José Saramago - Miasto ślepców

Здесь есть возможность читать онлайн «José Saramago - Miasto ślepców» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Miasto ślepców: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Miasto ślepców»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W mieście wybucha epidemia ślepoty pogrążając ludzi w mlecznej otchłani. Powstają miejsca zesłania ociemniałych nieszczęśników, ale my obserwujemy tylko jeden szpital. Wkrótce jego społecznością zaczynają rządzić mechanizmy odtwarzające odwieczne schematy: walka o przetrwanie, o władzę, podział ról na ofiary i oprawców. Przekroczone są wszelkie granice upodlenia, jakby ociemniały świat pozbył się nagle hamulców ukształtowanych przez tradycję, wiarę i kulturę.

Miasto ślepców — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Miasto ślepców», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wyszli po kolei na korytarz, tak jak wcześniej ustalono, z przodu ustawiło się sześciu najsilniejszych ludzi, wśród nich lekarz i pomocnik aptekarza, za nimi reszta. Każdy ściskał w ręku pręt od łóżka, garstka wynędzniałych, obdartych lansjerów, kiedy przechodzili przez hol, jeden z nich upuścił pręt, który uderzył o kamienną posadzkę z łoskotem przypominającym serię z karabinu maszynowego. Jeśli bandyci nas usłyszą i domyślą się, że idziemy, jesteśmy zgubieni, Nie mówiąc nic nikomu, nawet mężowi, żona lekarza wybiegła naprzód i sprawdziła, co się dzieje na korytarzu, potem krok po kroku zbliżyła się do sali bandytów i stanęła, nasłuchując. Bandyci w środku niczego nie słyszeli. Wróciła do swoich i przekazała im tę wiadomość, ruszyli naprzód. Pomimo ostrożności i ciszy, w jakiej poruszali się napastnicy, ludzie z dwóch sal położonych najbliżej bandyckiej fortecy, wiedząc, co się stanie, zgromadzili się przy drzwiach, by przysłuchiwać się odgłosom nieuniknionej bitwy. Niektórych ponosiły emocje, czując w powietrzu zapach prochu zapowiadający eksplozję, chwytali za broń i w porywie serca dołączali do uzbrojonych ślepców. W końcu zamiast garstki siedemnastu ochotników grupa liczyła przynajmniej dwa razy więcej osób, co na pewno nie ucieszyłoby starego człowieka z czarną opaską na oku, któremu do głowy nie przyszło, że dowodzi już dwoma pułkami. Przez okna wychodzące na ogród wpadało coraz słabsze, szare i rozproszone światło zapadającego zmierzchu, budynek powoli tonął w gęstej ciemności nadciągającej nocy. Zaczynała się dziwna pora dnia, która wlewa w ludzkie serca melancholię i smutek. Wynędzniali ślepcy byli w depresji z powodu tajemniczej choroby, na którą zapadli, ale równocześnie ślepota chroniła ich przed niebezpieczną godziną zmierzchu, która jeszcze w czasach, gdy ludzie widzieli, przywiodła wielu do desperackich czynów. Kiedy dotarli do sali bandytów, było już tak ciemno, że na nic się zdały nawet zdrowe oczy żony lekarza. Wkrótce okazało się, że nie tylko podwoiła się liczba uczestników batalii, ale w tajemniczy sposób urosła też barykada, która zamiast z czterech składała się teraz z ośmiu łóżek. Pełną napięcia ciszę przerwał okrzyk starego człowieka z czarną opaską na oku, Teraz. Być może klasyczny rozkaz, Do ataku, wydał mu się niestosowny w sytuacji, gdy żołnierzami byli bezradni ślepcy, a barykadę tworzyły obskurne łóżka, po których łaziły pluskwy i wszy, oraz cuchnące, niegdyś szare koce, które teraz upstrzone były plamami we wszystkich kolorach ludzkiego wstydu. Choć zapadł zmrok, nie trzeba było widzieć, by domyślić się, jak wyglądały łóżka bandytów. Ślepcy ruszyli do ataku niczym archanioły otoczone świetlistą aureolą, z furią rzucili się na barykadę, tak jak ich wcześniej pouczył stary człowiek, ale łóżka nawet nie drgnęły, Atakujący z pierwszej linii, choć o wiele silniejsi od biegnących za nimi towarzyszy, z trudem utrzymywali metalowe pręty, każdy z nich przypominał człowieka niosącego krzyż swej przyszłej męki. Ciszę przerwał rozdzierający krzyk atakujących, który zlał się z wrzaskiem atakowanych. Dopiero teraz okazało się, jak przerażający jest okrzyk ślepca, szalony i niezrozumiały, chciałoby się zamknąć mu usta, uciec jak najdalej, by samemu nie oślepnąć. Kiedy mimo gwałtownego ataku barykada nie drgnęła nawet o milimetr, wrzawa stała się jeszcze większa, prawie nie do zniesienia. Ochotnicy w wąskim gardle przejścia rzucili pręty i popychani przez kolegów z tyłu przypuścili kolejny szturm na barykadę. Już zdawało się, że ich atak uwieńczy zwycięstwo, łóżka bowiem nieznacznie się przesunęły, gdy nagle, bez ostrzeżenia, rozległy się trzy strzały, które zraniły dwóch ludzi. To ślepy księgowy wdrapał się na szczyt barykady i wycelował na oślep w tłum atakujących. Ślepcy zaczęli się wycofywać, potykając o porzucone pręty, a ściany odbijały echem ich szalone okrzyki w korytarzu. Do ogólnej wrzawy dołączyły głosy ślepców z sąsiednich sal. Panowała całkowita ciemność i trudno było sprawdzić, kogo trafiono. Oczywiście, można było rzucić mimochodem pytanie, Hej, wy tam, jak się nazywacie, ale byłoby to wysoce niestosowne, rannym bowiem należy się szacunek, trzeba okazać im współczucie, położyć dłoń na czole, jeśli oczywiście nie przedziurawiła go kula, spytać szeptem, jak się czują, pocieszyć, zapewnić, że zaraz zjawią się sanitariusze, napoić, chyba że, jak przestrzegają autorzy podręcznika pierwszej pomocy, kula utkwiła w brzuchu. Co robimy, dwóch ludzi leży na ziemi, spytała żona lekarza. Nikt nie spytał, skąd wie, że jest dwóch rannych, przecież słychać było trzy strzały, chyba że jedna kula odbiła się rykoszetem. Musimy ich zabrać, zdecydował lekarz, To ryzykowne, zauważył stary człowiek z czarną opaską na oku przygnębiony, że jego taktyka doprowadziła do porażki. Jeśli nas usłyszą, zaczną znów strzelać, westchnął, ale po chwili dodał, Racja, musimy po nich pójść, ja jestem gotów, Ja też, odezwała się żona lekarza, Najbezpieczniej będzie podczołgać się, trzeba ich jak najszybciej zabrać, zanim tamci się zorientują, Idę z wami, odezwała się kobieta, która poprzedniego dnia oświadczyła, Gdzie ty pójdziesz, tam i ja. Żaden ze ślepców nie wpadł na pomysł, że najprostszym sposobem ustalenia, kto został ranny lub zabity, nikt przecież nie wiedział, w jakim stanie znajdowały się ofiary, było zadeklarowanie swojego udziału w akcji słowami, Ja idę, Ja nie idę.

