– No to opowiadaj, co tam słychać?
– Po staremu – wzruszyłam ramionami. – Raczej powiedz, co z naszą gazetką. Jeśli chcemy ją wydać do końca roku, musimy wziąć się do pracy.
– Aaa… miałem ci o tym powiedzieć w kinie, ale wiesz, jak wyszło. Na razie musimy się wstrzymać. Dzwonił do mnie przewodniczący i okazało się, że znaleziono jakiś przeciek w instalacji gazowej. Większa część pieniędzy, jeśli nie wszystkie, pójdzie na remont. Ale możemy ruszyć w przyszłym roku. Obiecano mi uwzględnić gazetę w przyszłorocznym budżecie.
Jakoś się nie zmartwiłam.
– A co z Lidką?
Skrzywił się.
– Co? – to wystarczyło, żeby pobudzić moją ciekawość.
– Jest wściekła. – Maciek podniósł szklankę i przełknął łyk soku. – Ktoś widział mnie z tobą w kinie i jej o tym doniósł. Wydzwaniała do mnie wczoraj kilka razy. Nie wiem, co ją ugryzło. Nawrzucała mi od kłamców, ale to śmieszne, bo ja jej nigdy niczego nie obiecywałem. Ale nie mówmy o niej.
– Kocha się w tobie?
– Kto? Lidka? – Maciek roześmiał się. – Nie wiem, może. – Położył rękę na oparciu sofy i wziął w palce kosmyk moich włosów. – Wolałbym jednak, żeby kto inny…
W telewizji jakaś długowłosa blondyna z odkrytym pępkiem gibała się na wszystkie strony i darła wniebogłosy o straconej miłości. Dwóch Murzynów złapało ją pod pachy i przeniosło przez scenę sztywną jak manekin. Długo wyciągała ostatnie dźwięki.
Nagle poczułam na karku gorącą dłoń. Zerknęłam na Maćka. Patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem.
– Powinieneś z nią porozmawiać.
– Z Lidką? – Musisz jej…
– … przestań – szepnął przysuwając się miękko jak kot.
Dotknął mojego uda.
– Myślę, że nadszedł czas – powiedział przykuwając mnie wzrokiem do sofy.
– Na co? – wymamrotałam.
– Na to! – pochylił się i poczułam na wargach jego miękkie usta.
Cofnęłam się. Sok chlusnął mi na kolana i wielka żółta plama rozeszła się po spódnicy. Zerwałam się na równe nogi.
– No i widzisz, co zrobiłaś. Niegrzeczna dziewczynka – Maciek strofował mnie żartobliwie. – Dlaczego tak się opierasz? – podszedł i objął mnie wpół.
– Przestań! – Odsunęłam jego ręce i rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś ścierki.
– Dlaczego jesteś taka niedotykalska? Przecież oboje tego chcemy.
– Przykro mi, ale nic mi o tym nie wiadomo. – Starałam się być miła, chociaż Maciek zaczął mnie poważnie drażnić. – Daj mi coś, muszę wytrzeć spódnicę.
– Najlepiej ją zdejmij…
Maciek ponownie mnie objął i sięgnął do suwaka spódnicy, próbując go rozsunąć.
Wkurzyłam się. Spojrzałam na niego zupełnie trzeźwo i nagle dostrzegłam, że ma zdecydowanie za duży nos i zbyt blisko siebie osadzone oczka. Wyglądał jak rozpalony chomik. W jednej chwili zrozumiałam, że nie powinnam była tu przychodzić.
– Idę do domu.
– Nie wygłupiaj się – Maciek na chwilą stracił rezon, ale błyskawicznie go odzyskał. – No dobrze, przepraszam, jeśli sobie nie życzysz, więcej cię nie dotknę. Chociaż – przybrał złośliwy wyraz twarzy – rozumiem, co jest z tobą nie tak.
Rozparł się na sofie i założył ręce za głowę.
– Boisz się sama siebie, tego, co by się mogło zdarzyć, gdybyś pozwoliła mi na więcej. Zgadłem?
Popatrzyłam na niego z odrazą.
– Dlaczego jesteś taki… nieromantyczny?
– Ja? Nieromantyczny? Chociaż, może w pewnym sensie masz rację. Ale nie nazwałbym tego brakiem romantyzmu, a raczej szczerością. Od początku czuję między nami silny magnetyzm i nie widzę powodu, żeby to ukrywać… jestem pewny, że czujesz to samo… dlatego chcę… tu i teraz… – zmrużył powieki i cicho wymruczał ostatnie słowa -… przetestować z tobą mojego pawia!
