Ryszard Kapuściński - Heban

Здесь есть возможность читать онлайн «Ryszard Kapuściński - Heban» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Heban: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Heban»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kolejna książka Ryszarda Kapuścińskiego przekraczająca tradycyjne gatunki reportażu. Heban to złożona z wielu wątków fascynująca, nowoczesna powieść-relacja z 'ekspedycji' w głąb Czarnego Kontynentu, ukazująca Afrykę u progu XXI wieku, Afrykę rozdzieraną wojnami, głodem, epidemiami, korupcją… Znakomite pióro, bogata warstwa faktograficzna, przenikliwa analiza przemian ekonomicznych, cywilizacyjnych, kulturowych i głęboka, osobista refleksja nad kondycją ludzką tworzą niepowtarzalny klimat pisarstwa Kapuścińskiego

Heban — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Heban», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Na ogół nie musiał to być żaden konkretny Bóg. Taki, którego można by nazwać, a jego wygląd czy cechy jakoś opisać. Chodziło raczej o co innego, o niezłomną wiarę w istnienie Istoty Najwyższej, tej, która stwarza i panuje, a także przepaja człowieka substancją duchową, wynoszącą go ponad świat bezrozumnych zwierząt i rzeczy martwych. Ta pokorna i żarliwa wiara w Istotę Najwyższą sprawia, że jej wysłanników i ziemskich przedstawicieli również otacza szczególne poważanie i pełna rewerencji akceptacja. Przywilej ten rozciąga się zresztą na całą, liczną tu, warstwę duchownych najprzeróżniejszych wyznań, wiar, Kościołów i zgromadzeń, której misjonarze katoliccy stanowią tylko niewielki procent. Niezliczone są bowiem w Afryce rzesze mułłów i marabutów islamskich, ministrów setek sekt i odłamów chrześcijańskich, a także kapłanów afrykańskich bogów i kultów. Mimo pewnej konkurencji tolerancja w tym środowisku jest zdumiewająca, a uznanie wśród prostych ludzi – powszechne.

Dlatego też, kiedy ksiądz Stanisław zatrzymuje samochód i mówi policjantom: – Eveche Bertoua!, ci nie sprawdzają dokumentów, nie rewidują wozu, nie domagają się okupu, tylko uśmiechają się, robią przy zwalający ruch ręką: można jechać dalej.

Po nocy, spędzonej w budynku kurii w Bertua, pojechaliśmy razem do wioski, która nazywa się Ngura, a leży sto dwadzieścia pięć kilometrów stąd. Mierzenie odległości kilometrami jest tu jednak mylące i niewiele mówi. Jeżeli trafi się dobry asfalt, taki odcinek można przejechać w godzinę, ale jeżeli są to zapuszczone bezdroża, będziemy potrzebować dnia jazdy, a w porze deszczowej nawet dwóch albo trzech. Dlatego w Afryce zwykle nie mówi się: – Ile to kilometrów?, lecz: – Ile to zajmie czasu?, przy czym w takim momencie odruchowo spoglądam na niebo -jeżeli świeci słońce, wystarczą nam na przykład trzy, cztery godziny, ale jeśli ciągną chmury i złapie nas ulewa, naprawdę nie wiemy, kiedy dotrzemy na miejsce.

Ngura – to parafia misjonarza Stanisława Stanisławka, który, jadąc teraz przed nami swoim samochodem, prowadzi nas na miejsce. Właściwie tylko dzięki niemu będziemy mogli tam dotrzeć. W Afryce, jeżeli zjedziemy z nielicznych tu, kilku głównych szlaków, jesteśmy zgubieni. Nie ma drogowskazów, napisów, oznakowań. Nie ma dokładnych map. W dodatku te same drogi przebiegają różnie w zależności od pory roku, pogody, stanu wód, zasięgu wiecznych tu pożarów.

