Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na marginesie życia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na marginesie życia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowiada historię dramatycznych zmagań głównego bohatera z gruźlicą, która była "pamiątką" po obozie koncentracyjnym. Grzesiuk, mimo trudnego położenia, nie poddaje się, stara się sobie radzić, zachowuje poczucie humoru. To historia opowiedziana w iście Grzesiukowym stylu – prawdziwym, czasem brutalnym, ale lekkim i dość nonszalanckim, jak przystało na wychowanka przedwojennego Czerniakowa.
"Wikipedia"

Na marginesie życia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na marginesie życia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Są i inne żony: Na oddziale jest pewien pacjent, który już leży dziesięć miesięcy. Jest po dwóch operacjach. Wkrótce ma być wypisany i już często otrzymuje przepustki do domu. Tylko że jego rodzina się rozpadła. Żona odwiedziła go na dwa dni przed pierwszą operacją, by odebrać przysłane do sanatorium pobory i zegarek. Więcej nie przyjechała i nie odpowiadała na listy.

Pewnego dnia otrzymał wiadomość, że żona ma przyjechać do niego na niedzielę. Widziałem, jak to przeżywał. Zdenerwowany chodził po korytarzach, co pół godziny wychodził do bramy, wyglądał przez okno i bez przerwy palił papierosy. Nie przyjechała, a on następnego dnia mówił do mnie:

– Patrz, jakie są baby. Nic jej nigdy nie brakowało. Jedno dziecko, ona nie pracowała, w domu była gosposia. Na rękach ją nosiłem. Nie pozwoliłem nic robić w domu, a teraz widzisz, jak mi za to zapłaciła. Teraz jeśli będę chciał się kiedy ożenić, to biorę kobietę brzydką. Wtedy będę wiedział, że mam żonę dla siebie.

Jestem z nim w dużej zażyłości, więc po każdym pobycie w domu opowiada, co zastał. Ma swoje klucze od mieszkania, lecz jeszcze nigdy nie zastał żony w domu. Za to są ślady libacji, a nie ma wielu rzeczy wspólnych i osobistych, które ona wyprzedaje.

Wkrótce, wyleczony fizycznie, lecz załamany psychicznie, wrócił na stałe do domu, który już właściwie nie był jego domem.

Kto winien? – zastanawiałem się po jego wyjeździe. – Żona, choroba czy długie rozstanie spowodowane kuracją?

Minął Nowy Rok 1953. Od świąt mam ścisłe łóżko. Nie wolno wychodzić nawet na korytarz. Z dnia na dzień odwleka się termin „zrobienia” zapalenia opłucnej. W budynku głównym popsuła się aparatura do sterylizacji, tzw. autoklawy. To stało się przyczyną awantury z pielęgniarką oddziałową. Ile razy spotykam się z lekarzem, powtarzam jak pęknięta płyta: „Kiedy wreszcie będzie ten talk i zapalenie?” Wreszcie lekarz polecił pielęgniarce, żeby zaniosła talk do sterylizacji na inny pawilon.

– Czy zaniosła pani talk na pawilon A? – zapytałem pielęgniarkę następnego dnia przed południem.

– Zaniosę po południu, to jutro już będzie.

– Czy ma pani już ten talk? – pytam następnego dnia. – Nie miałam wczoraj czasu, ale dzisiaj zaniosę.

– Talk już jest? – pytam znów nazajutrz.

– A pana co to obchodzi? – krzyknęła. -To już jest moja sprawa, a nie pana. Od kiedy to chorzy interesują się takimi sprawami?

– Zawsze – jeśli te sprawy ich dotyczą – odpowiedziałem ostro. – Nie mam zamiaru przez pani niedbalstwo czekać jeszcze dwa tygodnie na wlewkę, a później okaże się, że w wyznaczonym terminie nie mogę być operowany i wyznaczą nowy termin za dwa lub trzy miesiące. Nie mam czasu na czekanie i niepotrzebne leżenie.

Wreszcie lekarka z naszego oddziału przyszła do mnie, by wykonać zabieg. Wbiła igłę do środka i wpuściła płyn znajdujący się w strzykawce. – Teraz niech pan leży-powiedziała po zabiegu-bo wkrótce zacznie boleć.

Po kolacji mój współlokator zdecydował urwać się do domu.

– Jak będzie się kto o mnie pytał, to niech pan powie, że jestem na spacerze.

– Dobrze, dobrze, urywaj się, ja już będę wiedział, co mam mówić. Późnym wieczorem już czułem się źle. Ciężki oddech i podwyższona temperatura. Po zgaszeniu świateł, kiedy już obowiązuje nocna cisza, przyszło kilku kolegów na pogawędkę, tak jak przychodzili każdego dnia i niejeden raz siedzieli do północy. Tego dnia wyprosiłem ich szybko. Czułem się źle i obawiałem się, że jeśli lekarz dyżurny posłyszy rozmowę, wejdzie do pokoju, a wtedy wpadnie mój współlokator. W czasie normalnej kontroli lekarz nigdy naszego pokoju nie sprawdzał, bo znajdował się on w bocznym korytarzu i tam kontrola nie docierała.

