Szła tuż przed nim.
Deszcz przeszedł w ulewę i nagle wydawało mu się, że wszystko porusza się w zwolnionym tempie… Biegł… powoli… powoli… już widział jej głowę… mgła znowu zgęstniała… deszcz lał się strumieniami… jej włosy…
Zniknęła. Znowu przystanął. Już nic nie widział w deszczu i mgle.
– Gdzie jesteś?! – zawołał.
Cisza.
– Gdzie jesteś?! – krzyknął głośniej.
– Tutaj – rozległ się głos.
Otarł krople deszczu z twarzy.
– Catherine? Czy to naprawdę ty?
– To ja, Garrett.
Nie był to jej głos.
Z mgły wyszła Teresa.
– Jestem.
Garrett obudził się i usiadł w pościeli, zlany potem. Otarł twarz prześcieradłem. Długo siedział bez ruchu.
Tego samego dnia odwiedził ojca.
– Chyba chcę się z nią ożenić.
Łowili razem ryby. Siedzieli na końcu molo z kilkunastoma innymi wędkarzami. Jeb podniósł zdumiony głowę.
– Dwa dni temu wydawało mi się, że nie chcesz jej więcej widzieć.
– Od tamtej pory dużo myślałem.
– Rzeczywiście – mruknął Jeb. Nawinął żyłkę na kołowrotek, sprawdził przynętę i zarzucił. Wątpił, czy cokolwiek złapie, ale wędkowanie uważał za jedną z największych przyjemności.
– Kochasz ją?
Garrett spojrzał na ojca ze zdziwieniem.
– Oczywiście, że ją kocham. Mówiłem ci tyle razy.
Jeb pokręcił głową.
– Nie… nie mówiłeś. Sporo o niej rozmawialiśmy… mówiłeś, że przy niej czujesz się szczęśliwy i że nie chcesz jej stracić, ale nigdy nie powiedziałeś, że ją kochasz.
– Czy to nie to samo?
– Chyba nie.
Po powrocie do domu Garrett odtworzył w myśli dalszy ciąg rozmowy z ojcem.
„Chyba nie”.
– Oczywiście, że to samo – odparł prędko. – A nawet jeśli to nie to samo, kocham ją.
– Chcesz się z nią ożenić? – spytał Jeb, patrząc uważnie na syna.
– Chcę.
– Dlaczego?
– Bo ją kocham. Czy to nie wystarczy?
Garrett zwijał żyłkę.
– Czy to nie ty właśnie uważałeś, że powinniśmy się pobrać?
– Tak.
– Dlaczego więc ogarnęły cię wątpliwości?
– Ponieważ chcę mieć pewność, że robisz to z właściwych pobudek. Dwa dni temu nie wiedziałeś, czy w ogóle chcesz ją jeszcze zobaczyć. Teraz jesteś zdecydowany na małżeństwo. To zmiana poglądów o sto osiemdziesiąt stopni. Muszę wiedzieć, że tę zmianę spowodowało uczucie, jakie żywisz dla Teresy, a twoja decyzja nie ma nic wspólnego z Catherine.
– Catherine nie ma z tym nic wspólnego – szybko zaprzeczył Garrett. Przywołanie imienia żony wywołało ból. Westchnął głęboko. – Wiesz, tato, że czasami w ogóle cię nie rozumiem. Ciągle mnie naciskałeś, namawiałeś, żebym pogodził się z tym, co stało się w przeszłości, żebym sobie kogoś znalazł. Teraz, gdy znalazłem, próbujesz mnie zniechęcić.
Jeb położył synowi rękę na ramieniu.
– Nie zniechęcam cię do niczego, Garrett. Cieszę się, że spotkałeś Teresę, że ją kochasz, i mam nadzieję, że wszystko skończy się małżeństwem. Dlatego przy podejmowaniu decyzji powinieneś oprzeć się na właściwych przesłankach. Małżeństwo to dwie osoby, a nie trzy. Byłoby to nieuczciwe wobec Teresy.
Minęła chwila, zanim Garrett odpowiedział.
– Chcę się z nią ożenić, ponieważ ją kocham. Chcę spędzić z nią resztę życia.
Ojciec siedział w milczeniu. Nagle powiedział coś, co sprawiło, że Garrett gwałtownie odwrócił głowę.
– Mam rozumieć, że już pogodziłeś się ze śmiercią Catherine?
Garrett nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.
– Jesteś zmęczona? – spytał Garrett. Leżał w łóżku i rozmawiał z Teresą. Mała lampka rozjaśniała pokój.
