Było tu bardzo ciemno. Cholawicki nie mógł dokładnie rozróżnić, co książę robi pod ścianą. Czynność jego wydawała się fantastyczna i bezsensowna. Jak gdyby macał rękami ścianę, czy też skrobał po niej. Sekretarzowi przypomniała się Ziółkowska. To również miało charakter jakiegoś nabożeństwa z nieprawdziwego zdarzenia.
– Franio! Franio! Franio! – głucho zawołał książę głosem nabrzmiałym męczarnią. I znowu coś tam robił przy ścianie – długo.
Naraz jął skomleć – boleśnie, cicho, jak pies. Po czym znowu.
– Franiu? Franiu?
I znowu nic. Wreszcie Holszański odszedł. Sekretarz przycupnął za węgłem i ujrzał jego twarz, gdy przesuwał się tuż koło niego – zalaną łzami, bolesną. Lecz co najbardziej uderzyło Cholawickiego, to to iż książę usta – miał ciemne i krwawe aż czarne.
Jak tylko zniknął mu z oczu, podbiegł do ściany i zaświecił latarkę. Ujrzał rzeczy dziwne.
Okazało się, iż zagadkowa czynność księcia była – pisaniem. Na kamiennej podłodze leżał ołówek atramentowy. Tym to ołówkiem wypisywał na ścianie jakieś sentencje.
Ale nie były to sentencje. Raczej pojedyncze litery, rozrzucone bez związku w rozmaitych miejscach, czasem tworzące jakieś figury, czasem nakreślone do góry nogami. Wyglądało to, jak szarada.
Poza tym ściana pokryta była ciemnofioletowymi znakami w kształcie serduszka. Cholawickiemu, który był światowcem, przypomniał się momentalnie pewien żartobliwy list, jaki otrzymał niedawno od jednej damy.
Osoba ta zamiast się podpisać, ucałowała papier mocno wymalowanymi ustami – powstało stąd na papierze takie samo serduszko.
Więc książę całował ścianę. Całował ją ustami pomalowanymi atramentowym ołówkiem. Coś musiało się kryć za tą ścianą. Ale kamienny mur był tak ogromny i spoisty, że żadna siła nie zdołałaby go naruszyć. Zresztą nie wykazywał żadnych śladów.
Mur ten stanowił ścianę wewnętrzną, dzielącą jedną piwnicę od drugiej. Był niezmiernie gruby. Cholawicki zajrzał do drugiej piwnicy, ale nie znalazł tam nic ważnego.
Litery na ścianie skupiły całą jego uwagę. Niewątpliwie odnalazł tajne sanktuarium szaleńca, jego ukrytą „świątynię dumania”, miejsce, które z niewiadomych przyczyn zostało wybrane przez księcia na miejsce rozpamiętywania, jęków i zwierzeń. Samotnik z nie zagojoną raną w duszy zwierzał się ścianie – w braku lepszego przyjaciela.
Widocznie nie mógł się oprzeć potrzebie wypowiedzenia swych sekretów. Lecz w strachu, aby kto nie odnalazł jego zwierzeń, rozrzucał litery i mieszał je ze sobą – dowolnie, czy też według pewnego klucza?
Na szczęście Cholawicki, nudząc się straszliwie w ciągu paru lat spędzonych na zamku, wyspecjalizował się w rozwiązywaniu szarad i rebusów. Ta wiedza przydała mu się obecnie.
Było wielce prawdopodobne, iż wyraz „Franio” często powtarza się w owym mistycznym pamiętniku, wypisanym na ścianie. Jakoż litera „F” pojawiła się wiele razy w rozmaitych konfiguracjach.
Sekretarz odszukał następne litery tego słowa i bez trudu odkrył metodę księcia. Ale tylko kilka zdań i poszczególnych wyrazów zdołał odcyfrować. Reszta pozostała nieczytelna.
Być może książę zmienił klucz. A może pod wpływem cierpienia i wzmagającego się szału kreślił na oślep litery, zapominając o przyjętym kluczu.
Lecz to, co odcyfrował wystarczało, aby zdać sobie sprawę z charakteru całości – i stanowiło to materiał informacyjny pierwszorzędny.
Nie żadne pamiętniki, ani zwierzenia. Listy. Listy do tego Frania! Oto, co zawierało olbrzymie zbiorowisko liter:
„Franiu, mój synu, moje dziecko jedyne, mój synku, Ciągłe bardzo męczysz. Twój, kochający cię,, Ojciec”.
Taką prostą i nieskomplikowaną korespondencję prowadził książę na ścianie – od wielu lat. Wskazywała na to data – rok 1926. A dalej:
„Franiu, moje dziecko, mój synku. Ja ciągle czekam i błagam. Zmiłuj się, twój ojciec”.
