Zołzikiewicz, schyliwszy czuprynę, wybierał palcami trupy z włosów i zrzucał je na ziemię.
Godzina była czwarta po południu, w całej wiosce panowała cisza, bo ludzie wyszli na robotę; za oknem tylko kancelarii cochała się o ścianę krowa i od czasu do czasu ukazywała przez okno sapiące nozdrza ze śliną wiszącą u pyska.
Czasem zarzucała ciężki łeb na grzbiet broniąc się także od much, przy czym rogiem zawadzała o ścianę. Wówczas pan Zołzikiewicz wyglądał przez okno i wołał:
– A hej! A żeby cię...
Potem przeglądał się w lusterku wiszącym tuż koło okna, poprawiał włosy i znów zaczynał flegmatycznie dłubać w nosie.
Na koniec przerwał milczenie wójt.
– Panie Zołzikiewicz – rzekł z mazurska – niech ino pan napisze ten „rapurt”, bo mię jakoś nieskładno. Przecie pan je pisarz.
Ale pan Zołzikiewicz był w złym humorze, a jak tylko był w złym humorze, wójt musiał sam wszystko robić.
– To i cóż, żem pisarz? – odparł z lekceważeniem. – Pisarz jest od tego, żeby pisywał do naczelnika i do komisarza; a do wójta, takiego jak wy, to wy sobie sami piszcie.
Potem dodał z majestatyczną pogardą:
– Albo to dla mnie wójt to co? Chłop i basta! Smaruj chłopa miodem... a chłop zawsze będzie chłopem.
Potem poprawił włosy i znów spojrzał w lusterko.
Wójt jednak czuł się dotknięty i odrzekł:
– Patrzcie no się. A niby ja to z „koniusarzem” nie piłem arbaty?
– Wielka mi rzecz herbata! – odparł niedbale Zołzikiewicz. – A może jeszcze bez araku?
– A nieprawda, bo z harakiem.
– To niech będzie z arakiem, a ja dlatego raportu nie będę pisał.
Wójt ozwał się gniewliwie:
– Kiejś pan taki delikatny fizyk, to czemu było prosić się na pisarza?
– A was się kto prosił? Ja tylko po znajomości z naczelnikiem...
– Wielga znajomość, a jak tu przyjadzie, to pan ani pary z gęby...
– Burak! Burak! Ostrzegam, że wy jakoś nadto rozpuszczacie język. Mnie już wasze chłopy kością w gardle stoją razem z waszym pisarstwem. Człowiek z edukacją tylko między wami ordynarnieje. Jak się rozgniewam, tak rzucę pisarstwo i was do diabła!
– Ba! a cóż pan będzie robił?
– Co? Albo to mi krokwie gryźć bez pisarstwa? Człowiek z edukacją da sobie rady. Już wy się o człowieka z edukacją nie bójcie. Jeszcze wczoraj rewizor Stolbicki do mnie powiada: „Ej ty, Zołzikiewicz! z ciebie byłby czort nie podrewizor, bo ty wiesz, jak trawa rośnie”. A podrewizor to co? Tylko po dworach jeździć i z szlachtą w karty grywać. Przepuścisz przez nogi jeden, drugi zacier, to ci jeszcze kieszeń spęcznieje. A dziś gdzie nie ma szachrajstw po gorzelniach? Albo to u nas, w Baraniej Głowie, pan Skorabiewski nie kręci? Powiedzcie głupiemu. Mnie plunąć na wasze pisarstwo. Człowiek z edukacją...
– O wa! To się jeszcze świat nie skończy.
– Świat się nie skończy, ale wy będziecie kwacza w maźnicy maczać i kwaczem w księgach pisać. Będzie wam ciepło, aż przez aksamit olszowy drąg poczujecie.
Wójt począł się drapać w głowę.
– Kiej bo pan to zara na zadnie nogi.
– A to nie rozpuszczajcie gęby...
