Eliza Orzeszkowa - Nad Niemnem, tom trzeci
Здесь есть возможность читать онлайн «Eliza Orzeszkowa - Nad Niemnem, tom trzeci» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_prose, foreign_antique, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Nad Niemnem, tom trzeci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Nad Niemnem, tom trzeci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nad Niemnem, tom trzeci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Nad Niemnem, tom trzeci — читать онлайн ознакомительный отрывок
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nad Niemnem, tom trzeci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
II
W ostatnich dniach lipca, kiedy część zboża jeszcze niezdjęta stała na korczyńskich polach, Witold i Justyna postępowali drogą z Bohatyrowicz do Korczyna wiodącą. Szli prędko i rozmawiali żywo, tak żywo i z takim zajęciem, że aż na policzki młodej panny wybiły się gorące rumieńce, a oczy jej, zazwyczaj trochę chmurne, jaśniały radością. Nie zatrzymując się i nawet kroku nie zwalniając, do młodego krewnego rękę wyciągnęła.
– Dziękuję ci, Widziu, z całego serca dziękuję – z niezwykłym sobie wylaniem mówiła. – Wszystko, co mi powiedziałeś, przejęło mnie głęboko. Od jakiegoś czasu te same myśli przechodziły mi przez głowę, tylko ich tak wyraźnie układać nie umiałam. Nie jestem, widzisz, ani uczona, ani pod żadnym względem wyjątkowa… sama jednak nie wiem dlaczego, dostrzegłam już w życiu wiele rzeczy marnych i trochę ważnych…
Z wesołym uśmiechem dodała:
– Nudziłam się okropnie i może z nudy wymyślałam sobie to wszystko, o czym ty daleko lepiej i więcej wiesz ode mnie…
Spojrzał na nią z boku i filuternie.
– A teraz nie nudzisz się? – zapytał.
Przecząco wstrząsnęła głową.
– Nie, od jakiegoś czasu nie! Chociaż, przyznam ci się, że jeszcze dobrze nie rozumiem…
Urwała.
– Czego jeszcze nie rozumiesz dobrze?
Po chwilowym wahaniu się odpowiedziała z cicha:
– Tego, co czuję i tego, co myślę…
– Brak przygotowania – zauważył – ale – dodał wesoło – wyjaśni się to zapewne, bo i doprawdy, dlaczegóż byś nie miała pójść nową drogą…
Zarumieniła się jeszcze ogniściej i z żywością szepnęła:
– Nie wiem… nie wiem… może to tylko złudzenie… lękam się…
– Czego? – ciekawie zapytał Witold.
Ale ona spłonioną twarz ku polu zwróciła i może pod wpływem zakłopotania, jakie jej ta rozmowa sprawiała, silnie ściskała w dłoni sporą wiązankę tylko co znać zerwanych floksów, pośród których tkwiła ogromna czerwona georginia.
– Wcale niewytworny bukiet – patrząc na kwiaty uśmiechnął się Witold. – Rzecz jest jednak godna uwagi, jak ci ludzie kochają się w kwiatach. Nawet ta prozaiczna Elżusia, która na dwa tygodnie przed ślubem liczy sztuki bydła narzeczonego i myśli o wekselach, które wyda jej ojciec, mnóstwo ich w ojcowskiej zagrodzie hoduje…
Nagle zwracając się ku towarzyszce zapytał:
– Czy doprawdy będziesz na tym weselu?
– Naturalnie! – z żywością zawołała.
– Drużką Elżusi?
– Naturalnie.
– A tworzącym dla ciebie parę drużbantembędzie pan Kazimierz Jaśmont, którego cyfry na cieniutkiej chusteczce wyhaftujesz i tę chusteczkę ofiarujesz mu w zamian podanych ci przez niego bukietów mirtowych… Tak? Umiesz to zapewne na pamięć, jak i wiele innych rzeczy, których ponauczałaś się w czasach ostatnich. Czy wiesz o tym, że wczoraj, kiedy panna Teresa łzawiąc się z czułości opowiadała ci radość swoją i mamy z przypuszczalnego twojego małżeństwa z panem Różycem, śmiejąc się odpowiedziałaś: „Bo to wy wiecie jedno, a ja drugie!” Gdybym wtedy na ciebie nie patrzał, myślałbym, że to stara Starzyńska mówi! Prościejesz, Justysiu, widocznie prościejesz…
Śmiał się głośno, wesoło i patrzał na Justynę bardzo przyjaźnie. Nagle zagadnął:
– Czy to prawda, co pani Fabianowa Bohatyrowiczowa, née 30 30 nee (franc.) – z domu (nazwisko panieńskie). [przypis redakcyjny]
Giecołd, mówiła, że już nauczyłaś się żąć wcale dobrze?…
Justyna uśmiechając się pokazała mu obie ręce ze stwardniałymi trochę dłońmi i kilku szramami od ostrza sierpa pochodzącymi.
