Czasu było coraz mniej, a moje serce nadal mówiło mi, że jest jeszcze cos, co mogę zrobić.
Czternastego lutego, w dzień świętego Walentego, Jamie wybrała fragment z Listu do Koryntian, który wiele dla niej znaczył. Powiedziała mi, że gdyby kiedykolwiek miała taką możliwość, chciałaby, żeby ten właśnie fragment odczytano na jej weselu. Oto jego treść:
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi
się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz
współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma.
Jamie w najprawdziwszy sposób ucieleśniała te słowa.
Trzy dni później, kiedy zrobiło się trochę cieplej, pokazałem jej coś pięknego – coś, czego, jak sądziłem, jeszcze nie widziała i co, byłem tego pewien, z chęcią zobaczy.
Wschodnia część Karoliny Północnej to kraina odznaczająca się łagodnym klimatem i wspaniałym ukształtowaniem terenu. Nigdzie indziej nie widać tego tak wyraźnie jak na Bogue Banks, wyspie położonej nieopodal wybrzeża, niedaleko moich rodzinnych stron. Oddalona o pół mili od brzegu, długa na dwadzieścia mil i blisko na mile szeroka, biegnie ze wschodu na zachód i jest istnym cudem natury. Ci, którzy tam mieszkają, każdego dnia są świadkami wspaniałych wschodów i zachodów słońca nad rozległym przestworem Atlantyku.
Grubo opatulona Jamie stała obok mnie na skraju Przystani Parostatków, gdy zaczął się ten idealny wieczór. Wskazałem ręką w dal i powiedziałem, żeby chwile zaczekała. Widziałem nasze oddechy: jej dwa przypadały na jeden mój. Musiałem ją podtrzymywać – wydawała się lżejsza od liści, które spadając jesienią z drzew – lecz wiedziałem, że warto było tu przyjechać.
W pewnym momencie jarzący się, poryty kraterami księżyc zaczął wyłaniać się z morza, rzucając snop światła na ciemniejące powoli wody rozszczepiając się na tysiąc fragmentów, każdy piękniejszy od poprzedniego. Dokładnie w tej samej chwili słonce zetknęło się po drugiej stronie z horyzontem, zabarwiając go na czerwono, żółto i złoto, tak jakby niebiosa nad naszymi głowami otworzyły nagle podwoje i pozwoliły spłynąć na ziemię całemu swemu pięknu. Ocean przeistoczył się w płynne srebro, woda iskrzyła się odbitym, zmieniającym barwy światłem i widok był naprawdę wspaniały, niemal jak u zarania czasu.
Słońca nadal się obniżało, roztaczając wszędzie, gdzie okiem sięgnąć swój blask, i w końcu powoli znikało pod falami. Księżyc kontynuował swoją migotliwą wędrówkę w górę, przybierając tysiące różnych odcieni żółci, każdy bledszy od poprzedniego, aż w końcu upodobnił się barwą do gwiazd.
Podtrzymywana przeze mnie Jamie oglądała to wszystko w milczeniu. Jej oddech był płytki i słaby. Kiedy wreszcie niebo poczerniało i na południu pojawiły się pierwsze iskierki gwiazd, wziąłem ją w ramiona i pocałowałem delikatnie w oba policzki, a potem w usta.
– Właśnie coś takiego do ciebie czuję – powiedziałem.
Tydzień później wizyty Jamie w szpitalu stały się bardziej regularne, chociaż nalegała, żeby nie kazano jej zostawać tam na noc.
– Chcę umrzeć w domu – mówiła.
Lekarze nie mogli jej w żaden sposób pomóc i nie mieli wyboru: musieli uwzględnić jej życzenie.
Przynajmniej na razie.
– Myślałem o kilku ostatnich miesiącach – wyznałem jej.
Siedzieliśmy w salonie, trzymając się za ręce i czytając Biblię. Jej twarz stawała się coraz chudsza, włosy traciły blask. Ale oczy, te łagodne błękitne oczy, były tak samo cudowne jak zawsze.
Chyba nigdy jeszcze nie widziałem kogoś tak pięknego.
– Ja też o nich myślałam – odparła.
– Już pierwszego dnia zajęć u panny Garber wiedziałaś, że zagram w tej sztuce, prawda? Wtedy, gdy spojrzałaś na mnie i uśmiechnęłaś się?
Jamie pokiwała głową.
