Władysław Stanisław Reymont - Fermenty

Здесь есть возможность читать онлайн «Władysław Stanisław Reymont - Fermenty» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_prose, foreign_antique, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fermenty: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fermenty»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dalsze losy Janki Orłowskiej, kobiety marzącej o karierze aktorskiej, bohaterki „Komediantki”.Po zakończeniu nieudanej historii teatralnej Janka Orłowska powraca do rodzinnego Bukowca. Po jakimś czasie wychodzi za mąż, chcąc wyzwolić się spod władzy narzekającego na jej nieudolność ojca. Rola podległej mężowi kobiety nie jest czymś, o czym Janka marzyła, ale mimo że zwleka z konsumpcją związku, zachodzi w końcu w ciążę i rodzi dziecko. W kontynuacji historii Reymont w niezwykle ciekawy sposób kreśli postać głównej bohaterki, która przyjmuje swój los z godnością i stara się radzić sobie w obecnym położeniu. Powieść „Fermenty” ukazywała się w 1896 roku w odcinkach w „Bibliotece Warszawskiej”, a rok później została wydana jako samodzielna publikacja.

Fermenty — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fermenty», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Pani dziedziczka dobrodziejka raczyła zaszczycić nas swoją osobą, z czego ja i moja żona jesteśmy niezmiernie radzi, nieprawdaż, żonusiu? – Ucałował po raz drugi jej ręce, pochylił przepołowioną rozczesaniem głowę przed Zosią, i zwrócił się do Janki z poważnym, pełnym szacunku dla córki zwierzchnika, wyrazem twarzy.

– Nie miałem dotychczas sposobności i przyjemności poznać pani osobiście, chociaż tego pragnąłem bardzo, ja i moja żona, nieprawdaż, żonusiu? Tak mówię, bo jestem pewny, że mam przed sobą pannę Janinę Orłowską, córkę naszego drogiego, szanownego naczelnika, z czego jesteśmy, ja i moja żona, niezmiernie szczęśliwi, niezmiernie jesteśmy dumni, że możemy panią powitać u siebie. – Stanął w drugiej pozycji, wyciągnął rękę, jak w kontredansie, uścisnął jej dłoń, skłonił się tak nisko, że zobaczyła jego czerwony kark, i usiadł pomiędzy Janką a żoną. Uśmiech nie schodził mu z ust i rozpromienienie z twarzy.

– Jaki on piękny! jak on mi przypomina ś. p. mojego męża – rozrzewniła się Osiecka, całując go oczyma. – Panie Henryku! usiądź pan przy mnie, bo mam taki szum w głowie, że zdaleka wyrazów niektórych nie dosłyszę.

Przysunęła się do niego tak blisko, że prawie pół jej osoby, zwieszającej się przez trzcinowe poręcze fotelika, opadło i pokryło jego nogi.

– Żonusiu! może każesz naszykować stolik do kart.

– Jakże panu idzie trening? – zapytała Zosia.

– Bliski jestem celu, bardzo bliski – zawołał żywo. – Robię już dwadzieścia kilometrów w minut pięćdziesiąt, i jeśli tak dalej będę postępował, to wiosenny pierwszy rekord mój z pewnością, bo dotychczas jeszcze nikt tak szybko nie jeździł. – Rozpromienił się, z żywością zaczął rozmawiać o maszynach, gumach pełnych, pneumatykach, oliwiarkach, szosach, rekordach i startach. Przytaczał szczegóły z ostatnich wyścigów, opowiadał anegdotki ze sportowego życia. Prawił z wielkiem lekceważeniem o niezwyciężonym dotychczas, polskim championie cyklistów. Pokazywał nogami i rękami niektóre finishowe ruchy, które powinien robić jeździec, jeśli chce pierwszy stanąć u celownika. Siadał na krześle, niby na maszynie, i mówił, mówił, sam śmiał się z własnych dowcipów pierwszy, a nogami bezwładnie pedałował i poręcz krzesła ściskał, i kręcił, jakby kierownikiem. Zosia słuchała z otwartemi ustami, Osiecka co chwila wybuchała potężnym śmiechem, aż fotelik trzeszczał i, aby okazać mu swoje zadowolenie, klepała go po twarzy, lub szczypała nieznacznie w wyrobione, stwardniałe bicepsy.

