Graeber zawahał się. Po chwili delikatnie zmiótł śnieg rękawiczką.
– To on – powtórzył.
Mucke był wyraźnie podniecony. Sam objął teraz komendę. Ponieważ chodziło o oficera, uważał, że powinna się tym zająć wyższa szarża.
– Podnieście go! Hirschland i Sauer za nogi, Steinbrenner i Berning za ręce. Graeber, uważajcie na głowę! Tylko jednocześnie – raz, dwa, hoop…
Zwłoki poruszyły się.
– Jeszcze raz! Raz, dwa, hop!
Zwłoki poruszyły się znowu. Spod nich, ze śniegu, dobiegło jakby głuche westchnienie. To ze świstem wdarło się tam powietrze.
– Panie feldfeblu! – krzyknął nagle Hirschland. – Noga odpada!
W istocie, but się obsuwał. Ciało przegniło w skórzanej cholewie i rozpadało się teraz.
– Puśćcie! Opuście go z powrotem! – wrzeszczał Mucke. Ale było już za późno. Zwłoki wyśliznęły się i but pozostał w ręku Hirschlanda.
– Czy jest tam w środku noga? – zapytał Immermann.
– Odstawcie but na bok i kopcie dalej! – krzyknął Mucke do Hirschlanda. – Kto mógł przypuszczać, że on już tak przegnił. A wy, Immermann, bądźcie cicho. Trzeba mieć szacunek dla śmierci!
Immermann spojrzał na Muckego zdumiony, ale zamilkł.
W kilka chwil później odgarnęli resztę śniegu wokół ciała. W mokrym mundurze znaleźli portfel z dokumentami. Pismo, choć zamazane, dało się jeszcze odcyfrować. Graeber miał rację – to był podporucznik Reicke, który na jesieni dowodził plutonem w ich kompanii.
– Musimy o tym natychmiast zameldować – powiedział Mucke. – Zostańcie tu! Zaraz wrócę!
Ruszył w stronę domu, w którym mieszkał dowódca kompanii. Był to jedyny budynek w niezłym stanie. Przed rewolucją mieszkał tu chyba pop. Rahe siedział w dużej izbie. Mucke spojrzał nienawistnie na wielki rosyjski piec, w którym płonął ogień. Na przypiecku spał owczarek dowódcy. Feldfebel złożył meldunek i Rahe wyszedł razem z nim.
Podporucznik długo przyglądał się zwłokom Reickego.
– Zamknijcie mu oczy – powiedział wreszcie.
– Nie da rady, panie poruczniku – odparł Graeber. – Powieki już przegniły. Urwą się.
Rahe spojrzał w stronę zrujnowanej cerkwi.
– Zanieście go na razie tam. Czy mamy trumnę?
– Mieliśmy kilka na szczególne okazje, ale zostawiliśmy – meldował Mucke. – Zdobyli je Rosjanie. Mam nadzieję, że im się przydadzą.
Steinbrenner zaśmiał się. Rahe nawet się nie uśmiechnął.
– Czy można by sklecić jakąś trumnę?
– Za długo to potrwa, panie poruczniku – odpowiedział Graeber. – Ciało już się rozpada. Zresztą we wsi nie ma odpowiedniego drewna.
Rahe skinął głową.
– Złóżcie go więc na płachtę brezentową. Zostanie w niej pochowany. Wykopcie grób i zbijcie krzyż.
Graeber, Sauer, Immermann i Berning zanieśli rozpadające się zwłoki do cerkwi. Za nimi szedł, ociągając się, Hirschland z butem, w którym tkwiły szczątki nogi.
– Feldfebel Mucke! – odezwał się Rahe.
– Tak jest, panie poruczniku!
– Przyślą nam dzisiaj czterech schwytanych partyzantów rosyjskich. Jutro rano mają być rozstrzelani. Nasza kompania dostała taki rozkaz. Spytajcie w waszym plutonie, kto pójdzie na ochotnika. Jeżeli nikt się nie zgłosi, kancelaria wyznaczy ludzi.
– Tak jest, panie poruczniku!
– Diabli wiedzą, dlaczego akurat my to musimy robić. Zresztą w tym bałaganie…
– Melduję się na ochotnika – powiedział Steinbrenner.
– Dobrze. – Twarz Rahego pozostała bez wyrazu. Wykopaną w śniegu dróżką zawrócił do domu.
“Z powrotem do swojego pieca – pomyślał Mucke. – Co za mazgaj! Wielka mi rzecz, rozstrzelać kilku partyzantów. Tak, jakby oni nie rozwalali setkami naszych towarzyszy!”
