Zarazem ta powieść jest dokumentem feminizmuBalzaca. Zanim George Sand zacznie walczyć o wolność kobiety, tutaj, u Balzaca, pada już to ciężkie, brutalne słowo: „małżeństwo takie, jak dziś istnieje, jest legalną prostytucją”. Namiętna tyrada, którą wyrzuca z siebie w rozmowie z proboszczem wiejskim hrabina Julia, jakimż echem musiała się rozlegać w sercach kobiet całej Europy! Balzac był jednym z pierwszych szermierzy walczących o tę przyszłość kobiety, która dopiero w naszych oczach staje się rzeczywistością.
Balzakowskie jest to ogarnianie życia na szerokiej przestrzeni i to wiązanie odległych na pozór jego zjawisk. Odsłania nam kompleks walk, zawodów, zawiedzionych marzeń, dramatów, które później dla publiczności streszczały się w jednym słowie: „Pani X. ma kochanka”.
Dziś życie kobiety jest sferą, w której stosunki od czasów Balzaca przeobraziły się może najistotniej. Ale może gdzieś, „w jakim cichym dworze”, daleko od połączeń kolejowych lub na zapadłej prowincji tłucze i dziś jeszcze głową o ścianę swojej klatki jakaś „kobieta trzydziestoletnia”. Dla niej ta książka będzie żywym słowem. Dla innych kobiet, jakże cudownie wolnych w porównaniu z życiem ich babek, będzie wzruszającym dokumentem doli kobiecej.
I ta powieść, jak niedawno wydana po polsku Historia trzynastu , nosi obok balzakowskiego realizmu piętno epoki, z której powstała. To owa domieszka romantyzmu. Korsarz! Życie wolne, życie buntu, swobody, przeciwstawione dusznemu gmachowi społecznemu i tu znajduje swój wyraz pełen uroczych dzieciństw. Kontrasty te, które mogłyby przyprawić o wzruszenie ramion przygodnego czytelnika Kobiety trzydziestoletniej , dodadzą książce tej wdzięku w oczach tych, którzy – mam nadzieję – nauczyli się czytać, rozumieć i podziwiać Balzaca.
Warszawa, w czerwcu 1926.
Było to w początku kwietnia roku 1813, w niedzielę. Ranek wróżył jeden z owych pięknych dni, w których paryżanie pierwszy raz w roku widzą bruk bez błota i niebo bez chmur. Przed południem wykwintny kabriolet zaprzężony w parę rączych koników skręcił w ulicę Rivoli z ulicy Castiglione i zatrzymał się za kilkoma pojazdami u tarasy des Feuillants. Lekki ten pojazd prowadził człowiek o wyglądzie stroskanym i chorowitym. Siwiejące włosy, niedostatecznie okrywające żółtą czaszkę, postarzały go przedwcześnie. Rzucił lejce konnemu lokajowi jadącemu z tyłu, aby pomóc wysiąść młodej dziewczynie, której subtelna uroda ściągnęła uwagę przechodniów.
Mała osóbka, znalazłszy się na stopniu, pozwoliła się ująć wpół i okoliła ramionami szyję swego opiekuna, który ją postawił na chodniku, nie zmiąwszy falbanek zielonej rypsowej sukienki. Kochanek nie byłby tak uważny. Nieznajomy musiał być ojcem tej dziewczynki, która nie dziękując, ujęła go poufale pod ramię i pociągnęła do ogrodu. Stary ojciec zauważył zachwycone spojrzenia paru młodych ludzi; smutek na jego twarzy pierzchnął na chwilę. Mimo iż od dawna doszedł wieku, w którym mężczyznom trzeba się zadowolić zwodnymi uciechami próżności, uśmiechnął się.
– Biorą cię za moją żonę – szepnął do młodej osóbki, prostując się i krocząc powoli, ku jej rozpaczy.
Widocznie dumny był z córki i bardziej może od niej cieszył się spojrzeniami, jakimi ciekawi obejmowali jej brązowe; prunelowe ciżemki, rozkoszną kibić pod lekką sukienką oraz świeżą szyjkę wychylającą się z haftowanego kołnierzyka. Żywszy ruch podnosił niekiedy suknię dziewczyny i pozwalał oglądać ponad ciżemkami zgrabną nóżkę w gładkiej ażurowej pończoszce. Toteż niejeden przechodzień wyprzedził tę parę, aby ujrzeć raz jeszcze młodą twarzyczkę, dokoła której igrały ciemne pukle. Białość jej i rumieniec podnosił jeszcze odblask różowego atłasu, którym podbity był wykwintny kapturek; a niemniej pragnienie i niecierpliwość iskrzące się w rysach ładnej osóbki. Niewinny spryt błyszczał w czarnych oczach, wyciętych w migdał, strojnych ładnym łukiem brwi, długimi rzęsami, oczach wilgotnych i lśniących. Życie i młodość roztaczały swoje skarby na tej figlarnej twarzyczce i na biuście 2 2 biust (daw.) – tu ogólnie: górna część tułowia; popiersie. [przypis edytorski]
powabnym, mimo paska umieszczonego ówczesną modą pod samymi piersiami.
