Eliza Orzeszkowa - Marta

Здесь есть возможность читать онлайн «Eliza Orzeszkowa - Marta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Marta: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Marta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Marta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Marta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Marta odjęła dłoń od oczów i podniosła głowę.

— Karolino! — rzekła powstając — dosyć już, nie mów ani słowa więcej…

— Cóż? — zawołała kobieta w atłasach — czy nie?

Kobieta w żałobie nie odpowiadała chwilę. Twarz jej mieniła się śmiertelną boleścią i krwawym rumieńcem, głos drżał i urywał się w piersi, gdy mówić zaczęła:

— Niedawno jeszcze, niedawno, gdyby ktokolwiek ośmielił się mówić ze mną tak, jak ty mówiłaś, Karolino, uczułabym śmiertelną obrazę… może gniew szalony… teraz nie czuję nic prócz wielkiej boleści, większego jeszcze wstydu. Muszę być doprawdy czymś mniej niż człowiekiem, skoro nie zawiniwszy nic, nie uczyniwszy cienia złego, nie szukając po świecie niczego, niczego prócz uczciwej pracy, spotkałam to, co… spotkałam… Och, jakże nisko, nisko upadłam! I za cóż? i za jakąż winę?

Stała chwilę nieruchoma, z oczami posępnie wlepionymi w ziemię. Po chwili łagodniej trochę rzekła:

— Nie pogardzam tobą, Karolino, nie cisnę na ciebie, jak mówiłaś, garścią błota. Boże mój! wszakże ja wiem, czym jest życie kobiety ubogiej… kosztuję go od kilku miesięcy… dziś połknęłam kroplę jego najbardziej gorzką. Nie pogardzam więc tobą, ale pójść w twoje ślady nie mogę… nie, nigdy… nigdy…

Umilkła znowu i tym razem jasnym wzrokiem patrzała w jeden punkt przestrzeni. Tam oczami wyobraźni ujrzała jeden z obrazów swej przeszłości.

Nie był to przecież żaden z obrazów minionego wesela i szczęścia, odzwierciedlał, owszem, w sobie chwilę boleści bez granic. Marta ujrzała na łożu choroby spoczywającego jedynego człowieka, którego kochała na ziemi.

Twarz jego sztywniała pod dłonią śmierci, oddech ustawał w schorzałej piersi, ale oczy jego spoczywały na jej twarzy, rozpromienione ostatnim blaskiem życia, ręka poruszana spazmem konania w drętwiejących palcach ściskała jej rękę. «Biedna Marto moja, jak ty żyć będziesz beze mnie!» Ze słowami tymi na zsiniałych ustach opuścił ją na wieki.

— O! jakże kochałam go! jak kocham go jeszcze! — szepnęła wdowa; zarazem ręce jej załamane opadły na czarną suknię, a pierś uniosła się ogromnym westchnieniem. — Nie, Karolino! przez Boga, nie! — zawołała podnosząc wysoko twarz oblaną promienną bladością — byłam szczęśliwszą od ciebie.

Człowiek, którego ukochałam, nie uczynił ze mnie rzeczy. Poślubił mię, kochał, szanował. Konając myślał jeszcze o mnie i o mej przyszłości. Kocham go jeszcze, choć go nie ma już na ziemi, szanuję imię jego, które noszę. Miłość dla niego i pamięć o nim wznoszą się we mnie jak ołtarze; przed nimi pali się lampa napełniona łzami mego serca i oświeca smutną moją drogę…

— Którą postępując dostaniesz się wkrótce na elizejskie pola, kędy biali aniołowie połączą cię z nieboszczykiem twoim mężem! — zabrzmiał przenikający i gamą ostrego śmiechu spleciony głos Karoliny.

Marta stała już o kilka kroków od niej i zarzucała na głowę swoją czarną wełnianą chustkę.

— Bądź zdrowa, biedna Karolino, bądź zdrowa! — zawołała stłumionym głosem i wybiegła do sąsiedniego pokoju, gdzie nad okrągłym mahoniowym stołem paliła się już różowa lampa. Była blisko drzwi, gdy uczuła się przytrzymaną za ramię. Obok niej stała Karolina z wargami drżącymi od śmiechu, ze zwiędłym swym czołem falującym drobnymi zmarszczkami i z ciemnym połyskiem w źrenicach.

— Słuchaj! — rzekła — śmiać mi się chce, doprawdy, z ciebie! Jesteś egzaltowana, przedziwnie naiwna, jesteś, moja droga, wielkim jeszcze dzieckiem.

A jednak w wierzeniach starożytnych Rzymian żal mi cię! nie wiem nawet dlaczego, bo i cóż mię na koniec obchodzić może, co się tam z tobą stanie?

Dla mnie i lepiej, iż nie będziesz moją sąsiadką, jesteś zbyt piękną… Ale… ale pierścionek twój żywił mię przez parę tygodni… nie jest przecie koniecznym obowiązkiem powołania mego bytu, abym była niewdzięczną.