– Jeżeli Rosjanie przyjdą wcześniej, mogliby od razu wykopać grób i dla Reickego – rzekł Steinbrenner. – Nie będziemy mieli z tym roboty, odwalą wszystko za jednym zamachem. Co, panie feldfeblu?
– Niech i tak będzie! – Muckego żółć zalewała. “Belferska dusza – pomyślał o swoim dowódcy. – Chuda szczapa w rogowych okularach. Poruczniczyna jeszcze z pierwszej wojny! Teraz też nie dochrapał się awansu. Dzielny, to prawda, ale któż z nas nie jest dzielny? Nie ma jednak natury wodza…”
– Co sądzicie o Rahem? – zwrócił się do Steinbrennera.
Ten spojrzał na niego zdziwiony.
– To nasz dowódca kompanii.
– Zgoda, ale poza tym?
– Poza tym? Co poza tym?
– Nic – burknął Mucke.
– Dosyć głęboko? – spytał najstarszy Rosjanin.
Był to mężczyzna lat około siedemdziesięciu, z brudną, siwą brodą i ciemnoniebieskimi oczami. Mówił łamaną niemczyzną.
– Stul pysk, bolszewiku; mów tylko wtedy, kiedy cię pytają – warknął Steinbrenner. Był bardzo ożywiony. Wzrokiem śledził kobietę, która znajdowała się wśród partyzantów. Była młoda i krzepka.
– Głębiej – powiedział Graeber; pilnował jeńców razem ze Steinbrennerem i Sauerem.
– Dla nas? – spytał znów Rosjanin.
Steinbrenner przyskoczył szybko i zwinnie i z całej siły uderzył go na odlew w twarz.
– Powiedziałem ci już, dziadku, że masz zamknąć pysk. Co ty sobie wyobrażasz? Tu nie jarmark!
Uśmiechnął się. W twarzy jego nie było złości. Malowało się na niej jedynie zadowolenie, jakie widać czasem u dziecka, gdy znęca się nad schwytaną muchą.
– Nie, ten grób nie jest dla was – odparł Graeber.
Rosjanin nawet nie drgnął. Stał spokojnie i tylko patrzył na Steinbrennera. Ten również go obserwował. Twarz mu się nagle zmieniła: była teraz napięta i czujna. Przypuszczał, że Rosjanin rzuci się na niego, i czekał tylko na pierwszy odruch. Nie miałoby wielkiego znaczenia, gdyby go teraz zastrzelił; ten człowiek i tak został skazany na śmierć i nikt by nawet nie spytał, czy Steinbrenner działał w obronie własnej, czy nie. Dla niego jednak nie było to obojętne. Graeber zastanawiał się, czy prowokowanie Rosjanina było dla Steinbrennera tylko pewnego rodzaju sportem, czy też tkwiła w nim jeszcze resztka jakiejś dziwacznej pedanterii, która kazała mu szukać pretekstu, aby i morderstwo miało pozór legalności. Zapewne chodziło o jedno i drugie. O jedno i drugie równocześnie. Graeber nieraz już zdołał to zaobserwować. Rosjanin nie poruszył się. Krew ciekła mu z nosa i wsiąkała w brodę. Graeber rozmyślał, jak by on sam postąpił w podobnej sytuacji: czy rzuciłby się na wroga wiedząc, że czeka go natychmiastowa śmierć, czy też przyjąłby wszystko spokojnie, w zamian za kilka godzin, za jeszcze jedną noc życia. Sam nie wiedział.
Rosjanin powoli schylił się i sięgnął po kilof. Steinbrenner cofnął się o krok. Był gotowy do strzału. Ale Rosjanin nie wyprostował się. Znów zaczął kopać na dnie dołu. Steinbrenner uśmiechnął się szyderczo.
– Kładź się – rozkazał.
Rosjanin odstawił kilof i położył się w dole. Leżał bez ruchu i tylko kilka grudek śniegu spadło na niego, gdy Steinbrenner podszedł do grobu.
– Dosyć długi? – spytał Steinbrenner Graebera.
– Chyba tak. Reicke nie był wysoki.
Rosjanin spojrzał w górę. Miał szeroko otwarte oczy. Wydawało się, że to błękit nieba w nich się odbija. Broda wokół jego ust falowała lekko przy oddychaniu. Przez chwilę jeszcze Steinbrenner spoglądał na niego z góry.
– Raus! - zawołał wreszcie.
Rosjanin wygramolił się z dołu. Mokra ziemia oblepiła mu kaftan.
– No dobrze – powiedział Steinbrenner spoglądając na kobietę. – Teraz pójdziemy kopać groby dla was. Nie muszą być tak głębokie. Nic się nie stanie, jeśli was latem lisy zeżrą .
Читать дальше