Witold Gombrowicz - Pornografia

Здесь есть возможность читать онлайн «Witold Gombrowicz - Pornografia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pornografia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pornografia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pornografia jest dziełem wielkim. Żadna lektura ani żadna interpretacja nie jest w stanie wyczerpać jej sensów, stanowi tylko formę zbliżenia, formę wydobycia tych znaczeń, ujęć, symboli, które wydają się najdonoślejsze. Wielkie dzieło przerasta bowiem to, co jest w stanie o nim powiedzieć czytelnik i interpretator gdyby tego nie czyniło, nie byłoby wielkim dziełem. A Gombrowiczowska Pornografia jest nim niewątpliwie. z posłowia Michała GłowińskiegoNa podstawie powieści Witolda Gombrowicza powstał film w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego.Chciałem być wierny książce, szedłem za literkami. Bez rezultatu. Gombrowicz nie jest filmowy. Ale kiedy zdobyłem się na bezczelność wobec autora, ta powieść zaczęła się przede mną otwierać jak żywy człowiek. (Jan Jakub Kolski)

Pornografia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pornografia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

że wywietrzały mu z głowy pracowite postanowienia wyjazdu; i że znów jest jak pies gończy na tropie, pełen nadziei nagle rozbudzonych, rozjuszony.

Nadzieje zaś – perspektywy – otwierały się zawrotne, zawarte w tym słówku „grzech". Jeśli temu chłopczykowi i tej dziewczynce zachciało się grzechu… z sobą… ale i z nami…

Ach, prawie widziałem Fryderyka, jak medytuje gdzieś tam z głową opartą na ręce – że grzech przenika aż do najgłębszej poufności, spaja nie gorzej od rozżarzonej pieszczoty, że grzech, prywatny, tajemny, wstydliwy, jest wspólnym sekretem, wprowadzającym tyleż w cudze istnienie co miłość fizyczna w ciało.

Jeśli by tak było… no, to przecież wynikałoby z tego, że on, Fryderyk („że on, Witold" – myślał Fryderyk)… no, że my obaj… nie jesteśmy dla nich za starzy – czyli, że ich młodość nie jest nam tak niedostępna. Od czegóż grzech wspólnie popełniony? Grzech, jak stworzony na to aby kwitnienie chłopca z dziewczyną zaślubić nielegalnie z kimś… nie tak ponętnym… z kimś starszym i poważniejszym. Znów się uśmiechnąłem. Oni, w cnocie, byli zamknięci dla nas, hermetyczni. Ale oni w grzechu, mogli tarzać się z nami… Oto co myślał Fryderyk! I prawie widziałem go jak z palcem przy ustach szuka grzechu, który by go z nimi spoufalił, jak rozgląda się za takim grzechem – czy też raczej, może, myśli, podejrzewa że ja za takim grzechem się rozglądam. Cóż to za system zwierciadlany – on we mnie się przeglądał, ja w nim – i tak, snując na cudzy rachunek marzenia, dochodziliśmy do zamysłów, których żaden z nas nie ośmieliłby się poczytać za swoje.

Nazajutrz rano mieliśmy jechać do Rudy. Wyprawa była przedmiotem drobiazgowych narad – jakie konie, którędy jechać, jakie wehikuły – i tak się stało, że pojechałem bryczką z Henią. Ponieważ Fryderyk wolał sam nie decydować, rzuciliśmy monetę, i mnie los wyznaczył jej na towarzysza. Ranek rozległy, zgubiony, droga daleka po wyniesieniach gruntu rozfalowanego, w którym ryły się drogi głębokie o ścianach żółtawych, okraszone ubogo krzakiem, drzewem, krową; a przed nami ukazywał się i nikł powóz z Karolem na koźle. Ona – w świątecznej sukience, z paltem białym od kurzu, narzuconym na plecy – narzeczona jadąca do narzeczonego. Więc, rozwścieczony, rzekłem po kilku wstępnych zdaniach: -

Winszuję! Wyjdzie pani za mąż i założy pani rodzinę. Będzie pani miała dzieci!

Odpowiedziała:

– Będę miała dzieci.

Odpowiedziała, ale jak! Posłusznie – gorliwie – jak uczennica. Jakby ktoś nauczył ją lekcji. Jakby wobec dzieci własnych sama stała się posłusznym dzieckiem. Jechaliśmy. Końskie ogony przed nami i końskie zady. Tak! Chciała wyjść za tego adwokata! Chciała z nim mieć dzieci! I mówiła to, gdy tam, przed nami, rysowała się sylwetka niedorosłego kochanka!

Minęliśmy kupę gruzu, wyrzuconego na bok drogi; i zaraz potem dwie akacje.

– Pani lubi Karola?

– Owszem… przecież znamy się…

– Wiem. Od dzieciństwa. Ale, pytam się, czy pani nic do niego nie czuje?

– Ja? Bardzo go lubię.

– Lubię? Tylko tyle. To dlaczego pani rozdeptała z nim glistę?

– Jaką glistę?

– A nogawka? Nogawka, którą mu pani zawinęła przed stelmarnią?

– Jaka nogawka? Ach, no tak, przecie miał za długie. No to co?

Oślepiająco gładka ściana kłamstwa, mówionego w dobrej wierze, kłamstwa, które przez nią nie było odczuwane jako kłamstwo. Ale jak mogłem domagać się od niej prawdy? To stworzenie, siedzące obok, drobniejsze, bardziej nikłe, mniej wyraźne, które nawet kobietą nie było, a tylko wstępem do kobiety, ta tymczasowość, która istniała po to aby przestać być czym jest, która siebie samą zabijała.