– Juści, bo juści.
I znowu nastała cisza, tylko pióro wójtowskie z wolna skrzypiało po papierze.
Na koniec wójt wyprostował się, obtarł pióro o sukmanę i rzekł:
– Ano! Z pomocą Bożą skończyłem.
– Przeczytajcież, coście nagwazdali.
– Co miałem ta gwazdać. Wypisałem akuratnie wszyćko, co potrzeba.
– Przeczytajcie, mówię.
Wójt wziął papier w obie ręce i zaczął czytać:
„Do wójta gminy Wrzeciądza. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Naczelnik kozeł, żeby spisy wojskowe były dycht po Matce Boskiej, a tu u waju mentryki w parafii u dobrodzieja i też nasze chłopaki chodzą do waju na bandosę, rozumita, żeby były wypisane i bandośniki też przysłać przed Matką Boską, jak skończone ośmnaście lat, bo jak tego nie uczynita, to dostanieta po łbie, czego sobie i wam życzę. Amen”.
Poczciwy wójt co niedziela słyszał, jak proboszcz kończył w ten sposób kazanie, zakończenie więc takie zdawało mu się również koniecznym, jak i odpowiadającym wszelkim wymaganiom przyzwoitego stylu, a tymczasem Zołzikiewicz zaczął się śmiać.
– To tak? – spytał.
– A to niech pan napisze lepiej.
– Pewno, że napiszę, bo mi wstyd za całą Baranią Głowę.
To rzekłszy Zołzikiewicz siadł, wziął pióro w rękę, zatoczył nim kilka kół, jakby dla nabrania rozpędu, i począł szybko pisać.
Wkrótce zawiadomienie było gotowe; wówczas autor poprawił włosy i czytał, co następuje:
„Wójt gminy Barania Głowa do wójta gminy Wrzeciądza!
Tak jak spisy wojskowe z polecenia władzy wyższej mają być gotowe na dzień ten i ten, roku tego a tego, tak zawiadamia się wójta gminy Wrzeciądza, ażeby metryki włościan baraniogłowskich nachodzące się w kancelarii parafialnej z takowej kancelarii wyjął i do gminy Barania Głowa w samym skorym czasie nadesłał. Włościan zaś gminy Barania Głowa znajdujących się na robociźnie we Wrzeciądzy na tenże dzień przystawić”.
Wójt chciwym uchem łowił te dźwięki, a twarz jego wyrażała przejęcie się i niemal religijne skupienie ducha. Jakże to wszystko wydało mu się pięknym, uroczystym, jak na wskroś urzędowym. Oto, na przykład, choćby ten początek: „Tak jak spisy wojskowe etc.” Wójt uwielbiał to: „Tak jak”, ale się go wyuczyć nigdy nie mógł, a raczej zacząć wprawdzie umiał, ale dalej ani rusz! A u Zołzikiewicza płynęło to jak woda, że nawet i w kancelarii w powiecie lepiej nie pisali. Potem tylko ukopcić pieczątkę, kropnąć nią o papier, ażeby stół trzasnął, i ot co!
– No, jużci, co głowa, to głowa – rzekł wójt.
– Ba – rzekł udobruchany Zołzikiewicz – przecież pisarz to jest ten, co książki pisze.
– A to pan i książki pisze?
– Pytacie, jakbyście nie wiedzieli; a księgi kancelaryjne któż pisze?
– Prawda – rzekł wójt.
I po chwili dodał:
– Spisy pójdą piorunem.
– Wy oto patrzcie, żeby się pozbyć ze wsi ladaców.
– Bogać ich się tam pozbędzie!
– A ja wam mówię, że naczelnik skarżył się, że w Baraniej Głowie lud niedobry. Na składkę, powiada, nic nie dali i piją. Burak, powiada, ludzi nie pilnuje, więc się też i na nim skrupi.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Szkice węglem»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szkice węglem» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Szkice węglem» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.