• Пожаловаться

Cormac McCarthy: Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie

Здесь есть возможность читать онлайн «Cormac McCarthy: Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Современная проза / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Cormac McCarthy Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie

Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Oparta na autentycznych wydarzeniach z połowy XIX wieku historia czternastoletniego chłopca, który pewnego dnia ucieka z domu od owdowiałego ojca pijaka i wyrusza na Południe. Wkracza na drogę, która przypomina podróż Dantego w głąb Piekła. To czasy bezlitosnej masakry Indian, ciemne karty w historii Ameryki, naznaczone przemocą i bezprawiem. W 2006 r. książka zajęła trzecie miejsce w plebiscycie „New York Timesa” na najważniejszą powieść amerykańską 25-lecia. Planowana jest jej ekranizacja (reż. Ridley Scott). 'Arcydzieło. Połączenie „Piekła”, „Iliady” i „Moby Dicka”. Dawno nie czytałem podobnej książki. Wspaniałe, zapierające dech w piersi dzieło'. (John Banville)

Cormac McCarthy: другие книги автора


Кто написал Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Na rozkaz.

Zaciągnijcie tego człowieka.

* * *

Obóz znajdował się w górze rzeki, na skraju miasteczka. Namiot pozszywany ze starych bud od wozów, kilka szałasów z patyków i zagroda w kształcie ósemki, też zrobiona z gałęzi, gdzie w słońcu stało kilka nadąsanych pstrokatych koników.

Kapralu, zawołał sierżant.

Nie ma go.

Zsiadł z konia, pomaszerował do namiotu i odgarnął połę. Dzieciak siedział na mule. W cieniu drzewa leżało trzech mężczyzn, którzy mu się przypatrywali. Witaj, odezwał się jeden.

Witaj.

Nowy jesteś?

Na to wygląda.

Kapitan mówił, kiedy wyruszamy z tego zadupia?

Mnie nic nie mówił.

Sierżant wrócił z namiotu. Gdzie on jest?, spytał.

W miasteczku.

W miasteczku, powtórzył. Chodź tutaj.

Mężczyzna podniósł się z ziemi, zbliżył do namiotu i stanął z rękami opartymi na lędźwiach.

Ten tutaj nie ma wyposażenia, powiedział sierżant.

Mężczyzna kiwnął głową.

Kapitan da mu koszulę i trochę pieniędzy, żeby połatał buty. Musimy mu znaleźć coś, na czym mógłby jechać, no i potrzebne będzie siodło.

Siodło.

Może uda mu się sprzedać tego muła za tyle, żeby sobie jakieś kupić.

Mężczyzna popatrzył na muła, a potem odwrócił się i spojrzał zmrużonymi oczami na sierżanta. Pochylił się i splunął. Za tego nie dostanie nawet dziesięciu dolarów.

Dostanie tyle, ile dostanie.

Zabili następnego wołu.

Nie chcę o tym słyszeć.

Nic nie poradzę.

Nie powiem o tym kapitanowi. Będzie tak wywracał oczami, że mu się odkleją i wypadną na podłogę.

Mężczyzna znowu splunął. Święta prawda, powiedział.

Zajmij się tym tutaj. Ja muszę iść.

Dobra.

Wszyscy zdrowi?

Tak.

Dzięki Bogu.

Wdrapał się na siodło i szarpnął lekko wodze. Spojrzał przez ramię i pokręcił głową.

Wieczorem dzieciak pojechał z dwoma innymi rekrutami do miasteczka. Wykąpał się, ogolił, włożył niebieskie sztruksowe spodnie i bawełnianą koszulę, które dostał od kapitana, i gdyby nie buty, byłby całkiem odmieniony. Jego koledzy dosiadali małych pstro umaszczonych koni, które jeszcze czterdzieści dni wcześniej były dzikimi zwierzętami na stepie, więc płoszyły się, brykały i kłapały zębami jak żółwie.

Poczekaj, aż dostaniesz takiego, powiedział starszy szeregowiec. Nie wiesz jeszcze, co to prawdziwa zabawa.

Te konie całkiem dobre, dodał drugi.

Został jeden albo dwa, co nadadzą się dla ciebie.

Dzieciak spojrzał na nich z grzbietu muła. Jechali po jego obu stronach jak eskorta, a muł kłusował z podniesionym łbem, łypiąc nerwowo na boki.

Każdy taki wykatapultuje cię z siodła, powiedział starszy szeregowiec.

Przejechali przez plac zatłoczony wozami i inwentarzem. Imigranci, Teksańczycy i Meksykanie, niewolnicy, Apacze Lipan i wysłannicy z plemienia Karankawa, rośli i srodzy, o twarzach pokolorowanych na niebiesko, dłoniach zaciśniętych na drzewcach dwumetrowych włóczni, prawie całkiem nadzy dzikusi o pomalowanych ciałach i rzekomym upodobaniu do ludzkiego mięsa, ekstrawaganccy nawet w tak barwnym towarzystwie. Trzymając krótko wodze, rekruci skręcili za budynkiem sądu i minęli areszt za wysokim murem naszpikowanym u szczytu kawałkami szkła. Na placu Głównym zebrała się orkiestra strojąca instrumenty. Ruszyli w ulicę Salinas, obok małego kasyna i straganów z kawą, i tam właśnie znajdowały się budy i małe sklepiki z błota, w których ulokowało się kilku meksykańskich rymarzy, a także handlarze, hodowcy kogutów, latacze obuwia i szewcy. Starszy szeregowiec pochodził z Teksasu i mówił trochę po hiszpańsku, próbował więc przehandlować muła. Drugi chłopak urodził się w Missouri. Byli w dobrych humorach, wymyci i uczesani, w czystych koszulach i tak dalej. Każdy z nich myślał o wieczorze przy kieliszku, a być może przy boku kobiety. Iluż to młodzieńców wracało do domu zimnych i martwych po takich nocach i takich planach.

