Usłyszała cichy charkot rozkoszy, gdy zaczęła go pieścić. Długie uda Damiena napięły się, dając jej dreszcz dodatkowej emocji. Od tamtej nocy w bi¬bliotece zastanawiała się, czy mogłaby zrobić mu to, co on jej wtedy zrobił. Tego wieczoru chciała dać mu tę przyjemność.
W ciąż groziło im niebezpieczeństwo, o czym oboje doskonale wiedzieli. Gdyby coś miało się wydarzyć, gdyby – nie daj Boże – zostali ujęci lub nawet mieli zginąć, chciała zapamiętać te ostatnie chwile, zabrać je ze sobą do końca życiowej drogi, a nawet jeszcze dalej.
Lizała go powoli, w końcu otworzyła usta i wziꬳa go tak głęboko, jak tylko mogła, drażniąc języ¬kiem gorącą, napiętą skórę. Miała wrażenie, że do¬tyka twardej stali przyobleczonej w satynę, piżmo¬wy męski smak spowodował, że zrobiła się mokra między nogami.
– Słodki Jezu – wyszeptał schrypniętym, nierów¬nym głosem. – Już nie mogę… nie dam rady… Aleksa, już dłużej nie wytrzymam.
Mimo to nie przestawała, cały czas pieszcząc go ustami i językiem. Chciała, żeby doszedł, chciała dać mu rozkosz pozbawioną bólu, chciała mu po¬kazać, jak bardzo go kocha, w sposób, którego szybko nie zapomni. Lecz gdy klęcząc, pochylała się nad nim, poruszył się lekko, ułożywszy się pod nią, przesunął i rozchylił jej uda, opierając głowę wyżej na poduszce.
– W to można grać we dwoje – powiedział cicho, zanim powiódł językiem po jej udzie i zaczął całować.
Co on wyprawia? Zrozumiała jego intencje, gdy chwycił jej biodra i objął ustami pulsujący, roz¬ogniony koralik. Rozpalony z nieoczekiwaną siłą nowy płomień wyrwał z jej ust cichy okrzyk. Pogrążyła się w nieznanym dotąd erotycznym doznaniu. ~tarała się pieszczotą doprowadzić go do rozkoszy, zignorować bezwstydne rzeczy, jakie z nią robił, poskromić żar ogarniający jej ciało, lecz gdy jego gorący język zaczął ją pieścić tak bosko, gdy wsu¬nięte do środka palce niepowstrzymanie gładziły ją w takim samym rytmie jak jego usta, rozgrza¬na do białości krew zaszumiała jej w głowie.
Płomienie ognia przeniknęły na wskroś całe jej ciało, napinając całe wnętrze, ukłucia naj słodszej rozkoszy pojawiły się z siłą eksplozji, która roze¬rwała Aleksę na tysiąc drobnych części.
– Damien! – Wygięła plecy, poddając się błogie¬mu doznaniu, skurczom niewymownej przyjemno¬ści, jaka otuliła całe jej ciało, migoczącym czerwo¬nym i złotym iskrom, które pojawiły się nie wiado¬mo skąd, słodyczy spływającej na wszystkie koń¬czyny. Kiedy to minęło, poczuła się zmęczona, drżąca, ledwie mogła się ruszyć. W końcu zsunęła się z niego, lecz nie odeszła.
Pocałowała go miękko w usta.
– Nie wyszło to dokładnie tak, jak zaplanowa¬łam. – Kolejny czuły pocałunek, okraszony uśmie¬chem. – Teraz twoja kolej.
– Ale…
– Obiecaj mi, że się nie p,oruszysz. Nie chcę urazić ci żeber.
Spojrzał na nią niebieskimi oczami.
– Moja naj droższa, to jest o wiele łatwiejsze, niż się wydaje.
Jeszcze raz go pocałowała, a on odpowiedział tym samym, po raz kolejny doprowadzając jej cia¬ło do drżenia. Opanowała się jednak, przyklękła ponad jego biodrami i z delikatną determinacją ostrożnie usiadła na jego nabrzmiałym członku.
Damien syknął, nabierając powietrza, ale nie po¬ruszył się.
Powoli uniosła się, wysuwając go z siebie, i znowu usiadła. Klęcząc, powtarzała te ruchy i czuła, jak jego ciało sztywnieje, zaczyna drżeć. W jego oczach płonęła dzika żądza, gdy na nią patrzył. Po¬czuła ogromny przypływ miłości, równy gwałtow¬nością ogarniającemu ją znowu pożądaniu.
Pochyliwszy się do przodu, zwiększyła tempo.
Aleksa…, kochana… – wyszeptał. Zacisnął zę¬by, zamknął oczy, spinając całe ciało. W pewnym momencie wyprężył się do góry i jęknął porażony przeszywającym bólem żeber.
