Erskine Caldwell - Poletko Pana Boga

Здесь есть возможность читать онлайн «Erskine Caldwell - Poletko Pana Boga» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Poletko Pana Boga: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Poletko Pana Boga»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Autor opisuje życie farmerów z amerykańskiego Południa. Główny bohater to Tay Tay, mężczyzna w średnim wieku, oraz jego dorosłe już dzieci: Buck, którego zdradza żona; Shaw – kawaler, Jill – puszczalska panna oraz Rosamunda, której mąż również chodzi na boki (m.in. z Jill oraz żoną Buck'a).
Na tytułowym "poletku" Tay Tay z synami kopie w ziemi i szuka ropy, która jednak nie chce się pojawić. Kopie tak od piętnastu lat.
Ciekawą postacią jest gruby Pluto, który jest w tej powieści uosobieniem dobra, łagodności, wybaczenia, nieśmiałości i spokoju.

Poletko Pana Boga — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Poletko Pana Boga», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Plutowi zrobiło się gorąco na samą tę myśl. Przymknął oczy, ale to go nie ochłodziło.

– Dziś za wielki upał, żeby obliczać głosy – powiedział. – To fakt.

Siedzieli jeszcze chwilkę, patrząc jak Buck i Shaw krzątają się koło wielkiego auta, stojącego na podwórku przed domem. Gryzelda przysiadła na schodkach ganku i także na nich patrzała. Miłej Jill wciąż nie było widać.

– Trzeba nam będzie jak najwięcej rąk do pracy, kiedy już zwiążemy tego albinosa i przytaskamy go do domu – powiedział Tay Tay. – Chyba zapędzę do kopania i Miłą Jill, i Gryzeldę. Szkoda, że nie ma Rozamundy. Mogłaby nam bardzo pomóc. Myślisz, że udałoby ci się wpaść tu za parę dni i pokopać trochę z nami, Pluto? Bardzo byś nam się przydał, gdybyś także wziął się do łopaty. Nie potrafię powiedzieć, jaki bym ci był za to wdzięczny.

– Kiedy ja muszę jechać do swoich wyborców – odparł Pluto, potrząsając głową. – Inni kandydaci na szeryfa dzień i noc się uwijają. W każdej wolnej chwili muszę ganiać za wyborcami. To dziwaczni ludzie, Tay Tay. Obieca ci taki, że będzie na ciebie głosował, a zanim się obejrzysz, już obiecuje to samo następnemu. Nie mogę przepaść w tych wyborach. Nie miałbym wtedy z czego żyć. Nie wolno mi stracić takiej dobrej posady, jeżeli nie mam czego innego, żeby się jakoś utrzymać.

– Ilu jest wystawionych przeciwko tobie?

– Na szeryfa?

– Właśnie.

– Dziś rano słyszałem, że już jedenastu stanęło do wyścigu, a wieczorem pewnie jeszcze kilku przybędzie. Ale właściwych kandydatów jest niewielu; reszta to ci, co zbierają dla nich głosy i liczą, że sami zostaną zastępcami. Teraz jak tylko człowiek pojedzie do wyborcy i poprosi, żeby na niego głosował, tamten zaraz dostaje kręćka i ani się połapiesz, jak już sam kandyduje na jakiś urząd. Jeżeli warunki nie poprawią się przed jesienią, będzie tylu kandydatów na okręgowe urzędy, że nie zostanie ani jeden zwyczajny wyborca.

Pluto zaczynał żałować, że opuścił ocienione ulice miasta i przyjechał na wieś piec się w tym gorącym słońcu. Miał nadzieję, że zobaczy się z Jill, ale ponieważ nie mógł jej nigdzie znaleźć, począł przemyśliwać, czyby nie wrócić do miasta, nie odwiedzając po drodze wyborców.

– Jakbyś miał trochę wolnego czasu, Pluto, wybierz się w te strony za parę dni i pomóż nam trochę przy kopaniu. Bo to by dużo dla nas znaczyło. A kopiąc, nie powinieneś zapomnieć o tych kilku głosach z naszej farmy. Przecież teraz najbardziej potrzeba ci głosów.

– Postaram się wpaść niedługo i wtedy spróbuję trochę pokopać, jeżeli dół nie będzie za głęboki. Bo nie chcę złazić tam, skąd nie mógłbym się wydostać. A zresztą, jak już złapiecie tego albinosa, nie będziecie musieli tak harować. Wtedy wszystkie wasze kłopoty się skończą, Tay Tay, i trzeba będzie tylko dokopać się do tej żyły.

– Daj Boże – odparł Tay Tay. – Kopię już od piętnastu lat i potrzeba mi trochę zachęty.

– Albinos potrafi znaleźć żyłę. To fakt.

– Chłopcy już są gotowi do drogi – rzekł Tay Tay, wstając. – Trzeba jechać, zanim się ściemni. Muszę złapać tego bielasa przed świtem.

Tay Tay ruszył ścieżką ku domowi, gdzie czekali jego synowie. Nie oglądał się, by sprawdzić, czy Pluto wstał, bo bardzo mu się śpieszyło. Pluto pozbierał się z wolna i poszedł za nim ścieżką między głębokimi dołami i wysokimi kopcami ku miejscu, gdzie dwie godziny temu zostawił przed domem samochód. Miał nadzieję, że jeszcze zobaczy Miłą Jill przed odjazdem, ale nigdzie nie było jej widać.