Czterej ochotnicy zaczęli się czołgać w stronę barykady, dwie kobiety w środku, mężczyźni po bokach. Nie wynikało to z męskiej kurtuazji ani z rycerskiej postawy, która nakazuje chronić damy, lecz było dziełem przypadku, wszystko zależało bowiem od kąta, pod jakim padnie strzał, gdyby oczywiście niewidomy księgowy zdecydował się ponownie użyć broni. Może nic się nie stanie, może tym razem pomysł starego człowieka z czarną opaską na oku, by pozostali towarzysze krzyczeli co tchu w płucach, zagłuszając kroki ochotników i Bóg wie co jeszcze, okaże się lepszy od poprzednich, tym bardziej że w tej sytuacji krzyk był reakcją naturalną. Po chwili ochotnicy dotarli do rannych. Wiedzieli, że są u celu, zanim dotknęli nieruchomych ciał, gdyż ich ręce i ubrania tonęły w lepkiej kałuży krwi, która jak echo szeptała im do ucha, Byłam życiem, teraz jestem niczym. Mój Boże, ile tej krwi, pomyślała żona lekarza. Rzeczywiście, ręce i ubrania lepiły się do ziemi, tak jakby deski i kafelki podłogi pokryła warstwa kleju. Kobieta uniosła się na łokciach i w tej pozycji zbliżyła do nieruchomego ciała. Z tyłu wciąż dobiegały krzyki niestrudzonych ślepców. Żona lekarza i stary człowiek z czarną opaską na oku na chybił trafił chwycili pierwszego rannego za kostki, drugie ciało ciągnęli lekarz i nieznajoma kobieta, jedno trzymając je za nogę, drugie za ramię. Należało jak najszybciej wymknąć się z pola obstrzału. Aby ciągnąć rannych, ochotnicy musieli zmienić pozycję i wycofywać się na czworakach, tylko w ten sposób, goniąc resztkami sił, mogli poradzić sobie z ciężarem bezwładnych ciał. Znów usłyszeli strzał, lecz tym razem kula chybiła. Nikt jednak nie uciekł. Rosnący strach zamiast paraliżować, dodawał im sił. Po chwili wszyscy bezpiecznie siedzieli przy ścianie przylegającej do sali bandytów, gdzie mógł ich dosięgnąć jedynie strzał z ukosa, choć było raczej wątpliwe, by ślepy księgowy do tego stopnia zgłębił tajniki strzelectwa. Nie udało im się jednak podnieść ciał i musieli ciągnąć je po ziemi, zostawiając za sobą smugę krzepnącej krwi ze strużką ciepłych kropel, jakby ktoś zrobił na posadzce krwawą rysę. Kto został ranny, spytali ślepcy, Skąd mamy wiedzieć, przecież jesteśmy ślepi, odparł stary człowiek z czarną opaską na oku. Nie możemy tu pozostać, odezwał się ktoś, jeśli oni zdecydują się na kontratak, znowu będą następni ranni, Albo zabici, zauważył lekarz, zbadawszy puls ofiar. Wracali, ciągnąc ciała, niczym pokonane wojsko, w holu zdecydowali się na postój, zupełnie jak żołnierze, którzy zamierzają rozbić obóz. Prawdziwy powód był jednak bardziej prozaiczny, to ich własne ciała błagały, Stańmy, nie mamy siły iść dalej. W tym miejscu należy zwrócić uwagę na zadziwiającą postawę bandytów wcześniej tak władczych i agresywnych, którzy teraz bronili się w sali, wznosząc barykady, jedynie od czasu do czasu strzelając na oślep, jakby bali się stanąć do boju oko w oko, twarz w twarz. Jak większość zjawisk na tym świecie, również to dziwne zachowanie ma swoje wytłumaczenie. Po tragicznej śmierci herszta bandytów opuścił hart ducha i w sali zapanował chaos. Niewidomy księgowy mylnie sądził, że pistolet zapewni mu władzę, wręcz przeciwnie, za każdym razem strzelał ślepymi nabojami, innymi słowy, każdy strzał