Elle ne se rend pas
La Commune de Paris! 210 210 Elle ne se rend pas/ La Commune de Paris! (fr.) – Ona się nie poddaje, Komuna Paryska! [przypis edytorski]
W 69 roku byłem więc w Petersburgu. Przywiozłem tu razem z sobą swój niepokój i pustkę, która wołała o pełne życie.
Zrazu rzuciłem się na książki.
Nigdy już potem nie wchłonąłem w siebie takiej masy myśli.
Codziennie waliło się coś we mnie, codziennie myśl umacniała się w swojej twierdzy.
Wierzyłem wtedy, że rozum zaczyna dopiero istnieć, że należy go tylko stworzyć, tylko zdobyć formułę przenikliwie jasną i wszechobejmującą, a światło jej rozleje się po ziemi i rozpocznie się nowe życie.
Żyłem w absolutnej próżni.
Bardzo szybko przestałem regularnie uczęszczać na wykłady. Książki mi dawały więcej. Dniami i nocami nie wstawałem od swego stolika w zadymionym pokoju, czytając, notując, kreśląc. Nie odpowiadałem tygodniami na listy i otrzymywałem telegramy. Ojciec niepokoił się. A ja istotnie zapomniałem o wszystkim.
Nie było Polski, legend, wspomnień – byl olbrzymi świat stwarzania się i stawania nieustannego. Z łona przekształceń się materii powstawały formy żywe, rodził się człowiek, tworzył w sobie myśl i rozum, aby zawładnąć światem.
Określałem wtedy sam siebie jako kawał materii, który chce zostać myślą.
To określenie zdobyło mi pierwsze stosunki wśród kolegów.
Wśród kolegów nie znałem nikogo. Nie było tu nikogo z moich stron, nie przywiozłem z sobą żadnych stosunków, żadnych znajomości.
Byłem tu absolutnie sam w tym tłumie i zrazu było mi to nawet dogodne.
Powoli, od czasu do czasu, wymieniałem parę słów z tym lub owym.
Tak raz w laboratorium wygłosiłem do jednego z sąsiadów, jasnowłosego, różowego Niemca, swój aforyzm.
Niemiec był zgorszony; zaczął mi mówić o duszy. Mówił mi o Bewusstsein , Selbslbewutsstsein 211 211 Bewusstsein, Selbslbewutsstsein (niem.) – świadomość, samoświadomość. [przypis edytorski]
. W końcu zaś o Pflichtbewusstsein 212 212 Pflichtbewusstsein (niem.) – poczucie obowiązku. [przypis edytorski]
.
Roześmiałem się.
Nie lubiłem tego słowa.
Przypominało mi ono ciotkę Emilię, która czytywała i rozumiała wszystko, nawet Darwina, ale skończywszy czytać, mówiła: „To jest bardzo rozumne, ale my nie mamy ojczyzny i dlatego jesteśmy obowiązani szanować wiarę”.
– I cóż to za Pflicht 213 213 Pflicht (niem.) – obowiązek. [przypis edytorski]
? – pytam się swojego Schultza.
Na to on mi mówi:
– Ja mam teraz trzysta rubli stypendium, ja bym bardzo chciał nieraz pójść do teatru. Ja to bardzo lubię. Co to znaczy ja? Moje zmysły to lubią. O… i mój umysł to lubi. Ale jaki umysł? Materialistyczny, egoistyczny umysł. I gdybym ja miał tylko ten umysł, tobym poszedł albobym sobie kazał zapalić w piecu, ale bilet kosztuje pół rubla, zapalenie w piecu pięć kopiejek, a mój ojciec jest pastorem i ma dziewięcioro dzieci, więc ja ze swego stypendium muszę posłać mu chociaż osiemdziesiąt, choć sto albo sto dwadzieścia rubli. A dlaczego muszę? Bo jest coś, co się nie zmienia, co nie jest ani ruch, ani przyjemność, ani barwa, ani nic. A co to jest? To jest to: musisz. Więc co jestem ja? Obowiązek. I dlatego ja wiem, że ja mam duszę, bo mam coś, co nie jest ani ruch, ani wrażenie, ani zmiana.
– A dlaczego pastorzy rozmnażają się nieumiarkowanie? – basem przeciągnął sąsiad na prawo, o kudłatej głowie i skośnych oczach. – Obowiązek – dusza. A wcale nie dusza, tylko królicza niewstrzemięźliwość.
Schultz się zaperzył:
– Ja bardzo pana proszę, mój ojciec jest duchowny.
– I mój ojciec jest duchowny – rzekł kudłaty kolega.
– Ja nie pozwalam panu, ja bardzo kocham mojego ojca.
