Unknown - J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka
Здесь есть возможность читать онлайн «Unknown - J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Старинная литература, на русском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— A jak dostaniesz w łeb, to też będzie bujda? — spytał Benon.
— Chiny leżą na wschodzie! — krzyknął nasz drużynowy.
— A gdzie jest wschód? — zapytał jakiś chłopak.
— E, druhu — zawołał Kalikst — on nie jest od nas! To szpieg!
— Nie jestem żaden szpieg! — krzyknął chłopak. — Jestem z drużyny Orłów, najlepszej z całych kolonii!
— To wracaj do swojej drużyny — poradził mu nasz drużynowy.
— Ale ja nie wiem, gdzie ona jest — powiedział chłopak i zaczął płakać.
Głupi, ta jego drużyna nie mogła być daleko, bo nikt jeszcze nie wyszedł z obozu.
— Po której stronie — zapytał nasz drużynowy — wstaje słońce?
— Po stronie Gwalberta, który ma łóżko przy oknie! On nawet skarży się, że to go budzi -— powiedział Jonasz.
— E! Druhu! — zawołał Kryspin, —, Nie ma Gwalberta!
— To prawda — powiedział Benon — nawet się nie obudził. On strasznie mocno śpi.
Pójdę po niego.
— Tylko szybko! — krzyknął drużynowy. Benon poleciał do baraku i wrócił mówiąc, że Gwalbert jest śpiący i nie chce przyjść.
— Jego sprawa — powiedział drużynowy. — I tak już zmarnowaliśmy dosyć czasu!
Ale że jeszcze nikt nie wyszedł z obozu, nie było się czym przejmować.
A potem pan Rateau, który przez cały czas stał pośrodku obozu, zaczął krzyczeć:
— Proszę o ciszę! Drużynowi, zróbcie porządek! Zbierzcie swoje drużyny i zaczynajcie zabawę!
To była straszna robota, bo po ciemku wszyscyśmy się trochę 2 pomieszali. U nas był
jeden chłopak z Orłów i dwóch z Nieustraszonych. Paulina szybko odnaleźliśmy u Siuksów, bośmy
poznali go po płaczu. Kalikst poszedł szpiegować u Traperów, którzy szukali swojego drużynowego. Bawiliśmy się bardzo fajnie, a potem zaczęło strasznie padać.
— Przerywamy zabawę! — zawołał pan Rateau. — Drużyny wracają do baraków!
I to już poszło szybko, bo na szczęście nikt jeszcze nie wyszedł z obozu.
Pan Genou z proporczykiem przyjechał następnego dnia rano na wozie gospodarza, który ma pole z drzewkami pomarańczowymi. Potem dowiedzieliśmy się, że schował się w sosnowym lesie. Kiedy zaczęło padać, znudziło mu się na nas czekać i chciał wrócić do domu. Ale zabłądził w lesie i wpadł do rowu z wodą. Wtedy zaczął krzyczeć, pies gospodarza zaszczekał i w ten sposób gospodarz odnalazł pana Genou i zaprowadził go do swojej zagrody, żeby go wysuszyć i przenocować.
Nie powiedziano nam tylko, czy gospodarz dostał dodatkową porcję czekolady. Bo przecież mu się należała!
„Wędkarstwo posiada niezaprzeczalne właściwości uspokajające..." Te kilka słów przeczytanych w jakimś piśmie wywarło duże wrażenie na Gerardzie Lestouffe, młodym opiekunie drużyny Sokole Oko, który spędził wyborną noc śniąc o dwunastu nieruchomych chłopcach, wpatrujących się w milczeniu w dwanaście spławików, kołysanych na spokojnej fali...
Zupa rybna
Dziś rano drużynowy wszedł do naszego baraku i powiedział:
— E, chłopaki! A może zamiast iść na plażę razem ze wszystkimi chcielibyście pójść na ryby?
— Tak! — odpowiedzieliśmy wszyscy. Prawie wszyscy, bo Paulin nie powiedział nic, on się zawsze wszystkiego boi i chce wracać do domu. Gwalbert też nic nie powiedział.
Jeszcze spał.
— Dobrze — powiedział drużynowy. — Uprzedziłem już kucharza, że przyniesiemy mu na obiad ryby. Nasza drużyna poczęstuje cały obóz zupą rybną. W ten sposób inne drużyny dowiedzą się, że drużyna Sokole Oko jest najlepsza ze wszystkich. Na cześć drużyny Sokole Oko... hip hip!
— Hura! — zawołaliśmy wszyscy oprócz Gwalberta.
— A nasze zawołanie — to?... — zapytał drużynowy.
— Odwagi! — krzyknęliśmy wszyscy, nawet Gwalbert, który się obudził.