Usnąłem szybko. W nocy obudziłem się: nie wiem, czy to jeszcze sen mnie męczy, czy dzieje się ze mną coś niedobrego. Duszę się. Chcę zmienić pozycję i nie mogę się ruszyć. Ból i duszność, jakby położono na mnie olbrzymi ciężar, pod którym nie mogę zrobić najmniejszego ruchu. Wreszcie pomaleńku, z olbrzymim wysiłkiem udało mi się usiąść, a po chwili opuściłem nogi na podłogę. Wciąż się duszę. Oddech mój przypomina oddech zziajanego, zmęczonego gonitwą psa. Trzy oddechy na sekundę. W pozycji siedzącej jest mi trochę lżej oddychać. Zastanawiam się, co robić.

„Może to jest normalna reakcja przy takim zapaleniu opłucnej?” – myślę sobie. – Nie miałem nigdy zapalenia opłucnej, a tym bardziej wywołanego sztucznie. Lekarka powiedziała, że będzie bolało, i boli. Opowiadała mi chora z oddziału chirurgicznego, że gdy jej zrobiono zapalenie, to po obudzeniu się w nocy usiadła na podłodze i histerycznie krzyczała, bo miała uczucie, że umiera.

Nie. Nie będę wzywał lekarza – bo jak przyjdzie, to się może zainteresować, dlaczego drugie łóżko jest wolne, a szkoda, żeby chłopaka wyrzucili karnie.

Siedzę na brzegu łóżka i dyszę. Wreszcie po godzinie takiego siedzenia nie wytrzymuję i naciskam dzwonek. Po kilku minutach przyszła salowa pytając, co mi potrzeba.

– Doktora – odpowiedziałem z przerwami, bo w tym czasie musiałem zrobić cztery oddechy. – Duszę się – dodałem.

Po pół godzinie przyszła pielęgniarka.

– Nigdzie nie mogę znaleźć lekarza-oświadczyła. -Szukałam wszędzie, mamy krwotok na drugim piętrze…

Cisnęło mi się na usta dużo dosadnych i niecenzuralnych słów pod adresem doktora i panujących stosunków, że lekarz, odchodząc może nawet do poważnego przypadku, nie powiedział pielęgniarce, dokąd idzie. Z przerwami, wolno, powiedziałem:

– Jak się doktor znajdzie, niech przyjdzie do mnie. Będę czekał, a zadzwonię dopiero wtedy, gdy już będzie ze mną naprawdę źle.

Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że ze mną naprawdę było już bardzo źle.

– A gdzie jest pacjent z tego łóżka? – zapytała pielęgniarka. – Na przepustce, do poniedziałku.

– Dam panu jego poduszki i niech się pan położy – ułożyła koce i poduszki w dużą piramidę, na której oparłem się tak, by być praw e w pozycji siedzącej.

Do rana już nie usnąłem. Dusiłem się wciąż, ale nie było pogorszenia. Rano, o godzinie ósmej, znów nacisnąłem dzwonek. Teraz już nie obawiałem się o kolegę, bo w niedzielę nie ma obowiązkowego leżakowania, więc do wieczornej ciszy był kryty. Przyszedł lekarz dyżurny, popatrzył, zapytał, co czuję, jaka temperatura, i poszedł, a po kilku minutach pielęgniarka przyniosła proszki, które położyła na stoliku, a dwa kazała połknąć natychmiast. Gdy wyszła, obejrzałem proszki i okazało się, że dostałem pabialginę i piramidon. „Taki mądry to ja jestem i bez lekarza” – pomyślałem.

Po śniadaniu odwiedzili mnie koledzy. Gdy powiedziałem im, co się ze mną dzieje, jeden – stary gruźlik – popatrzył i postawił diagnozę:

– Odma samoistna. Musiała się zatrzymać, bo bez pomocy lekarskiej już byś „wykorkował”.

– . Co to za cholera, ta odma samoistna? – zapytałem.

– Pęka jeden pęcherzyk płucny – informował kolega. – Przy wdechu powietrze wchodzi do niego, ale przy wydechu przez pęknięcie wychodzi między opłucne i tak za każdym oddechem. W ten sposób miedzy opłucnymi robi się odma, powietrza jest coraz więcej, uciska płuco i wreszcie pacjent albo się udusi, albo pęka płuco.

– Co trzeba robić w takim przypadku? – zapytałem.

– Lekarz wbija igłę i gumowym przewodem, przez bańkę z wodą, powietrze zostaje wydalone na zewnątrz. Znam przypadki – mówił dalej, kolega – że odma się nie zatrzymała. Gość kilka tygodni załączony był do butelki z wodą i wreszcie „wykorkował”. Masz szczęście, bo u ciebie na pewno się zatrzymała. Wiesz, co ci powiem -rąbnę w dyżurce igłę odmową. Gdyby było z tobą gorzej, a nie będzie lekarza, to wbijaj sam, w bok, pod pachą, bo inaczej wysiadka murowana.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na marginesie życia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na marginesie życia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Na marginesie życia»

Обсуждение, отзывы о книге «Na marginesie życia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x