osłabiał jego autorytet i nieuchronnie zbliżała się chwila, gdy zabraknie mu kul. Nie należy zapominać starej prawdy, że to nie berło czyni króla, a habit mnicha. Co prawda na razie berło dzierżył w dłoni ślepy księgowy, lecz martwy król, którego płytki grób znajdował się w tej samej sali, wciąż przypominał o sobie straszliwym odorem rozkładającego się ciała. Tymczasem na niebie pojawił się księżyc, przez drzwi prowadzące z holu do ogrodu wpadało rozproszone światło, które z wolna zaczęło odkrywać ukryte w ciemnościach twarze, ciała martwych i żywych nabierały konkretnych kształtów, z ukrycia wypełzł nie nazwany koszmar. Żona lekarza zrozumiała, że nie ma sensu dalej udawać ślepej, że być może niepotrzebnie broniła swej tajemnicy, ponieważ z tej matni i tak nikt żywy nie ujdzie, ponieważ ślepota jest przede wszystkim utratą nadziei. Teraz mogła powiedzieć, kim były ofiary, jedną z nich okazał się pomocnik aptekarza, a drugą człowiek, który przestrzegał, by nie wpadać na siebie przy szturmie na barykadę. Okazało się, że obaj mieli rację, a dlaczego ich rozpoznała, odpowiedź jest prosta. Bo widzi. Niektórzy od dawna wiedzieli, że nie jest ślepa, inni dopiero teraz zaczęli coś podejrzewać, zaskakujące jednak było zobojętnienie zebranych na ujawniony sekret, choć z drugiej strony, jeśli dobrze się zastanowić, trudno się temu dziwić. Może w innych okolicznościach wybuchłaby wrzawa, wielkie poruszenie, Masz szczęście, mówiliby ślepcy, jak ci się udało uchować przed tą straszliwą chorobą, jakich cudownych kropel używasz, daj nam telefon swojego lekarza, pomóż wyjść z tego więzienia, ale teraz nie miało to znaczenia, w obliczu śmierci wszyscy jesteśmy ślepi. Wiedzieli tylko jedno, nie mogą tam zostać, są bezbronni, ponieważ po drodze zgubili nawet metalowe pręty, a pięści na nic się zdadzą ślepemu człowiekowi. Kierowani przez żonę lekarza wywlekli zwłoki na dwór i zostawili je w bloku księżyca, w mlecznej poświacie gwiazd, ciała, które z zewnątrz otaczała biel, a od środka pochłaniała ciemność. Wracajmy do środka, powiedział stary człowiek z czarną opaską na oku, Później zobaczymy, co z nimi zrobić, dodał. Nikt nie zwrócił uwagi na te szalone słowa, w milczeniu wrócili do środka, nie dzieląc się na grupy, po drodze odnajdując sąsiadów ze swoich sal. Jedni skręcali w lewo, inni w prawo, rozstały się również żona lekarza i kobieta, która wcześniej powiedziała, Gdzie ty pójdziesz, tam i ja, widocznie zapomniała o przyrzeczeniu i dołączyła do swoich. Cóż, jak widać, nie zawsze dotrzymujemy przysięgi, czasami przeszkadza nam w tym słabość charakteru, czasem jakaś siła wyższa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Miasto ślepców»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Miasto ślepców» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


José Saramago - Ensayo Sobre La Ceguera
José Saramago
José Saramago - Death at Intervals
José Saramago
José Saramago - Cain
José Saramago
José Saramago - The Stone Raft
José Saramago
José Saramago - Double
José Saramago
José Saramago - The Elephant's Journey
José Saramago
José Saramago - Podwojenie
José Saramago
Отзывы о книге «Miasto ślepców»

Обсуждение, отзывы о книге «Miasto ślepców» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x