– Chciałabym pana prosić o coś bardzo ważnego – odezwała się dziewczyna.
Ale doktor Igor puścił jej słowa mimo uszu. Wziął stetoskop i zaczął osłuchiwać jej płuca i serce. Sprawdził jej odruchy i zajrzał w głąb źrenic za pomocą malej kieszonkowej latarki. Zauważył, że objawy zatrucia Vitriolem – czy Goryczą, jak wolał to nazywać – prawie całkowicie zanikły.
Sięgnął po telefon i poprosił pielęgniarkę, by przyniosła lekarstwo o jakiejś skomplikowanej nazwie.
– Podobno wczoraj wieczorem odmówiłaś przyjęcia zastrzyku – powiedział.
– Tak, ale czuję się już lepiej.
– Widać to dokładnie na twojej twarzy: podkrążone oczy, zmęczenie, brak refleksu. Jeśli chcesz wykorzystać tę resztkę czasu, jaka ci została, to stosuj się do moich zaleceń.
– Właśnie po to tu przyszłam. Chcę wykorzystać ten czasu po swojemu. Ile jeszcze mi go zostało?
Doktor Igor spojrzał na nią znad okularów.
– Może mi pan odpowiedzieć szczerze? – nalegała. – Nie boję się, ale też nie jest mi to obojętne. Chcę żyć, ale wiem, że to nie wystarczy i pogodziłam się ze swym losem.
– Czego więc chcesz?
Weszła pielęgniarka ze strzykawką. Gdy doktor Igor skinął gotową, podciągnęła delikatnie rękaw swetra Weroniki.
– Ile czasu mi jeszcze zostało? – zapytała ponownie Weronika.
– Dwadzieścia cztery godziny. Może mniej. Spuściła oczy i zagryzła wargi. Ale wciąż panowała nad sobą.
– Chciałam pana prosić o dwie przysługi. Po pierwsze, aby zaordynował mi pan jakiś środek, zastrzyk, wszystko jedno co, bylebym nie zasnęła i mogła wykorzystać każdą minutę, jaka jeszcze mi została. Jestem senna, ale nie chcę spać. Mam tyle do zrobienia, tyle spraw, które zawsze odkładałam na później, wtedy gdy sadziłam, że życie jest wieczne. Spraw, którymi przestałam się interesować, kiedy uznałam, że nie warto żyć.
– A jaka jest druga prośba?
– Chciałabym stąd wyjść i umrzeć na zewnątrz. Muszę zwiedzić zamek w Ljubljanie, który widziałam zawsze z daleka, ale nigdy mnie nie ciekawił na tyle, by zobaczyć go z bliska. Chcę porozmawiać z kobietą, która zimą sprzedaje pieczone kasztany, a wiosną kwiaty. Tyle razy spotykałyśmy się i nigdy nie zapylałam jej, jak się miewa? Zawsze wychodziłam z domu ciepło opatulona z obawy przed katarem, teraz mam ochotę przejść się po śniegu bez kurtki, by poczuć, co to przenikliwe zimno.
Chcę wreszcie, panie doktorze, poczuć krople deszczu na policzkach i uśmiechać się do mężczyzn, którzy mi się spodobają i przyjąć od nich wszystkie zaproszenia na kawę. Muszę ucałować moją matkę, powiedzieć, że ją kocham i wypłakać się w jej ramionach, okazując uczucia bez wstydu, bo one zawsze byty we mnie, tylko je ukrywałam.
Może wstąpię do kościoła, popatrzę na malowidła, które nigdy mi nic nie mówiły, a które w końcu może coś mi powiedzą. Jeśli jakiś mężczyzna zaprosi mnie na dyskotekę, nie odmówię i przetańczę całą noc, aż padnę z wyczerpania. Potem pójdę z nim do lóżka, ale nie będę, jak dotąd, starać się panować nad sobą i udawać to, czego nie czuję. Pragnę oddać się mężczyźnie, miastu, życiu i na koniec – śmierci.
Gdy Weronika zamilkła, zapadła ciężka cisza. Lekarz i pacjentka patrzyli sobie w oczy, pogrążeni w myślach, być może o niezliczonych możliwościach, jakie mogą przynieść dwadzieścia cztery godziny życia.
– Mogę dać ci środki stymulujące, ale odradzam ci ich użycia – odezwał się w końcu doktor Igor. – Oddalą co prawda sen, ale jednocześnie odbiorą ci spokój potrzebny do przeżycia tego, co zamierzasz.
Weronika poczuta się gorzej. Ilekroć dostawała ten zastrzyk, coś złego się z nią dziab.
– Jesteś coraz bledsza. Może byłoby lepiej, gdybyś się teraz położyła, a do rozmowy wrócimy jutro.
Znów miała ochotę wybuchnąć płaczem, ale powstrzymała się.
