– Tak, niezłe – odpowiedział Tomasz.
– Wszędzie czekają na pana kobiety, których mężowie są w pracy.
– O wiele częściej babcie i teściowe – odpowiedział Tomasz.
– I nigdy nie brak panu pańskiego prawdziwego zawodu?
– Niech pani lepiej powie, skąd pani wie o moim zawodzie.
– Wasze przedsiębiorstwo chwali się panem – powiedziała kobieta podobna do bociana.
– Jeszcze wciąż? – zdziwił się Tomasz.
– Kiedy tam dzwoniłam, żeby mi ktoś przyszedł umyć okna, spytali mnie, czy nie chcę pana. Powiedzieli, że jest pan wielkim chirurgiem, którego wyrzucono ze szpitala. To mnie oczywiście, zainteresowało.
– Jest pani wspaniale ciekawa – powiedział.
– Widać to po mnie?
– Tak, w pani spojrzeniu.
– A jak ja patrzę?
– Mruży pani oczy. I wciąż zadaje pytania.
– Pan nie lubi odpowiadać?
Dzięki niej konwersacja od samego początku miała w sobie kokietliwy wdzięk. Nic z tego. co mówiła, nie dotyczyło świata naokoło, wszystko dotyczyło tylko ich samych. A ponieważ od samego początku głównym tematem rozmowy stał się on i ona, nietrudno było dopełnić słów dotknięciami i Tomasz, mówiąc o jej przymrużonych oczach, pogładził ją jednocześnie. Ona odpowiedziała na każde jego dotknięcie swoim dotknięciem. Nie robiła tego spontanicznie, raczej z jakąś zamierzoną konsekwencją, jakby bawiła się w „co ty, to ja”. Siedzieli więc naprzeciw siebie trzymając nawzajem na sobie ręce.
Dopiero kiedy Tomasz spróbował dotknąć jej krocza, zaczęła się bronić. Nie umiał odgadnąć, na ile jej obrona jest poważna, ale w każdym razie upłynęło już dużo czasu, a on musiał być za dziesięć minut u następnego klienta.. Wstał i wyjaśnił jej, że musi już odejść. Jej twarz była czerwona.
– Muszę podpisać panu zaświadczenie – powiedziała.
– Przecież nic nie zrobiłem – bronił się.
– To z mojej winy – odpowiedziała i dodała cichym, wolnym, niewinnym głosem – Będę znów musiała pana zamówić, żeby mógł pan skończyć to, czego z mojej winy nie mógł pan nawet rozpocząć.
Ponieważ Tomasz nadal ociągał się i nie dawał jej do podpisania faktury, powiedziała łagodnie, jakby prosiła o przysługę:
– Bardzo pana proszę, niech mi pan to da. A potem jeszcze dodała, mrużąc oczy. – Przecież to nie ja za to płacę, ale mój mąż. I nie pan jest płacony, tylko przedsiębiorstwo państwowe. Ta transakcja nas dwojga w ogóle nie dotyczy.
Brak harmonii w kobiecie podobnej do bociana i żyrafy podniecał go nawet we wspomnieniu: kokieteria połączona z niezręcznością; szczere pożądanie seksualne, któremu towarzyszy ironiczny uśmiech, wulgarna konwencjonalność mieszkania i niekonwencjonalność jego właścicielki. Jaka będzie, kiedy będą się kochać? Starał się to sobie wyobrazić, ale nie było to łatwe. Kilka dni myślał wyłącznie o tym. Kiedy wezwała go po raz drugi, wino czekało już na stole, a obok niego dwa kieliszki. Tyle, że tym razem wszystko poszło bardzo szybko. Wkrótce stali naprzeciw siebie w sypialni (słońce na obrazie z brzozami zachodziło) i całowali się. Powiedział jej swoje zwykle: „proszę się rozebrać!”, ale ona zamiast go posłuchać, zażądała:
– Nie, najpierw pan.
Nie był do tego przyzwyczajony i zmieszało go to. Rozkazał jej jeszcze kilkakrotnie (z komicznym brakiem sukcesu) „proszę się rozebrać!”, ale nie pozostało mu nic innego niż pójść na kompromis; według reguł gry, którą mu ostatni raz narzuciła („co ty, to ja”), zdjęła mu spodnie, a on jej spódnicę, potem ściągnęła mu koszulę, a on jej halkę – wreszcie stali naprzeciw siebie nadzy. Trzymał dłoń na jej wilgotnym kroczu, potem przesunął palce dalej, w kierunku odbytu, który u wszystkich kobiet kochał najbardziej z całego ich ciała. Jej był niezwykle wypukły, tak że przywoływał sugestywne wyobrażenie długiej rury trawiennej, która kończy się w tym miejscu i łagodnie wystaje. Obmacał ten twardy, zdrowy krążek, ten najpiękniejszy z pierścieni zwany w mowie lekarskiej „zwieracz” i nagle poczuł jej palce na własnym tyłku, w tym samym miejscu. Powtarzała wszystkie jego gesty z dokładnością lustra.
