Józef Kraszewski - Macocha, tom pierwszy

Здесь есть возможность читать онлайн «Józef Kraszewski - Macocha, tom pierwszy» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_prose, foreign_antique, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Macocha, tom pierwszy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Macocha, tom pierwszy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ciesz się klasyką! Miłego czytania!

Macocha, tom pierwszy — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Macocha, tom pierwszy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ciocię Henau, gdy ją od czego chce powstrzymać, jeśli jawnem nieposłuszeństwem nie może zmódz, to ją zdradliwemi pieszczoty i pochlebstwy na swą stronę przeciągnie. Toż z ojcem, toż z innymi.

– Ale zkądże ją ksiądz kanonik tak zna, spytała wdowa.

Ksiądz Żagiel westchnął i wskazał zamek…

– Wszak-ci to moja troska powszednia, to zdziczałe dziecko! rzekł cicho. Ja się patrzę cały dzień na te wybryki, słucham o nich i boleję nad duszą zgubioną… której uratować nie mogę… Powiem asindzce tylko jedno, dodał w końcu, a poznasz ją lepiej.

W kościele, gdy przyjdą, nie mogę powiedzieć, żeby mi się nieprzystojnie znajdowała, pada na kolana, zdaje się przejęta, lecz… ust nie otworzy do modlitwy. Raz tedy, gdyśmy litanje odmawiali publicznie, dostrzegłszy, że nie odpowiada… będąc na zamku po nabożeństwie, jak to zwykła w dni krzyżowe, spytałem jej łagodnie o przyczynę.

Spojrzała na mnie zdziwiona, a pamiętaj pani, żeć to szesnastoletnie dziecko i wiesz pani, jaką otrzymałem odpowiedź? „Ja się nie mogę modlić na rozkaz, ale gdy czuję, że dusza moja podnosi się ku Stwórcy… nie modlę się usty, – modlę duszą!”

Nie było co mówić więcej… to już pachnie herezją ta samowola w modlitwie… a jeszcze w takiem dziecku!

Pani Noskowa ruszyła ramionami.

– Przynoszą z sobą książki do kościoła, mówił kanonik… trudno tam zaglądać jakie… Raz przecież roztargniona panienka zapomniała swojej… zajrzałem odsyłając… Cóż pani myślisz było w książce? Psalmy… nic, tylko psalmy… i strasznie mi podejrzane czy nie jaki Luter je tłómaczył… To rzecz wiadoma, rzekł ciszej ksiądz Żagiel, iż kalwinami, potem arjanami byli, i nawrócili się jeno z musu… aby dóbr nie stracić i nie uchodzić z kraju… a no! podejrzewam ja to nawrócenie, podejrzewam je mocno…

Kanonik począł głową trząść.

– Trudno, rzekł, być inkwizytorem sumienia, niech tam Bóg sądzi…

Otóż w tem, osoba pobożna, katoliczka, gorliwa jak pani, dokończył ksiądz Żagiel, mogłaby mieć zasługę, gdyby zbliżając się do nich, innemi sentymentami natchnęła…

Pani Noskowa skromnie oczy spuściła.

– Ja jestem prosta kobieta, mój ojcze… a zresztą, wpływu na nich trudno mi się spodziewać… Bóg wie, jak mi to się uda.

– Przecież najtrudniejsze już się udało, odparł ksiądz Żagiel, bo się tem nikt nie pochlubi, żeby do nich docisnął, a pani nawet przyrzekł, że się zajmie interesami! Widoczny cud!

Westchnął proboszcz i dodał:

– Różnemi Bóg posługuje się narzędziami, różnych dróg i środków używa, gdy ma dzieła dokonać… w Jego rękach co słabe staje się potęgą, a co silne kruszy się i rozpada… W każdym razie, winszuję…

Jakże się księdzu kanonikowi zdaje: dotrzyma mi on obietnicy? spytała wdowa, bawiąc się z chusteczką; ma przybyć do Smołochowa?

– Słowa on dotrzymuje zawsze, odparł proboszcz, ale rzadko je komu da.

– A nie możnażby wiedzieć naprzód, kiedy przyjedzie? dodała Noskowa.

– Przynajmniej nie przezemnie, śmiejąc się dodał ksiądz Żagiel, bo ja wcale nie wiem co się we dworze dzieje i chyba wypadkiem ktoś mi co ztamtąd nierychło przyniesie. Najprędzejby Aron mógł dać znać dla niego Dobek nie ma pono tajemnic.

– Aron? Aron? powtórzyła ciekawie Noskowa wiążąc węzełek na chustce – Aron…

– Przez Arona tam robi się wszystko…

– A ten Aron jest zapewne ubogim faktorem? spytała wdowa.

Ksiądz się rozśmiał.

– Aron Levi? ha! ha! Aron Levi ma pewnie więcej od nas obojga… a mało mniej od swojego pryncypała… handlują razem na spółkę…

– Z żydem? on?

– Ja sądzę, że on by z tatarem handlował, gdyby zarobku był pewien…

– Aron ma pewnie dom w miasteczku? wtrąciła pani Noskowa.

