Cizia Zykë - Sahara

Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Sahara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Sahara: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sahara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Podróż kilku kombinatorów przez Saharę: ciemne interesy, korupcja, afrykańska rzeczywistość i… piękne kobiety. Nie pozbawione erotyzmu.

Sahara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sahara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wracamy do Yaounde i wkrótce odwiedzamy Ramona w jego biurze. Przyjmuje nas z otwartymi ramionami, pyta o Miguela i jak udała się nasza ekspedycja.

– Właśnie, Ranion, mamy mały kłopot, może mógłbyś nam pomóc.

Wyjaśniam mu, że paszport Miguela nieszczęśliwie wpadł w błoto podczas trudnej przeprawy, że niedługo musimy jechać do Gwinei równikowej i że cała podróż stanie pod znakiem zapytania, jeśli będziemy musieli wracać do Hiszpanii, żebv wyrobić mu nowy paszport.

Ramon wznosi ręce do nieba. Ma wprawdzie możliwości, żeby wyrobić Miguelowi nowy paszport, ale oficjalnie nie ma do tego prawa. Wszystko zależy teraz od przyjaźni, jaka łączy nas od kilku tygodni, i od zaufania, jakie do nas żywi. Nie daje odpowiedzi od razu i prosi, żebym przyszedł następnego dnia. Przez całą noc Miguel chodzi w kółko po hotelowym pokoju. Jeśli Ramon odmówi, to już naprawdę koniec.

Następnego dnia Ramon zgadza się.

Późnym popołudniem Miguel znajduje się w posiadaniu oficjalnego paszportu, podstemplowanego w hiszpańskim konsulacie. Jest to fałszywy dokument o tyle wiarygodny, że jest całkowicie autentyczny. W pokoju Miguel bez przerwy ogląda go ze wszystkich stron, podziwia go i od czasu do czasu wybucha pełnym szczęścia śmiechem. Te jego nagłe radosne okrzyki świadczą o tym, jak bardzo męczyła go stała niepewność jutra.

***

– Proszę pani, teraz wyliżemy kuciapę.

– Teras… wyliziemy… kuczape.

Zdanie to Miguel powtarza kilkakrotnie. Akcent nie jest jeszcze dobry, ale moje lekcje francuskiego zaczynają przynosić owoce. Postanowiłem uzupełnić trochę jego wykształcenie, zanim zostawię go samemu sobie. Francuski i angielski, w połączeniu z jego hiszpańskim, pozwolą mu dawać sobie radę wszędzie.

– Kuciapę! Nie kuczape

– Kucz… Kuczape. Kuciapę!

Moje lekcje mają nieco szczególny charakter, ale w ciągu paru tygodni nie mam czasu nauczyć go wszystkich subtelności języka. Pomyślałem więc, że najlepiej poprzestać na sprawach najważniejszych.

Dlatego kilka razy w ciągu dnia zatrzymujemy, się przy drodze, żeby trochę odpocząć i, jeśli nie gramy w szachy, uczę go nowego świństwa. Im dalej posuwamy się tą pustą drogą, tym bardziej Miguel mnie zadziwia. Robi ogromne postępy i powtarza moje zdania z entuzjazmem. Odkąd ma w kieszeni swój nowy paszport, stał się innym człowiekiem. Śmieje się, rozmawia, bawi. Jego ramiona wyprostowały się i nie ma już tego wyglądu niewydarzonego cherlaka, przemykającego się ukradkiem przez życie, który uderzał w nim na początku podróży.

Po załatwieniu sprawy z konsulem w Kamerunie udaliśmy się do Czadu, do N'Djameny, ale nie zostaliśmy tam długo. Trwała tam wojna, a ponieważ nie byliśmy w stanie ustalić, którzy byli dobrzy, a którzy źli, zostawiliśmy ich swojemu losowi. Niech się dalej naparzają sami.

Nadarza się też pierwsza okazja, żeby pozbyć się Miguela. Zaczynam już mieć dość tej przejażdżki, i pilno mi zmienić działalność. Miguel ma teraz doskonały paszport, brakuje mu tylko trochę forsy ewentualnie kogoś, kto mógłby się nim zająć przez jakiś czas, żebym miał czyste sumienie.

Właśnie w N'Djamenie dwoje Hiszpanów prowadzi kwitnący handel. To wymarzona okazja.

– Miguel, idź do nich, powiedz im, że rodacy muszą sobie pomagać, nawsadzaj im kitu! Musi ci się udać coś załatwić!

– Myślisz? Nie wiem, ja chyba nie potrafię. Lepiej byłoby, żebyś ty z nimi pogadał.

– Ależ nie, to nie byłoby to samo. Poza tym musisz się przyzwyczajać. No, jazda, trochę wiary we własne siły! Robi kilka kroków, zatrzymuje się, wraca.

– Nie, niezręcznie mi, idź ty.

– Kurwa, to ty jesteś Hiszpanem!

