Stanisław Supłatowicz - Ziemia Słonych Skał

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Supłatowicz - Ziemia Słonych Skał» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1958, Издательство: Czytelnik, Жанр: Приключения про индейцев, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ziemia Słonych Skał: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ziemia Słonych Skał»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Ziemia Słonych Skał” (napisana wspólnie z Jerzym Broszkiewiczem; pierwsze wydanie w 1958 r.) to autobiograficzna opowieść o dzieciństwie spędzonym wśród Indian, w puszczy u podnóża Gór Skalistych. Autor opisuje zwyczaje związane z wychowaniem i przygotowaniem chłopca do życia indiańskiego wojownika: lekcje jazdy konnej, polowania, poznawanie praw natury, zdobywanie własnego imienia. W tekście zawarte są fragmenty autentycznych pieśni indiańskich.

Ziemia Słonych Skał — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ziemia Słonych Skał», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pragnąłbym w namiocie złożyć zmęczone ciało.
I odpocząć choć przez jedną noc.
Prowadźcie mnie, stopy, w kierunku namiotu,
Gdzie odwiedzi mnie słodki Nanabun — Duch Snów.
Odsuń derkę wejściową i poproś mnie na spoczynek
Do swego namiotu, kochany mój bracie.

Promienie słońca tworzą na trawie derkę o wzorze, jakiego nie utka najzręczniejsza kobieta. Nad łąką pochyla się wysoka skała, podobna do skulonego starca, drzemiącego z twarzą złożoną na kolanach.

Skałę okrąża szeroka rzeka — skręca tu gwałtownie i powolnym nurtem wpływa w puszczę. Przy samej skale nurt rzeczny wyrwał głębię, po której woda płynie przezroczystą, pełną podwodnych wirów falą.

To było nasze ulubione miejsce. Tu spotykaliśmy się — ja, Tanto i Skacząca Sowa. Tu Tanto uczył nas pływać i skakać ze skały.

Kiedy słońce zachodzi, woda wokół skały podobna jest do srebrnej łąki. Gdy pierwszy raz przyszedłem tu nocą, by zawrzeć z rzeką i Duchem Wód braterstwo krwi, noc była cicha jak spokojny sen. Przyszedłem tu sam — sam jeden chciałem sprzymierzyć się z rzeką. Stanąwszy na skale witałem uniesioną ręką księżyc, puszczę i odbijające się w wodzie wierzchołki drzew.

Na znak przymierza zaciąłem się w rękę i czerwona kropla krwi spadła w łagodny nurt. A potem skoczyłem w srebrną głębię.

Nie jestem już w takiej chwili człowiekiem. Jestem rybą, najbliższym sprzymierzeńcem i przyjacielem Ducha Wód. Rozgarniam rękami chłodną wodę, płynę w dół, potem naprzeciw nurtu, potem nagłym skrętem, jak ryba przestraszona cienia wielkiego ptaka, rzucam się w bok, by otrzeć się o porosły wodorostami blok skały. Kiedy zaś odbijam się od dna, przepływające nade mną ryby świecą łuskami jak świetliki w puszczy — tylko że ich blask też jest zamglony i tajemniczy, choć przyjazny, jak cały świat mojego nowego sprzymierzeńca, Ducha Wód.

Potem wypływam. Bardzo jestem mały wobec ogromu nawisłej nade mną skalnej postaci. A jednak czuję się wielkim, kiedy siadam na skalnej krawędzi. I choć już znowu jestem małym chłopcem, zawarłem nowe braterstwo. Milczymy wszyscy czterej — księżyc, Duch Skały, Duch Wód i ja.

Pod koniec Miesiąca Jagód, kiedy kończył się pogodny dzień, a my zmęczeni całodzienną nauką odpoczywaliśmy jak co dzień na Skale Milczącego Wojownika, od strony wielkich równin dobiegł nas odgłos końskiego galopu. Z początku był cichy. Mogło się wydawać, że to zmęczenie szumi nam w uszach. Pierwszy zerwał się Tanto — potem usłyszeliśmy i my coraz bliższy i wyraźniejszy tętent. Patrzyliśmy na siebie z niepokojem. Z tamtej strony, od strony naszej wioski, bardzo rzadko dawał się słyszeć pogłos końskiego galopu. Nikomu z nas nie wolno było jeździć w tamtym kierunku, a mieszkańcy wioski tylko w najważniejszych sprawach odwiedzali osadę Młodych Wilków. Któż więc mógł to być?

Tanto pierwszy zeskoczył ze skały. Pobiegliśmy z Sową za nim.

Przed namiotem Owasesa stał rosły, czarny koń, okryty pianą. Jeszcze niespokojny, tańczył i bijąc kopytami ziemię, podnosząc w górę łeb z nastawionymi uszami, rżał. Uchwyciłem Tanto za łokieć, serce zabiło mi niespokojnie — to był wierzchowiec naszego ojca. Śledziłem za wzrokiem Tanto i wraz z nim zacząłem iść w stronę wysokiego, starego buku. W cieniu drzewa stał nasz ojciec. Stał milczący, wysoki, odziany tylko w spodnie z frędzlami, używane jedynie na łowy lub do walki. Pierś miał odkrytą, widniały na niej blizny i szeroki ślad niedźwiedzich pazurów.

Tanto, Sowa i ja stanęliśmy tuż przed nim. Nie wolno się było odezwać, póki ojciec pierwszy nie przemówi. Staliśmy więc nieruchomo i bez słowa — choć tak bardzo pragnąłem rzucić się ojcu na szyję, przytulić się do niego, usłyszeć jego głos. Nie widziałem go przecież przez cały okres Wielkiego Słońca.

