Katie uniosła wzrok. Założyła palcem miejsce, gdzie skończyła czytać i zamknęła Biblię, szeleszcząc stronicami, po czym skinęła głową.
– Kiedy rozmawiałyśmy wczoraj, usłyszałam od ciebie, że nie urodziłaś dziecka. – Lizzie wzięła głęboki wdech. – Zastanawiam się, dlaczego tak powiedziałaś.
– Bo nie urodziłam żadnego dziecka. Lizzie potrząsnęła głową z niedowierzaniem.
– W takim razie skąd ten krwotok?
Katie oblała się rumieńcem aż po samą szyję i kołnierz szpitalnej koszuli nocnej.
– Mam teraz swoje dni – powiedziała cicho.
Odwróciła głowę, usiłując zapanować nad sobą. – Być może jestem prosta, pani detektyw, ale nie głupia. Sądzi pani, że mogłabym urodzić dziecko i nie wiedzieć o tym?
W jej słowach zabrzmiały taka szczerość i powaga, że Lizzie, gdyby nie siedziała, na pewno cofnęłaby się o krok. Gdzie popełniłam błąd?, zapytała siebie w myślach. Przesłuchiwała już w życiu setki ludzi, setki kłamców, lecz nikt nigdy nie zabił jej takiego klina jak Katie Fisher. Wyjrzała przez okno, gdzie horyzont wzbierał wrzącą czerwienią i zrozumiała, na czym polega cała różnica. W tym nie było ani krztyny udawania; Katie Fisher święcie wierzyła w to, co mówi.
Lizzie odchrząknęła, szykując się do ataku z innej strony.
– Zadam ci dziwne pytanie, Katie… Czy miałaś już kontakty seksualne?
Policzki dziewczyny, o ile to możliwe, zapłonęły jeszcze głębszą czerwienią.
– Nie.
– Czy twój przyjaciel, ten blondyn, powie mi to samo, gdy go o to zapytam?
– Proszę pytać – padła wyzywająca odpowiedź.
– Sama widziałaś wczoraj to dziecko – powiedziała Lizzie, dławiąc się własną frustracją. – Skąd ono się wzięło?
– Nie mam pojęcia.
– No, dobrze. – Lizzie pomasowała skronie. – Czyli to nie było twoje.
Na twarzy Katie zajaśniał szeroki uśmiech.
– To właśnie próbuję pani powiedzieć.
– To jest jedyna podejrzana – wyjaśniła Lizzie, przyglądając się, jak George Callahan napycha sobie usta tartymi pieczonymi kartoflami smażonymi z cebulą. Spotkali się na rozmowę w tanim barze, który miał tę zaletę, że znajdował się w połowie drogi pomiędzy East Paradise a biurem prokuratora okręgowego. Zdaniem Lizzie jedyną reklamę tego zakładu mogłoby chyba stanowić zapewnienie, że serwuje się tu wyłącznie dania podbijające cholesterol o sto procent. – Jedz tak dalej, a zawał masz jak w banku – dodała ponuro, marszcząc brwi.
George machnął lekceważąco dłonią.
– Jak tylko zauważę pierwsze objawy arytmii, zaraz składam u Boga wniosek o odroczenie sprawy.
Lizzie odłamała kawałek babeczki i wróciła do swoich notatek.
– Mamy zakrwawioną koszulę nocną, mamy odcisk stopy o wielkości pasującej do rozmiaru buta noszonego przez Katie, mamy zeznanie lekarza z ostrego dyżuru, który stwierdził, że jest pierworódką oraz orzeczenie lekarza sądowego o tym, że dziecko wykonało pierwszy oddech. Do tego krew pobrana od niej pasuje do śladów krwi znalezionych na skórze noworodka. – Wsunęła kawałek ciastka do ust. – Założę się o pięćset dolców, że wyniki testów DNA dodatkowo potwierdzą jej związek z dzieckiem.
George otarł usta serwetką.
– Lizzie, ja się zgadzam, że to są mocne dowody, ale nie wiem, czy można tym uzasadnić oskarżenie o nieumyślne spowodowanie śmierci.
– Zaczekaj, przed nami gwóźdź programu. Lekarz sądowy stwierdził, że usta noworodka były posiniaczone, a na dziąsłach i w gardle znalazł drobinki włókien.
– Jakich włókien?
– Dopasowali je do koszuli, w którą dziecko było zawinięte. Według lekarza sądowego jedno z drugim wskazuje na to, że zostało ono uduszone.