Idzie znowu, stoi parę minut niezdecydowany, po czym odwraca się w moim kierunku i robi wielki, zrezygnowany ruch rękami.

Do cholery! Mam go już dość, ta ofiara mogłaby zrobić mały wysiłek.

To przez niego siedzę w tym idiotycznym kraju i sram z nudów. Opieprzam go, po czym w przypływie wściekłości odwracam się na pięcie i odchodzę, nie odwracając się. Niech sobie sam daje radę, dość już dla niego zrobiłem. Biorę się za coś innego.

Idę tak dobry kilometr, zanim głupie wyrzuty sumienia każą mi zawrócić. Miguel nie ruszył się, jak zamurowany gapi się na sklep. Daję mu znak ręką i idzie za mną, bez słowa.

Kierunek: Kongo, na południu. Pomyślałem sobie, że skoro już tu jestem, równie dobrze mógłbym zakończyć ten obchód Afryki małym wypadem do centrum, żeby zobaczyć jakieś zwierzęta i, jeśli się da, załatwić parę kobiet Pigmejów… Znów jesteśmy bez grosza, i nie mamy zupełnie ochoty zawracać sobie głowy. Wychodząc z N'Djameny wybieramy drogę na południe, do Konga pozostało sześćset kilometrów, i ruszamy pieszo.

***

Od paru tygodni idziemy tą długą drogą z czerwonej ziemi, całkowicie prostą, wysadzaną aż po horyzont małymi pokręconymi i kolczastymi drzewkami i wielkimi łysymi baobabami. Mangowce, na których od czasu do czasu znajdujemy wielkie owoce, pozwalają nam się pożywić. Są gorące, w środku płynne i powodują straszliwe biegunki, ale to praktycznie jedyna rzecz, jaką możemy jeść. Parę wiosek, przez, które przeszliśmy, czy pojedyncze chaty napotkane po drodze, ledwie pozwoliły nam na urozmaicenie menu. Jakiś ryż z sosem, papka z prosa i parę liści. Nic wykwintnego.

Mamy to gdzieś. Idziemy spokojnie, dwadzieścia lub trzydzieści kilometrów dziennie. Powoli tracimy poczucie czasu. Jest noc: zatrzymujemy się, żeby spać. Jesteśmy zmęczeni: siadamy. Przez resztę czasu maszerujemy na haju, rozmawiając po drodze.

***

Miguel utyka z tyłu. Ogolił sobie głowę i stracił ząb w wyniku chwili zdenerwowania z mojej strony, kiedy po raz kolejny próbował coś zagrać na swojej trąbce. Ciągle trzyma ją w ręku i od czasu do czasu, bez widocznego powodu, wydobywa z niej jakieś dźwięki. Pod pachą ściska Biblię i małe okrągłe pudełeczko po nesce, w którym znajduje się nasz zapas trawki. Jako dodatkowy bagaż schował do tylnej kieszeni małą papierową szachownicę pokrytą plastikiem i woreczek z figurami, które zrobiliśmy w Czadzie.

Już dawno nasze buty wyzionęły ducha i obaj poobcinaliśmy nogawki naszych dżinsów. Miguel zawiązał sobie na głowie koszulę, niczym turban. Przy każdej okazji, to znaczy niezbyt często, moczy ją wodą ze studni, błotnistą i o nieprzyjemnym ziemistym smaku. Na nogach mamy wspaniałe afrykańskie sandały z kawałków opon. Jesteśmy czarni, spaleni przez słońce, tak długo idziemy tą drogą bez żadnej osłony, i mamy doskonałą kondycję. Jedynym poważnym problemem jest noga Miguela. Nabawił się jakichś pasożytów stóp. Są to małe, jedno lub dwumilimetrowe larwy, gnieżdżące się pod skórą. Dziury, jakie ryją te stworzonka, w połączeniu z naszym nieustającym marszem, powodują prawdziwe cierpienia. Od paru dni zatrzymuję się trochę częściej, na partyjkę szachów. Pozwala to Miguelowi trochę odpocząć.

Podczas tej zwariowanej wyprawy przeżyłem dwie spośród najbardziej pamiętnych damskich przygód mojego życia.

Już parę kilometrów temu zauważyliśmy na horyzoncie samotną chatę przy drodze i powoli zbliżamy się do niej, mając nadzieję, że uda się tam coś zjeść.

Im bliżej jesteśmy, tym bardziej intryguje mnie pewien szczegół. Na wprost chaty porusza się mała turkusowoniebieska plama, dobrze widoczna na tle czerwonej ziemi. Jeszcze kilkaset metrów, i nie może już być żadnych wątpliwości: to porusza się dupcia, z góry na dół, zadek, który wydaje się wspaniały.

Ten wypięty tyłek zakryty niebieską spódnicą jest majestatyczny. Pochłonięta całkowicie swoją pracą kobieta, ucierająca proso w ogromnym moździerzu przed chatą, nie słyszy, jak nadchodzimy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Sahara»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sahara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Sahara»

Обсуждение, отзывы о книге «Sahara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x