– No, i ja kocham mojego ojca, chociaż pijanica jest, co nawet jest dobrze, bo pop porządnym człowiekiem może być tylko, gdy pije…
– Mój ojciec nie bierze do ust nawet piwa – mówił z dumą Niemiec.
– To źle robi – rzekł nieubłagany wróg pastorów. – Niemiec, który nawet piwa nie pije, cóż to może być za Niemiec. Was i z piwem znieść trudno, a bez piwa…
– Mój ojciec wie, że każda kopiejka to jest ciężko zapracowana kopiejka…
– Ba… i mój stary wie o kopiejce, i wie, że ja mu nie poślę, bo nie mam. A choćbym posłał, to i co? Też nie mówiłbym: obowiązek, tylko: wódka. I choćby mój stary delirium 214 214 delirium – stan zaburzenia świadomości, w którym występują halucynacje. [przypis edytorski]
dostał, to stąd by nic o mojej duszy nie wynikało.
Niemiec coś mruczał długą chwilę, wreszcie poprawił kołnierzyk i mankiety i podszedł do kudłatego.
– Nazywam się Karol Schultz – rzekł – i pozwoli pan z panem nieznajomym być.
Brunet parsknął śmiechem.
– A ja – rzekł – nazywam się Jaszka Czernow i nie mogę się z panem rozstać, bo dusza moja rozkochała się w panu. I zresztą szanuję pana bardzo, i pana ojca szanuję, i pana siostry.
Niemiec próbował coś mówić, ale Czernow zwrócił się już do mnie.
– Ej, wy, szlachcic – rzekł – a wy o materii tam mówiliście… Po pierwsze Polakowi nie wypada mówić: materia. Wy, szlachcice, mówicie: Bóg i Ojczyzna. A tu: materia. Pierwszy raz słyszę…
– A wy, Jaszka – zawołała z drugiego kąta młoda dziewczyna w niebieskim fartuchu – wam to też nie bardzo wypada Polakom o ojczyźnie mówić. Katkow 215 215 Katkow, Michaił (1818–1887) – rosyjski dziennikarz, wydawca i działacz polityczny, wpływowy publicysta, jeden z twórców nowoczesnego nacjonalizmu rosyjskiego; prowadził zaciekłą kampanię nacjonalistyczną, antydemokratyczną i antypolską. [przypis edytorski]
wam się kłania.
– To go spotka afront 216 216 afront – obraza, zniewaga. [przypis edytorski]
, bo ja się nie odkłonię.
– Źle robicie. Za ich ojczyznę Polaków Murawjew wieszał.
– Mało kogo Murawjew nie wieszał – tłumaczył się Jaszka. – On i mnie mógłby powiesić. Karakozowa powiesił…
Jakieś zimne tchnienie powiało po laboratorium. Wysoki blondyn spojrzał przez okulary na Jaszkę i rzekł półgłosem:
– Ej, wy, Czernow, nie bardzo.
Potem zaś, zwracając się do mnie, rzekł:
– Jestem Orłow. Jak pan to rozumie o materii? Czy myśl dla pana to nie jest już materia? Jeżeli zaś materia, to dlaczego mam dążyć do tego, aby stać się myślą? Myśl więc to jest pewna forma materii. Chodzi więc o to tylko, jaka jest ta materia. Ja myślę, że panu szło o co innego, o to, że człowiek jest dziś materią nieszczęśliwą, a chce się stać materią szczęśliwą. I to jest jasne; gdyby nie był nieszczęśliwą, nie chciałby być czym innym. Chce, więc jest nieszczęśliwy. Ergo 217 217 ergo (łac.) – więc, a zatem. [przypis edytorski]
chce być szczęśliwy. Innymi słowy, trzeba poznać technologię ludzkiego szczęścia.
Poczułem się jak ryba w wodzie.
Znowu spotkałem ludzi mówiących tym samym językiem, jakim mówiły moje myśli. Zapaliłem się. Zacząłem się spierać. Przypomniały się przegadane wieczory przy łóżku Wrońskiego.
– Szczęście nie wystarcza, trzeba wiedzieć, że jest ono moje. Potrzebna mi władza nad nim, pewność, że je mam, bo je stworzyłem sam.
– Ja widziałem – rzekł Jaszka – dwa razy szczęśliwą materię. Raz było to w chlewie, a drugi w gubernatorskim domu. Raz był to wieprz, a drugi raz pokojówka gubernatora. Szczęśliwa materia wieprza była smaczna, szczególniej z kapustą i musztardą. A pokojówka miała otłuszczenie serca i dziwnie lekki mózg. Analizy chemicznej nie robiłem.
Читать дальше