Aleksa zamarła.
– Nie przestawaj!
Ale jesteś ranny. Wiedziałam, że nie powinniśmy…
Teraz cierpię znacznie gorzej i to nie z powodu pękniętych żeber.
Zaśmiała się cicho i wznowiła rytmiczne ruchy.
Wyginała plecy, żeby wchodził w nią jak najgłębiej, wypinała piersi i drżała, gdy ściskał i pieścił je w dłoniach.
Tym razem prawie dotrzymał obietnicy i nie ruszał się. Dopiero pod sam koniec chwycił ją za biodra, wbijając się w nią coraz mocniej i mocniej. Napięte muskuły na piersi pokrywała mu cienka warstwa potu, gdy wchodził w nią raz po raz.
Nie oczekiwała, że podniecenie znowu pochwy¬ci ją w swoje szpony tak gwałtownie, lecz przenik¬nęło jej ciało i po chwili połączyła się zDamienem w drżącej rozkoszy aż do utraty tchu, aż do wyczerpania i nasycenia.
Usatysfakcjonowana położyła się u jego boku, a on objął ją ramionami. Wkrótce zasnęła, lecz obudziła się, czując, jak Damien delikatnie potrząsa jej ramlemem.
– Co się stało? – krzyknęła i usiadła na łóżku.
Ujrzawszy niepokój na jego twarzy, poczuła przy¬spieszone bicie serca.
– Wojsko. Do miasta przyjechał oddział napole¬ońskich huzarów. Przeszukują wszystkie gospody i zajazdy. Musimy uciekać.
– Boże miłosierny… – nie powiedziała jednak nic więcej, tylko pospiesznie wstała i włożyła pro¬ste ubranie. Szybko splotła włosy w jeden długi warkocz, włożyła pantofle, chwyciła pelerynę, któ¬rą Damien narzucił jej na ramiona i owinął nią sta¬rannie, gdy wychodzili z pokoju.
W korytarzu czekał na nich Joseph, ciemnowło¬sy, niski, ale mocno zbudowany mężczyzna. Filco¬wą czapkę z daszkiem naciągnął mocno na szero¬kie czoło. Niektórzy powiedzieliby zapewne, że jest prostym człowiekiem, ale miał w sobie pewien urok i był bez miary, a nawet fanatycznie oddany SL Owenowi.
– Ile mamy czasu? – spytał go Damien.
– Obawiam się, że niewiele. Wóz czeka w alei.
– Zabierz ją. Ja sprawdzę, co się dzieje przed domem, i dołączę do was przez kuchenne drzwi.
Joseph bez wahania wykonał polecenie, stanow¬czym gestem ujmując Aleksę za ramię i prowadząc ją ku tylnym schodom" gdzie znajdowało się wyj¬ście do alei. Spojrzała jeszcze przez ramię i po chwili krzyknęła głośno na widok czterech żoł¬nierzy, którzy wdarli się do środka przez tylne drzwi.
– Uciekaj do wozu! – rozkazał Joseph. Gniewne spojrzenie w jego oczach czyniło go jeszcze bar¬dziej dzikim.
Zerknęła w górę schodów, po których już gnał Damien, rzucając się do walki. Przywarła płasko do ściany, by mąż mógł ją minąć w pełnym biegu. Joseph uderzył pierwszego żołnierza w brzuch, a gdy tamten zgiął się wpół, poprawił ciosem w szczękę, od którego huzar przewrócił się na zie¬mię. Drugiego z napastników wyrżnął prosto w nos, zalewając go krwią, po czym obaj zaczęli okładać się pięściami.
Skacząc po dwa stopnie, Damien starł się z trzecim żołnierzem, otrzymując cios w żebra, po któ¬rym wykrzywił twarz w grymasie bólu. Potem szybko wykonał unik, by zejść z linii uderzenia wy¬mierzonego przez czwartego mężczyznę, i znowu odwrócił się do trzeciego, który wyciągnął szablę z pochwy u pasa.
Damien! – wrzasnęła Aleksa w momencie, gdy ten kopnął wysokiego żołnierza butem, posyłając go na schody. Uderzywszy mocno w stopnie, zawył z bólu i opadł bezwładnie na ziemię Jego czerwo¬no-granatowy mundur był ubrudzony ziemią z buta Damiena.
Falon chwycił rękojeść leżącej na ziemi szabli i szybkim ruchem odparował cięcie czwartego huza¬ra. W powietrzu rozległ się dźwięczny brzęk metalu.
Biegnij do wozu! – rzucił rozkazująco Damien. Uciekaj z miasta, później do ciebie dołączymy! Stal uderzała o stal, gdy potykali się w wąskim, ograniczającym ruchy przejściu.
Читать дальше