Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola

Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

- Drodzy państwo! - interweniował Davidoff. - Konferencję prasową zorganizujemy w jednej z mniejszych sal Auditorium Maximum. Zapraszam! - oświadczył, ruszając przodem.

Kątem oka ujrzałem nienawistny błysk w oczach Oszerki, bliżej zdziwioną twarz rektora.

- Co to za sprawa? - zapytał.

- Jeśli pan sobie życzy, zademonstrujemy najnowszy materiał filmowy - zaproponowała po angielsku ładniutka panienka dzierżąca pokaźny mikrofon z logo CNN.

Podążający za nią kamerzysta śledził rozmowę, nie mogąc się najwyraźniej zdecydować, czy uruchomić swój sprzęt, czy jeszcze trochę poczekać.

- Materiał filmowy? - nie zrozumiał rektor.

- Wszystkie stacje telewizyjne nadają od wczoraj reportaże i newsy o akcji w Nikołajewsku.

- Ekhmm… akcji?

- Chodzi o odbicie zakładników i odzyskanie skradzionej przez rosyjskich dezerterów broni chemicznej.

- Ale doktor Korpacki…

- Jest jedynym zidentyfikowanym członkiem grupy szturmowej.

- Ro… rozumiem - wymamrotał słabym głosem rektor.

Próbowałem wyślizgnąć się dyskretnie z tłumu, bezskutecznie. Dziennikarze atakowali mnie nieustannie niczym sfora jamników rannego dzika. Zmuszono mnie, bym zasiadł w pierwszym rzędzie, zgaszono światło, rozpoczęła się projekcja. Materiał pochodził z serwisu CNN. Zobaczyłem ponownie wnętrze furgonetki, kamera pokazała wyraźnie moją twarz. Wokół tłoczyli się ludzie w kominiarkach, słychać było głuche odgłosy wybuchających pod wozem min. Kiedy rozpoczął się właściwy atak, kamera znowu skoncentrowała się na mnie. Wyglądało tak, jakbym poprowadził natarcie… Nocną ciemność rozjaśniały wystrzały z karabinów i wybuchy granatów, padali trafieni pociskami wroga żołnierze. Dwóch operatorów osłaniało ogniem nacierających kolegów, stali niewzruszeni mimo gradu kul. Jeden z nich został trafiony serią z wielkokalibrowego karabinu, która cisnęła go o ziemię jak szmacianą lalkę. Zacisnąłem usta, widząc padające bezwładnie ciało, wiedziałem, że już się nie podniesie… Z niesmakiem obserwowałem finałową scenę - przedstawiała mój pojedynek z zarośniętym drabem, faktycznie wyglądało to tak, jakbym specjalnie odwrócił uwagę terrorysty, aby umożliwić celny strzał rosyjskim komandosom. Poleciałem w tył powalony krótką, oszczędną serią, niemal jednocześnie na czole szarpiącego się z kobietą napastnika wykwitła podwójna, czerwona róża.

Sam film nie był dla mnie żadnym zaskoczeniem, od dłuższego już czasu dokumentowanie akcji bojowych to standard. Pozwala to na analizę ewentualnych błędów, stanowi uzupełnienie klasycznego raportu. Nie spodziewałem się tylko, że ten materiał zostanie upubliczniony. Nawet w mocno okrojonej postaci.

Zapalono światło. Odwróciłem się gwałtownie, czując czyjąś dłoń na ramieniu.

- Chyba lepiej będzie, jeśli pan odpowie teraz na pytania dziennikarzy - stwierdził spokojnie rektor.

- Chcę stąd wyjść! - syknąłem.

- I zostawić mnie z ręką w nocniku? Przecież nawet nie wiem, co się stało.

Obrzuciłem go ponurym spojrzeniem, powiodłem wzrokiem dokoła - nie miałem szans na opuszczenie sali. Podszedł Davidoff i wymownym gestem wskazał mi podium. Dokuśtykałem do postawionego na podwyższeniu stołu, zwilżyłem usta wodą z podsuniętej skwapliwie szklanki. Siedziałem w milczeniu, póki w pomieszczeniu nie zapadła cisza. W ostatnim rządzie zauważyłem Małgorzatę, teraz domyśliłem się, o czym rozmawiała z Dżumą… Wydawało się jej zapewne, że nagłaśniając całą sprawę, uniemożliwi mi dalsze ekscesy tego typu, ale Oleg Dubrow upiekł przy tym ogniu swoją własną pieczeń. Dał do zrozumienia, że rosyjskie siły specjalne współpracują blisko z polskimi, co stanowiło prztyczek dla sprzeciwiających się takim kontaktom urzędników po obu stronach, zdezorientował Amerykanów, bo wszelkie zaprzeczenia strony polskiej zostaną przez nich odebrane jako brak zaufania. Nikt nie uwierzy, że brałem w tym udział jako osoba prywatna… Być może zmusi to polskie władze do rzeczywistego zacieśnienia kontaktów z Rosjanami. Z drugiej strony ta sytuacja miała też swoje plusy - w środowisku zawodowców akcja w Nikołajewsku, a przynajmniej jej druga część, już dziś uchodziła za wzorcową, jeśli ktoś planował zaatakować cele na terenie Polski, mogło go to zmusić do zastanowienia. Wiedziałem, o co chodziło Małgorzacie, ale motywy Dżumy nadal pozostawały dla mnie zagadką. Ile w tym było wyrachowania, a ile troski o moje życie? Czy stawiając mnie w świetle jupiterów, chciał odsunąć ode mnie wszelkie ryzyko na przyszłość, czy był to dla niego jedynie czynnik uboczny? Tego człowieka nie można było mierzyć prostą miarką: bezwzględny zabójca, patriota walczący za swój kraj, dobry przyjaciel i opiekuńczy brat… Fakt, że pozwalał siostrze na ratowanie czeczeńskich dzieci i usiłował przestrzegać kodeksu Michała Archanioła, świadczył, że potrafił wyjść poza schemat wielkoruskiego szowinizmu. Czy uda mu się sprostać wymaganiom Archistratiga? Wyjść poza błędne koło przemocy? Mimo wszystko życzyłem mu powodzenia. Westchnąłem i poprawiłem mikrofon, odpędzając natrętne myśli.

