– O czym?
– Ben odejdzie. Jego koledzy wyjadą stąd, a on razem z nimi.
Dawid zamyślił się, żując powoli jedzenie. Był bardzo zmęczony. Miał pięćdziesiąt lat, ale wyglądał jak sześćdziesięciolatek. Posiwiał, lekko się garbił. Miał wiecznie zatroskany wyraz twarzy i smutne oczy. Patrzył na Harriet tak, jakby spodziewał się, że zdarzy się coś złego.
– Dlaczego tak uważasz? Oni przychodzą tu, kiedy chcą, i robią, co im się podoba. Biorą jedzenie z lodówki.
– To im się znudzi. Wyjadą do Londynu, albo innego dużego miasta. W zeszłym tygodniu nie było ich pięć dni.
– Myślisz, że Ben pojedzie z nimi?
– Tak.
– Nie ściągniesz go z powrotem?
Harriet nie odpowiedziała. Czuła się urażona i chciała, żeby Dawid o tym wiedział.
– Przepraszam. Jestem zmęczony. Plotę trzy po trzy.
– Kiedy Ben wyjedzie, moglibyśmy pojechać na wakacje, tylko we dwoje.
– Moglibyśmy. – W jego głosie zabrzmiała nadzieja.
Położyli się do łóżka. Przez jakiś czas rozmawiali o tym, że odwiedzą Janeczkę. Zamierzali też pojechać do Pawła z okazji Dnia Otwartego w szkole.
Byli sami w wielkim pokoju, gdzie urodziły się wszystkie dzieci oprócz Bena. Na wyższych piętrach i strychu panowała cisza. Na dole był pusty salon i kuchnia. Zamknęli drzwi wejściowe na klucz. Jeśli Ben zdecyduje się wrócić na noc, będzie musiał zadzwonić.
– Kiedy Ben stąd wyjedzie, będziemy mogli kupić dom w jakimś ładnym miejscu – powiedziała Harriet. – Może dzieci zechcą nas odwiedzać, kiedy nie będzie Bena.
Dawid nie odpowiedział. Spał.
Wkrótce potem Ben wyjechał na kilka dni z kolegami. Harriet widziała ich w telewizji. W północnym Londynie wybuchły zamieszki. Pokazano młodych ludzi, którzy rzucali cegłami, kawałkami żelaza i kamieniami. Ben i jego koledzy stali z boku, śmiejąc się szyderczo i pokrzykując zachęcająco.
Wrócili następnego dnia, ale nie usiedli przed telewizorem. Kipieli energią. Ben nie nocował w domu. W porannych wiadomościach podano, że bandyci napadli na mały sklep, w którym znajdowało się stoisko pocztowe. Sprzedawcę związano i zakneblowano. Kobieta, która pracowała przy stoisku pocztowym, została pobita, znaleziono ją nieprzytomną na podłodze.
Tamtego wieczoru, o dziewiętnastej, Ben pojawił się w domu z kolegami. W przeciwieństwie do nich zachowywał się spokojnie. Kiedy Harriet weszła do pokoju, chłopcy zerknęli na siebie porozumiewawczo, dając jej do zrozumienia, że mają jakąś tajemnicę. Wyciągali z portfeli banknoty, gładzili i chowali z powrotem. Gdyby była policjantką, ci podnieceni młodzieńcy o zaczerwienionych twarzach wzbudziliby w niej najgorsze podejrzenia.
Ben nie był podekscytowany jak pozostali. „Może nie brał w tym udziału”, pomyślała Harriet, ale po chwili przypomniała sobie, że widziała syna w telewizji.
– Pokazywali was w wiadomościach – powiedziała.
– Byliście w Whitestone Estates.
– Pewnie, że tam byliśmy – pochwalił się Billy.
– Tak, to my – zawołał Derek i podniósł do góry kciuk. Elvis uśmiechał się ironicznie. Tego wieczoru Ben przyprowadził do domu nowych kolegów. Wszyscy wyglądali na zadowolonych.
Kilka dni później Harriet powiedziała:
– Chcemy sprzedać dom. Nie zrobimy tego natychmiast, ale za jakiś czas na pewno go sprzedamy.
Patrzyła uważnie na syna. Chłopiec odwrócił głowę i spojrzał jej w oczy, ale nic nie powiedział.
– A więc jednak – odezwał się Derek przymilnym głosem.
Czekała, aż Ben podejmie ten temat, ale tego nie zrobił. Czy był tak bardzo związany z gangiem, że przestał uważać dom za swój?
Kiedy zostali sami, Harriet powiedziała:
– Ben, pewnego dnia możesz mnie tu nie zastać. Podam ci adres, pod którym zawsze będziesz mógł mnie znaleźć.
– Poczuła, że Dawid przygląda się jej z ironicznym uśmiechem. Wiem, że on zrobiłby to samo na moim miejscu, pomyślała. Tacy po prostu jesteśmy i nic na to nie poradzimy.
Ben zabrał kartkę, na której napisała: „Harriet Lovatt, Molly i Fryderyk Burkę”. Poniżej widniał ich adres w Oksfordzie. Któregoś dnia Harriet znalazła kartkę walającą się po podłodze w pokoju Bena i nie próbowała rozmawiać z nim więcej na ten temat.
Minęła wiosna, nadeszło lato. Ben i jego koledzy pojawiali się coraz rzadziej. Czasem znikali na kilka dni. Derek jeździł teraz na motorze.