A dalej:
Rok.1931.
„Kiedy przestaniesz mnie męczyć?
Przestań się złościć! Zły jesteś.
Ciągle ruszasz? Widziałem. Zaglądałem tam i wiem, że ruszasz.
O, kiedy nastąpi wybawienie?”
Czy to była aluzja do ręcznika w starej kuchni?
Cholawicki pominął napisy najdawniejsze, już prawie zamazane. Przeszedł do najświeższych.
„Franiu, mój synku, moje dziecko, ukochane i jedyne.
Czy to ty go przysłałeś?
Dlaczego nie wykazał się znakiem?
Miej litość nade mną.
Jeżeli on od ciebie przychodzi, niech powie.
Uwolnij mnie.
Jestem stary,
Zlituj się…
Niech się skończy. Uwolnij! Pozwól odejść! Przebacz!
Nie bądź zły.
Zły jesteś!”
Cholawicki zapisywał to wszystko w notesie. Nie miał czasu rozbierać treści tych bolesnych zdań. Nie było wykluczone, że książę jeszcze raz tu zajrzy.
Obejrzał stojące w kącie pudełko z błahymi pamiątkami. Kosmyk włosów, przewiązany wstążeczką. Medalik. Parę guzików. Trochę drobnych pieniędzy – ze dwa złote. Grzebyk.
Takie było potajemne sanktuarium księcia Holszańskiego…
W dwa dni po owym spotkaniu z Maliniakiem, tak fatalnie zakończonym, Maja otrzymała telefon od pani Halimskiej, aby w pilnej sprawie natychmiast do niej przyjechała.
Prezesowa ucałowała ją z rozczuleniem.
– Kochana! Niech pani wybaczy moje zdenerwowanie przedwczoraj. Ten Maliniak świętego wyprowadziłby z nerwów! Cóż to za typ szczególny! Wie pani?! Okazuje się, że się pomyliłam, że obie zupełnie fałszywie zrozumiałyśmy… Wszystko na najlepszej drodze! Niech pani czyta!
Pokazała jej bilet wizytowy Maliniaka, na którym ledwie czytelnym pismem było napisane:
„Sz. Pani. Jeżeli ta pani poszukuje zajęcia, to może być sekretarka u mnie. Zgłosić się 4-6 do hotelu, środa, do sekretarza”.
– Dziecinko – rzekła prezesowa. – Jestem szczęśliwa… Winszuję! Wygrałaś los na loterii! Będziesz sekretarką Maliniaka! To jest triumf! Triumf życiowy! To otwiera przed tobą wszelkie możliwości! A ja przypuszczałam, że on się tobą wcale nie zainteresował! Dziecko, jak mam cię przepraszać?!
Maji ten nieoczekiwany sukces również sprawił przyjemność. Jej ambicja kobieca była zaspokojona, zwłaszcza wobec Róży i jej koleżanek, które początkowe niepowodzenie przyjęły z utajoną satysfakcją.
Ale ta posada usposabiała ją nieufnie. Po cóż jemu sekretarka, jeżeli ma już sekretarza?
Jednakże pani Halimska przyjęła śmiechem jej opór.
– Zwariowałaś, dziecinko złota! Przecież to człowiek stary, sama widziałaś! Bądź pewna, że gdyby w tym był cień chociażby niewłaściwości, ja bym ci tego nie proponowała. Przecież zastępuję ci matkę!
– Niech pani da pokój mojej matce.
– Jaka śliczna jesteś z tym swoim przywiązaniem do matki! Ach, ty, ty! Ale wierz mi, że jeśli u kogo możesz być sekretarką, to właśnie u Maliniaka. Schorowany, na pół żywy starzec milioner – nic właściwszego nie można sobie wymarzyć dla młodej osoby! Wierz memu życiowemu doświadczeniu. Nikt nie może mieć nic przeciwko temu!
Dobrze, ale w takim razie niech sobie weźmie jakąś rutynowaną sekretarkę, a nie mnie.
Nie rozumiesz tego! Taki stary milioner stojący nad grobem ma również swoje upodobania. Lubi mieć koło siebie świeżość i młodość – ze względów estetycznych. Ty mu jesteś tak potrzebna, jak kwiaty. Byłoby nawet egoistyczne odmówić mu tej ostatniej może przyjemności, jaką będzie miał w życiu. To jest nawet twój obowiązek! Zastanów się, jaki on smutny, bezsilny, samotny, opuszczony. Będzie patrzył na ciebie, słuchał twojego głosu, opiekował się tobą i to mu da może ostatnią, czystą i cichą radość życia!
Читать дальше