- Mają państwo po jednym pytaniu, powtarzających się nie będę uwzględniał - oznajmiłem znużonym głosem. - Z góry też uprzedzam, że nie na wszystkie odpowiem. Chodzi o kwestię bezpieczeństwa. Jeśli ktoś zada pytanie, na które nie będę mógł udzielić odpowiedzi, straci kolejkę.

Postanowiłem w ten sposób nieco ograniczyć dziennikarską inwencję. Rozszedł się szmer ożywionych rozmów, ale nikt nie spieszył się z wypytywaniem, zapewne każdy liczył, że konkurencja wyjaśni podstawowe sprawy, a jemu przypadnie możliwość pogłębienia tematu.

- Od lewej do prawej - zarządziłem. - Zaczynamy od pani w niebieskim kostiumie.

Starsza, siwowłosa kobieta zawahała się przez moment, po czym spytała, czy polscy antyterroryści współpracują rutynowo z rosyjskimi.

- Nie wiem, czy można to nazwać rutynową współpracą - odparłem wykrętnie. - Niemniej jednak takowa istnieje, z korzyścią dla obu stron.

Wskazałem następnego dziennikarza.

- Dlaczego dowodził pan akcją rosyjskich komandosów?

- Nie dowodziłem, dowódcą był Dżuma.

- Pułkownik Oleg Dubrow?!

Potwierdziłem skinieniem głowy. Wśród obecnych na sali Rosjan zawrzało, jeden z nich tłumaczył coś gorączkowo angielskojęzycznym kolegom po fachu. Teraz zgłosiło się kilka osób naraz, zacząłem od rosyjskiego reportera pod czterdziestkę.

- Zwracał się pan do niego per „Dżuma”?

- Zdarzyło mi się parę razy, jak mnie wkurzył, to dość denerwujący facet.

Rosjanin spojrzał na mnie niczym na raroga.

- O co chodzi? - warknąłem ze zniecierpliwieniem.

- Z tego, co wiem, pułkownik Dubrow nie przepada za tym pseudonimem. Kilka lat temu pewien major Omonu przekonał się o tym osobiście.

- Tak, Wiktor Moroz - podpowiedział któryś z Rosjan.

- Co się stało? - zaciekawiła się dziennikarka z CNN. Pytanie zadała szkolną, ale zrozumiałą ruszczyzną.

- Zostali później przyjaciółmi - odparł oględnie Rosjanin. - Po tym, jak major Moroz wyszedł ze szpitala i wszystkie kości mu się pozrastały…

Przez następne pół godziny wyjaśniałem szczegóły operacji w Nikołajewsku i starałem się przedstawić swoją w niej rolę we właściwym świetle. Mogłem się nie fatygować - dziennikarze wiedzieli swoje. Awansowałem na polskiego Jamesa Bonda…

* * *

W ciągu kilku dni stałem się jednym z najbardziej znanych polskich naukowców. Niestety, z przyczyn kompletnie nienaukowych. Musiałem zatrzymać się u Maksa, moje mieszkanie było permanentnie oblężone przez dziennikarzy. Dwa dni po konferencji na adres uczelni zaczęły przychodzić kwiaty z Rosji. Do większości dołączono podziękowania dla „Janusza Pawłowicza z polskiego Specnazu”. Wziąłem kolejny urlop, chwilowo normalna praca stała się niemożliwością. Reporterzy dotarli do Mariny i Koszki, przeprowadzili też wywiady ze studentami, którzy byli świadkami mojego starcia z Dżumą. Z emitowanych w telewizji programów wynikało, że w zasadzie nie zajmowałem się niczym innym poza operacjami antyterrorystycznymi, a nudę uczelnianej codzienności urozmaicałem sobie bójkami na zajęciach…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola»

Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x