– Tak.
– A kiedy zaprosiłem cię na bal, kazałaś mi przyrzec, że się w tobie nie zakocham, ale wiedziałaś, że i tak mnie to czeka?
W jej oczach pojawił się figlarny błysk.
– Tak.
– Skąd wiedziałaś?
Wzruszyła ramionami, nie odpowiadając i przez kilka chwil siedzieliśmy razem, obserwując siekący o szyby deszcz.
– A o czym, twoim zdaniem, myślałam, kiedy oświadczyłam, że się za ciebie modlę? – powiedziała w końcu.
Choroba nadal się rozwijała, z nadejściem marca coraz szybciej. Jamie brała więcej leków przeciwbólowych i fale mdłości powodowały, że nie mogła nic utrzymać w swoim żołądku. Bardzo osłabła i wyglądało na to, że wbrew swoim chęciom będzie musiała zostać w szpitalu.
Maja matka i ojciec sprawili, że do tego nie doszło.
Ojciec przyjechał do domu, w pośpiechu opuściwszy stolicę, chociaż trwała właśnie sesja Kongresu. Matka najwyraźniej zadzwoniła do niego i oznajmiła, że jeśli natychmiast nie wróci, równie dobrze może pozostać w Waszyngtonie na zawsze.
Kiedy opowiedziała mu, co się dzieje, ojciec stwierdził, że Hegbert nigdy nie przyjmie od niego pomocy, że urazy są zbyt głębokie i za późno już, żeby coś zrobić.
– Tu nie chodzi o twoją rodzinę ani nawet o wielebnego Sullivana i o to co zdarzyło się w przeszłości – odpowiedziała, nie przyjmując do wiadomości jego tłumaczeń. – Tu chodzi o naszego syna. Tak się składa, że kocha tę dziewczynę, a ona potrzebuje naszej pomocy. Musisz znaleźć jakiś sposób, żeby jej pomóc.
Nie wiem, co takiego mój ojciec powiedział Hegbertowi, jakie obietnice musiał złożyć i ile to wszystko kosztowało. Wiem tylko, że już wkrótce sprowadzono do domu Jamie kosztowny sprzęt, dostarczono jej wszystkie potrzebne lekarstwa i od tej pory dyżurowały przy niej na zmianę dwie pielęgniarki, a kilka razy dziennie zaglądał lekarz.
Mogła pozostać w domu.
Tej nocy po raz pierwszy w życiu płakałem na ramieniu ojca.
– Czy jest coś, czego żałujesz? – zapytałem ją.
Leżała w łóżku z igłą na ramieniu. Kroplówka dostarczała jej leki, których potrzebowała. Jej twarz była blada, ciało lekkie jak piórko. Nie mogła już prawie chodzić; kiedy to robiła, trzeba było ja bez przerwy podtrzymywać.
– Wszyscy czegoś żałujemy, Landon – odparła – ale uważam, że miałam wspaniałe życie.
– Jak możesz tak mówić? – zawołałem, nie mogąc ukryć swojej udręki. – Biorąc pod uwagę to, co cię spotkało.
Jamie ścisnęła mnie za rękę, niezbyt mocno, i posłała mi czuły uśmiech.
– Jeśli o to chodzi, rzeczywiście mogło być lepiej – stwierdziła, rozglądając się po sypialni.
Roześmiałem się przez łzy i natychmiast poczułem wyrzuty sumienia. To przecież ja miałem ją wspierać, nie odwrotnie.
– Poza tym jednak byłam szczęśliwa – dodała. – Naprawdę, Landon. Miałem, wyjątkowego ojca, który przybliżył mi Boga. Kiedy spoglądam wstecz, wiem, że nie mogłabym pomóc innym ludziom bardziej, niż to czyniłam. – Przerwała i spojrzała mi prosto w oczy. – Zakochałam się nawet w kimś i ten ktoś odwzajemnia moje uczucie.
Pocałowałem jej rękę, gdy to powiedziała, i przycisnąłem jej dłoń do policzka.
– To nie w porządku – mruknąłem.
Nie odpowiedziała.
– Nadal się boisz? – zapytałem.
– Tak.
– Ja też się boję – przyznałem.
– Wiem. I jest mi przykro.
– Co mogę zrobić? – zapytałem zdesperowany. – Nie wiem już w ogóle, co mam robić.
– Poczytasz mi?
Читать дальше