— Nie, sam do tego doszedłem.
— I tego nauczasz?
— Tak.
— A na przykład centurion Marek, którego nazywają Szczurzą Śmiercią, czy on także jest dobrym człowiekiem?
— Tak — odparł więzień. — Co prawda, jest to człowiek nieszczęśliwy. Od czasu, kiedy dobrzy ludzie go okaleczyli, stał się okrutny i nieczuły. Ciekawe, kto też tak go zeszpecił?
— Chętnie cię o tym poinformuję — powiedział Piłat — ponieważ byłem przy tym obecny. Dobrzy ludzie rzucili się na niego jak gończe na niedźwiedzia. Germanie wpili mu się w kark, w ręce, w nogi. Manipuł piechoty wpadł w zasadzkę i gdyby nie to, że turma jazdy, która dowodziłem, przedarła się ze skrzydła, nie miałbyś, filozofie, okazji do rozmowy ze Szczurzą Śmiercią. To było w czasie bitwy pod Idistaviso, w Dolinie Dziewic.
— Jestem pewien — zamyśliwszy się powiedział więzień — że gdyby ktoś z nim porozmawiał, zmieniłby się z pewnością.
— Sądzę — powiedział Piłat — że legat legionu nie byłby rad, gdyby ci wpadło do głowy porozmawiać z którymś z jego oficerów czy żołnierzy. Zresztą nie dojdzie do tego, na szczęście, i już ja będę pierwszym, który się o to zatroszczy.
Wpadła pod kolumnadę jaskółka, zatoczyła krąg pod złotym jej pułapem, obniżyła lot, nieomal musnęła ostrym skrzydłem twarz stojącego we wnęce miedzianego posągu i zniknęła za kapitelem kolumny. Być może zamierzała uwić tam gniazdo.
Procurator śledził jej lot, myśl miał teraz jasną i lotną, sentencja wyroku dojrzała. Była taka: hegemon rozpatrzył sprawę wędrownego filozofa Jeszui, którego zwą także Ha — Nocri, i w jego działalności nie dopatrzył się cech przestępstwa. Nie dopatrzył się zwłaszcza żadnego związku między działalnością Jeszui a niepokojami, które niedawno miały miejsce w Jeruszalaim. Wędrowny filozof okazał się być obłąkany, w związku z czym procurator nie zatwierdza wyroku śmierci wydanego na Ha — Nocri przez Mały Sanhedryn. Biorąc jednak pod uwagę to, że utopijne mowy szaleńca Ha — Nocri mogą stać się przyczyną rozruchów, procurator poleca wydalić Jeszuę z Jeruszalaim i uwięzić go w Caesarea Stratonica nad Morzem Śródziemnym, tam gdzie znajduje się rezydencja procuratora.
Pozostawało podyktować tę sentencję sekretarzowi.
Skrzydła jaskółki zafurkotały tuż nad głową hegemona, ptak przemknął nad basenem fontanny, wyleciał spod kolumnady na otwartą przestrzeń. Procurator podniósł wzrok na więźnia i spostrzegł obok niego gorejący słup pyłu.
— To już wszystko? — zapytał sekretarza.
— Niestety, nie — nieoczekiwanie odpowiedział tamten i podał Piłatowi następny kawałek pergaminu.
— Cóż więc jeszcze? — zapytał Piłat i zasępił się.
Kiedy przeczytał podany mu pergamin, jego twarz zmieniła się jeszcze bardziej. Czy to ciemna krew napłynęła do szyi i twarzy, czy też stało się coś jeszcze innego, dość że skóra na twarzy procuratora z żółtej stała się ziemista, a oczy jak gdyby się zapadły w głąb czaszki.
Powodem tego była z pewnością jak zwykle krew, która napłynęła do skroni i łomotała w nich teraz, ale coś jednocześnie stało się ze wzrokiem procuratora. Przywidziało mu się, że głowa więźnia odpłynęła kędyś w bok, a na jej miejscu pojawiła się inna. Ta druga głowa, łysiejąca, okolona była wieńcem z niewielu złotych listków. Na czole widniał okrągły wrzód, wyżartą skórę posmarowano maścią. Bezzębne usta były zapadnięte, dolna warga obwisła i kapryśna. Wydawało się Piłatowi, że znikły gdzieś różowawe kolumny tarasu i dalekie dachy Jeruszalaim., widniejące zwykle w dole za ogrodami, że wszystko dokoła zatonęło w gęstej zieleni ogrodów Caprejów. Ze słuchem także stało się coś dziwnego — jakby gdzieś w dali cicho, ale groźnie zagrały trąby i dobiegł wyraźny nosowy głos znacząco podkreślający słowa: „Ustawa o obrazie majestatu…”.
