Nie mogliśmy tego raczej przećwiczyć na jej werandzie i miałem nadzieje, że mi tego nie zaproponuje.
– Nauczysz się. To łatwe, kiedy zna się wszystkie słowa.
– Mam nadzieję.
Jamie uśmiechnęła się i po chwili zmieniła temat, zbijając mnie trochę z tropu.
– Czy myślałeś kiedyś o przeszłości, Landon? – zapytała.
Jej pytanie zaskoczyło mnie, bo było takie… banalne.
– Tak, owszem, chyba tak – odparłem ostrożnie.
– Więc co chcesz robić ze swoim życiem?
Wzruszyłem ramionami, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza.
– Jeszcze nie wiem. Specjalnie się nad tym nie zastanawiałem. Na jesieni przyszłego roku zacznę studia na Uniwersytecie Północnej Karoliny. Taką mam w każdym razie nadzieję. Najpierw muszą mnie przyjąć.
– Przyjmą cię – oświadczyła z przekonaniem.
– Skąd wiesz?
– Bo o to też się modliłam.
Słysząc to, pomyślałem, że zaczniemy dyskusję o sile modlitwy i wiary, lecz Jamie posłała mi kolejna kręcącą piłkę.
– A co po studiach? Co chcesz potem robić?
– Nie wiem – odparłem, wzruszając ramionami. – Może zostanę jednorękim drwalem.
Nie uznała tego za coś zabawnego.
– Moim zdaniem powinieneś zostać pastorem – stwierdziła poważnym tonem. Moim zdaniem masz odpowiednie podejście do ludzi i będą przyjmować z szacunkiem to, co masz do powiedzenia.
Pomysł był oczywiście przezabawny, ale wiedziałem, że płynie prosto z serca i że Jamie traktuje to jako komplement.
– Dziękuję – odparłem. – Nie wiem, czy zostanę pastorem, ale na pewno coś zdecyduję.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że rozmowa utknęła w martwym punkcie i że teraz moja kolej.
– A ty? Co ty chcesz robić w przyszłości? – zapytałem.
Jamie odwróciła się i przez chwilę zapatrzyła się gdzieś w dal. Zastanawiałem się, o czym myśli, ale ten moment minął tak samo szybko, jak się zaczął.
– Chcę wyjść za mąż – odparła cicho. – I kiedy będę brała ślub chcę, żeby ojciec poprowadził mnie do ołtarza i żeby w kościele byli wszyscy, których znam. Chcę żeby był wypełniony po brzegi.
– To wszystko?
Chociaż nie traktowałem wrogo instytucji małżeństwa, wydawało mi się trochę głupie traktowanie czegoś takiego jako życiowego celu.
– Tak – odparła. – To wszystko, czego chcę.
Sposób w jaki to powiedziała, sugerował moim zdaniem, że boi się, iż spotka ją los panny Garber. Próbowałem ją jakoś pocieszyć, chociaż wszystko to nadal wydawało mi się głupotą.
– Któregoś dnia wyjdziesz za mąż. Spotkasz jakiegoś faceta, zakochacie się w sobie i on poprosi o twoja rękę. I jestem pewien, że twój ojciec z radością poprowadzi cię do ołtarza.
Celowo nie wspominałem nic o wypełnionym po brzegi kościele. Przypuszczam, że była to jedyna rzecz, której nawet ja nie potrafiłem sobie wyobrazić.
Jamie zastanawiała się przez chwilę nad moja odpowiedzią, jakby ważyła każde moje słowo, chociaż nie miałem pojęcia dlaczego.
– Mam taką nadzieję – stwierdziła w końcu.
Wiedziałem, że nie ma ochoty na dalsze drążenie tej sprawy, więc zmieniłem temat.
– Od jak dawna odwiedzasz sierociniec? – zapytałem, żeby podtrzymać rozmowę.
– Od siedmiu lat. Kiedy tam po raz pierwszy przyszłam, miała siedem lat. Byłam młodsza od wielu tamtejszych wychowanków.
– Podobało ci się tutaj, czy raczej odczuwałaś smutek?
– I jedno i drugie. Niektóre dzieci trafiają tutaj z naprawdę strasznych miejsc. Człowiekowi kraje się serce, kiedy o tym słyszy. Ale kiedy widzą, jak przychodzisz z nowymi książkami z biblioteki albo nową grą, w którą chcesz się z nimi pobawić, ich uśmiechy zabijają cały smutek. To najwspanialsze uczucie na ziemi.
