Zrozumieć nie mogłem, czemu Rachmistrz o łzach jemu mówi, gdy wcale nie płakał… ale właśnie w tejże chwili rumiany Księgowy ten szlochem stłumionym się zaniósł na widok paluszka owego! Znów tedy śmiech mnie złapał; bo widać od lat może całych, a od wieków, paluszek ten, razem z policzkiem, księgowemu rany serca jego stare jątrzące rozdrapywał i od lat pewnie ten towarzysz jego go pocieszał; ale zamiast żeby najprzód Księgowy zapłakał, a potem dopiero Rachmistrz go pocieszył, im się kolejność działań pomyliła i co na końcu było, na początek przeszło! Wyrzuciła w górę chusteczkę swoją urzędniczka! Kasjer kichnął! A buchalter stary nosa utarł! Wtem mnie zobaczyli i, najokropniej się zawstydziwszy, w papirach się swoich jak myszy zaszyli.
Ale zaraz do Pryncypałów wezwany zostałem. Ciemnawy pokoik, do którego mnie wprowadzono, również papirami, szpargałami wypełniony, a do tego łóżko stare, żelazne, pod ścianą stało, tyż i wiadro, tyż i miednica, dubeltówka na oknie, buty, lep na muchy. Pyckal Baronowi skrzynkę jakąś trzymał, Ciumkała zaś z Rejestru kwity odczytywał. I wszyscy trzej do mnie:
– Mnie podrap! Mnie podrap! Mnie podrap!
W życiu moim wiele miejsc dziwnych, a dziwniejszych jeszcze osób mnie się nastręczyło, ale pośród miejsc tych i osób żadne tak dziwaczne, jak obecny Życia mojego przypadek. Zadawniona między Baronem, Pyckalem i Ciumkała zwada w Młynie miała początek, który młyn im z eksdywizji przypadł w równym dziale; potem w karczmach trzech dzierżawnych silniej jeszcze się rozżagwiła, a gdy Gorzelnię z propinacji na subhaście wzięto, że to na spłaty, podobnież więcej jeszcze swaru, jadu narobiono. Funduszów rozdział prawie niepodobnym był do przeprowadzenia, bo wyrok sądu dwukrotnie a z trzech stron apelowany, w prawnym rozpatrzeniu sześćkroć odraczany, aż wreszcie z braku pisemnych dowodów do Wizji odesłany, która Wizja sprzeczność oczywistą pomiędzy pierwszym a drugim Subhasty rejestrem wykazała. Do tego zaś pozew wzajemny o Zabór Mienia, pogróżki i chęć morderstwa, Zabójstwa, a dwa pozwy o Najazd i jeden o przywłaszczenie sześciu perłowych spinek i Pierścienia… a tak to pozwy, najazdy, gwałty, swary, jady, chęć Uśmiercenia, z Mienia wyzucia, wyniszczenia, z Torbami puszczenia. Więc gdy z powodu Zabezpieczenia Subhasty interes Handlu końmi, psami, z Rejestru objętym być musiał, wszyscy trzej w równym dziale do interesu tego przystąpili, a psy, konie po ludziach skupując, z dużym zyskiem sprzedawali na Szpront lub na Ganację. Wszelako, pomimo nadzwyczaj poważnych z tego Interesu zysków, spółka bankructwem była zagrożona, gdyż, panie, tyle tyż to Gniewów dawnych, Gwałtów, tyle użerania, żarcia wzajemnego, tyle goryczy, Kwasów, piekłowania się zaciekłego, nieustającego.
Ta zaś swarliwość nie tyle może z finansowych rozrachunków, ile z natur sprzeczności. A bo Baron jak bąk huczy, buczy i tańcuje, jak paw ogon puszy, jak sokół w górę polatuje; a Pyckal, jak byk, wrzaskiem krzykiem swojem chamskiem chamskiem się nawala; a Ciumkała gmyrze; a Baron jakby w karecie jechał, w cztery konie, rozkazy wydaje i na trąbce trąbi; a Pyckal chamstwem nadziany tylko się rozdziawia; a Ciumkała z czapką w garści, bo mu się ślimaczy; więc Baron fumami, humorami, kaprysami, fantazjami, więc Pyckal w mordę chce albo ł portki zdejmuje, więc Ciumkała liże się albo i guzdrze… Owóż jeden drugiego by w łyżce wody utopił, ale w Procesów, pozwów, swarów nieustannym ciągu, w nieprzerwanem wiec owem zażartem obcowaniu, tak jedno z drugiem jak bigos, jak kapusta i z grochem zmieszane, zduszone, że chyba jeden bez drugiego żyć nie może, a w Syrze starym, w Bucie zadawnionym swoim, jak Palce u Nóg krzywe, straszne i ze sobą tylko! Owóż oni! z sobą! Owóż między sobą! I o świecie bożym zapomnieli, ze sobą tylko, między sobą, wsobnie, a tyle im z dawnych czasów się starzyzny nazbierało, tyle to wspominków, uraz, słów rozmaitych, korków, flaszek starych, dubeltówek, puszek, szmat najprzeróżniejszych, kości, sztyftów, garnków, blaszek,' puklów, że już i kto obcy, jeśli do nich przystępował, wcale nie mógł przeczuć co jemu powiedzą lub zrobią; bo korek,] lub flaszka, albo słówko jakie niebacznie rzucone, zaraz im i co Dawniejsze a Zapiekłe przypomina i jak kurkiem na kościele kręci.