Pobiegły urywane, chaotyczne, niezwykłe myśli: „Zginął!..”, a potem — „Zginęliśmy!..” I błysnęła wśród tych myśli jakaś zupełnie głupia, o jakiejś tam nieśmiertelności, przy czym ta nieśmiertelność, nie wiedzieć czemu, była przyczyną niezwykłego smutku.
Piłat skupił wolę, odpędził widziadła, spojrzeniem powrócił na taras i znowu zobaczył przed sobą oczy więźnia.
— Słuchaj, Ha — Nocri — powiedział dziwnie jakoś spoglądając na Jeszuę; twarz procuratora była surowa, ale w oczach czaiła się trwoga. — Czy kiedykolwiek mówiłeś coś o wielkim Cezarze? Odpowiadaj! Mówiłeś?… Czy też… nie… mówiłeś. — Słowo „nie” Piłat podkreślił nieco bardziej, niżby to wypadało na sądzie, a jego spojrzenie przekazywało więźniowi jakąś myśl, jakby chciał coś aresztowanemu zasugerować.
— Łatwo i miło jest mówić prawdę — zauważył Jeszua.
— Nie muszę wiedzieć — powiedział Piłat głosem gniewnym i przytłumionym — czy miło ci, czy nie miło mówić prawdę. Będziesz musiał ją powiedzieć. Mów, rozważ każde słowo, jeśli nie pragniesz śmierci nie tylko niechybnej, ale i okrutnej.
Nikt nie wie, co się stało procuratorowi Judei, dość że pozwolił sobie na to, by podnieść rękę, jak gdyby osłaniajac się przed palącym słońcem, i spod osłony dłoni, jak zza tarczy, przesłał więźniowi porozumiewawcze spojrzenie.
— A więc — mówił — czy znasz niejakiego Judę z Kiriatu i co mianowicie mówiłeś temu człowiekowi o Cezarze, jeśliś mówił?
— To było tak — skwapliwie zaczął opowiadać aresztowany. — Przedwczoraj wieczorem w pobliżu świątyni poznałem pewnego młodego człowieka, który przedstawił mi się jako Juda z Kiriatu. Zaprosił mnie do swojego domu w Dolnym Mieście i podejmował mnie tam…
— Czy to dobry człowiek? — zapytał Piłat i w jego oczach zabłysnął diabelski płomień.
— Bardzo dobry i bardzo żądny wiedzy — przytaknął więzień. — Zainteresowały go bardzo moje przemyślenia, podjął mnie nader gościnnie…
— Zapalił świeczniki… — wtrącił przez zęby Piłat takim samym tonem, a jego oczy połyskiwały.
— Tak — ciągnął Jeszua, nieco zdziwiony, że procurator wiedział o tym. — Poprosił mnie, abym zapoznał go z mymi poglądami na władzę państwowa. Te sprawy ogromnie go ciekawiły.
— Cóż wiec mu powiedziałeś? — zapytał Piłat. — Odpowiesz mi może, że nie pamiętasz, co mówiłeś? — ale w głosie Piłata nie było już nadziei.
— Mówiłem o wielu sprawach — opowiadał więzień — także i o tym, że wszelka władza jest gwałtem, zadawanym ludziom, i że nadejdzie czas, kiedy nie będzie władzy ani cesarskiej, ani żadnej innej. Człowiek wejdzie do królestwa prawdy i sprawiedliwości, w którym niepotrzebna już będzie żadna władza.
— Mów dalej! Co było potem?
— Nic już potem nie było — powiedział aresztowany. — Nagle wbiegli ludzie, związali mnie i poprowadzili do wiezienia.
Sekretarz szybko kreślił, starając się nie uronić ani' słowa.
— Nie było na świecie, nie ma i nie będzie żadnej władzy wspanialszej i lepszej dla ludzi niż władanie Cezara Tyberiusza! — zdarty i zbolały głos Piłata spotężniał. Procurator, nie wiedzieć czemu, patrzył z nienawiścią na sekretarza i na eskortę.
— I nie tobie o tym sądzić, szalony przestępco! — I Piłat nagle krzyknął: — Wyprowadzić żołnierzy z tarasu! — I dodał zwracając się do sekretarza: — Zostawcie mnie samego z oskarżonym, to sprawy wagi państwowej!
Eskorta wzniosła włócznie i miarowo łomocąc podkutymi skórzniami zeszła z tarasu do ogrodu, a za eskortą podążył sekretarz.
Читать дальше