Opowiadając o tym, cała promieniała. Chociaż nie mówiła tego, by wzbudzić we mnie poczucie winy, dokładnie tak się czułem. To jeden z powodów, dla których tak trudno było jej stawić czoło, ale zdążyłem się już chyba do tego przyzwyczaić. Nauczyłem się, że potrafiła okręcić sobie każdego wokół palca.
W tym momencie dyrektor otworzył drzwi i zaprosił nas do środka. Jego gabinet przypominał szpitalny pokój, z posadzką w biało – czarną szachownicę, białymi ścianami, białym sufitem oraz metalową szafką. Tam gdzie w szpitalu jest łóżko, stało biurko wyglądające, jakby zeszło z fabrycznej taśmy. Wszystko było tu neurotycznie bezosobowe: ani jednego zdjęcia czy czegokolwiek.
Jamie przedstawiła mnie i podałem dłoń panu Jenkinsowi. Kiedy usiedliśmy, głos zabierała głównie ona. Byli starymi przyjaciółmi, od razu rzucało się to w oczy: pan Jenkins uściskał ją mocno na powitanie. Wygładziwszy spódniczkę, Jamie przedstawiła mu nasz plan. Pan Jenkins oglądał sztukę przed kilku laty i już na samym początku zorientował się dokładnie, o czym mówi. Chociaż jednak bardzo lubił Jamie i nie wątpił w jej dobre intencje, nie sądził, żeby to był dobry pomysł.
– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – stwierdził.
Dzięki temu dowiedziałem się, co o tym sądzi.
– Dlaczego nie? – zapytała Jamie, unosząc brwi.
Jego brak entuzjazmu autentycznie ją zaskoczył.
Pan Jenkins wziął do ręki ołówek i zaczął stukać nim w blat biurka, najwyraźniej zastanawiając się, jak jej to wytłumaczyć. W końcu odłożył ołówek i westchnął.
– To wspaniała propozycja i wiem, że chciałabyś zrobić coś wyjątkowego, ale ta sztuka opowiada o ojcu, który w końcu zdaje sobie sprawę, jak bardzo kocha córkę. – Odczekał chwilę, żebyśmy to sobie uświadomili, po czym znowu wziął do ręki ołówek. – Boże Narodzenie jest tutaj wystarczająco trudne bez przypominania dzieciom, czego im brakuje. Myślę, że gdyby zobaczyły coś takiego…
Nie musiał nawet kończyć. Jamie podniosła dłonie do ust.
– O rety – powiedziała. – Ma pan rację. W ogóle o tym nie pomyślałam.
Szczerze mówiąc, ja też. Ale argumenty pana Jenkinsa już na pierwszy rzut oka wydawały się bardzo przekonujące.
Mimo to podziękował nam i powiedział, co zamierza zrobić zamiast tego.
– Będziemy mieli małą choinkę i kilka prezentów… cos, czym będę mogli się podzielić między sobą. Zapraszamy was serdecznie na Wigilię.
Pożegnaliśmy się i oboje wyszliśmy w milczeniu z gabinetu. Wiedziałem, że Jamie jest smutna. Im dłużej z nią przebywałem, tym bardziej uświadamiałem sobie, że mają dostęp do niej różne uczucia: nie zawsze była pogodna i szczęśliwa. Wierzcie mi lub nie, ale po raz pierwszy zorientowałem się, że pod pewnymi względami nie różni się od innych.
– Przykro mi, że nic z tego nie wyszło – powiedziałem cicho.
Jej oczy znowu zapatrzyły się gdzieś w dal i dłuższą chwilę trwało, zanim się odezwała.
– Chciałam po prostu zrobić dla nich coś innego. Coś wyjątkowego, co zapamiętałyby na zawsze. Byłam pewna, że to jest to… – powiedziała i westchnęła. – Najwyraźniej nie potrafię przeniknąć Bożych zamysłów.
Przez dłuższy czas milczała, a ja nie odrywałem od niej wzroku. Widok czującej się podle Jamie był chyba jeszcze gorszy niż czucie się podle z jej powodu. W przeciwieństwie do niej zasługiwałem na to, żeby czuć się podle: wiedziałem, co ze mnie za ziółko. Ale ona…
– Skoro już tu jesteśmy, może zechcesz odwiedzić dzieciaki? – zapytałem, przerywając milczenie. Była to chyba jedyna rzecz, która, jak sądziłem, mogła poprawić jej samopoczucie. – Pogadasz z nimi, a ja, jeśli chcesz, poczekam tutaj albo w samochodzie.
Читать дальше