Rozdział 3

Doszedłszy do domu, Tay Tay i Pluto zastali tam obu chłopaków odpoczywających po robocie. Dętki były twardo napompowane, a w chłodnicy aż przelewała się woda. Wszystko najwyraźniej gotowe już było do odjazdu. Shaw siedział na stopniu auta, czekając na ojca, i skręcał sobie papierosa, a Buck usadowił się obok żony na schodkach ganku i obejmował ją wpół. Gryzelda bawiła się jego włosami, rozburzając je dłonią.

– Już idzie – powiedziała – ale to jeszcze nie znaczy, że gotów zaraz jechać.

– Chłopcy – zaczął Tay Tay, przysiadając na pniu sykomoru, aby odsapnąć chwilę. – Musimy brać się do rzeczy. Przed ranem złapię tego bielasa. Jeżeli gdzieś jest w okolicy, będziemy go mieli o tej porze albo i grubo wcześniej.

– Trzeba będzie pilnować albinosa, jak go tu przywieziecie, prawda, tato? – spytała Gryzelda. – Murzyni mogą próbować go porwać, jak tylko się dowiedzą, że masz u siebie czarodzieja.

– Już ty się o to nie martw, Gryzeldo – powiedział gniewnie Tay Tay. – Wiesz doskonale, że nie wierzę w żadne zabobony, czarodziejstwa i takie tam rzeczy. Bierzemy się do tego naukowo i nie będziemy się bawić w żadne czary. Na to, żeby odnaleźć żyłę, trzeba naukowca. Jeszcześ nie słyszała, żeby czarnuchy wykopały wiele bryłek złota mimo całej tej swojej przemądrzałej gadaniny o czarach. Bo to po prostu niemożliwe. Od samego początku prowadzę całą sprawę naukowo. Niech cię o to głowa nie boli, Gryzeldo.

– Czarni skądsiś wygrzebują te bryłki – powiedział Buck – bo ich widziałem do licha; jakoś tam wyłażą z ziemi. Murzyni złapaliby sobie albinosa, gdyby wiedzieli, że taki jest w okręgu albo gdzieś niedaleko, i gdyby nie bali się jechać po niego.

Tay Tay odwrócił głowę; miał już dość tych dyskusji. Wiedział, co trzeba robić, ale był nazbyt wyczerpany całodzienną harówką w wielkim dole, aby próbować ich przekonywać o słuszności swego punktu widzenia. Odwrócił więc głowę i popatrzał w innym kierunku.

Było już późne popołudnie, lecz słońce wciąż wisiało jakby na milę wysoko, a upał nie zelżał ani odrobinę.

– Żałuję, że muszę zaraz uciekać, moi kochani – powiedział Pluto, siadając w cieniu na schodkach. – Ale między tym domem a skrzyżowaniem dróg czeka na mnie cała urna głosów i muszę je wszystkie policzyć, nim słońce zajdzie. Nigdy nie opłaca się odkładać roboty na później. Dlatego trzeba już pędzić, choć takie gorąco.

Shaw i Buck chwilę patrzyli na Pluta, potem zerknęli na Gryzeldę i wybuchnęli gromkim śmiechem. Pluto byłby nie zwrócił na to uwagi, gdyby nie to, że śmiali się dalej.

– Co tam takiego śmiesznego, Buck? – zapytał, rozglądając się po podwórku, a potem zatrzymując wzrok na swoim opasłym brzuchu.

Gryzelda ponownie wybuchnęła śmiechem, kiedy zauważyła, że Pluto tak sam siebie ogląda.

Buck szturchnął ją łokciem, aby mu odpowiedziała.

– Panie Swint – zaczęła. – Wygląda na to, że pan będzie musiał wstrzymać się do jutra z tym obliczaniem głosów. Miła Jill pojechała jakąś godzinę temu i jeszcze nie wróciła. Zabrała pana wóz.

Pluto otrząsnął się jak zmokły pies. Uczynił ruch, jakby chciał wstać, ale nie mógł podnieść się ze schodków. Popatrzał na drugą stronę podwórka, ku miejscu, gdzie wczesnym popołudniem zostawił samochód. Nie było go tam: nie mógł go nigdzie dojrzeć.

Tay Tay pochylił się, by dosłyszeć, o czym mówią.

Pluto miał dość czasu, aby coś odpowiedzieć, ale nie wydał żadnego zrozumiałego dźwięku. Znalazł się w takim położeniu, że nie wiedział, co mówić czy robić. Nie ruszał się więc z miejsca i milczał.

– Panie Swint – powtórzyła Gryzelda. – Miła Jill pojechała pańskim autem.

– Nie ma go – bąknął. – To fakt.

– Nie przejmuj się tym, co robi Jill – pocieszył go Tay Tay. – Ona czasem całkiem wariuje bez żadnego powodu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Poletko Pana Boga»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Poletko Pana Boga» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Poletko Pana Boga»

Обсуждение, отзывы о книге «Poletko Pana Boga» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x