Za muła z uprzężą dostali ciężkie siodło teksaskie – surowe drewno pokryte niewyprawioną skórą – nienowe, ale mocne. I nową uzdę, i nowe wędzidło. I tkany wełniany koc z Saltillo, który był albo nowy i przykurzony, albo nienowy. I wreszcie złotą monetę wartą dwa i pół dolara. Teksańczyk spojrzał na mały pieniądz na dłoni dzieciaka i zażądał więcej, ale rymarz pokręcił głową i wzniósł do góry ręce w geście wyrażającym nieodwołalność.

A buty?, spytał dzieciak.

Y sus botas, powiedział Teksańczyk.

Botas?

Sí. Wykonał ruch naśladujący szycie.

Rymarz spojrzał na buty. Zgiął palce ze zniecierpliwieniem, a dzieciak ściągnął buty i stanął boso w pyle.

Kiedy już wszystko zostało załatwione, wyszli na ulicę i popatrzyli na siebie. Starszy szeregowiec spojrzał na chłopaka z Missouri. Masz jakie pieniądze, Earl?

Ani złamanego centa.

Ja też nie. W takim razie trzeba będzie zawieźć dupsko z powrotem do tego nędznego grajdoła.

Dzieciak poprawił ciężką uprząż na ramieniu. Mamy przecież tego złotego orła do przepicia, powiedział.

* * *

W Laredito zapada już zmierzch. Nietoperze wylatują z kryjówek w budynku sądu i na wieży, krążą nad ulicami. Powietrze jest przesycone wonią węgla drzewnego. Dzieci i psy kucają przy nieckach w błocie, koguty trzepoczą skrzydłami i gnieżdżą się w gałęziach drzew owocowych. Idą na piechotę, trzej towarzysze, obok nagiego muru. Z placu dobiega niewyraźnie muzyka orkiestry. Mijają beczkowóz na ulicy, mijają dziurę w murze, za którym w blasku małego paleniska stary mężczyzna kuje metal. Mijają młodą dziewczynę przy wejściu do domu, której urodę rozpoznają potem w kwiatach dokoła.

Wreszcie stają u drewnianych drzwi, wpasowanych w jeszcze większe drzwi lub wrota, i każdy z nich musi przestąpić wysoki próg, starty z wierzchu przez podeszwy tysięcy butów, o który setki głupców przewracało się albo potykało i wybiegało pijackim krokiem na ulicę. Mijają długą pergolę na dziedzińcu, obok altany z dzikiego wina, gdzie małe ptaki przysypiają o zmierzchu pośród nagich sękatych gałęzi. Wmaszerowują do rozświetlonej kantyny, idą, schylając głowy pod niskim stropem, i stają przy barze, jeden, drugi, trzeci.

W kantynie siedzi stary pomylony mennonita, który odwraca się, żeby się im przyjrzeć. Chudzielec w skórzanej kamizelce i kapeluszu o prostym rondzie nasuniętym równo na głowę, z cienkim wieńcem bokobrodów. Rekruci zamawiają szklaneczki whiskey, wypijają i zamawiają następne. Na stolikach przy ścianach toczy się gra w cztery karty, a przy innym stole siedzą kurwy, zerkające na rekrutów. Ci stoją bokiem przy kontuarze, z kciukami zatkniętymi za pasy, i rozglądają się po sali. Rozmawiają głośno o swojej wyprawie, a stary mennonita kręci smutno głową, popija ze szklaneczki i coś mamrocze.

Zatrzymają was nad rzeką, mówi.

Starszy szeregowiec patrzy za plecy swoich towarzyszy. Do mnie gadasz?

Nad rzeką. Wspomnisz moje słowa. Wszyscy, co do jednego, wylądujecie w więzieniu.

Kto nas zatrzyma?

Wojsko Stanów Zjednoczonych. Generał Worth.

Takiego wała, cholera.

Lepiej się módl, żeby tak było.

Starszy szeregowiec patrzy na swoich towarzyszy. Nachyla się do mennonity. Co to niby znaczy, stary?

Że gdy przejdziecie przez rzekę jako uzbrojeni flibustierzy, to już nie wrócicie.

Ani nam się śni wracać. Ruszamy do Sonory.

A co ci do tego, stary?

Mennonita patrzy w wiszące nad barem lustro, w którym rekrutów przesłania ocieniony mrok. Odwraca się do nich. Oczy ma wilgotne i mówi powoli. Gniew boży na razie leży uśpiony. Zakryty został milion lat przed nastaniem człowieka i tylko w mocy człowieka jest go obudzić. Piekło nie zapełniło się jeszcze nawet w połowie. Usłyszcie moje słowa. Niesiecie na obczyznę wojnę rozpętaną przez szaleńca. Obudzicie nie tylko psy.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Paweł Huelle: Weiser Dawidek
Weiser Dawidek
Paweł Huelle
David Brin: Listonosz
Listonosz
David Brin
Olga Tokarczuk: Prawiek I Inne Czasy
Prawiek I Inne Czasy
Olga Tokarczuk
Cormac McCarthy: Droga
Droga
Cormac McCarthy
Отзывы о книге «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»

Обсуждение, отзывы о книге «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.