– Ma murowaną kamieniczkę w rynku, a inne domy większe w kilku miastach…

Po kilku jeszcze pytaniach i odpowiedziach, zamyślona jejmość zerwała się żywo z siedzenia jakby przebudzona, uśmiechnęła się weselej, i pocałowawszy kanonika w rękę, wyszła do koni swoich w miasteczku…

Wkrótce potem powóz jej toczył się ku lasom w stronę Smołochowa…

III

Nie ma smutniejszego widoku nad walkę z sobą człowieka, który czuje, że z niej nie wyjdzie zwycięzcą. Są wypadki, w których ucieczka jedynym w istocie ratunkiem: ani się wstydzić może ten, co z placu uchodzi przed przewyższającą siłą, jeśli żyć jeszcze chce a ofiarą paść nie potrzebuje. W takim położeniu był pan Salomon Dobek, rozmyślając o pięknej wdowie, której niespodzianie został opiekunem. Jakiś głos wewnętrzny mówił mu, że ta kobieta opanuje go gdy zechce… i że chce go opanować! Widział jasno nieszczęśliwy, że bogactwa nagromadzone, o których ludzie nie mogli coś nie wiedzieć, ściągnąć nań gotowe chciwością wiedzioną kobietę, panią swej woli i nie zależną od nikogo, oprócz własnej fantazji i rachuby. Piękność tej niewiasty przerażała go i pociągała razem, czuł się w obec niej słabym… Kilkanaście lat osamotnienia czyniło go młodzieńczo wrażliwym, – pierwsze spotkanie z wdową dowodziło, że chciała go ku sobie przyciągnąć…

Przywiązany do dziecka… trwożąc się o los jego… zarazem już w duszy tłómaczył się sam przed sobą, iż Laurze krzywdy nie uczyni, ani da wyrządzić, że ona zawsze zostanie dlań najmilszą, najdroższą, jedyną… Lecz same te przypuszczenia już dowodziły poczucia słabości i trwogi…

Wszakże widział ją ledwie raz w życiu, a wszystko co mu na myśl przychodziło, mogło być urojeniem. Po cóż miał się dać spętać i zaprzedać wolność swoją, a może przyszłość dziecięcia?

Odpędzał te mary – wracały… W kilka dni niepokój jakiś w duszy począł go pędzić do spełnienia obietnicy. Należało jechać do Smołochowa… zbyć co najprędzej ten obowiązek, a potem.. uwolnić się… oswobodzić na wieki i wrócić do pracy.

Panna Henau słyszała przy kawie przyrzeczenie dane wdowie, nie wspomniała jednak o niem Laurze, gdyż wiedziała, że to na niej przykre zrobi wrażenie. Sposób w jaki się jej po raz pierwszy okazała pani Noskowa, był powodem, iż Lorka wstręt jakiś powzięła do niej… mogła więc i musiała być przeciwną podróży ojcowskiej, zwłaszcza, że ta była całkiem niezwyczajnym krokiem… i wyłomem w życiu spokojnem, którego porządku nic dotąd nie naruszyło.

Dobek bił się jeszcze z sobą, gdy jednego dnia Aron Lewi, gładząc brodę i uśmiechając się, przystąpił doń z cichym szeptem:

– Jasny panie, cóż to? Aron nic nie wie o tem, że się jegomość wybiera do Smołochowa?

Pan Salomon aż cofnął się od żyda z pewnym przestrachem.

– Ja? do Smołochowa? a tyż zkąd wiesz o tem?

– Przecie ja powinienem wszystko wiedzieć, spokojnie odparł Aron; jaśnie pan znasz mnie dawno i lepszego pewnie sługi, a mogę powiedzieć przyjaciela, nie masz nademnie. Już to źle, że jegomość się mnie dawno sam nie spytał o to… A gdybyś jaśnie pan zapytał mnie, jabym potrząsnął głową i powiedziałbym po cichu: „Niech jasny pan nie jedzie do Smołochowa.

Dobek popatrzał nań trwożliwie.

– Zmiłuj się, kochany Aronie! zawołał pośpiesznie głosem stłumionym, oglądając się w koło. Zkądże wiesz i dla czego mi to mówisz?

Stary wciąż siwą brodę w dół ciągnął i gładził… Podniósł brwi czarne (bo mu z ciemnych włosów tylko one zostały jak były), i cedzonym głosem począł też cicho:

– Ja to wiem tylko, że ona tam, ta jejmość wielką wagę na to kładzie, żeby pan do niej przyjechał. A jeśli ona tego chce, ja się boję i pan się lękać powinien. Ona wie, że ja u jegomości mam łaskę, to zabiegała już aż do mnie, do żyda, żebym ja pana do tego namawiał. To źle, to bardzo źle, dodał Aron…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Macocha, tom pierwszy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Macocha, tom pierwszy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Józef Kraszewski - Strzemieńczyk, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom czwarty
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Macocha, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Brühl, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom trzeci
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Stara baśń, tom drugi
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Macocha, tom pierwszy»

Обсуждение, отзывы о книге «Macocha, tom pierwszy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x