Ojciec przypatrywał się nam uważnie i bez uśmiechu. W końcu zbliżył się, położył dłoń na ramieniu Tanto, a mnie pogładził po włosach. Na moment osłabłem. Serce podeszło do gardła, a do oczu napłynęły łzy. Było mi bardzo smutno, a równocześnie rosła we mnie złość na siebie, że jeszcze ciągle nie umiem być wojownikiem i że plącze się we mnie jeszcze dusza dziewczyny. Na szczęście ojciec nie przyjrzał mi się uważnie. Widać było, że choć nas obejmuje, myślami jest daleko. Że myślom tym brak spokoju. Nawet Skacząca Sowa rozumiał to dobrze, bo spojrzawszy nań bokiem widziałem, że oczy ma przestraszone i lekko drżą mu ręce. Ojciec kazał nam usiąść, sam siadł obok i zapalił swą małą fajeczkę. To, co mówił, mówił W naszej obecności, ale chyba nie do nas, Patrzył ponad nasze głowy i nie zwracał twarzy nawet ku Tanto, który był przecież prawie młodym wojownikiem. Mówił tak, jakby po prostu chciał słyszeć własne myśli.

— Kiedy byłem takim chłopcem jak ty, mój Uti, i jak Uti z rodu Sowy, nasze plemię przywędrowało w te strony. Kiedy byłem takim chłopcem jak wy, nasze plemię przybyło nad tę rzekę, by wieść życie spokojne. By żyć daleko od osad Okimow — białych ludzi. Wiele Wielkich Słońc przechodziło nad naszą wioską, a w wiosce panował spokój. Słychać było wesołe pieśni i wojownicy tańczyli tańce zwycięskich łowców.

Chcę, aby moi synowie stali się jak najprędzej wojownikami i swoim ramieniem wspierali moje ramię. Biali ludzie znów przypomnieli sobie o naszych wioskach i słońce coraz bardziej zachodzi dla nas poza złe chmury. Okimow znowu odnaleźli drogę do mego tipi i trudno będzie ich z tej ścieżki zawrócić, trudno będzie polować w wolnym lesie i wędrować przez naszą puszczę…

Nie rozumiałem tego, co mówił ojciec, nie rozumiał tego także Sowa. Jeden Tanto wpatrywał się uważnie w twarz ojca, jakby pojął każde słowo i pochwycił te myśli, których ojciec nawet na głos nie wypowiedział. Drżałem lekko, ale nie dlatego, że słońce już dotknęło tarczą drzew na zachodzie i nad ziemią ciągnął wieczorny chłód. Chociaż byłem przy ojcu, przy bracie i przyjacielu, wydawało mi się chwilami, że jestem sam i zdany na łaskę bezlitosnych wrogów.

Tuż po zachodzie słońca powrócił z puszczy Owases. Ojciec przywitał się z naszym nauczycielem bez słowa i bez słowa weszji razem do namiotu. Już po chwili z głębi tipi zaczęły dobiegać krótkie urywane głosy bębna. Był to znak zwołujący wszystkich mężczyzn na naradę. Wtedy Tanto pochwycił mnie i Sowę za ramiona:

— U Owasesa będzie narada wojowników. Jeżeli nie, będziecie hałaśliwi jak dzikie prosięta, zabiorę was z sobą pod namiot, żebyśmy mogli podsłuchać, co starsi powiedzą na naradzie.

Sowa i ja nie śmieliśmy się nawet odezwać, tylko pochwyciliśmy go za ręce gorączkowo, kiwając głowami, błagając go wzrokiem, by zechciał dotrzymać obietnicy.

Słońce już zaszło i wokół namiotu gęstniał mrok, mrok wielkich drzew. Czekaliśmy długie chwile, aż wszyscy wojownicy zejdą się do tipi Owasesa, czekaliśmy ukryci za najbliższą kępą krzaków, nie odzywając się nawet szeptem, bojąc się głośniej odetchnąć.

Dopiero kiedy ostatni z wojowników wszedł do namiotu, poczęliśmy śladem Tanto prześlizgiwać się z kamienia na kamień, bacząc, by nie wejść poza obręb najgłębszego, rzucanego przez sosny cienia. Na trzydzieści kroków przed namiotem legliśmy w wysokiej trawie. Ale wtedy, jak na rozkaz czarownika, komary przypomniały sobie o nas i karząc za zuchwałość cięły niczym grzechotniki. Nie mogłem w pewnej chwili wytrzymać ich ataku i dałem znak Sowie, by ułamał kawałek gałęzi jałowca do oganiania się przed nimi. Sowa był równie głupi, jak ja, i w ciszy wieczornej trzask łamanej gałęzi rozległ się niczym grzmot. Tanto poczęstował nas obu mokasynem, ale na szczęście nikt ze starszych nie zwrócił uwagi na trzask gałęzi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ziemia Słonych Skał»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ziemia Słonych Skał» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stephen Baxter - Firma Szklana Ziemia
Stephen Baxter
Stanisław Lem - Pokój na Ziemi
Stanisław Lem
John Flanagan - Ziemia skuta lodem
John Flanagan
Andrzej Ziemiański - Przesiadka W Piekle
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Achaja – Tom II
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Zapach Szkła
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Toy Toy Song…
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Achaja – Tom III
Andrzej Ziemiański
Andrzej Ziemiański - Achaja – Tom I
Andrzej Ziemiański
Władysław Stanisław Reymont - Ziemia obiecana
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Ziemia obiecana, tom drugi
Władysław Stanisław Reymont
Władysław Stanisław Reymont - Z ziemi chełmskiej
Władysław Stanisław Reymont
Отзывы о книге «Ziemia Słonych Skał»

Обсуждение, отзывы о книге «Ziemia Słonych Skał» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x