– Nie będzie żadnego jutra i pan dobrze o tym wie. Jestem zmęczona, doktorze, strasznie zmęczona. Dlatego prosiłam o lekarstwa. Tej nocy nie zmrużyłam oka, rozdarta między rozpaczą a rezygnacją. Strach mógłby wywołać kolejny atak histerii, jak wczoraj, ale na cóż by to się zdało? Skoro zostały mi dwadzieścia cztery godziny życia i tyle jeszcze spraw przede mną, postanowiłam, że lepiej odrzucić rozpacz. Doktorze, proszę, żeby mi pan pozwolił przeżyć tę odrobinę czasu, jaką jeszcze mam, bo oboje wiemy, że jutro może już być za późno.
– Idź teraz się przespać – powtórzył lekarz. I przyjdź do mnie w południe. Wrócimy wtedy do tej rozmowy.
Weronika zrozumiała, że nie ma innego wyjścia.
– Pójdę spać i wrócę. Ale czy mogę zająć panu jeszcze parę minut?
– Parę minut, nie więcej. Mam dzisiaj wiele spraw.
– Powiem wprost. Wczoraj w nocy, po raz pierwszy masturbowałam się bez żadnych zahamowań. Myślałam o wszystkim, o czym nigdy nie śmiałam pomyśleć, odkryłam rozkosz w tym, co dotychczas mnie przerażało, wręcz napawało wstrętem.
Doktor Igor przyjął postawę jak najbardziej służbową. Nie mali pojęcia, dokąd prowadzi ta rozmowa i nie chciał ściągać na swoją głowę kłopotów z przełożonymi.
– Odkryłam, że jestem zepsuta, doktorze. Chciałabym wiedzieć, czy przyczyniło się to do mojej próby samobójstwa? Jest we mnie tyle nieznanych obszarów.
"Uff! Chodzi tylko o moją opinię – pomyślał z ulgą. – Nie muszę wzywać na świadka pielęgniarki, żeby uniknąć procesu o molestowanie seksualne".
– Wszyscy szukamy nowych doświadczeń – odpowiedział. – Nasi partnerzy również. I gdzie tu problem?
– Niech mi pan odpowie, doktorze.
– Problem tkwi w tym, że jeśli wszyscy marzą, a tylko nieliczni wprowadzają te marzenia w czyn, to reszta czuje się tchórzami.
– Nawet jeśli ci nieliczni mają rację?
– Rację ma ten, kto jest silniejszy. Paradoksalnie, w tym przypadku, to tchórzliwi wykazują więcej odwagi i udaje im się narzucić swój punkt widzenia.
Doktor Igor nie chciał się dalej zagłębiać w temat.
– Proszę, idź trochę odpocząć. Mam jeszcze innych pacjentów. Jeśli mnie posłuchasz, zobaczę, co da się zrobić w sprawie twojej drugiej prośby.
Dziewczyna wyszła z gabinetu. Następną oczekującą pacjentką była Zedka, która mogła zostać wypisana ze szpitala. Doktor Igor poprosił, by chwilę poczekała, bo musiał zrobić notatki z dopiero co odbytej rozmowy.
Powinien koniecznie włączyć do swojej rozprawy o Vitriolu dodatkowy rozdział o seksie. Przecież to jest źródło znacznej części nerwic i psychoz. Podczas studiów doktor Igor czytał interesujący traktat o odchyleniach seksualnych: sadyzmie, masochizmie, koprofagii, podglądactwie, koprolalii ich lista była bardzo długa. Na początku sadził, że była to tylko sprawa paru niezrównoważonych osobników, niezdolnych do utrzymania zdrowych związków ze swymi partnerami.
Jednak w miarę praktyki psychiatrycznej, zdał sobie sprawę, że każdy człowiek miał na swoim ', koncie jakąś osobliwą historię do wyjawienia. Pacjenci siadali w wygodnym fotelu w jego gabinecie, spuszczali wzrok i zaczynali długi wywód 'o tym, co oni nazywali "chorobą" (tak jakby to nie on był lekarzem!), albo co oni nazywali "zboczeniem" (tak jakby to nie on był psychiatrą upoważnionym do orzekania o tym!).
I jeden po drugim, "normalni" ludzie wyjawiali swoje erotyczne fantazje, opisane w traktacie dziele, które broniło zresztą prawa każdego do osiągania orgazmu, jak mu się podoba, pod warunkiem, że nie działa się wbrew woli partnera. Kobiety, które uczyły się w szkołach prowadzonych przez siostry zakonne, marzyły o tym, by być poniżane. Urzędnicy w garniturach i krawatach przyznawali się, że wydają fortuny na prostytutki j rumuńskie, jedynie po to, by im lizać stopy. Chłopcy byli zakochani w chłopcach, dziewczęta – w koleżankach ze szkoły. Mężowie, którzy pragnęli oglądać, jak nieznajomi mężczyźni biorą ich żony, kobiety, masturbujące się, ilekroć znajdowały ślad zdrady męża.
Читать дальше