Boże, co też mu chodziło po głowie?! Mimo kształtnego ciała Jessie nadal pozostała dzieckiem. A Chase nawet w myślach nie powinien zrywać z niej ubrania. Z drugiej strony już dawno zauważył, jaka ona jest ładna, a z uśmiechem na ustach wręcz oszałamiająco piękna.
No, ale jemu się nie podobała. I nie lubił jej.
Jessie nigdy nie miała trudności z porannym wstawaniem. Na dworze było jeszcze zupełnie ciemno, gdy zapaliła lampę, aby się ubrać. Starannie wybrała strój – miękkie, jasne spodnie z cielęcej skóry i pasującą do nich kamizelkę ozdobioną po obu stronach srebrnymi muszelkami. Czarna jedwabna koszula stanowiła wspaniałe uzupełnienie całości. Zanim Jessie wyszła z pokoju, zrobiła coś, co nigdy przedtem się jej nie zdarzało – otwarła szkatułkę leżącą pod łóżkiem, wyjęła z niej butelkę perfum jaśminowych i wtarła po kropelce za uszami. No i co on na to powie? – pomyślała.
Kate krzątała się już w kuchni; podała Jessie stek oraz jajka, kiedy tylko dziewczyna usiadła do stołu. Gdy wyczuła kwiatowy zapach, uniosła znacząco brew, ale się nie odezwała. Jessie uśmiechnęła się do siebie. Kate nigdy niczego nie komentowała.
W tej samej chwili dostrzegła pochylone plecy Indianki i zmarszczyła czoło.
– Podaj panu Summersowi śniadanie i wracaj do łóżka. Jesteś bardzo zmęczona. Niech Rachel sama o siebie zadba.
– Nic mi nie będzie – odezwała się cicho Kate. – A pan Summers już jadł.
Jessie bardzo się zdziwiła. Nie sądziła, że Chase wstanie tak wcześnie. Skończyła szybko posiłek i pospieszyła do stajni, zabierając zimny lunch, przygotowany przez Kate. Chase rozmawiał z Jebem, koń był osiodłany i gotowy do drogi. Zdecydowana rozpocząć miło dzień, Jessie powitała Summersa uśmiechem. Aż nadto gorliwie odwzajemnił powitanie.
Okulbaczyła wierzchowca i wskoczyła na siodło, zachwycona pożądliwym spojrzeniem mężczyzny, który nie spuszczał z niej wzroku. Nigdy przedtem nie wykonywała tak świadomie żadnych ruchów. Ta gra zaczynała ją podniecać. Czy potrafi utrzymać zainteresowanie Chase'a na tyle długo, aby mu udowodnić, że nie jest dzieckiem ani żadnym rozpuszczonym bachorem?
Gdy wyjeżdżali z doliny, niebo różowiało, lecz dalsza część szlaku tonęła w ciemnościach. Początkowo Jessie prowadziła; kiedy jednak słońce wstało na dobre, Chase dołączył do niej i jechali obok siebie, ale nie rozmawiali. Podróż nie należała do łatwych i przyjemnych. Jessie musiała dotrzeć do miasta wczesnym popołudniem, toteż przez całą drogę utrzymywała równe, dobre tempo, a na nizinach nawet zmuszała konia do galopu.
W pięć godzin później dotarli do niewielkiej zatoczki, gdzie Jessie zwykle stawała na popas w drodze do Czejenów, bardzo malowniczego miejsca, prowadzącego do rzeki, ocienionego drzewami, usłanego czerwonozłotymi liśćmi. Płaski teren był również zupełnie bezpieczny – gdyby ktokolwiek pojawił się w pobliżu, od razu by go dostrzegli.
Najpierw oporządzili konie, a następnie usiedli pod drzewami, aby zjeść bochen chleba, pokrojoną wołowinę i ser. Kiedy skończyli posiłek, Jessie pozmywała naczynia, wyciągnęła się na ziemi i chcąc choć przez chwilę odpocząć, oparła plecy o rzucone na ziemię siodło.
Podłożyła ręce pod głowę i zsunęła kapelusz na czoło. Leżąc, uniosła kolano i przekładała je leniwie z jednej strony na drugą, tak, by Chase widział, że ona nie śpi. Eksponowała w ten sposób piersi i płaski brzuch, a taki właśnie miała zamiar. Czuła na sobie wzrok Summersa i ani przez chwilę nie unosiła ronda znad czoła, aby mężczyzna mógł ją obserwować bez przeszkód.
– Jak długo zna pan Rachel, panie Summers? Westchnął.
– Nie sądzisz, że powinnaś mi mówić po imieniu, skoro zamierzasz mnie bliżej poznać?
– Chyba tak.
Nie dostrzegła rozbawionego uśmiechu mężczyzny.
– Znam twoją matkę od dziesięciu lat.
Dziewczyna zesztywniała. Dziesięć lat temu Rachel opuściła Thomasa. I zaraz potem została kochanką Summersa. Wysnuwając ten wniosek, Jessie nie wzięła pod uwagę faktu, iż przed dziesięcioma laty Chase mógł być zaledwie piętnasto- czy szesnastoletnim chłopcem.