– A smyk! a zuch chłopak! – szeptała, zachęcając go do coraz nowych opowiadań. Zaleska w otwartych drzwiach do jadalnego pokoju ukazywała się co chwila, patrzyła na mężusia z dumą, słuchała, uśmiechała się delikatnie z jego blagierstwa i znikała, krzątając się dalej około kolacji. Jankę znudziło prędko to towarzystwo, więc, pomimo bardzo gorących próśb, aby została dłużej, pożegnała się i poszła do mieszkania.

IV

Zastała ojca przy herbacie i Świerkoskiego, coś żywo rozmawiających. Na stole stał w bardzo pięknym, bronzowym wazonie wielki bukiet z róż kremowych i czerwonych goździków. Przywitała się ze Świerkoskim i ze zdziwieniem oglądała bukiet ze wszystkich stron, a unikając spojrzeń ojca, spojrzała pytająco na Janową, która stawiała przed nią herbatę.

Orłowski podsunął jej list i wymownym ruchem wskazał jedność z bukietem, odwrócił się do Janowej i półgłosem powiedział:

– Niech Janowa powie, że to z Krosnowy! Owszem! z przyjemnością, panie Świerkoski, pożyczę panu tych czterystu rubli – zaczął mówić prędko do dozorcy.

– Za dwa miesiące od daty dzisiejszej zwrócę, lecz, jak mówiłem, mam teraz wypłaty za te kamienie chłopom, którzy mi je dostawiają, i całą gotówkę już wydałem. Za dwa miesiące będę mógł wziąć zaliczkę, to zwrócę. – Zamilkł gwałtownie, podniósł się i zaczął liczyć w bukiecie kwiaty. – Trzydzieści pięć róż – szepnął, zapisując tę cyfrę na mankiecie. Sześćdziesiąt dwa goździki. – Policzył raz jeszcze i postawił tę cyfrę obok poprzedniej. – Trzy tysiące pięćset sześćdziesiąt dwa! bardzo dobry numer, bardzo dobry. Połowa stanowi: tysiąc siedemset osiemdziesiąt jeden. Śliczna cyfra – szeptał, zapisując mankiet. – Jak się państwu ta pierwsza cyfra podoba? – zapytał, pokazując kolejno brudny mankiet Orłowskiemu i Jance.

– Doprawdy nie wiem, co panu mam powiedzieć, bo na mnie żadne cyfry nie robią wrażenia – odpowiedziała Janka, zdumiona jego zachowaniem.

– To dla pani martwe, tak! do mnie zaś mówią wyraźnie, ot ta cyfra, którą tutaj wyciągnąłem z ilości kwiatów, mówi mi, żebym poszukał tegoż numeru w jakiejkolwiek loterji, bo wygra z pewnością los główny. Dziękuję panu serdecznie za pożyczkę – zwrócił się do Orłowskiego. – Bardzo przepraszam, ale iść już muszę; przypomniał mi się bardzo pilny interes. – Pożegnał się śpiesznie, świsnął na psa i wybiegł: leciał do domu, aby w samotności rozmyślać nad temi cyframi i pisać do swoich loteryjnych dostawców o los z takim numerem.

– Bzika ma, przysięgam Bogu, zupełny fiksat – mruknął Orłowski.

– Bardzo ładne kwiaty! – szepnęła Janka, oglądając raz jeszcze bukiet.

– Umyślnie jeździł po nie do Warszawy – szepnął Orłowski, szarpiąc brodę, bo mu było ciężko mówić wprost do niej; zaczął chodzić naokoło stołu z założonemi na plecach rękoma i z czułością spoglądał na Jankę, która długo czytała list Grzesikiewicza, skończyła i w milczeniu podała go ojcu.