Po zbiórce, kiedy inni szli na plażę, pan Rateau, kierownik obozu, kazał dać nam wędki i starą puszkę z robakami.
— Nie wracajcie zbyt późno, żebym zdążył przygotować zu-1 pę! — zawołał śmiejąc się kucharz. On zawsze się śmieje i bardzo go lubimy. Kiedy przychodzimy do kuchni, zaczyna krzyczeć:
— Uciekać mi stąd, żebracy! Zaraz przegonię was moją wielką chochlą! Zobaczycie!
— i daje nam ciasteczka.
Z wędkami i robakami przyszliśmy na sam koniec mola. Nie było tam nikogo oprócz jakiegoś grubego pana w białej czapeczce na głowie, który akurat łowił ryby i niezbyt się ucieszył na nasz widok.
— Po pierwsze, żeby łowić ryby — powiedział nasz drużynowy — potrzebna jest cisza, w przeciwnym razie ryby prze-stjraszą się i uciekną. Macie być ostrożni i żeby mi nikt nie \fifpadł do wody! Nie rozchodzić się! Zabraniam wam wchodzić ria skały! Uważajcie, żebyście się nie pokaleczyli haczykami!
— Długo tak jeszcze? — spytał gruby pan.
— Co? — zapytał nasz drużynowy, zdziwiony.
— Pytam, czy długo jeszcze zamierza pan drzeć się, jakby pana obdzierano ze skóry
— powiedział gruby pan. — Takimi krzykami przestraszyłby pan wieloryba!
— Tutaj są wieloryby? — zapytał Benon.
— Jak tu są wieloryby, to ja sobie idę! — krzyknął Paulin i zaczął płakać mówiąc, że się boi i że chce wracać do domu.
Ale nigdzie nie poszedł, za to poszedł sobie gruby pan, i bardzo dobrze, bo zostaliśmy sami i nikt już nam nie przeszkadzał.
— Kto z was był już kiedyś na rybach? — zapytał drużynowy.
— Ja — powiedział Atanazy. — W zeszłym roku złowiłem taaaką rybę! — i rozłożył
ramiona jak mógł najszerzej. Zaczęliśmy się śmiać, bo Atanazy to straszny kłamca, chyba nawet największy z nas wszystkich.
— Kłamiesz — powiedział mu Benon.
— A ty mi zazdrościsz i jesteś głupi — powiedział Atanazy. — To była taaaką ryba!
I Benon skorzystał, że Atanazy ma rozłożone ręce, żeby dać mu w ucho.
— Spokój, wy dwaj, bo zabronię wam łowić! Zrozumiano? — krzyknął drużynowy.
Atanazy i Benon uspokoili się, ale Atanazy powiedział jeszcze, że sami zobaczymy, jaką wyciągnie rybę, i żebyśmy sobie nie myśleli, a Benon, że jego ryba na pewno będzie największa ze wszystkich.
Drużynowy pokazał nam, w jaki sposób zakłada się robaka na haczyk.
— Przede wszystkim — powiedział — uważajcie, żebyście się nie pokaleczyli!
Próbowaliśmy zrobić, jak nam pokazał, ale to nie było łatwe i drużynowy musiał nam pomóc, szczególnie Paulinowi, który się boi robaków i pytał, czy nie gryzą. Kiedy robak już był na haczyku, Paulin bardzo szybko zarzucił wędkę, żeby być od niego jak najdalej. My też zarzuciliśmy wędki, oprócz Atana-zego i Benona, którym poplątały się żyłki, oraz Gwalberta i Kaliksta, którzy zajęci byli urządzaniem na molo wyścigów robaków.
— Pilnujcie spławików! — powiedział drużynowy.
Pilnowaliśmy spławików, ale nic specjalnego się nie działo, a potem Paulin krzyknął, podniósł do góry wędkę, a na końcu wędki była ryba.
— O jejku, ryba! — zawołał Paulin. — Mamusiu! — i puścił wędkę, która upadła na skały.
Drużynowy przejechał ręką po twarzy, popatrzył na płaszą-cego Paulina i powiedział:
— Poczekajcie tu na mnie, pójdę po wędkę tego małego... tego małego niezdary.
Drużynowy wszedł na skały, a to jest niebezpieczne, bo tam jest bardzo ślisko, ale wszystko poszło dobrze poza tym, że zrobiła się draka, kiedy Kryspin chciał mu pomóc i zjechał do wody. Drużynowemu udało się go wyciągnąć, ale krzyczał tak głośno, że widzieliśmy, jak hen, daleko na plaży, ludzie wstają, żeby zobaczyć. Kiedy drużynowy oddał
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «J.J.Sempe,R. Goscinny Wakacje Mkołajka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.