– Karol kocha się w pani!

– On? On nie kocha się ani we mnie, ani w żadnej… Jemu zależy tylko na… no, żeby się przespać… I tu powiedziała coś, co sprawiło jej przyjemność, wyraziła się jak następuje: – Przecież to szczeniak i do tego, wie pan… no, lepiej nie mówić! Była to oczywiście aluzja do niezbyt klarownej przeszłości Karola, ale mimo wszystko zdawało mi się, że wyławiam też życzliwą nutkę – jakby krył się w tym odcień „organicznej" sympatii, trochę koleżeńskiej, nie, nie powiedziała tego z abominacją, lecz raczej jakby to jej było do pewnego stopnia przyjemne… i nawet jakoś poufale… Wyglądało, iż jako narzeczona Wacława osądza surowo Karola, ale też, jednocześnie, stowarzysza się z nim w tym losie burzliwym, wspólnym im wszystkim, urodzonym pod znakiem wojny. Natychmiast uczepiłem się tego i uderzyłem w klawisz tej poufałości, odezwałem się do niej niedbale i po koleżeńsku, że przecież ona także niejednego zaznała i na pewno nie jest święta, no więc mogłaby się z nim przespać, dlaczego nie? Przyjęła to gładko, o wiele gładziej niż się spodziewałem i bodaj nawet z pewną gorliwością, z dziwnym posłuszeństwem. Zgodziła się ze mną od razu, że „naturalnie mogłaby" i to tym bardziej, iż już to się stało z jednym z AK, który nocował w domu, w zeszłym roku. „Naturalnie niech pan nie mówi rodzicom". Dlaczego jednak dziewczę tak łatwo wprowadzało mnie w swoje sprawki? I to bezpośrednio po zaręczynach z Wacławem? Zapytałem, czy rodzice niczego się nie domyślają (w związku z tym z AK), na co odpowiedziała: – Domyślają się, bo nawet przyłapali nas. Ale właściwie nie domyślają się…

„Właściwie" – genialne słowo. Wszystko można za jego pomocą powiedzieć. Słowo genialnie zaciemniające. Zjeżdżaliśmy teraz drogą na Brzustową, wśród lip – cień rozsłoneczniony, konie hamują, szory nasuwają się im na karki, piasek skrzypi pod kołami.

– Dobrze! Więc właśnie! Więc dlaczego? Jeśli z tamtym z AK, to dlaczego nie z tym?

– Nie.

Łatwość z jaką kobiety mówią „nie". Ta zdolność odmowy. To „nie", będące u nich zawsze w pogotowiu – i kiedy znajdą je w sobie, są bez litości. Ale… czyżby była zakochana w Wacławie? Czy stąd brała się ta wstrzemięźliwość? Powiedziałem coś w tym rodzaju: że dla Wacława byłby to cios, gdyby dowiedział się o jej „przeszłości" – on, który ją czci i taki przecież religijny, z zasadami.

Wyraziłem nadzieję, że nigdy nie zostanie mu to powiedziane, tak, lepiej aby mu tego oszczędziła… jemu, który wierzy w ich zupełne porozu mienie duchowe… Przerwała mi, obrażona. – A pan myśli, że co? Że ja nie mam moralności?

– On ma moralność katolicką.

– Ja także. Przecie jestem katoliczką.

– Jak to? Przystępuje pani do sakramentów?

– Naturalnie!

– Wierzy pani w Boga? Tak dosłownie, po katolicku?

– Gdybym nie wierzyła, nie chodziłabym do spowiedzi i komunii. Niech pan nie myśli! Mnie zasady mojego przyszłego męża bardzo odpowiadają. A jego matka to prawie i moja matka. Zobaczy pan, co to za kobieta! Dla mnie to zaszczyt, że wchodzę do takiej rodziny. – I po chwili milczenia dodała, uderzając lejcami konie: – Przynajmniej jak wyjdę za niego, nie będę się puszczać. Piach. Droga.

Pod górę.

Ordynarność jej ostatnich słów – po co? „Nie będę się puszczać". Mogła wyrazić się delikatniej. Lecz wydźwięk tego zdania był podwójny… Zawierało się w nim pragnienie czystości, godności – a jednocześnie było to niegodne, degradujące w samym sformułowaniu… i znów podniecające… podniecające mnie… bo to znowu zbliżało ją do Karola. I jeszcze raz, jak poprzednio z Karolem, nawiedziło mnie przelotne zniechęcenie – że od nich niczego nie można się dowiedzieć, ponieważ wszystko co mówią, co myślą, co czują, jest tylko grą podnieceń, ciągłym drażnieniem się, rozpalaniem narcystycznej sobą delektacji – i że oni pierwsi padają ofiarą swego uwodzicielstwa. To dziewczę? To dziewczę, które nie było niczym innym, jak tylko zniewalaniem ku sobie, przyciąganiem, jednym wielkim podobaniem się, nieustającą, giętN, miękką, chłonną kokieterią – gdy tak siedział^1 obok mnie, w swoim płaszczyku, ze swymi małymi, za małV™' rączkami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pornografia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pornografia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


J. Jance - Name Witheld
J. Jance
Witold Gombrowicz - Trans-Atlantyk
Witold Gombrowicz
Witold Gombrowicz - Opętani
Witold Gombrowicz
Witold Gombrowicz - Kosmos
Witold Gombrowicz
David. H. Lawrence - Pornografía y obscenidad
David. H. Lawrence
Sandra Orchard - Identity Withheld
Sandra Orchard
Józef Kraszewski - Litwa za Witolda
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Pornografia»

Обсуждение, отзывы о книге «Pornografia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x