Owóż, gdyby nie rybki stare, co Ciumkale wtenczas z kieszeni wypadły, gdyby nie Rejestr i Nogi drapanie, ja bym pewnie przez nich na urzędnika zgodzony nie został. Ale podobnież z przyczyny flaszeczki małej, czy też skrzynki, zamiast 1000 lub 1500 Pezów, które przez Barona przyrzeczone były, tylko 85 Pezów pensji mnie przyznano. A tyż najstarsi 30 Urzędnicy, gdy do Pryncypałów z aktami, sprawami szli, nigdy nie wiedzieli co tam, panie, się wysmaży, jakie postanowienie Pyckal Baronowi, Baron Ciumkale, Ciumkała Baronowi Pyckalowi wyda. Owóż dużo zarządzeń, rozkazów, spraw dużo, a to Konie z cesji, a to hipoteczne przepisanie, dalej poręka, rozdział dywidendy, Psy pod zastaw, same Buldogi, propinacja, egzekucja; wiec akta piszą, smarują, Rachunki, pozwy wydają, egzekwują, licytują, dalej Hipotekują, albo Subhastują; ale cóż, panie, kiedy za tym, pod tym, śledzik bardzo dawny, albo bułka co ją siedemnaście lat temu Baron Pyckalowi wygryzł. Gdym następnego ranka do pracy się zgłosił i pośród Urzędników, teraz Kolegów, zasiadłem, trudność nowego obowiązku mego wyraźnie mi się objawiła. Urzędniki w swoich zagłębione szpargałach, swoim oddane rachunkom, w swoich czynnościach, działaniach zapamiętałe na mnie, obcego, ani patrzeć chciały; mnie zaś ich szczypki, ich dawne słoiki, niezrozumiałemi i niepojętemi były.
Popacki, Rachmistrz stary, mnie Akta dał do wciągania, ale diabli tam wiedzą czy jaka potrzeba tego wciągania zachodziła, bo człowiek ten wzrostu niewielkiego, bardzo chudy, w okularach ciemnych, rogowych, a jak mumia wysuszony, włosy miał rzadkie, które jemu wiankiem dokoła czaszki dużej łysej się obwijały; do tego zaś palce długie, chude. Przyglądając się robocie mojej, coraz mnie jakąś literkę poprawi, a za uchem się drapie, albo nos uciera, pyłek sobie jaki z ubrania strzepuje; a już najchętniej wróbelkom kruszynki za okno wyrzuca. Oj, widać że Rachmistrz poczciwota, poczciwota z kościami, a choć guzdralstwo jego i nadzwyczajna we wszystkiem drobnostkowość nieraz do śmiechu mnie pobudzały, wystrzegałem się wszystkiego co by staruszka miłego urazić mogło; a nawet tabakę jego zażywałem, która, myszka przed laty wylęgnięta, a nie wiadomo jakim grzybkiem przyprawiona, kamizelki jego kaszmirowej zapach miała.
Ale, prawdę mówiąc, nie do śmiechu mnie było. Bo choć tam jakie takie zabezpieczenie bytu uzyskałem, zespół wszystkich warunków i okoliczności, jako to; Kraj Nieznany, obcość miasta, brak przyjaciół, lub towarzyszów zaufanych, dziwaczność pracy mojej… jakimś lękiem mnie wypełniały; do tego zaś Bój silny za wodą i z krwi rozlewem, a wiele osób, przyjaciół moich lub krewnych już tam nie wiadomo gdzie były, co robiły, może i Bogu duszę oddawały. Choć tedy i daleko, za wodą to było, przecież człowiek jakby ostrożniejszy, ciszej mówi, spokojniej się rusza, żeby to jeszcze czego złego nie wywołać i jak zając pod miedza by przycupnął. Dlatego to, kruszynkę małą z chleba na kałamarzu zauważywszy, częstokroć na tę kruszynkę spoglądałem, a nawet jej końcem pióra dotykałem.
Najbardziej jednak mnie moja z Poselstwem sprawa doskwierała. Nie po toż chyba JW. Poseł Celebracją ze mną odprawował,; żeby to tak po kościach rozejść się miało; i gdy ja tu za biurkiem| siedzę, Akta wciągam, to oni tam pewnie swoje i kto wie, czyi dalej czego tam ze mną, choć bez wiedzy mojej, nie wyrabiają. Siedzę tedy, piszę, a myślę co tyż tam oni ze mną, jak tyż to tam mnie zażywają i do czego używają. Jakoż nie omyliły mnie przeczucia moje, bo gdym na wieczór do pensjonatu; powrócił, duży bukiet fluksji biało-czerwonych od Ministra mi wręczono, a z nim list od Pana Radcy. Powiadamiał więc Radca w najuprzejmiejszych słowach, że jutro po mnie zajedzie, aby do malarza Ficinati mnie zabrać na wieczór, który przez Pisarzów i Artystów tutejszych będzie zaszczycony. Prócz tego listu i kwiatów, jeszcze dwa bukiety mnie wręczono, które od tutejszych swojskich Prezesów pochodziły, oba zaś ze wstęgami i stosownymi napisami. Prócz tego małe dzieci podobnież przybyły i przed mojem oknem kantyczkę śpiewały,, A niech cię diabli! To gdy ja przycupnąć chcę, oni mniej na świecznik! Hołdów obfitością zadziwiona właścicielka Pensjonatu mego słyszeć nawet nie chciała, abym dalej w małej mojej ciupce mieszkał i do najlepszego pokoju mnie przeniosła; a tak w tym czasie trudnym, niebezpiecznym moim ja, zamiast w małym pokoiku być, w dużym salonie z dwoma oknami się znalazłem. Już też wiadomość o nadzwyczajnej, żal się Boże, wybitności, wielkości mojej, lotem strzały po wszystkich Rodakach się rozeszła; nazajutrz w biurze niskimi bardzo pokłonami mnie przyjęto i nawet wszelkich rozmów, żartów; 32 w przytomności mojej zaniechano.
Читать дальше