Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola
Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Przechrzta - Chorangiew Michala Archaniola» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chorangiew Michala Archaniola
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chorangiew Michala Archaniola: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chorangiew Michala Archaniola»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chorangiew Michala Archaniola — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chorangiew Michala Archaniola», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Rosjanka wyglądała dużo lepiej, zniknęły cienie na policzkach, do oczu powróciła radość życia. Widząc, jak zlany potem pokonuję kolejne metry, towarzyszyła mi do najbliższej ławki, gotowa podtrzymać, gdybym stracił równowagę. Mimo wielokrotnych zapewnień lekarzy, że miałem szczęście i że operacja udała się znakomicie, trudno mi było uznać się za wybrańca losu. W trakcie chodzenia noga paliła żywym ogniem, a i w czasie spoczynku bywało, że odzywała się potwornym bólem. Kiedy zwaliłem się na ławkę, Marina otarła mi delikatnie czoło, złapała zsuwającą się na ziemię laskę.
- Jak się czujesz? - spytała.
- Tak jak wyglądam - wycharczałem.
- To znaczy, że nieźle - odparła z uśmiechem.
To mi się podobało u Rosjan - nie rozczulali się nad nikim, nawet nad żołnierzem, który stracił nogę na minie. O ile mogłem stwierdzić - ćwiczył jeszcze ciężej ode mnie.
- Chciałem cię o coś prosić - powiedziałem.
- Co tylko zechcesz - obiecała natychmiast. Z wyrazu jej twarzy wyczytałem, że nie są to czcze słowa.
- Chcę, abyś kupiła dla mnie pierścionek zaręczynowy. Najładniejszy, jaki znajdziesz, cena nie gra roli.
- No, wreszcie! - sapnęła z zadowoleniem. - Lubię Margaritę.
Sam często używałem rosyjskiego odpowiednika imienia Małgorzata. Podobał mi się.
- Też ją lubię - odburknąłem.
- Chyba nie tylko lubisz? - Spojrzała na mnie koso.
- Tylko bez takich…
- Hmm?
- Bez wypruwania duszy w rosyjskim stylu - uściśliłem.
Wybuchnęła śmiechem.
- Coś w tym jest - przyznała. - Jutro oblecę wszystkie sklepy, nie ma ich zbyt wiele, ale nie sądzę, żeby Margarita zwracała uwagę na szlif czy wielkość kamienia.
- Boję się - wyznałem.
- Wszyscy boimy się reakcji ludzi, których kochamy - stwierdziła łagodnym tonem.
- Mniejsza z tym. - Machnąłem ręką. - Co u ciebie?
- Dobrze, a nawet lepiej niż dobrze. W jednym z programów informacyjnych podano, że przez cały czas, gdy byliśmy uwięzieni, chroniłam córkę i zaryzykowałam życiem, walcząc z terrorystą, który chciał ją zastrzelić. My, Rosjanie, lubimy dzieci i jesteśmy sentymentalni, stałam się bohaterką, choć na to nie zasłużyłam. Wątpię, czy ktoś się odważy obmawiać mnie w tej sytuacji.
- Przecież nie skłamali.
- No nie, ale… - Skrzywiła się niechętnie.
- Ale?
- Nie czuję, że zrobiłam coś nadzwyczajnego - mruknęła, spuszczając oczy. - To was powinni chwalić.
- Nigdy w życiu! - zawołałem z autentycznym przestrachem. - To byłby koniec naszej… ekhmm… kariery zawodowej.
- Może najwyższy czas - powiedziała, obrzucając wymownym spojrzeniem moją nogę.
- To był przypadek, pamiętaj o pierścionku - zakończyłem rozmowę, podnosząc się z ławki.
Kuśtykając w stronę szpitala, długo czułem na plecach wzrok Mariny.
* * *
Spotkałem ją w parku dwa dni później z samego rana. Małgorzata jeszcze spała. Tydzień wcześniej moi rosyjscy kumple wstawili do separatki kanapę i założyli na drzwi solidny zamek. Od tej pory Małgorzata spędzała ze mną wszystkie noce. Nie wiem, jak to załatwili z dyrekcją szpitala, ale błogosławiłem swoją decyzję, by pozostać na leczeniu w Rosji - podejrzewam, że w Paryżu taka opcja byłaby niemożliwa.
- Kupiłaś? - zagadnąłem bez żadnego wstępu.
Podała mi ozdobne pudełko, znajdujący się wewnątrz pierścionek ozdobiony był oszlifowanym w kształcie liścia topazem. Delikatny, bezpretensjonalny, spodobał mi się. Mniej zachwycił mnie dopisek na metce z ceną, „19 600 rubli” przekreślono, ktoś dopisał drobnymi literami: „Dla polskiego Specnazu - 15 000 rb”.
- Co to ma znaczyć? - Zmarszczyłem brwi. - Nie prosiłem o żadne zniżki.
- Wiedziałam, że będziesz niezadowolony - westchnęła Marina. - Jubiler mnie poznał, wiesz, wystąpiłam w jednym z tych programów, i spytał, dla kogo ten pierścionek. Kiedy powiedziałam, zmienił cenę. - Wzruszyła bezradnie ramionami.
