Kiedy opiekunka wróciła, Cassie powiedziała z uśmiechem:
– Czy mogłaby mi pani pomóc? – Poprosiła, by opiekunka spakowała zapas pieluszek, kilka zmian ubrań na noc i na dzień dla Connora, po czym zeszła na parter.
Nie zatrzymała się w jadalni, żeby napić się kawy, nie pofatygowała się, żeby w bibliotece albo gabinecie poszukać Alexa. Bo teraz to nie miało znaczenia. Decyzję podjęła w nocy.
Wybrała plan związany z jego wizerunkiem publicznym. W końcu to był powód ostatniego ataku. Cassie musiała też przyznać, że wizerunek w takim samym stopniu stanowi część jego życia jak ona. Złoty niegdyś chłopiec przestał być taki złoty, a kiedy przekona się, kto pierwszy obrzucił go błotem, Cassie zyska wolność. Albo Alex będzie musiał przyznać, że jej oskarżenia są prawdziwe, i spróbuje wzbudzić powszechną sympatię, udając się po profesjonalną pomoc, albo stanie do walki i oszczerstwem zacznie dyskredytować jej wersję zdarzeń. W gruncie rzeczy nieważne, jaki kierunek przybiorą wydarzenia. W obu wypadkach cała ta sprawa zrujnuje karierę Alexa, w obu wypadkach zabije Cassie.
Bo wprawdzie zmusi go, by przestał ją kochać, ale nie jest w stanie zmusić siebie, by przestać kochać jego.
Otworzyła frontowe drzwi i boso zeszła po marmurowych schodach na krętą ścieżkę, która prowadziła do basenu i zabudowań. Pewnego dnia pokaże Connorowi zdjęcia tego zamku i opowie mu, jak niewiele brakowało, by miał dzieciństwo hollywoodzkiego następcy tronu. Skręciła w stronę drugiego niskiego, białego budynku, w którym Alex po ślubie zbudował dla niej laboratorium.
W środku panował mrok i unosił się zapach stęchlizny; od powrotu przychodziła tu od czasu do czasu na kilka minut, bo zajmowała się Connorem i nie chciała w ciągu dnia zostawiać go samego w domu. Zapaliwszy światła, zobaczyła zamkniętą przestrzeń, zalaną barwami przeszłości: pożółkłe kości i błyszczące metalowe stoły, srebrne instrumenty i czerwona ziemia.
Mimowolnie zadała sobie pytanie, jak wyglądały krajobrazy w miejscach, skąd pochodziły kości. Co w ciągu dnia robili ludzie, do których należały te szkielety. Pojęła, że dla osoby, uważającej dotąd antropologię kulturową za nic niewartą, takie pytania są dziwne i obce. Pod pewnym względem było tak, jakby dla Cassie antropologia oznaczała poznawanie tajemnic małego, fascynującego pomieszczenia, ale kiedy odsunęła kotarę, za którą, jak dotąd wierzyła, znajduje się szafa, znalazła nową, dwa razy większą salę.
Po odejściu od Alexa zawsze będzie miała swoją pracę, przecież miała ją przed nim i praca była częścią niej w tym samym stopniu co Connor, ale kierunek jej badań naukowych ulegnie zmianie. Dojrzała inne możliwości, a po pobycie w Pine Ridge nie sądziła, by mogła w oderwaniu od kontekstu patrzeć na nagie kości. Siuksowie nauczyli ją jednego i Cassie wiedziała teraz, że chociaż człowiek składa się z mięśni, kości i tkanek, to równocześnie uformowany jest ze wzorów, w jakie układa się jego życie, z dokonywanych wyborów, ze wspomnień przekazywanych z pokolenia na pokolenie.
Przed wyjazdem do Pine Ridge badała czaszkę z Peru z usuniętą kością sklepienia. Kolega, który przysłał jej czaszkę, prosił o wyrażenie opinii na temat charakteru uszkodzenia. Czy był to otwór wykonany podczas trepanacji mającej na celu zdobycie amuletu albo ulżenie uporczywym bólom głowy, czy też powstał z przyczyn naturalnych? Cassie usiadła przy stole i zaczęła przeglądać notatki, w których notowała inne możliwości. „Spowodowane dłutem podczas wykopalisk. Stały nacisk ostrego przedmiotu w grobie. Erozja. Wada wrodzona. Reakcja syf iii tyczna”.
Ujmując czaszkę w dłonie, zadała sobie pytanie, jakie wnioski wyciągnąłby naukowiec, gdyby za milion lat odkopał jej szkielet. Czy zbadałby jej popękane, źle zrośnięte, zdeformowane żebra? Czy przypisałby uszkodzenie kości nieuważnym grabarzom? Erozji? Mężowi?