Nieczuła na hołdy, dziewczyna patrzyła z wyraźnym niepokojem na pałac Tuillerii, będący widocznie celem jej niecierpliwej przechadzki. Było trzy kwadranse na dwunastą 3 3 trzy kwadranse na dwunastą (daw.) – za kwadrans dwunasta; jedenasta czterdzieści pięć. [przypis edytorski]
. Mimo że godzina była wczesna, wiele kobiet, wyraźnie postrojonych, wracało z pałacu, odwracając głowę z dąsem, jakby nierade, że się spóźniły na upragnione widowisko. Kilka słów niezadowolenia, jakie piękna nieznajoma pochwyciła na ustach strojnych kobiet, zaniepokoiło ją widocznie. Starzec śledził okiem bardziej ciekawym niż drwiącym oznaki niecierpliwości i lęku malujące się na uroczej twarzy towarzyszki; a przyglądał się jej zbyt bacznie, aby pod tym spojrzeniem nie kryła się jakaś myśl ojcowska.
Była to trzynasta niedziela roku 1813. Za dwa dni Napoleon miał ruszyć na ową nieszczęsną kampanię, w której miał stracić kolejno Bessieres'a i Duroca, wygrać pamiętne bitwy pod Lützen i Bautzen, patrzeć na zdradę Austrii, Saksonii, Bawarii i Bernadotte'a i stoczyć straszliwy bój pod Lipskiem. Wspaniała parada zarządzona przez cesarza miała być ostatnią z parad, które tak długo budziły podziw paryżan i cudzoziemców. Stara gwardia gotowała się po raz ostatni wykonać uczone obroty, których dokładność zdumiewała niekiedy samego olbrzyma gotującego się do pojedynku z Europą. Smutne uczucie przywiodło do Tuillerii świetną i ciekawą publiczność. Każdy niejako odgadywał przyszłość i przeczuwał może, iż nieraz wyobraźnia będzie musiała odtworzyć sobie obraz tej sceny, kiedy ta heroiczna epoka Francji nabędzie, jak dziś, odcienia niemal bajki.
– Prędzej, prędzej, ojcze – przymilała się panienka, ciągnąc za sobą starca. – Słyszę bębny.
– To wojsko wchodzi do Tuillerii – odparł ojciec.
– Albo defiluje, wszyscy wracają! – odparła z dziecinną goryczą, która sprawiła, że starzec się uśmiechnął.
– Parada zaczyna się dopiero o wpół do pierwszej – rzekł ojciec, ledwie mogąc nadążyć porywczej dziewczynie.
Idąc, machała prawą ręką, jak gdyby sobie pomagała w biegu. Mała jej rączka w obcisłej rękawiczce gniotła niecierpliwie chusteczkę, podobna wiosłu prującemu fale. Starzec uśmiechał się, ale chwilami wyraz troski osmucał 4 4 osmucać – dziś: zasmucać. [przypis edytorski]
jego wyschłą twarz. Miłość do tego ślicznego stworzenia sprawiała, iż zarówno cieszył się teraźniejszością, co lękał się przyszłości. Mówił niejako sam do siebie:
„Jest szczęśliwa dzisiaj, czy będzie nią zawsze?”
Bo starcy skłonni są darzyć własnymi cierpieniami przyszłość młodych. Kiedy ojciec z córką dotarli do pawilonu, z którego powiewała trójbarwna chorągiew i którędy przechodzi się z Tuillerii na plac Karuzeli, warty ozwały się surowo: „Już nie wolno!”.
Dziewczyna wspięła się na palcach i ujrzała tłum strojnych kobiet po obu stronach marmurowej arkady, przez którą miał wyjść cesarz.
– Widzisz, ojcze, wyszliśmy za późno.
Strapiona minka zdradzała, jak bardzo zależało jej na tym, aby być na rewii.
– A więc, Julciu, chodźmy; nie lubisz tłoku.
Читать дальше