– Trzeba go wydobyć – powiedział Rahe.
– Wedle rozkazu!
– Postawcie do tego od razu kilku ludzi. Nie jest to piękny widok.
“Mazgaj – pomyślał Mucke. – Gówniarz! Widok mu się nie podoba! Jakby to był pierwszy trup, którego widzimy!”
– To niemiecki żołnierz – odezwał się Rahe.
– Wedle rozkazu, panie poruczniku. Ale od czterech dni znajdujemy tylko Rosjan.
– Każcie go wydobyć. Wtedy zobaczymy, co to za jeden.
Rahe zawrócił do swojej kwatery.
“Zarozumiała małpa – pomyślał Mucke. – Ma piec, ciepły dom, a na szyi dynda mu Krzyż Rycerski. Ja nie mam nawet Żelaznego Krzyża I klasy, choć zasłużyłem na to chyba nie mniej niż on na swoją blaszaną rupieciarnię".
– Sauer! – krzyknął. – Immermann! Chodźcie tutaj! I weźcie ze sobą łopaty! Jest tam jeszcze kto? Graeber! Hirschland! Berning! Steinbrenner, obejmiecie komendę! Widzicie tę rękę? Wykopać i pochować, jeżeli to Niemiec! Założyłbym się, że to nie nasz.
Steinbrenner przyczłapał powoli.
– Założymy się? – spytał. Miał wysoki, chłopięcy głos i bezskutecznie usiłował mówić basem. – O ile?
Mucke zawahał się.
– Trzy ruble – powiedział po chwili. – Trzy ruble okupacyjne.
– Pięć! Poniżej pięciu nie zakładam się.
– Zgoda, niech będzie pięć. Ale gotówką!
Steinbrenner zaśmiał się. Zęby jego zabłysły w bladym słońcu. Miał dziewiętnaście lat, blond włosy i twarz gotyckiego anioła.
– Naturalnie, gotówką! Jakżeby inaczej?
Mucke nie bardzo lubił Steinbrennera, ale go się bał i wolał być ostrożny. Steinbrenner przyszedł z SS. Miał złotą odznakę Hitlerjugend. Należał wprawdzie do kompanii, ale wszyscy wiedzieli, że jest donosicielem i szpiclem gestapo.
– Dobrze już, dobrze. – Mucke wyciągnął z kieszeni papierośnicę z wiśniowego drzewa. Na wieczku wypalony był wzór w kwiaty. – Zapalisz ?
– No pewnie!
– Steinbrenner! Fuhrer nie pali – odezwał się niedbale Immermann.
– Stul pysk!
– Sam stul pysk, ty bękarcie!
– Widać zbyt dobrze ci się powodzi! – Długie rzęsy Steinbrennera uniosły się w górę; spojrzał z ukosa na Immermanna. – Zapomniałeś już o wszystkim, co?
Immermann zaśmiał się.
– Tak łatwo nie zapominam, Maks. Wiem, co masz na myśli. Ale i ty nie zapominaj, co j a powiedziałem: fuhrer nie pali. Tylko tyle. Mam na to czterech świadków. A fuhrer naprawdę nie pali. Wszyscy o tym wiedzą.
– Dosyć tego ględzenia – przerwał Mucke. – Weźcie się do kopania. Rozkaz dowódcy kompanii.
– No to jazda! – Steinbrenner zapalił papierosa, którego mu dał Mucke.
– Odkąd to wolno palić na służbie? – spytał Immermann.
– To nie służba. – Mucke był wyraźnie zirytowany. – Przestańcie wreszcie gadać i wykopcie tego Rosjanina. Hirschland, wy też.
Hirschland zbliżył się. Na jego widok Steinbrenner zarechotał:
– Wykopywanie trupów to w sam raz robota dla ciebie, Izaak! Dobrze to zrobi twojej żydowskiej krwi. Taka praca wzmacnia ciało i ducha. Jazda, bierz się do roboty!
– Jestem w trzech czwartych Aryjczykiem – powiedział Hirschland. Steinbrenner dmuchnął mu dymem z papierosa prosto w twarz.
– Tak ty uważasz! W moim pojęciu jesteś ćwierć-Żydem i tylko wspaniałomyślności fuhrera zawdzięczasz, że pozwolono ci walczyć ramię przy ramieniu z prawdziwymi niemieckimi żołnierzami. Jazda, wykop tego Ruska! Zbytnio już śmierdzi dla delikatnego nosa naszego porucznika.
– To nie Rosjanin – odezwał się Graeber, który ułożył tymczasem pomost z desek i zaczął odgarniać śnieg z ramion i piersi trupa. Teraz widać było wyraźnie przesiąkły wodą mundur.