Cassie zawinęła czaszkę w bawełnianą tkaninę i włożyła z powrotem do pudła, którą zapełniła trocinami i podartymi gazetami. Wykonywała tę pracę z niezwykłą ostrożnością, jakby czaszka wciąż mogła odczuwać ból. Poskładała swoje notatki. Nie była najlepszym kandydatem do analizowania tej sprawy, już nie. W krótkim liście wyjaśniła, że nie miała czasu bliżej zająć się okazem, i przeprosiła, że tyle miesięcy go przetrzymywała. Wsunęła notkę do pudła i zamknęła je zszywaczem.
Zaniosła pudełko do domu, żeby dołączyć je do wychodzącej poczty; czuła, jak z każdym krokiem zawartość robi się cięższa. Zastanawiała się, dlaczego tyle czasu musiało minąć, by zrozumiała, że szkielet nic nie jest w stanie powiedzieć, natomiast ten, kto przetrwał, może pokazać ci swoje życie.
– Co z pani pracą na uniwersytecie?
– Zostanie pani w Los Angeles?
– Ma pani jakieś plany na najbliższą przyszłość?
Cassie słuchała tych pytań i myślała, że nawet gdyby miała jasny plan, z całą pewnością nie zostawiłaby wyraźnego śladu, po którym media mogłyby za nią podążać.
– Obecnie mam urlop wychowawczy – powiedziała wolno. – Nie podjęłam jeszcze decyzji, czy po jego zakończeniu wrócę na uczelnię.
Mężczyzna w oliwkowym prochowcu zsunął kapelusz na tył głowy.
– Będzie pani mieszkała w którejś z innych waszych rezydencji?
Cassie pokręciła głową. Nawet gdyby zażądała od Alexa połowy jego majątku i nieruchomości, do czego upoważniało ją kalifornijskie prawo, nie mogłaby mieszkać w żadnym miejscu, w którym była z mężem. Ani na ranczu, ani w domu, Boże, chyba nawet nie w Tanzanii, bo wszędzie tam sprzęty i krajobrazy naznaczone są obrazem ich dwojga. Zawahała się, przygryzając wargę.
– Istnieje kilka możliwości – skłamała.
Zabrała Connora do Ophelii.
– Jezu! – wykrzyknęła Ophelia, otwierając drzwi. – Co ci się stało, do diabła?
Wychodząc z domu, Cassie nie zadała sobie trudu, by się uczesać czy umalować. Chwyciła pierwsze lepsze rzeczy, które wpadły jej w ręce, dlatego też miała na sobie fioletową koszulkę polo i szorty w zielonobiałe paski.
– Ophelio, potrzebuję twojej pomocy.
Nie płakała, przez pół godziny opowiadając przyjaciółce o ukrytych aspektach małżeństwa z Alexem i pokazując obrzmiałe sińce pod stanikiem. Stopą kołysała Connora w foteliku i odpowiadała na pytania Ophelii. W końcu to Ophelia płakała za nią.
I to Ophelia zadzwoniła do przyjaciela przyjaciela, który miał dojście do zyskującej coraz większy rozgłos prawniczki od spraw rozwodowych. Kiedy Cassie się sprzeciwiła, Ophelia spojrzała na nią znacząco.
– Ty możesz nie chcieć od niego ani centa, ale masz coś, czego Alex pragnie rozpaczliwie. Jego syna.
Ophelia poszła też do pięciu banków, w których Cassie i Alex mieli wspólne konta, i przy użyciu kart bankomatowych z każdego podjęła spore sumy. Kupiła pieluszki i butelki dla Connora, bo Cassie zabrała ich za mało.
Podczas nieobecności Ophelii ukołysała Connora do snu i położyła go na łóżku, na którym sama spała kilka godzin wcześniej. Wróciła do salonu, gdzie spuściła rolety, jakby spodziewała się, że ludzie już zaglądają do środka. Podniosła słuchawkę i wybrała numer sklepu w Pine Ridge, tego samego, którego kierownikiem był Horace i skąd półtora miesiąca temu dzwoniła do Alexa.
– Cassie! – powitał ją Horace. W tle słyszała szuranie nóg i chrząkanie starych mężczyzn pochylonych nad beczkami z owsem, krzyki dzieci biegnących do lady i proszących o dropsy. – Toniktuka bwo? Co u ciebie?
Po raz pierwszy, odkąd wsiadła do taksówki pod domem Alexa, Cassie pozwoliła sobie na niepewny ton.
Читать дальше