Jedynym ratunkiem jest ktoś tutejszy, miejscowy, ktoś, kto zna okolicę, umie czytać krajobraz, który dla nas jest nic nie mówiącą kolekcją symboli i znaków, równie niezrozumiałych i tajemniczych jak chińskie pismo. Bo: – Co ci mówi to drzewo? – Nic! – Nic? Przecież ono mówi, że teraz musisz skręcić w lewo, bo inaczej zabłądzisz. A ten kamień? – Ten kamień? Też nic! – Nic? A nie widzisz, że ten kamień to znak, żebyś natychmiast skręcał w prawo, bardzo ostro w prawo, bo dalej są bezdroża, bezludzia, śmierć?

W ten sposób ów człowiek miejscowy, ów niepozorny, bosonogi znawca pisma krajobrazowego, biegły czytelnik jego zagadkowych hieroglifów, staje się naszym przewodnikiem i zbawcą. Każdy z tych ludzi nosi w pamięci swoją małą geografię, prywatny obraz otaczającego go świata, wiedzę i sztukę najbardziej cenną, bo pozwalającą w najgorszej nawałnicy, w największych ciemnościach znaleźć drogę do domu, a tym samym ocalić się, przeżyć.

Ksiądz Stanisławek jest tu od lat, więc bez kłopotów przeprowadza nas przez zawiłe labirynty tej okolicy. Aż dojeżdżamy do jego plebanii. Jest to ubogi, byle jaki barak, w którym mieści się wiejska szkoła, nieczynna, bo brak nauczyciela. Jedna klasa to mieszkanie księdza: łóżko i stół, kuchenka, lampa naftowa. W następnej klasie znajduje się kaplica. Obok tego baraku stoją ruiny kościółka, który się zawalił. I teraz zadaniem misjonarza, jego głównym zajęciem, jest zbudowanie nowego kościoła. Szarpanina straszna, praca na lata. Nie ma pieniędzy, ludzi do pracy, materiałów, transportu. Cała nadzieja w starym samochodzie księdza. Żeby się tylko nie zepsuł, nie rozleciał, nie stanął. Bo wówczas wszystko zostanie zawieszone: budowa kościoła, nauka Ewangelii, zbawienie dusz.

Potem pojechaliśmy szczytami wzgórz (a w dole, pod nami, ciągnęła się równina pokryta zieloną tkaniną gęstego, zbitego lasu, wielka, bez granic, jak morze, jak Atlantyk) do miejsca, gdzie stała osada kopaczy złota, którzy szukali skarbu na dnie krętej i leniwej rzeki Ngabadi. Było już popołudnie, a ponieważ nie ma tu zmierzchu i ciemność może zapaść w minutę, pojechaliśmy najpierw tam, gdzie kopacze pracuj ą.

Dnem głębokiego wąwozu płynie rzeka. Ma ona płytkie dno, piaszczyste i żwirowate. Jego każdy centymetr jest przeorany, wszędzie widać głębokie leje, jamy, doły, wyrwy. Na tym pobojowisku mrowią się tłumy czarnych ludzi, półnagich, ociekających potem i wodą, rozgorączkowanych, w transie. Bo to miejsce ma swój klimat, swój ą atmosferę sensacji, pożądania, zachłanności, hazardu, mrocznego kasyna gry. Jakby gdzieś tu kręciła się niewidoczna, ale jakże wyczuwalna ruletka, wirowało jej kapryśne ramię. Ale przede wszystkim słychać w wąwozie głuchy stuk motyk przekopujących żwir, szelest piasku potrząsanego ręcznymi sitami i monotonne dźwięki ni to zawołań, ni to pieśni ludzi pracujących na dnie wąwozu. Nie widać, żeby się ci poszukiwacze do czegoś dokopywali, coś znajdowali, odkładali. Kołyszą jakieś koryta, lej ą w nie wodę, cedzą, oglądaj ą piasek na dłoni, pod światło, wyrzucaj ą wszystko do rzeki.