– Tak. Właśnie przyjechałam. To był długi weekend.
– Czy wszystko poszło po twojej myśli?
– Mam nadzieję. Jeszcze za wcześnie o tym mówić, ale spotkałam kilka osób, które mogą mi pomóc.
– Zatem to dobrze, że pojechałaś.
– Dobrze i źle. Żałowałam, że nie jestem z tobą.
– Kiedy jedziesz do rodziców?
– W środę rano. Wracam w niedzielę.
– Pewnie się cieszą na twój przyjazd?
– Tak. Prawie rok nie widzieli Kevina. Chcą się nim nacieszyć chociaż przez kilka dni.
– To dobrze.
Zapadła krótka cisza.
– Chcę, żebyś wiedział, że naprawdę mi przykro z powodu tego weekendu.
– Wiem.
– Mogę to jakoś nadrobić?
– Co masz na myśli?
– Możesz przyjechać w następny weekend po Święcie Dziękczynienia?
– Chyba tak.
– To dobrze, bo wymyśliłam dla nas coś specjalnego.
Dla obojga był to niezapomniany weekend.
Podczas poprzedzających go dwóch tygodni Teresa dzwoniła częściej niż zwykle. Do tej pory na ogół telefonował Garrett, a teraz uprzedzała go, gdy tylko chciał z nią pomówić. Wchodził do domu, żeby wykręcić jej numer i w tym momencie rozlegał się dzwonek telefonu. Podnosił słuchawkę i mówił:
„Cześć, Tereso”, czym ją zaskakiwał. Żartowali potem o parapsychicznych zdolnościach.
Kiedy w ustalonym terminie przyleciał do Bostonu, spotkali się na lotnisku. Teresa już na niego czekała.
Prosto z lotniska pojechali na kolację. Teresa zarezerwowała stolik w najelegantszym lokalu w mieście. Potem zabrała go na „Nędzników”, których właśnie wystawiono. Bilety były wyprzedane, ale Teresie, która znała dyrektora teatru, udało się zdobyć dwa miejsca w najlepszej części widowni.
Wrócili późno, a następnego dnia od rana zaczęła się bieganina. Teresa zabrała Garretta do redakcji i przedstawiła go kilku osobom, a potem pojechali do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Wieczorem spotkali się z Deanną i Brianem na kolacji „U Anthony'ego” – w restauracji mieszczącej się na najwyższym piętrze budynku Prudentialu, skąd rozciągał się widok na całe miasto.
Garrett nigdy czegoś takiego nie widział.
– Pamiętacie Garretta, prawda? – spytała Teresa, starając się, by nie zabrzmiało to śmiesznie.
– Oczywiście, że pamiętamy. Miło cię widzieć – powiedziała Deanna i pocałowała go w policzek. – Przepraszam, że zmusiłam Teresę do wyjazdu na konferencję w Dallas. Mam nadzieję, że nie byłeś na nią bardzo zły.
– Skądże – mruknął, kłaniając się sztywno.
– Cieszę się, bo uważam, że było warto.
Garrett spojrzał na nią zaciekawiony.
– O co chodzi, Deanno? – spytała Teresa.
– Po twoim wyjściu dostałam wspaniałą wiadomość.
– Jaką?
– Rozmawiałam z Danem Mandelem przez dwadzieścia minut – odparła. – Okazało się, że zrobiłaś na nim ogromne wrażenie. Uważa cię za profesjonalistkę. Jednak najważniejsze jest to… – Deanna dramatycznie zawiesiła głos, ale nie mogła opanować uśmiechu.
– Tak?
– Począwszy od stycznia, będzie przedrukowywał twoją kolumnę we wszystkich swoich gazetach.
Teresa przykryła dłonią usta, by stłumić okrzyk, który się jej wyrwał, ale i tak rozległ się dostatecznie głośno, by goście przy sąsiednich stolikach się obejrzeli.
– Żartujesz? – spytała z niedowierzaniem w głosie, pochylając się do Deanny i mówiąc coś przyciszonym głosem.
Przyjaciółka pokręciła przecząco głową.
– Nie. Tylko powtarzam to, co mi powiedział. Chce rozmawiać z tobą we wtorek. Umówiłam się na telekonferencję o dziesiątej.
– Jesteś pewna? Chce drukować moją kolumnę?
– Naprawdę. Wysłałam mu faksem kilka tekstów i twoje dane. Chce ciebie, nie ma żadnej wątpliwości.
Читать дальше