– Przez cały prawie tydzień po kilka godzin dziennie żęłam… Praca to ciężka, mniej przecież ciężka niż…
– Niż co?…
Z błyskiem oczu dokończyła:
– Niż wieczne gryzienie siebie popielcową myślą: „Prochem jesteś!” z dodatkiem: „Zanim jeszcze w proch się rozsypałaś!”
– Brawo! Masz słuszność! Są na świecie ludzie, którzy od takich myśli naprawdę z rozpaczy w proch rozsypać się mogą i ty widać do nich należysz!
Po chwili z powagą zapytał:
– Czy nie przechodzi to sił twoich?
Kształtną i silną kibić swą prostując odpowiedziała:
– Czy wyglądam na istotę, co ma taką postać, jakby do nieba miała się wnet dostać 31 31 ma taką postać, jakby do nieba miała się wnet dostać – zniekształcony cytat z Marii Antoniego Malczewskiego, romantycznej powieści poetyckiej o dziejach nieszczęśliwej miłości; zacytowane słowa stosują się w utworze do głównej, tytułowej bohaterki, która ostatecznie istotnie umiera. [przypis edytorski]
?
Oboje parsknęli głośnym śmiechem, który przez kilka sekund wtórował ogromnemu, ogłuszającemu ćwierkaniu świerszczy w przydrożnych trawach. Znajdowali się w tej chwili tuż za stodołą korczyńską, która ze starymi już ścianami, lecz murowanymi słupami i starannie utrzymywanym dachem zdrowo i silnie wyglądała.
– Trzeba wiedzieć – zaczął Witold – że ojciec utrzymuje Korczyn w dziwnej całości i porządku. Pracuje też prawdziwie jak wół, tylko że wół takich kłopotów i niepokojów nigdy nie ma… Dobrze, że mu dziś trochę dopomóc mogłem, bo kiedyśmy się w okolicy spotkali, wracałem właśnie z pola, gdzie mię do robotników był posłał. Biedny, kochany ojciec!
W tej samej prawie chwili stanął jak wryty i z nagle ściągniętymi brwiami słuchać zaczął. Z drugiej strony stodoły na folwarcznym dziedzińcu rozlegał się głośny, gruby, rozgniewany krzyk Benedykta. Słów tego krzyku nie można tu było rozróżnić, ale czuć w nim było groźby i obelgi. Witold rękę podniósł do czoła.
– Jak mnie to boli! Boże, jak mnie to zawsze boli…
Krokiem przyśpieszonym zaczął iść dalej, o towarzyszce swej zupełnie zapominając.
Słońce zaszło już przed kwadransem i tylko nad zaniemeńskim borem pozostawiło szeroki pas jaskrawy, który dachy i szczyty drzew korczyńskiego dworu oblewał do pożogi podobnym czerwonym światłem. Tam, gdzie dziedziniec folwarczny szeroko otwierał się na Niemen, pomiędzy jednym z czworaków a stajnią na tle czerwonych zarzecznych obłoków postać pana Benedykta rysowała się na kształt czarnej sylwetki, wysokiej, ciężkiej, wąsatej, której rysy znikały w oddaleniu, ale ramiona dokonywały gwałtownych gestów i długie wąsy szamotały się u piersi. Naprzeciw tej sylwetki stała druga, również na tle czerwonych obłoków czarna, ale znacznie niższa, z krępymi kształtami i głową, która jeżąc się rozczochraną czupryną, lękliwie wtulała się w ramiona. Pośrodku znajdowało się jakieś narzędzie rolnicze zaprzężone we dwa konie, melancholijnie ku trawie dziedzińca łby pochylające, u drzwi czworaka i wrót stajni stały gromadki ludzi, w milczeniu i nieruchomości krzyków pana domu słuchając.
Witold szybko przebywając dziedziniec kierował się ku dwom czarnym sylwetkom, przez narzędzie rolnicze i parę nieruchomych koni rozdzielonym. Stając, od pośpiechu, z jakim szedł, trochę zdyszany, zapytał:
– Co to, ojcze?
Nie było już na nim ani śladu wesołości i szczęśliwego, młodzieńczego uniesienia, z jakim przed chwilą z Justyną rozmawiał. Ale pan Benedykt na wyraz twarzy syna wcale nie zwrócił uwagi. Rozpaczliwym gestem wskazując mu stojącego o dwa kroki parobka, głośniej jeszcze niż przedtem wybuchnął:
– Skaranie boże! Nieszczęście! Zguba prawdziwa z osłami i łajdakami tymi! Żniwiarkę mi zepsuł! Kilka dni z nią po polu pojeździł i już zepsuł! A czy ty wiesz, gałganie, że ta żniwiarka więcej kosztuje, niż ty cały wart jesteś! Czy ty wiesz, że ja dobrze musiałem sobie głowy nałamać, nim zdobyłem się na jej kupienie?… Ale co to was obchodzi, że komuś szkodę zrobicie? Czy wy macie serce albo sumienie, osły, łajdaki, gałgany!…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Nad Niemnem, tom trzeci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nad Niemnem, tom trzeci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Nad Niemnem, tom trzeci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.