– Nie Rosjanin? – Steinbrenner szybko i pewnie jak tancerz przebiegł po chwiejnych deskach i przykucnął obok Graebera. – Rzeczywiście! To niemiecki mundur! – Odwrócił się. – Mucke, to nie Rosjanin! Wygrałem!
Feldfebel zbliżył się ociężale. Spoglądał w głąb dołu, z którego brzegów powoli spływała woda.
– Nic nie rozumiem – mruknął. – Prawie przez cały tydzień znajdowaliśmy tylko Rosjan. To widać jakiś z grudnia, tylko zapadł się głębiej.
– Równie dobrze może to być któryś z października – powiedział Graeber. - Wtedy nasz pułk tędy przechodził.
– Bzdura! To żaden z naszych.
– Owszem. Doszło tu wówczas do nocnego starcia. Rosjanie cofnęli się, a my musieliśmy zaraz iść dalej.
– Słusznie – potwierdził Sauer.
– Bzdura! Nasze odwody na pewno znalazły i pogrzebały wszystkich poległych. Na pewno!
– To wcale nie jest takie pewne. Pod koniec października była już nielicha śnieżyca, a my posuwaliśmy się wtedy jeszcze szybko naprzód.
– Już drugi raz to mówisz. – Steinbrenner spojrzał przeciągle na Graebera.
– Jeśli chcesz, możesz to usłyszeć jeszcze raz. Wtedy przeszliśmy do przeciwnatarcia i posunęliśmy się o ponad sto kilometrów.
– A teraz cofamy się, tak?
– Teraz wróciliśmy na to samo miejsce.
– Chcesz powiedzieć, że się cofamy? Tak czy nie?
Immermann ostrzegawczo szturchnął Graebera.
– A może idziemy naprzód? – spytał Graeber.
– Po prostu skracamy front – wtrącił Immermann spoglądając szyderczo w twarz Steinbrennera. – Od roku już. Strategiczna konieczność, aby wygrać wojnę. Każdy o tym wie.
– On ma pierścionek na palcu – powiedział nagle Hirschland. Kopał dalej i odgarnął śnieg z drugiej ręki trupa.
Mucke nachylił się.
– Rzeczywiście! Nawet złoty! To ślubna obrączka.
Wszyscy spojrzeli w tę stronę.
– Strzeż się Steinbrennera – szepnął Immermann do Graebera. – Przez tę świnię możesz stracić urlop. Zadenuncjuje cię jako defetystę. Czyha na takie okazje.
– On tylko robi z siebie ważnego. Lepiej sam uważaj. Na ciebie jest jeszcze bardziej cięty.
– Mnie wszystko jedno. I tak nie dostanę urlopu.
– To odznaki naszego pułku – zawołał Hirschland rozgrzebując śnieg rękami.
– A więc już na pewno nie Rosjanin, co? – Steinbrenner wyszczerzył zęby do feldfebla.
– Nie, nie Rosjanin – przyznał gniewnie Mucke.
– Dawaj pięć rubli! Szkoda, że nie założyliśmy się o dziesięć.
– Nie mam przy sobie pieniędzy.
– A gdzie je chowasz? W banku? Jazda, dawaj forsę!
Mucke z wściekłością spojrzał na Steinbrennera. Wydobył zawieszoną na piersi sakiewkę i odliczył pieniądze.
– Pechowy dzień, do diabła!
Steinbrenner schował wygraną. Graeber nadal pomagał Hirschlandowi odgrzebywać trupa.
– Zdaje się, że to Reicke – powiedział nagle.
– To podporucznik Reicke z naszej kompanii. Spójrzcie na naramienniki. A tu, u prawej ręki, brak mu kawałka palca.
– Bzdura! Reicke był raniony i odesłano go na tyły. Tak nam później powiedziano.
– A jednak to Reicke.
– Odgarnijcie mu śnieg z twarzy!
Graeber i Hirschland kopali dalej.
– Ostrożnie z łopatą! – zawołał Mucke. – Nie rozwalcie mu głowy!
– On już i tak nic nie czuje – powiedział Immermann.
– Stul pysk, ty komunisto! Tu spoczywa niemiecki oficer, który padł na polu chwały.
Spod śniegu wynurzyła się twarz. Była mokra i robiła osobliwe wrażenie. W oczodołach pełno jeszcze było śniegu, jakby rzeźbiarz nie zdążył wykończyć maski i pozostawił ją ślepą. Między sinymi wargami mocno błyszczał złoty ząb.
– Nie mogę go poznać – mruknął Mucke.
– To na pewno on. Wtedy straciliśmy tylko tego jednego oficera.
– Wytrzyjcie mu oczy.
Читать дальше