A jednak czasem coś znajdują. Wystarczy spojrzeć na szczyt wąwozu, na stoki wzgórz, które ów wąwóz przecina. Tam właśnie, w cieniu drzew mangowych, pod przejrzystymi parasolami akacjowców i palm strzępiastych, stoją namioty Arabów. To handlarze złota z Sahary, sąsiedniego Nigru, z Ndżameny i z Nubii. Ubrani w białe galabije, w śnieżne, pięknie wiązane turbany, siedzą bezczynnie u wejścia do namiotów, piją herbatę i palą zdobne nargile. Od czasu do czasu któryś z umordowanych czarnych, żylastych kopaczy wspina się do nich z dna zatłoczonego wąwozu. Kuca przed Arabem, wyjmuje i rozwija papierek. Na jego pomarszczonym dnie leży kilka ziarenek złotego piasku. Arab przygląda im się obojętnie, rozważa, oblicza. Mówi cenę. Czarny, umorusany Kameruńczyk, pan tej ziemi i tej rzeki, bo to przecież jego kraj i niby jego złoto, nie ma co się spierać, kłócić o wyższą cenę. Inny Arab dałby mu takie same grosze. I następny – też. Cena jest jedna. To monopol.

Zapada ciemność, wąwóz pustoszeje i cichnie, zresztą już nie widać wnętrza, to teraz czarna, wygasła czeluść. Idziemy do osady, która nazywa się Colomine. Jest to na poczekaniu sklecone miasteczko, tak prowizoryczne i tandetne, że mieszkańcom nie będzie żal porzucić go, kiedy w rzece skończy się złoto. Szałas dostawiony do szałasu, budka do budki – tak ciągną się uliczki slumsów, zmierzając do jednej, głównej, z barami i sklepami, na której toczy się życie wieczorne i nocne. Nie ma elektryczności. Wszędzie palą się lampki, kaganki, znicze i świece, a na ziemi polana i szczapy. To, co ich blask wydobywa z ciemności, jest migawkowe i chwiejne. Tu przemkną jakieś sylwetki, tam pokaże się czyjaś twarz, rozbłyśnie oko, wyłoni się ręka. Ten kawałek blachy – to dach, to, co błysnęło – to nóż, a ta ucięta deska nie wiadomo skąd jest i do czego służy. Nic się nie łączy, nie komponuje, nie układa w całość. Wiemy tylko, że ta ciemność wokół nas porusza się, ma swoje kształty i wydaje głosy. Że z pomocą światła możemy jej świat wewnętrzny wydobyć na powierzchnię i zobaczyć, ale gdy tylko światło zgaśnie, wszystko nam ucieknie i zniknie. Widziałem w Colomine setki twarzy, słyszałem dziesiątki rozmów, minąłem mnóstwo ludzi idących, krzątających się, siedzących. Ale z powodu tego rozmigotania obrazów w chwiejnym płomyku lampek, ze względu na ich fragmentaryczność i tempo, w jakim się zmieniały, nie potrafię żadnej twarzy połączyć z jakąś postacią ani żadnego głosu powiązać z jakimś konkretnym, spotkanym tam człowiekiem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Heban»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Heban» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Ryszard Kapuscinski - The Shadow of the Sun
Ryszard Kapuscinski
Ryszard Kapuściński - Another Day of Life
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuscinski - The Soccer War
Ryszard Kapuscinski
Ryszard KAPUSCINSKI - Szachinszach
Ryszard KAPUSCINSKI
Richard Montanari - The skin Gods
Richard Montanari
Ryszard Kapuściński - Cesarz
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Chrystus z karabinem na ramieniu
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Imperium
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Busz po polsku
Ryszard Kapuściński
libcat.ru: книга без обложки
Ryszard Kapuściński
Ryszard Kapuściński - Podróże z Herodotem
Ryszard Kapuściński
libcat.ru: книга без обложки
Ryszard Kapuściński
Отзывы о книге «Heban»

Обсуждение, отзывы о книге «Heban» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x