– Nadal ją kochasz? – spytała ostro. Zamilkł.
– Co przez to rozumiesz? Jessie zmieniła ton.
– Jesteś jednym z jej mężczyzn, prawda? – rzuciła lekko, jakby nic sobie z tego nie robiła.
Chase wciągnął głęboko powietrze.
– Zaraz, zaraz. Dzieciaku, ty naprawdę tak sądzisz? Podniosła się z ziemi i popatrzyła na niego spod oka.
– Przygnałeś na jej pierwsze wezwanie, prawda?
– Masz sprośne myśli. Rzeczywiście wyrobiłaś sobie taką opinię o własnej matce?
– Nie odpowiedziałeś na pytanie – powtórzyła uparcie. Wzruszył ramionami.
– Tak samo, jak mógłbym kochać każdą kobietę. To wyznanie zamknęło jej usta. Przez chwilę zastanawiała się intensywnie, co by tu jeszcze powiedzieć.
– Nie przepadasz za kobietami, prawda?
– Źle mnie zrozumiałaś. Lubię je. Tyle że nie muszę od razu decydować się na jedną.
– Rozmieniasz się na drobne? – spytała złośliwie.
– Możesz to i tak określić. – Uśmiechnął się szeroko. – Ale tylko dlatego, że jeszcze nie spotkałem tej jedynej, z którą miałbym ochotę zostać na dłużej. Każda z nich, kiedy tylko dochodziła do wniosku, że złapała mnie na haczyk, stawała się małostkowa, zazdrosna i dokuczliwa. Wtedy kończył się romans i musiałem ruszać w drogę.
– Chcesz mi powiedzieć, że wszystkie kobiety.są takie? – spytała cicho Jessie.
– Oczywiście, że nie. Na wschodzie spotyka się najróżniejsze. Ale na zachód przybywają bardzo specyficzne damy: mężatki, matki córek szukających mężów i takie, które udają, że są obojętne, dopóki się ich nie zaczepi.
– Do tej ostatniej grupy należą również tancerki i dziewczyny z saloonów?
– One są najzabawniejsze – odparł, czując, że wszedł na grząski grunt.
– Kurwy?
– Nie nazywałbym ich tak – odparł z oburzeniem.
– W ten sposób poznałeś Rachel? – sarknęła. Zirytowany, zmarszczył brwi.
– Widać nikt ci tego nie mówił, więc równie dobrze mogę to zrobić i ja. Rachel była w stanie niemal skrajnego wycieńczenia, na dodatek w ciąży, kiedy Jonatan Ewing, mój ojczym, przywiózł ją do domu.
– Twój ojczym?
– Czy to cię dziwi?
Jessie oniemiała ze zdumienia. A więc ojcem Billy'ego nie był Ewing, tylko Will Phengle? Czy Billy o tym wiedział? W tej samej chwili zdała sobie sprawę z tego, że przed dziesięcioma laty Rachel miała dwadzieścia cztery lata, a Chase kilkanaście. Zapewne wcale ze sobą nie romansowali.
– Gdzie była wtedy twoja matka? – spytała.
– Umarła znacznie wcześniej.
– Bardzo mi przykro.
– Niepotrzebnie – odparł beznamiętnie.
W jego głosie wyraźnie dała się słyszeć gorycz, ale Jessie wolała jej nie zauważać. Wystarczył jej własny tłumiony żal.
– Tak więc twój ojczym ożenił się z Rachel, mimo iż nosiła dziecko innego mężczyzny?
– Raczej z powodu tego dziecka – odparł krótko Chase. Dobry Boże – przemknęło przez myśl Jessie. – Więc to tak?
– Ten drań zwlekał ze ślubem aż do porodu. Gdyby na świat przyszła dziewczynka, kazałby się im obu wynosić.
– Drugi taki sam łotr jak Thomas Blair. A ja myślałam, że taki podlec trafia się raz na sto lat.
– Nic się nie dzieje bez powodu. Twój ojciec mógł mieć dzieci, Jonathan Ewing nie, a zdobył ogromny majątek i pragnął przekazać fortunę synowi. Wyłącznie dlatego poślubił moją matkę. Nie kochał jej, zależało mu wyłącznie na mnie. Ona nie dbała o nic poza jego bogactwem. Ja natomiast nienawidziłem Ewinga ze wszystkich sił. – Umilkł na chwilę, nim zaczął mówić dalej. – Byłem wystarczająco duży, by rozumieć jego pobudki i gardzić bezwzględnym działaniem. Ewing uważał, że za pieniądze kupi wszystko, a ja nie chciałem go zaakceptować, bo gdzieś tam, kiedyś, miałem ojca. Dlatego toczyliśmy ze sobą długą, wyczerpującą bitwę, która nigdy nie dobiegła końca. Mieszkałem wtedy przez rok w domu, bo Rachel ułagodziła nieco sytuację. Dbała o mnie i stanowiła doskonały bufor między mną a ojcem. Bardzo mi wtedy pomogła. Rozumiesz teraz, dlaczego chcę się jej odwdzięczyć?
Читать дальше