Jedną ręką silnie przytrzymywała ramię młodej kobiety, drugą wyciągnęła ku oknu.

— Pomyśl — mówiła — tam tak zimno, ludno i zarazem pusto. Tłumy cię zadepcą, pustka cię pochłonie… Wróć się…

— Puść mnie — szepnęła gwałtownie Marta — nie złorzeczę ci, ale mówić z tobą nie mogę… przyszłam tu po chwilę przyjaźni i spoczynku, znalazłam nową boleść i największy wstyd życia… puść mię!

— Jedno jeszcze słowo posłyszeć musisz… Młody ten człowiek, który szedł dziś ze mną ulicą, kocha się w tobie szalenie… odda wszystko, co ma…

— Puść mię! — głośno już i z jękiem krzyknęła Marta i ze spazmatyczną siłą targnęła ramię swe objęte ręką pochylonej ku niej kobiety. Ręka ta opadła.

Marta rzuciła się ku drzwiom.

Przebyła już kilka stopni rzęsiście oświetlonych wschodów, kiedy usłyszała za sobą szelest atłasu.

— Wróć się! — zawołał na nią głos z góry — będziesz żebraczką!

Kobieta w żałobie biegła po wschodach nie odpowiadając.

— Będziesz kradła! — powtórzył głos.

Kobieta nie odwróciła głowy i zstąpiła kilka wschodów niżej.

— Umrzesz z głodu razem z twoim dzieckiem.

Na dźwięk ostatniego wyrazu kobieta stanęła, odwróciła twarz śmiertelnie bladą i oczy rozpalone ponurym ogniem wlepiła w postać stojącą u szczytu wschodów. Obfite światło gazowe oblewało postać tę, malując srebrem fiolety jej sukni; wielka kamea świeciła u szyi błękitnawą barwą, złote kolce drżały pomiędzy gęstwiną długich włosów, podnoszących się lekko od przewiewu wiatru wnikającego otwartymi na ulicę drzwiami. Stała z pochyloną naprzód głową i postacią, z wargami drżącymi śmiechem, z zimnymi oczami, rzucającymi tęczowe połyski spod zwiędłego czoła. Marta wlepiała w nią przez chwilę wzrok suchy, rozpalony, przerażony i ponury, potem odwróciła się nagle, poskoczyła naprzód i w mgnieniu oka zniknęła w półzmroku ulicy.

Kilka minut zaledwie upłynęło, gdy tymi samymi drzwiami, za którymi zniknęła Marta, wbiegł wesoły Oleś, kilku skokami przebył wschody i wpadł do mieszkania Karoliny.

— I cóż? — zapytał z kapeluszem w ręku stając na progu salonika. — Poszła?

Zdaje mi się, że poznałem ją idącą przeciwległym chodnikiem. Kiedyż wróci?

Zadawał te pytanie tonem krótkim, pośpiesznie; w czarnych, błyszczących oczach jego malowała się niecierpliwość człowieka bez woli i rozwagi poddającego się doznanemu wrażeniu,

— Nie wróci wcale — odpowiedziała kobieta siedząca przed kominkiem na tym samym miejscu, na którym przed kilku minutami siedziała Marta. Ramiona jej skrzyżowane były na piersi, oczy utkwione w żarzące się węgle. Nie zwróciła wzroku na wchodzącego młodego mężczyznę i na niecierpliwe pytanie jego odpowiedziała tonem krótkim, więcej niż obojętnym, bo niechętnym.

— Nie wróci? — zawołał Oleś rzucając kapelusz swój na sprzęt najbliższy i postępując w głąb pokoju — jak to nie wróci? czyliż nie jesteście, panie, przyjaciółkami od dzieciństwa?

Kobieta milczała. Młody mężczyzna niecierpliwił się coraz bardziej.

— Cóż powiedziała? — zapytał nagląco.

— Powiedziała — odparła zwolna kobieta nie zmieniając postawy ani kierunku wzroku — powiedziała, że dotąd jeszcze kocha swego męża…

Oleś szeroko roztworzył oczy.

— Męża? — wymówił, jakby nie dowierzając uszom własnym — nieboszczyka męża?

Parsknął śmiechem, podniósł twarz ku sufitowi i śmiał się głośno i długo.

— Męża! — powtórzył — i czegóż ona chce jeszcze od tego biedaka? wszakże on już nie żyje! O! wierne serce… niepocieszona wdowa, jakże to czułe!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Marta»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Marta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Eliza Orzeszkowa - Wesele Wiesiołka
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Złota nitka
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - W ogniu pracy i łez…
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Początek powieści
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - O rycerzu miłującym
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Czternasta część
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - A… B… C…
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Zefirek
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Szara dola
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Silny Samson
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Magon
Eliza Orzeszkowa
Eliza Orzeszkowa - Gloria victis
Eliza Orzeszkowa
Отзывы о книге «Marta»

Обсуждение, отзывы о книге «Marta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x