Spojrzałam na Maćka i parsknęłam śmiechem.
– Co w tym śmiesznego? Wiesz co, ty chyba jeszcze bardzo dziecinna jesteś! – obruszył się. Wziął szklankę i obrócił ją w dłoniach. Podniósł ją do ust.
– Ja czekam do ślubu.
Maciek zachłysnął się i momentalnie zrobił się purpurowy. Machnął ręką, próbował się śmiać, ale najwyraźniej zakrztusił się na całego, bo zaczął gwałtownie kaszleć i nie mógł złapać tchu.
– Chcesz… chcesz mnie zabić…? – wyrzęził.
Po chwili spojrzał na mnie wilgotnymi oczami:
– Żartujesz?
Nic nie odpowiedziałam.
– To znaczy, że muszę się najpierw z tobą ożenić, żeby…? No, niezły numer. Ty poważnie?
– Muszę już iść.
– Dziewczyno, nie wygłupiaj się. Czy ty wiesz, co tracisz?
Ruszyłam w kierunku wyjścia. Nagle Maciek złapał mnie za rękę i gwałtownie do siebie przyciągnął.
– Zostań! – przytulił mnie mocno i zanurzył twarz w moich włosach. Wściekłam się. Odepchnęłam go z całej siły.
– Dość tego, słyszysz, baranie jeden!
Zobaczyłam błysk w jego oku.
– Nie przekonam cię…? – wycedził przez zęby i zrobił krok w moją stronę.
To był impuls. Naprawdę nie wiem, jak to się stało. Nagle, nie zastanawiając się nad tym, co robię, całkowicie odruchowo, majtnęłam nogą i w tej samej chwili poczułam na wierzchniej stronie stopy jego miękkie jądra. Maciek krzyknął, osunął się na podłogę i zwinął w kłębek.
Przez chwilę stałam nad nim oszołomiona, nie wiedząc, co robić.
Złapałam torebkę i wybiegłam z mieszkania, nie oglądając się za siebie.
* * *
Włożyłam klucz do zamka, ale drzwi okazały się otwarte. Weszłam cicho i od razu poczułam przyjemny zapach smażonego ciasta. Z łazienki dobiegały odgłosy kąpieli i ciche podśpiewywanie. Zastukałam w drzwi. Usłyszałam gwałtowne chlupnięcie.
– Wróciłam!
– Przestraszyłaś mnie!
– Przepraszam.
– Jak randka?
Przewróciłam oczami.
– Dobrze.
Weszłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę. Na stole na półmisku leżał stosik pięknie wysmażonych naleśników.
– Zrobiłeś naleśniki?! – krzyknęłam w kierunku łazienki. Odpowiedział mi szum wody.
Po chwili Leszek wyszedł z łazienki, ociekając wodą, w ręczniku przepasującym biodra i turbanie na głowie.
– To dla ciebie. Zaraz przyjdę, tylko się ubiorę – powiedział i znikł w pokoju.
Na parkiecie w przedpokoju błyszczały mokre ślady stóp.
– Nie masz płaskostopia – stwierdziłam.
Usiadłam na stołku i zwinęłam w rulon pachnący naleśnik. Za chwilę Leszek stanął w drzwiach w sztruksach i podkoszulku z zieloną żabą. Spojrzał na mnie badawczo.
– Zmęczona?
Pokręciłam głową.
– Zrobię ci herbatę.
Wrzucił do kubka torebkę i wskazał na cukier.
– Dwie.
– Wyglądasz mizernie. Stało się coś?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie chcę się wtrącać, nie mów, jeśli nie chcesz.
– Wiesz, nie było tak źle… – łzy nabiegły mi do oczu.
Zamrugałam powiekami i roześmiałam się, żeby przegonić fatalny nastrój, ale było już za późno. Łzy popłynęły mi po policzkach.
Wstydziłam się tego dowodu mojej słabości, ale nic nie mogłam na to poradzić.
Leszek otworzył lodówkę, wyjął talerzyk z resztkami tiramisu i postawił go przed moim nosem. Obok położył łyżeczkę.
– Dziękuję – uśmiechnęłam się – i przepraszam. Już mi lepiej.
Jadłam przełykając łzy na przemian ze słodkim ciastkiem. Leszek wyszedł do pokoju. Usłyszałam skrzypniecie szafy i za chwilę na moich kolanach leżał mały rudzielec. Spał jak zabity.
Читать дальше