– Uduszone? To nie jest nastolatka z New Jersey, której wody odeszły w pasażu handlowym, urodziła w toalecie i poszła dalej na zakupy. Ci amisze pewnie nawet much nie zabijają. Założę się o każde pieniądze.
– W zeszłym roku, kiedy przyłapaliśmy dwóch młodych amiszów na handlu kokainą, sprawa trafiła na pierwsze strony ogólnokrajowych dzienników – odparowała Lizzie. – Uważasz, że „Sześćdziesiąt minut” nie zainteresuje się morderstwem? – Z satysfakcją zauważyła, że oko prokuratora zabłysło, kiedy na jednej szali spoczęło jego osobiste zdanie względem oskarżenia dziewczyny z rodziny amiszów, na drugiej zaś – szum wokół jego osoby, którego mógł być pewien, gdyby podjął się prowadzenia tak głośnej sprawy. – W oborze na farmie amiszów znaleziono martwego noworodka, a osiemnastolatka, która mieszka na tej farmie, właśnie urodziła dziecko – powiedziała cicho. – Zestaw jedno z drugim, George. Mnie też to się nie podoba, ale nawet ja nie mam żadnych wątpliwości co do tego, jakie zarzuty należy postawić tej dziewczynie. I powiem ci, że trzeba się spieszyć. Ona dzisiaj wychodzi ze szpitala.
George pieczołowicie pokroił sadzone jaja w równą kosteczkę, po czym odłożył nóż i widelec na brzeg talerza, nie tknąwszy ani kęsa.
– Jeżeli uda nam się udowodnić, że dziecko zostało uduszone, to mamy zabójstwo pierwszego stopnia. Umyślne, zamierzone, dokonane z premedytacją. Dziewczyna ukrywała ciążę, urodziła, a potem pozbyła się dziecka. – Podniósł wzrok na Lizzie. – Przesłuchałaś ją?
– Tak.
– No i? Skrzywiła się.
– Wciąż nie chce uwierzyć, że urodziła dziecko.
– A co to ma znaczyć, do diabła?
– Upiera się przy swojej wersji. George zmarszczył brwi.
– Czy ona twoim zdaniem wygląda na wariatkę?
Lizzie była świadoma tego, że wariat w sensie prawnym to ktoś zupełnie inny niż w potocznym tego słowa znaczeniu, ale tym razem nie wydawało jej się, żeby George z rozmysłem wskazywał na tę różnicę.
– Wygląda jak zwyczajna dziewczyna z sąsiedztwa. Tylko tak się składa, że zamiast V.C. Andrewsa czyta Biblię.
– Aha – westchnął George. – No, to będzie proces.
Sara Fisher wzięła kapp leżący na kocu i umocowała go szpilką na głowie córki.
– No i już. Gotowe.
Katie opadła z powrotem na łóżko. Za chwilę miała się zjawić wolontariuszka, z fotelem na kółkach, aby zawieźć ją na parter, do wyjścia. Przed kilkoma minutami pożegnała się z lekarzem, który wypisał ją ze szpitala, a mamie dał tabletki, na wypadek, gdyby ból powrócił. Skuliła się, obejmując rękami brzuch.
Ciocia Leda położyła jej dłoń na ramieniu.
– Jeśli nie czujesz się na siłach, żeby wrócić do domu, możesz pomieszkać u mnie.
Katie potrząsnęła głową.
– Denke . Muszę wrócić. Chcę wrócić. – Uśmiechnęła się lekko. – To bez sensu, wiem.
Leda objęła ją mocno.
– Wydaje mi się, że ja potrafię dostrzec w tym więcej sensu niż ktokolwiek inny.
Drzwi się otworzyły. Katie skoczyła na równe nogi, nie mogąc się doczekać, aż wyjdzie ze szpitala. Czekała ją jednak niespodzianka: zamiast młodej wolontariuszki, której się spodziewała, do salki weszło dwóch umundurowanych policjantów. Sara cofnęła się, wystraszona i zatrzymała obok łóżka, gdzie stały Leda i Katie, zjednoczone lękiem.
– Katie Fisher? – padło pytanie.
Czując, jak kolana drżą jej pod spódnicą i halką, odpowiedziała:
– To ja.
Jeden z policjantów ujął ją delikatnie pod ramię.
– Mamy nakaz aresztowania. Zostałaś oskarżona o morderstwo noworodka znalezionego w oborze twojego ojca.
Drugi policjant zbliżył się do niej. Katie wyciągnęła gorączkowo szyję, usiłując spojrzeć ponad jego ramieniem, pochwycić spojrzenie matki.
Читать дальше