- Najwyższy czas stąd wyjeżdżać - sarknąłem. - Jeszcze trochę, i nieletnie dziewczątka zaczną mi sypać kwiaty pod nogi, a lokalne ślicznotki walczyć o moje względy.
- Taki los bohatera - stwierdziła Rosjanka z udaną powagą.
Udałem, że chcę ją trzepnąć laską w pupę, odskoczyła zwinnie. Maszerując do szpitala, słyszałem za plecami dziewczęcy chichot. Pewnie nie brzmiał tak beztrosko jak dawniej, ale wyglądało na to, że Marina doszła do siebie szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał. Niewątpliwie miał w tym swój udział Dżuma, reszta zasług przypadała chyba barczystemu żołnierzowi, z którym widziałem ją kilkakrotnie. Wszyscy odwiedzający szpital operatorzy Specnazu okazywali Marinie szacunek i przyjaźń, przynosili drobne prezenty dla dziecka. Kobieta wraz z pozostałymi zakładnikami przechodziła tu terapię psychologiczną, ale podejrzewałem, że to właśnie niekłamane uznanie, jakim obdarzali ją inni, podziałało lepiej niż wszelkie medyczne sztuczki.
Wchodząc do separatki, nadal miałem uśmiech na ustach. Małgorzata czesała włosy przed lustrem. Klęknąłem, pocałowałem ją w nagie, wystające spod kusej koszulki nocnej kolano i włożyłem na palec pierścionek.
- Wyjdziesz za mnie? - spytałem prosto z mostu.
Szczotka do włosów wypadła Małgorzacie z ręki, zamarła. Zagryzłem wargi do krwi, widząc, jak w przeraźliwej, śmiertelnej ciszy ściąga mój prezent. Zakręciło mi się w głowie, musiałem oprzeć się o stojącą pod lustrem szafkę.
- Kocham cię - odezwała się schrypniętym, nieswoim głosem. - Ale zrobiłam coś, co ci się nie spodoba. Jeśli spytasz mnie jeszcze raz, w Polsce, odpowiem „tak”. Lecz dopiero wtedy.
- To jakaś klątwa - wymamrotałem. - Najpierw Anna, a teraz ty…
- Nie mogę wykorzystać twojej niewiedzy - odparła ze łzami w oczach, ale zdecydowanie.
- To może powiesz mi teraz, o co chodzi?! - wybuchnąłem.
- Nie mogę. - Pokręciła głową. - Nie mogę… Dopiero w Polsce.
Wypadłem z pokoju, niemal nie używając laski. Zszedłem do sali treningowej, założyłem na chorą nogę obciążniki, rozpocząłem serię kopnięć w powietrze. Po pięciu powtórzeniach dopadł mnie ból. Kontynuowałem ćwiczenia. Kilkakrotnie upadłem na podłogę, ale nie zrezygnowałem z treningu. Fizyczna udręka pozwalała oderwać się od ponurych myśli, wymuszała skupienie na każdym ruchu i oddechu. Nie wiem, jak długo to trwało. Ocknąłem się na czworakach, kiedy jedna z pielęgniarek pomagała mi stanąć na nogi. Zaprowadziła mnie do łazienki i czekała, dopóki się nie wykąpię. Gdy wróciłem do siebie, zastałem pusty pokój. Małgorzata wyjechała.
Pierwsze dni po powrocie do Polski zajęło mi użalanie się nad sobą, gdyby nie to, że zatrzymałem się u Maksa, a raczej Maksa i jego wybranki, pewnie przestałbym nawet ćwiczyć. Wujek postawił sprawę jasno: albo wykonuję standardowe ćwiczenia rehabilitacyjne, albo przechodzimy do zestawu dwunastu pozycji wariata Li. Kiedyś w Chinach Maks zabawiał się wycieraniem podłogi miejscowymi mistrzami, wybierał tylko znanych powszechnie ekspertów o ustalonej renomie. Zabawa trwała, dopóki nie trafił na drobnego, niechlujnego staruszka zwanego wariatem Li. Stoczył z nim kilkanaście pojedynków z bronią i bez broni, jednak w każdym wypadku rezultat był ten sam - Maks zbierał łomot. Pozostał tam przez parę miesięcy, akurat tak długo, aby Li zdążył mu wyjaśnić główne zasady swojej sztuki. Nie były to żadne mordercze techniki, owe dwanaście pozycji wyrabiały wszelkie cechy motoryczne do takiego stopnia, że inni ludzie nie stanowili specjalnego zagrożenia. Bo ktoś, kto ćwiczył według zasad wariata Li, okazywał się po prostu szybszy, silniejszy, miał lepszą koordynację ruchów. Był tylko jeden haczyk - ćwiczenia wymagały zastygania w niesamowicie niewygodnych pozach; to i specjalny, niemal bolesny sposób oddychania, sprawiały, że mało kto potrafił przećwiczyć dziennie wszystkie dwanaście, nawet po pięć minut każda. Bez wahania wybrałem te standardowe, rehabilitacyjne.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chorangiew Michala Archaniola» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chorangiew Michala Archaniola» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.