Pomimo, że jak już powiedziałem, poznał ponad dwieście kobiet (a przez ten czas, kiedy mył szyby sporo ich jeszcze przybyło) nigdy jeszcze mu się nie zdarzyło, by kobieta wyższa od niego stała przed nim, mrużyła oczy i obmacywała mu odbyt. Żeby przezwyciężyć zażenowanie, szybko przewrócił ją na łóżko.
Jego ruch był tak gwałtowny, że zaskoczył ją. Jej wysoka postać upadła na wznak z twarzą pokrytą czerwonymi plamami i przestraszonym wyrazem człowieka, który stracił równowagę. Tak jak przed nią stał, złapał ją pod kolana i podniósł w górę jej lekko rozłożone nogi, które nagle wyglądały jak podniesione ręce żołnierza, który poddaje się ze strachu przed wymierzoną w niego bronią.
Niezręczność połączona z gorliwością, gorliwość połączona z niezręcznością podnieciły słodko Tomasza. Kochali się bardzo długo. Przyglądał się później jej twarzy pokrytej purpurowymi plamami i szukał w niej tego pełnego lęku wyrazu kobiety, której ktoś podstawił nogę i która upada, niemożliwy do naśladowania wyraz, który przed chwilą uderzył mu do głowy falą podniecenia.
Potem szedł umyć się do łazienki. Odprowadziła go tam i długo i nudno mu wyjaśniała, gdzie jest mydło, gdzie gąbka i jak puszczać ciepłą wodę. Dziwił się, dlaczego tak proste rzeczy wyjaśnia mu tak szczegółowo. Powiedział jej w końcu, że wszystko rozumie i dał jej do zrozumienia, że chciałby zostać w łazience sam. Powiedziała błagalnie:
– Nie pozwoli mi pan zostać przy pańskiej toalecie? Wreszcie udało mu się wypchnąć ją z łazienki. Mył się, oddawał mocz do umywalki (ogólny zwyczaj czeskich lekarzy) i wydawało mu się, że ona w tym czasie niecierpliwie chodzi przed łazienką i zastanawia się, jak się dostać do środka. Kiedy zamknął wodę. a w mieszkaniu panowała zupełna cisza, miał wrażenie, że skądś go podgląda. Był prawie pewien, że w drzwiach łazienki jest wywiercona dziurka i ona przyciska do niej swe śliczne przymrużone oko.
Odchodził od niej we wspaniałym humorze. Starał się pamiętać to istotne, odcedzić wspomnienie od jakiegoś chemicznego wzoru, przy pomocy którego można by było zdefiniować jej wyjątkowość (jedną milionową niepowtarzalnego). Doszedł w końcu do wzoru, który składał się z trzech funkcji:
1) niezręczność połączona z gorliwością,
2) przerażona twarz kogoś, kto stracił równowagę i upada,
3) nogi podniesione w górę jak ręce żołnierza, który poddaje się przed wycelowaną w niego bronią.
Kiedy powtarzał to sobie, miał szczęśliwe poczucie, że znów posiadł na własność kawałek świata; że wykroił swym imaginacyjnym skalpelem krążek materiału z nieskończonego płótna kosmosu.
Mniej więcej w tym samym czasie zdarzyła mu się następująca przygoda: spotkał się kilkakrotnie z młodą dziewczyną w mieszkaniu, które mu codziennie aż do północy pożyczał stary przyjaciel Po miesiącu czy dwóch przypomniała mu jedno z ich poprzednich spotkań: kochali się podobno na dywanie pod oknem, gdy tymczasem na dworze grzmiały gromy i błyskawice. Kochali się przez cały czas trwania burzy i było to podobno niewiarygodnie piękne!
Tomasz niemalże się przestraszył: tak, pamiętał, że kochał ją na dywanie (przyjaciel miał w mieszkaniu tylko wąski tapczan, na którym Tomasz nie czuł się swobodnie), ale o burzy kompletnie zapomniał. Było to dziwne: umiał sobie przypomnieć tych kilka schadzek, które z nią miał, pamiętał nawet sposób, w jaki się kochali (nie zgadzała się robić tego od tyłu), pamiętał kilka próśb. które wypowiadała w trakcie kochania (ciągle domagała się, żeby mocno trzymał ją za biodra i protestowała, kiedy na nią patrzył, kilkakrotnie krzyczała do niego: „trzymaj mnie mocno i zamknij oczy!”), przypominał sobie nawet krój jej bielizny – ale o żadnej burzy nie miał zielonego pojęcia.
Читать дальше