Ilekroć Harriet czytała o włamaniu albo gwałcie, myślała o gangu Bena. Jestem niesprawiedliwa, mówiła sobie. Nie można ich winić za wszystko! Marzyła o tym, żeby Ben na dobre wyjechał z kolegami. Chciała zacząć nowe życie i sprzedać dom, w którym przeżyła tyle nieszczęśliwych chwil.
Ale Ben i jego znajomi wracali. Siadali w czterech albo w pięciu przed telewizorem w dużym pokoju, nie wyjaśniając, gdzie się podziewali. Czasem przychodziło dziesięciu albo jedenastu. Nie otwierali lodówki, było w niej teraz mało jedzenia. Przynosili wielkie torby pełne smakołyków z różnych krajów. Jedli pizzę, zapiekanki, chińskie i hinduskie potrawy, pitę z sałatką, taco, tortillę, samosas, chili eon carne, ciasta, paszteciki i kanapki. Typowi Anglicy, myślała Harriet. Jedzą to, co lubią ich rodzice. Chłopcy pochłaniali ogromne ilości jedzenia. Rzucali na podłogę odpadki i nie sprzątali po sobie.
Sprzątała Harriet. Pocieszała się, że niedługo wszystko się zmieni.
Siadała przy dużym stole, a tymczasem chłopcy oglądali filmy w pokoju obok. Odgłosy telewizora mieszały się z ich okrzykami. Były to głosy wyalienowanych, bezmyślnych, wrogich istot.
Rozmiary stołu działały na Harriet kojąco. Niegdyś należał do rzeźnika. Kiedy go kupili, drewno było szorstkie i chropowate. Blat został na woskowany. Od tamtego czasu dotykały go tysiące rąk, palców, rękawów, łokci i policzków dzieci, które zasypiały na kolanach rodziców. Niemowlęta uczyły się na nim chodzić, podczas gdy cała rodzina stała z boku, klaszcząc. W ciągu dwudziestu lat powierzchnia dębowego blatu stała się tak gładka, że ślizgały się na niej palce. Przypominała skórę, na której delikatne zarysowania układały się we wzory podobne do linii papilarnych. Tu i ówdzie powierzchnia blatu była zniszczona. W miejscu, gdzie Dorota postawiła kiedyś gorący garnek, widniało brązowe półkole. Obok było czarne kółko, ale Harriet nie mogła sobie przypomnieć, skąd się wzięło. Patrząc na blat pod odpowiednim kątem, widziało się niewielkie wgięcia i wklęśnięcia – ślady po podstawkach pod gorące naczynia.
Kiedy Harriet pochylała się nisko nad stołem, widziała swoje odbicie. Nie lubiła na siebie patrzeć. Miała czterdzieści pięć lat, ale, podobnie jak Dawid, wyglądała staro. Nie miało to związku z tym, że zaczęła siwieć, a skóra na jej twarzy poszarzała. Harriet czuła, że cząstka jej osobowości umarła, że utraciła osłonę.
Siadała prosto, żeby nie widzieć swojego odbicia, i myślała o tym, że stół, przy którym gromadzili się goście, stanowił kiedyś centrum życia rodzinnego. Przypominała sobie sceny sprzed dwudziestu, piętnastu, dwunastu i dziesięciu lat. Najpierw siadywała przy stole sama z Dawidem. Czasami przyjeżdżali jego rodzice, Dorota, jej siostry… Potem urodziły się dzieci… i nowe dzieci… Dwadzieścia, nawet trzydzieści osób pochylało się nad lśniącą powierzchnią stołu, do którego dostawiano z obu stron inne stoły i deski… Widziała w wyobraźni ten gigantyczny blat, zawsze uśmiechnięte twarze ludzi. W tej wizji idealnego świata nie było miejsca na krytykę i nieporządek. Niemowlęta… dzieci… Przypomniała sobie, jak w pokoju rozbrzmiewały dziecięce głosy i śmiech. Potem powierzchnia blatu ciemniała i pojawiał się Ben, niszczyciel, istota z innego świata. Harriet odwracała ostrożnie głowę. Bała się spojrzeć synowi w oczy. Siedział na krześle, z boku, i obserwował swoich kolegów. Czy jego oczy były zimne? Tak jej się zawsze wydawało. Co widział? Czy zastanawiał się nad czymś? Na pewno rejestrował w jakiś sposób to, co się działo. W porównaniu z nieokrzesanymi, niepewnymi siebie nastolatkami Ben wydawał się dojrzały. Miał ukształtowaną osobowość. Harriet patrzyła na niego i odnosiła wrażenie, że cofa się o wiele tysięcy lat. Czy w epoce lodowcowej, kiedy ryby zamarzały w głębokich rzekach, ludzie w rodzaju Bena kryli się w jaskiniach pod ziemią? Czy wychodzili czasem na powierzchnię, aby zastawić w śniegu sidła na niedźwiedzia, ptaka, a nawet człowieka (przodka Harriet)? Czy gwałcili kobiety? Może w ten sposób dawali początek nowym rasom, dziś już dawno wymarłym, może zaszczepili swoje nasienie w ludzkiej matrycy, tak aby pojawić się ponownie, tu i teraz, na przykład pod postacią Bena?… (Być może niedługo przyjdzie na świat dziecko posiadające cechy Bena, myślała Harriet).
Читать дальше