„Szanowna Pani. Niewłaściwie postępuję, ale z tak szczeremi intencjami, że Pani mi wybaczyć musi. Od ojca wiem, iż Pani powróciła do zdrowia, więc jeśli moja osoba nie sprawia Pani wstrętu, jeśli jej nie jestem nienawistnym, to bardzo serdecznie proszę o pozwolenie odwiedzenia się”. – List był długi i cały w tym tonie błagalnym, a szczerym. Prosił wkońcu o słówko choćby odpowiedzi, bo bez niej nie miałby odwagi przyjechać; że jeśli nie zechce go widzieć, to on się zgodzi na to, ale tak błagał, tak zgóry zobowiązywał się skryć w sobie, zdusić wszelkie samolubne uczucia, byle tylko pozwoliła mu przyjechać. Załączał pozdrowienie od rodziców.

– Poczciwy chłop, przysięgam Bogu, poczciwy Jędrek – szeptał Orłowski, a Janka słuchała jakby w płomieniach; zaczął ją przepalać jakiś bolesny ogień, jakiś cichy, głęboki żal zatargał nią. Wpatrywała się w bukiet, wchłaniała bladą, jesienną woń tych kwiatów i zobaczyła przed sobą dobrą, poczciwą twarz tego, który jej te kwiaty ofiarował. Poczuła głęboką wdzięczność i jakieś słodkie zadowolenie miłości własnej, że pomimo wszystkiego on ją kocha jeszcze, ale ta wdzięczność jej serca zaczęła się mieszać powoli z jakąś troską, z jakimś nieuchwytnym żalem, z jakimś, niewiadomo skąd płynącym, lękiem; serce jej podobne było do palety pełnej farb, które rozciekały, mieszały się z sobą, przenikały wzajemnie i, pomieszane, tworzyły jakąś brudną plamę.

Wieczór ciągnął się posępnie.

Nie mówili do siebie, ale coraz głębiej czuli, że im tak źle, że potrzebują koniecznie powiedzieć jakieś słowo, które ich zjednoczy i wzmocni. Serca ich wzbierały pragnieniem wypowiedzenia się.

Orłowski wciąż chodził naokoło stołu z ponurą twarzą. Chwytał brodę zębami, przystawał i miał już to słowo na ustach, już chciał je wymówić, ale obawa, że ona się rozgniewa i pójdzie do swojego pokoju, mroziła go, rzucał ramionami, oczy błyskały mu boleścią i nie odzywał się. Janka także nie mogła usiedzieć na miejscu, próbowała czytać, szyć, coś robić, nie mogła, co wzięła, wysuwało się jej z rąk. Zdenerwowanie trzęsło nią całą. Wpadła w jakiś bolesny stan, pełen przeczuć i niepokojów nieznanych. Słuchała szumów leśnych, wdzierających się przez okna, to monotonnego skrzypu zegara, ale na niczem nie mogła skupić uwagi, o niczem myśleć nie mogła, bo pierzchały jej myśli, jak stado ptactwa, płoszone przez coś niewytłumaczonego. Patrzyła na list, leżący na stole, na który kwiaty rzucały lekki różowawy refleks, czytała go po kilka razy i miała tylko jedno słowo, które samo wracało ciągle i dźwięczało w jej mózgu bez udziału nawet świadomości.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fermenty»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fermenty» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Władysław Stanisław Reymont - Chłopi
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Komediantka
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Orka
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Przy robocie
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Tomek Baran
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Ziemia obiecana
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Ziemia obiecana, tom drugi
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Z pamiętnika
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej
Władysław Stanisław Reymont
Reymont Władysław - Lili
Reymont Władysław
Отзывы о книге «Fermenty»

Обсуждение, отзывы о книге «Fermenty» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x